Bydgoszczanin, pilot, pułkownik z Departamentu Innowacji MON. Lot w kosmos byłby spełnieniem jego marzeń. Ma duże szanse. Zwłaszcza że wie, po co chce tam polecieć. – To wielka sprawa dla Polaków, bo ESA po raz pierwszy od dekady ogłosiła nabór na astronautę – mówi Bartek Harkot. Natychmiast się zgłosił.

Mundur od dziecka kojarzył mu się z zasadami i misją, jaką może na siebie przyjąć odpowiedzialny mężczyzna. Chciał zostać pilotem. Wpływ ojca. Łatwo jednak nie było. Bartek skończył Ogólnokształcące Liceum lotnicze w alma mater polskiego lotnictwa w Dęblinie. Przeszedł ostrą selekcję. Testy psychologiczno-fizyczne, badanie w komorze niskich ciśnień (lot symulowany na 3500 metrów), mnóstwo wyrzeczeń. Udało się. Po czterech latach pomyślał niespodziewanie: a może zostanę aktorem? Zdał nawet egzaminy do Akademii Teatralnej im. Zelwerowicza w Warszawie. Uznał jednak, że go poniosło i lepiej mu będzie w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych, znanej w Europie Szkole Orląt. W 2001 r. został podchorążym, adeptem lotnictwa. W 2005 r. oficerem. Wtedy też zaczął studiować na Politechnice Warszawskiej lotnictwo i kosmonautykę. Powoli budziło się w nim marzenie, aby zobaczyć, co jest dalej.
- Spotkania z klientami na zoomie już nie wystarczą. Jak cyfryzować firmę, żeby klient cię pokochał? Impresje Samcika i nie tylko [BIZNES BEZ PAPIERU]
- Hosting, czyli za co tak naprawdę płacisz? Jak wybrać firmę, z którą nie grozi ci "blackout" strony, e-sklepu lub bloga?
- Prywatność w sieci. Jak ją chronić przed oszustami, szpiegami, złodziejami i... rządem? Wystarczy zrobić tych kilka rzeczy
Za błękitem nieba
– W 2006 r. wylądowałem w 56. Pułku Śmigłowców Bojowych w Inowrocławiu – opowiada. – Tak było do 2009 r. Później pojechałem na stypendium do Stanów Zjednoczonych i po roku znów wróciłem do Inowrocławia. Byłem pilotem, później starszym pilotem, w końcu dowódcą załogi. W 2012 r. pojechałem na 8-miesięczną misję do Afganistanu. W 2015 r. zdecydowałem, że limit możliwości w jednostce liniowej wykorzystałem – choć propozycje były bardzo interesujące. Decyzją przełożonych w 2015 r. znalazłem się w Centrum Doktryn i Szkolenia Sił zbrojnych w Bydgoszczy. Cały czas latałem cywilnie, aby nie wyjść z wprawy. W 2017 r. zacząłem służbę w Wydziale Technologii Kosmicznych (WTK) Inspektoratu Implementacji Innowacyjnych Technologii Obronnych. Teraz pracuję w Departamencie Innowacji w MON.
Postanowił jednak porzucić ziemską karierę, bo czuje się tak, jakby na Ziemi osiągnął zawodowo już wszystko.
Więcej Polaków w kosmosie?
Niedawno złożył więc aplikację w otwartym konkursie Europejskiej Agencji Kosmicznej (European Space Agency, ESA) na astronautę. To historyczna szansa dla Polaków, bo ESA po raz pierwszy od dekady ogłosiła taki nabór. Od 2012 r. Polska jest członkiem ESA, która wysyła astronautów z Europy na międzynarodową stację kosmiczną. Bartek bardzo chciałby popularyzować ten temat. Robi wszystko, aby w Polsce zostały stworzone ramy finansowe i prawne do tego, by w rozwijającym się u nas sektorze kosmicznym Polacy brali większy udział. I latali w kosmos.
– Uruchomiłem właśnie projekt „Polski Astronauta 2030” – mówi Bartek. – W pierwszym kwartale 2022 r. rozpoczynamy działalność statutową jako fundacja. Planujemy podpisanie porozumienia o współpracy z Polską Agencją Kosmiczną i innymi podmiotami z sektora kosmicznego w Polsce i za granicą. Chcemy też, aby Bydgoszcz była kojarzona jako kolebka i stolica astronautyki i lotów załogowych. Marzę o tym, aby do 2030 r. w misjach załogowych nie zabrakło Polaków. Przy odpowiednim prowadzeniu tej sprawy, szkoleniach, finansowaniu, umiejętnym wykorzystaniu innowacji, polskie misje kosmiczne, tworzone we współpracy z innymi członkami ESA, mogą się okazać także korzystne biznesowo. Jeżeli tej decyzji nie podejmiemy teraz, kolejna szansa może pojawić się dopiero za wiele, wiele lat. A rozwój technologii jest bardzo szybki.
Drugi po Hermaszewskim
Dla Bartka lot w kosmos to przede wszystkim szansa dla Polski. Od czasu Mirosława Hermaszewskiego, czyli 1978 r., Polaka nie było w rakiecie kosmicznej pędzącej poza ziemską orbitę. Bartek uważa więc, że mamy dwa wyjścia. Możemy tylko się przyglądać, jak świat się rozwija, ale możemy też brać w tym rozwoju udział. Jego zdaniem astronauta jest ambasadorem zainteresowania kosmosem w kraju, z którego pochodzi. Skupia uwagę, integruje środowiska nauki i przemysłu, jest reprezentantem całej Europy. I pilnie śledzi możliwości.
– Moim zdaniem naturalnie przyszedł czas, byśmy z tych możliwości skorzystali i wreszcie wysłali polskiego reprezentanta w przestrzeń kosmiczną – przekonuje. – Sprawdzili, jakie korzyści możemy dzięki temu osiągnąć dla naszego kraju, rozwoju nowoczesnych technologii.
Po co miałby lecieć w kosmos?
Czy Bartek należy do tych ludzi, którzy szukają życia poza Ziemią, jeśli ta stanie się wroga człowiekowi? Coraz mocniej wybrzmiewa przecież głos naukowców, którzy ostrzegają, że nasza planeta jest w fatalnym stanie. I jeśli nic z tym nie zrobimy, za 30 lat życie na Ziemi może być nie do zniesienia.
– Jesteśmy częścią kosmosu. To, że chcemy „zdobyć” kolejną planetę, np. Marsa czy naturalnego satelitę Ziemi, Księżyc oznacza, że pragniemy poszukać tam odpowiedzi, co zrobić, aby na Ziemi żyło nam się lepiej – tłumaczy Bartek. – Gdy jesteśmy bardzo blisko czegoś, to nie widzimy tego, co ważne, konieczne, co może stanowić rozwiązanie. A kiedy się oddalimy, dostrzegamy to, co wcześniej nie przyszłoby nam do głowy – dodaje.
Bartek zdaje sobie też sprawę ze słabości ludzkiej natury. Wie, że człowiek jest zdolny do wszystkiego, dlatego wiele rozmyślał o tym, po co miałby polecieć w kosmos. Oglądał „Odyseję kosmiczną” Stanleya Kubricka z 1968 r. Bohaterowie tego filmu przekonali się, dlaczego człowiek nie był w stanie dowiedzieć się za dużo o życiu poza Ziemią. Nie był na to gotowy. Niewykluczone, że nie zasłużył, aby wiedzieć, bo mógłby zniszczyć znacznie więcej niż tylko Ziemię.
– Ciekawość, jaka nami teraz kieruje, nie musi wywodzić się z pnia destrukcji – mówi Bartek. Chciałby poszukać w kosmosie odpowiedzi na pytania pomocne Ziemi. Kosmos jest nieprzewidywalny, ale też ciekawy. Nie daje jednoznacznych odpowiedzi, a mimo to, już teraz możemy wiele zjawisk przewidywać o wiele lepiej, obserwując fenomeny zachodzące poza Ziemią. – Gdyby nie satelity nie wiedzielibyśmy tak dużo o erozji, suszy, urodzajach i nieurodzajach na naszej planecie – dodaje bydgoszczanin. – Musimy tylko nauczyć się korzystać z tych informacji lepiej, tak aby zapobiegać np. kataklizmom, złemu postępowi.
Czytaj także:
Z technologicznego punktu widzenia: czy loty w kosmos są potrzebne?
Najpóźniej za 10 lat pojedziesz na pierwsze kosmiczne wakacje. Po ile pokój w hotelu na orbicie?
Czy będziemy rodzić sztuczne dzieci? Opowieść o przyszłości maluchów, które dziś kochają smartfony
Na Marsa leci się pół roku
Wyobraźmy sobie przez chwilę, że Polak pomyślnie przeszedł wszystkie etapy konkursu i leci w kosmos. Może przecież nie wrócić z takiej wyprawy. Co na to jego siedmioletni syn?
– Często z synem o tym rozmawiamy – przyznaje Bartek. – Planujemy mój lot razem. I on jest coraz bardziej na tak. Dla mojej partnerki życiowej sprawa wygląda inaczej. Dopóki nie polecę w kosmos, nie ma tematu. Elon Musk, Richard Branson i Jeff Bezos są pewni, że turystyka kosmiczna jest biznesem, w który warto inwestować. Dla mnie to jest mega realne i wykonalne, ale zdaję sobie sprawę, że dla ludzi, którzy nie mają o tym za wiele pojęcia, jest to kompletny „odjazd”. W grudniu przyszłego roku okaże się jednak, czy zostanę zakwalifikowany do takiego lotu w ramach ESA.
Wie, czego się spodziewać, przekraczając linię Karmana (umowna granica pomiędzy atmosferą Ziemi i przestrzenią kosmiczną przebiegająca na wysokości 100 km). Międzynarodowa Stacja Kosmiczna orbituje na wysokości około 406 km. Wie też, że wejdzie w inną przestrzeń, gdzie rządzą prawa fizyki, które zna. Ma je przecież w głowie. Kosmos to nie jest środowisko przyjazne człowiekowi, ale na tyle poznane, że jesteśmy w stanie tam funkcjonować przy udziale specjalistycznego sprzętu. Bartek się nie boi, ale też niespecjalnie o tym fantazjuje. Ma ścisły umysł. Woli skupiać się na zadaniach, jakie zostaną mu wyznaczone, albo sam je sobie wyznaczy, gdy dowie się więcej o kosmosie.
– Na Księżyc leci się trzy dni, ale na Marsa już pół roku. A tymczasem wcale nie tak prosto przekroczyć linię Karmana – zauważa Bartek. – Idealnie byłoby znaleźć się na stacji kosmicznej, czyli nadal na niskiej orbicie Ziemi. Spędziłbym tam na początek pół roku i brał udział w badaniach ważnych dla poprawy życia ludzkości. A czy istnieją światy równoległe albo inne rzeczy, które pokazał nam Kubrick w filmowej rzeczywistości, przekonam się, jak już będę w kosmosie.