21 stycznia 2021

Ruszyła Albicla, polska alternatywa dla Facebooka. Dlaczego nie warto śmiać się z jej porażki?

Wystartował serwis społecznościowy Albicla - polska odpowiedź na "monopol" Facebooka. Wystarczyło jednak kilkanaście godzin. by serwis padł ofiarą trolli i własnych błędów. Jaka z tego płynie nauka dla tych, którzy marzą o prawdziwej alternatywnie dla Facebooka i innych gigantów cyfrowych? Przestrzegam: nie śmiejcie się z porażki Albicla (nawet jeśli jest to bardzo trudne)

Wystartował serwis społecznościowy Albicla – polska odpowiedź na „monopol” Facebooka. Wystarczyło jednak kilkanaście godzin, aby serwis padł ofiarą trolli i własnych błędów. Jaka z tego płynie nauka dla tych, którzy marzą o prawdziwej alternatywnie dla Facebooka i innych gigantów cyfrowych? Przestrzegam: nie śmiejcie się z porażki Albicla (nawet jeśli to tak bardzo trudne).
Część internautów nie radzi sobie z tą skomplikowaną nazwą i wpisuje do google „albica”, „albicja”, „alblica”.

Za dziwnie brzmiącą nazwą Albicla – pochodzącą ponoć z łacińskiego albus aquila, czyli „orzeł biały”–  kryje się prawdziwie polski serwis społecznościowy związany ze środowiskiem klubów „Gazety Polskiej”. Powołano go jako naszą odpowiedź na Facebooka i jego poczynania (np. blokowanie profili i treści, które serwis uznaje za nieodpowiednie).

„Albicla ma być alternatywą dla serwisów, które tylko w teorii praktykują wolność słowa. Blokowanie w tych największych mediach prezydenta Donalda Trumpa oraz innych osób o konserwatywnych poglądach doprowadzi do tego, że za jakiś czas zaledwie grupka osób będzie miała monopol na przekazywanie informacji i kreowanie rzeczywistości w sieci”

– tłumaczył Ryszard Kapuściński prezes klubów „Gazety Polskiej”, cytowany przez portal Niezalezna.pl. Tyle założenia. A efekt? Cóż, najoględniej pisząc nieco mu brakuje do perfekcji. I piszę to bez satysfakcji, bo od czasów „Naszej Klasy” i Grono.net nie możemy przecież zrozumieć jak to się stało, że wygryzł je z naszych komputerów i smartfonów Facebook.

Coś poszło nie tak. Czy to piękna katastrofa, nieudana szarża husarii z prawej strony Internetu, czy tylko falstart? To się okaże. W tym momencie serwis działa fatalnie. I nie chodzi tylko o kwestie techniczne.

Przypis redakcji:

Aktualne hasło portalu Albicla ( kwiecień 2021)
Let AlBiCla – Let All BClearL

Jak wygląda i działa Albicla?

Wizualnie – na pierwszy rzut oka – nie jest źle, gorzej jest, gdy zajrzy się głębiej i zacznie się klikać. Rada Etyki Social Media wypunktowała główne błędy serwisu. Z jej ekspertyzy – i mojego „spaceru” po serwisie Albicla – przedstawia się taki oto obraz:

  1. Regulamin portalu to ctrl+c, ctrl+v regulaminu Facebooka, nawet hiperłącza zostały. To nie rokuje dobrze jeśli mówimy o budowaniu alternatywy dla Facebooka.
  2. Dane użytkowników nie są chronione. Można pobrać całą bazę użytkowników. Ponoć sprawa została zgłoszono już do Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
  3. Jeszcze do niedawna hasło nie miało limitu znaków i ktoś miał wpisać całą treść Pana Tadeusza. Gdy ja zakładałem konto pojawiły się już ograniczenia, ale nie ma żadnej weryfikacji siły hasła – hasło 1234 może być użyte. To otwiera drogę dla przestępców, którzy włamując się na konta mogą chcieć np. wyłudzić od znajomych „ofiary” pieniądze, hasła, albo np. kod BLIK.
  4. Nazwy użytkowników mogą być dowolne. Do bólu. Ktoś podobno stworzył konto o nazwie „login”, po kliknięciu w jego profil zostajemy wylogowani. Ktoś inny nazwał się „delete_account”, po kliknięciu w jego profil usuwamy swoje konto. A przynajmniej jest to możliwe – czego nie umożliwia np. Facebook.
  5. Da się założyć konto bez nazwy, bez e-maila i bez hasła. Wystarczy w źródle strony z pól „input” usunąć atrybut „required”.

Tyle jeśli chodzi o kwestie techniczne, choć pewnie będą wypływać kolejne babole. Kolejne dwa problemy – tak naprawdę mocno powiązane ze sobą – to trolling i ideologiczne skrzywienie serwisu.

Orzełek zjedzony przez trolle

Mocna deklaracja Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” o tym, że Albicla ma być odpowiedzią na „lewacką narrację Facebooka”, sprawiła, że na serwis zaraz ruszył zmasowany atak trolli.

„Tak jak się spodziewaliśmy, przeżywamy niebywały atak hakerów i trolli internetowych. Próbują nam przeszkadzać, jak się da, ale to świadczy też o naszej sile. Jednego im się nie udało: nie mogli nas przemilczeć. Problemy będą, bo od czego są wrogowie […] Naruszyliśmy potężne interesy i dokonaliśmy wyłomu w ścianie ideologicznego frontu spychającego konserwatywną myśl na margines. Twórzmy wolny świat razem. Będzie z dnia na dzień coraz lepiej”

– zapewniał w rozmowie z Wirtualnymi Mediami Sakiewicz. Skoro można było spodziewać się ataku, to może trzeba było lepiej się do takiej sytuacji przygotować? Szczególnie pod względem technicznym, jeśli nie marketingowym.

Rzeczywiście, trolle nie potraktowały łagodnie polskiej alternatywy dla Facebooka. W ciągu kilku godzin pojawiły się np. konta Marcina Najmana, Joe Bidena, Donalda Trumpa, Karola Wojtyły, znanych aktorów czy bohaterów memów. Do tego pełno kont „Jebać PiS”.

Obraz uzupełniają próbki treści pedofilskich, pornograficznych, obrażających papieża, Polskę, Matkę Boską i całą resztę VIP-ów. Wygląda to jak kopia profilu tygodnika „NIE” na Facebooku. Gorzej, że to wszystko zostało przepuszczone przez sito elementarnej moderacji pod względem odsiewania treści niezgodnych z prawem – o ile jakaś moderacja w ogóle została przygotowana (a warto było również pod tym względem przygotować się do takiego przedsięwzięcia, jak uruchomienie portalu społecznościowego).

Wolność w remoncie

Kolejną kwestią jest wolność słowa. Redaktor Tomasz Sakiewicz zapowiadał przed startem „Orła Białego”, że serwis będzie miejscem prawdziwie wolnym, że będzie się cechował poszanowaniem prawa do swobodnej wypowiedzi. Jednak możliwość blokowania kont znajduje się w regulaminie serwisu. Być może to efekt kopiowania żywcem regulaminu Facebooka. Taką trzeba mieć nadzieję, bo chyba nie po to tworzona jest alternatywa dla „cenzorskiego narzędzia Marka Zuckerberga”, by powtarzać jego schematy działania?

Bliźniaczy serwis społecznościowy „Wolni Słowianie” też zapowiadał, że nie będzie banował i pozwoli na pełną wolność słowa. Skończyło się na deklaracjach. Po kilkunastu godzinach zablokowany został Krzysztof Gonciarz i serwis Niebezpiecznik. W przypadku znanego Youtubera chodziło o wrzucenie teledysku piosenki „My Słowianie” Cleo i Donatana. Dlaczego zbanowano Niebezpiecznika, wciąż nie wiadomo. Ale zapewne był po prostu zbyt… niebezpieczny. Albo „Wolnym Słowianom” wyskoczył bezpiecznik.

Dlaczego to nie mogło się udać?

Jeśli Albicla i Wolni Słowianie chcą być prawdziwą alternatywą dla Facebooka, to muszą otworzyć się na osoby, które niekoniecznie mają prawicowe poglądy, lubią czasem pożartować z czegoś innego, niż chłopcy w rurkach czy grube feministki. W innym przypadku będą to marginalne serwisy i naprawdę nie będzie miało znaczenia, czy medium radzi sobie z problemami technicznymi, fałszywymi profilami i dezinformacją. W plemiennym środowisku ważne jest tylko to, żeby „orać” przeciwnika, nawet jeśli narzędzie jest tępe i rykoszetem sami dostajemy.

Nie mam wątpliwości, że Albicla i Wolni Słowianie nie są tym, czego wszyscy potrzebujemy. Idea za nimi stojąca (pomijając ideologiczne skrzywienie) jest dobra: odebranie gigantom technologicznym monopolu i przekazanie mediów społecznościowych użytkownikom. Jednak jest to dużo trudniejsza sztuka, niż się wydaje i partyzanckie metody nie wystarczą. Im hydra większa, tym trudniej uciąć jej łeb – a Imperium z Doliny Krzemowej ma łbów na pęczki: od Facebooka, przez Instagrama po Twittera.

W rozmowie z prof. Dariuszem Jemielniakiem z Akademii Leona Koźmińskiego wskazywaliśmy, że to właśnie oddolna inicjatywa, oddanie kontroli społeczności jest drogą do stworzenia prawdziwie wolnego medium społecznościowego. Takiego, które dodatkowo radzi sobie z fake-newsami, rakiem współczesnej sieci. Jako przykład dawaliśmy Wikipedię – silną siłą swoich użytkowników.  

Alternatywa dla Facebooka potrzebna od zaraz

Żeby było jasne: uważam, że powstanie alternatyw dla cyfrowych gigantów to wspaniała rzecz. Im większa i silniejsza konkurencja dla Facebooka, Twittera czy Instagrama – tym lepiej dla użytkowników i całego Internetu. Różnorodność zapewnia większy pluralizm i chroni przez monopolistycznymi zakusami. To także szansa, że nie zamkniemy się w ideologicznych bańkach. Na łamach Homodigital.pl wielokrotnie podnosiłem temat ograniczenia wszechwładzy serwisów społecznościowych.

Wskazywałem, że walka z dominacją cyfrowych gigantów już się zaczęła. Pisałem o tym, że Komisja Europejska zaprezentowała dwa projekty regulacji dotyczących platform internetowych. Chodzi o Digital Services Act (kodeks usług cyfrowych) oraz towarzyszący mu Digital Market Act (prawo o rynku cyfrowym). W założeniu mają one uderzyć w cyfrowych gigantów i chronić obywateli przed ich monopolistycznymi zapędami.  To tylko przykład jak instytucje próbują wpływać na gigantów technologicznych.

Facebook i Twitter same się nie zmienią. Rewolucja w mediach społecznościowych musi dokonać się pod pewnym przymusem. Takim mogą być wspominane działania Komisji Europejskiej. Lepiej byłoby jednak, gdyby presja wychodziła ze strony świadomych zagrożeń obywateli i rodzącej się dzięki nim sprawnej konkurencji. Takiej brak. Przynajmniej na polskim rynku.

Mocno kibicuję kolejnym alternatywom dla Facebooka. Niech tylko nie będą wydmuszką ideologiczną, ale solidnym dziełem społeczności. Wierzę, że jest to możliwe.

Alternatywy spółdzielcze dostawców jedzenia, które powstały w czasie lockdownu były formą sprzeciwu wobec chciwości korporacji, pokazują, że da się! Restaumatic, Upmenu, wciągnij.to, czy zentrale.pl to całkiem udane alternatywy dla Uber Eats i Wolta. Wciąż są lokalne i marginalne, ale im więcej użytkowników im zaufa, tym będą lepsze. Czy z serwisami społecznościowymi też w końcu nam się uda?

Tagi:
Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon