Miniony rok wyborczy, największy w historii – wybory odbyły się w ponad 60 krajach – przyniósł nam prawdziwą paradę trików, które zmieniają polityczną rozgrywkę w widowisko rodem z krzywego zwierciadła. Bynajmniej nie tylko za sprawą zaciętej rywalizacji kandydatów: w równym, jeśli nie większym stopniu, chodzi o obcych aktorów politycznych, którzy łakną osłabienia państw i podzielenia społeczeństw. A w dobie technologii AI i marketingu w mediach społecznościowych robią to z iście diabelską finezją.
Fałszywe media, czyli potęga wrażenia lokalnej wiarygodności. Nie daj się nabrać (szczególnie) przed wyborami
Pamiętacie, jak jeszcze kilka lat temu masowo natrafialiśmy na podejrzane serwisy newsowe, które kopiowały szatę graficzną popularnych portali? Po błyskawicznym rzuceniu okiem na zawartość można było się zorientować, że coś jest nie tak. Problem w tym, że z każdym kolejnym rokiem te fałszywe media stają się coraz sprytniejsze – często działają od dłuższego czasu, publikują „normalne” newsy z regionu, wzięte od agencji prasowych bądź generowane przez sztuczną inteligencję, i nabierają internetowej wiarygodności. Dopiero w gorącym okresie przedwyborczym zaczynają pompować przekaz, który ma wzbudzać emocje, grać na podziałach, a w końcu tworzyć iluzję chaosu i dezorientacji.
Z jednej strony niektóre z tych stron nabierają formy rzekomo lokalnych, sąsiedzkich portali – a wiemy przecież, że „lokalność” wzbudza zaufanie. Z drugiej strony są i takie, które kopiują layout znanych serwisów ogólnopolskich czy ogólnoświatowych, rozmywając granice między informacją a dezinformacją. Jedno jest pewne: w ferworze kampanii – gdy emocje wyborców szybują w górę – weryfikowanie prawdziwości źródeł schodzi na dalszy plan. A dla dezinformatorów to prawdziwe żniwa.
Rosyjska operacja Overload, czyli kiedy manipulacja przybiera ogólnokrajowe rozmiary
Rosja, Chiny, Iran – to najczęściej wymieniane państwa, którym zależy na destabilizacji procesu demokratycznych wyborów w innych krajach. Nawet jeśli nie zdołają wbić klina i całkowicie zakłócić wyników, to sam efekt zamieszania bywa wystarczająco korzystny dla autorów tych operacji. Przykładowo rosyjska operacja „Overload” (znana też jako „Matrioszka” czy „Sztorm-1679”) z 2024 roku uderzyła nie tylko w wybory parlamentarne we Francji, ale też otarła się o kontekst igrzysk olimpijskich w Paryżu. Jej celem nie było skłonienie wyborców do postawienia krzyżyka przy konkretnym nazwisku – raczej chodziło o chaos i deprecjację instytucji odpowiedzialnych za weryfikację faktów.
Schemat jest prosty, choć obezwładniający swoją skalą. Produkuje się mnóstwo fałszywych lub zmanipulowanych treści i zalewa nimi media społecznościowe. Następnie ich twórcy zarzucają organizacje fact-checkingowe prośbami o weryfikację owych, często mniej istotnych w skali kraju „rewelacji”. Zadanie to zamęczyć, odwrócić uwagę i zepchnąć na margines najważniejsze kłamstwa – by w końcu tropicielom fake newsów zabrakło czasu. Niektóre prośby brzmią wręcz groteskowo, ale odmowa weryfikacji w oczach części odbiorców staje się dowodem na „nieuczciwość i stronniczość” fact-checkerów. Genialne w swej przewrotności, prawda?
Deepfake i „afera” na Słowacji. Często nie można uwierzyć własnym oczom (i uszom)
W niektórych krajach – chociażby na Słowacji – zaczęto serwować przedwyborcze deepfake’i w wersji audio. Nagle lider partii liberalnej rzekomo zapowiadał drastyczną podwyżkę cen piwa – tak, mówię serio: piwa – a w jeszcze innej „rozmowie” z (fałszywą) dziennikarką przyznawał się do planów kupowania głosów mniejszości etnicznych. Dla osób obytych z nowymi technologiami może to pachnieć sensacyjnym, ale jednak rozpoznawalnym oszustwem. Pytanie jednak, ilu internautów dało się nabrać? Ile osób, przejętych codzienną gonitwą, słucha krótkich nagrań bez kontekstu i od razu formułuje kategoryczny osąd? Niestety zbyt wiele.
I tu dochodzimy do sedna. Z jednej strony mamy rosnącą świadomość, że deepfake to realne narzędzie, które może wzbudzić zaufanie do nieprawdziwej informacji. Z drugiej – świat pędzi tak szybko, że brakuje czasu na weryfikację. A w społeczeństwie, w którym tempo życia stale rośnie, potrzeba naprawdę silnej dyscypliny, by każdą informację odnieść do kontekstu, przeanalizować i sprawdzić źródła. W efekcie, niestety, wiele osób przyjmuje na wiarę to, co zobaczy w krótkim wideo czy usłyszy w pliku audio.
Czytaj też: Jak AI rewolucjonizuje rolnictwo – będzie szybciej, taniej, zdrowiej? Kto straci pracę?
Ciemna strona mediów społecznościowych i… influencerów. Czego nie mówią nam przed wyborami?
Większość kampanii dezinformacyjnych odbywa się za pośrednictwem platform społecznościowych – miejscu, w którym formalnie spotykają się „zwykli użytkownicy”. Niestety obok autentycznych ludzi mamy tam wyspecjalizowane farmy trolli i botów, które potrafią udawać prawdziwych internautów. Namiętnie klikają „Udostępnij”, wrzucają „zabawne” (czyt. szkalujące) memy, zaciekle komentują i nakręcają spiralę emocji.
Nie można się więc dziwić, że influencerzy – najjaśniejsze gwiazdy social mediów – stanowią duży fragment tej układanki. Mają rzesze fanów gotowych przejąć ich poglądy lub przynajmniej zastanowić się nad ich słowami. Jedni influencerzy być może nawet nie wiedzą, że są wykorzystywani jako narzędzie – wystarczy, że ktoś ich sprytnie zmanipuluje lub skusi atrakcyjną ofertą finansową, by szerzyli określone treści czy narracje. Inni zaś celowo wchodzą w tę grę, bo liczy się dla nich zasięg, rozgłos, a może i pieniądze od „niezidentyfikowanych sponsorów”.
Nigdy nie wiemy, czy dana osoba publiczna głosi w sieci swoje poglądy, czy może… kogoś, kto ją z ukrycia finansuje. Co więcej, może się również okazać, że nasz ulubiony instagramowy celebryta jest tzw. „pożytecznym idiotą” nieświadomie powielającym dezinformacje, przez bycie (algorytmicznie) zamkniętym w bardzo szkodliwej bańce informacyjnej.
Czytaj też: Roboty będą stawiać domy – i mieszkać w nich razem z nami. Jak robotyka zmienia codzienność każdego z nas?
Co dalej z demokracją w czasach cyfrowego chaosu?
Najważniejsze pytanie brzmi, czy jesteśmy w ogóle w stanie przeciwstawić się tak rozległym kampaniom dezinformacyjnym. Choć może to zabrzmieć pesymistycznie, pewności nie ma. Wypracowanie skutecznych metod obrony wymaga trójtorowych działań. Po pierwsze odpowiedzialności platform społecznościowych (której obecnie brakuje). Wszelkiej maści portale teoretycznie starają się rozwijać algorytmy do wykrywania botów i fałszywych treści, ale zauważalnych efektów nadal brak. Ważna jest także rozsądna edukacja medialna ucząca weryfikować informacje, sprawdzać źródła i myśleć krytycznie. Na koniec niezbędna jest również ciągła czujność organizacji fact-checkingowych, które powinny mieć wsparcie rządowe nie tylko w formie deklaratywnej – również w postaci narzędzi i zasobów.
Patrząc na skalę zjawiska – 40 tysięcy jednostek treści zaliczających się do dezinformacji (lub manipulacji) wyprodukowanych tylko w przeciągu czterech pierwszych miesięcy 2024 roku przez jedną rosyjską agencję działającą na zlecenie Kremla (Social Design Agency) – można przeżyć lekki wstrząs. A to jedynie wierzchołek góry lodowej. Te wszystkie wysiłki mają jeden główny cel – wpłynąć na nasze postrzeganie rzeczywistości i finalnie na wynik wyborów. W grę wchodzi również destabilizacja i rozbijanie państwa od wewnątrz (za pośrednictwem np. polaryzacji).
Jak walczyć z dezinformacją? Które informacje są prawdziwe, a które nie?
W całym tym zamieszaniu warto zapamiętać jedno: najlepszym orężem w walce z dezinformacją jesteśmy my sami. Nasza wyobraźnia i zdrowy rozsądek. Jeśli zobaczymy informację tak szokującą, że aż wydaje się nierealna, weźmy głęboki oddech. Zamiast natychmiast przerzucać się linkiem na Messengerze czy Twitterze, poświęćmy chwilę, by sprawdzić choćby jedno źródło więcej. Bo w cyfrowej dżungli nasi najwięksi wrogowie liczą na to, że nie mamy czasu ani chęci na weryfikację. Róbmy więc to, czego najmniej się spodziewają – zwalniajmy, analizujmy i nie dajmy się nabić w butelkę. Cierpliwość jest najważniejsza: warto dodać, że również w kwestii informacji nieuchodzących za „bardzo szokujące”. Poniżej krótki przewodnik antydezinformacyjny:
1. Rozwijaj nawyk weryfikacji źródeł:
Podstawowym krokiem w walce z dezinformacją jest sprawdzanie, kto stoi za danym tekstem, filmem czy zdjęciem. Czy jest to renomowana agencja informacyjna, instytucja naukowa, a może bloger bez konkretnego dorobku czy „lokalne medium” powstałe parę tygodni temu? Warto poświęcić chwilę na znalezienie dodatkowych informacji o autorze bądź podmiocie wydającym publikację. Im bardziej wiarygodne i transparentne źródło, tym większe prawdopodobieństwo, że przekaz jest rzetelny.
2. Sprawdzaj w wielu miejscach:
Jedną z najskuteczniejszych metod weryfikacji jest konfrontacja wiadomości z różnymi źródłami. Jeśli daną historię opisują w podobny sposób liczne poważane media, maleje szansa, że została wymyślona. Jeżeli zaś sensacyjne „newsy” pojawiają się tylko w jednym miejscu i nie są potwierdzane przez inne wiarygodne portale, istnieje duże ryzyko, że mamy do czynienia z fałszem lub celową manipulacją.
3. Zwracaj uwagę na emocjonalny wydźwięk:
Dezinformacja często bazuje na wzbudzaniu silnych emocji – strachu, oburzenia czy euforii. Jeśli tytuł czy nagłówek jest wyjątkowo szokujący, to może być znak, że ktoś próbuje wpłynąć na Twoją ocenę sytuacji, zanim dotrzesz do meritum. Warto wtedy wczytać się w treść, poszukać konkretnych danych, faktów i źródeł. Jeśli ich brakuje, bądź są przytaczane w sposób ogólnikowy („naukowcy twierdzą”, „anonimowi eksperci mówią”), warto zachować dystans.
4. Oceniaj wiarygodność zdjęć i nagrań:
Dzisiaj nietrudno o zmanipulowane materiały wizualne – fotografie łatwo poddać retuszowi, a deepfake umożliwia podmienienie czyjegoś głosu czy twarzy. Sprawdź, czy dane zdjęcie było już publikowane wcześniej w innym kontekście (pomoże w tym np. wyszukiwanie obrazem). Jeśli chodzi o film lub nagranie audio, przyjrzyj się uważnie szczegółom: czy ruchy warg pasują do słów, czy nie ma nienaturalnych zmian tła, czy nie występują „przeskoki” obrazu sugerujące montaż.
5. Wyostrz czujność w mediach społecznościowych:
W kontekście kampanii dezinformacyjnych platformy takie jak Facebook, Twitter czy TikTok są głównym miejscem publikacji zmanipulowanych treści. Zwracaj uwagę, kto postuje informację, czy profil wydaje się prawdziwy (historia postów, naturalne interakcje, brak gwałtownych skoków w liczbie obserwatorów). Pamiętaj, że boty lub farmy trolli często wykorzystują popularne hashtagi i głośne tematy do zwiększania zasięgu fałszywych treści.
6. Zachowaj spokój i zdrowy sceptycyzm:
Najważniejsze w obliczu kampanii dezinformacyjnych jest utrzymanie spokoju i nieuleganie medialnej panice. Wszelkie szokujące doniesienia traktuj z przymrużeniem oka do momentu, aż sprawdzisz ich prawdziwość. Dzięki temu obronisz się przed manipulacjami, które bazują na szybkim, emocjonalnym wywoływaniu reakcji.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o dezinformacji, zachęcamy do odwiedzenia strony Bezpieczne Wybory
Źródło zdjęcia tytułowego: Freepik
Zapraszamy do komentowania i wzięcia udziału w dyskusji!
Sprawdzanie, weryfikacja źródeł informacji, ale przede wszystkim – zdrowy rozsądek i nieuleganie pochopnym reakcjom. Bardzo przydatne porady.
Jak to „tylko” obce wpływy to co dopiero musi się dziać wewnątrz polityki. Manipulacja pełną parą
To prawda, trudno jest odnaleźć się w tym medialnym gąszczu. Każdy gdzieś ma swój ukryty wewnętrzny interes…