9 października 2020

Wszyscy jesteśmy z Kraśnika. Oto cała prawda o 5G

Radni miasta Kraśnik najpierw poparli petycję “Koalicji Polska Wolna od 5G” i ogłosili miasto strefą wolną od sieci 5G. Szybko się z tego wycofali, ale niesmak i żartobliwe memy pozostały. Czy jednak kraśniczanie są czemukolwiek winni? Kto miesza ludziom w głowach?

Kraśnik całkiem niespodziewanie stał się Taplarami XXI wieku. O ile we wiosce z powieści Redlińskiego lękano się prądu i kanalizacji, to w miasteczku z Lubelszczyzny strach wzbudziła technologia 5G. Jednak fikcyjną osadę z realnym Kraśnikiem – a konkretnie z jego włodarzami – łączy niechęć do edukacji i podatność na manipulacje. Gdyby nie zwyczajna ignorancja nie byłoby afery z 5G, a także z LGBT i innymi skrótami

Podczas posiedzenia nadzwyczajnej sesji Rady Miasta Kraśnik pojawili się niemal wszyscy najpopularniejsi liderzy środowisk anty-5G. Przed posiedzeniem rady, jak i podczas niej, aktywnie wywierali duży nacisk na utrzymanie poparcia dla petycji „Koalicji Polska Wolna od 5G”.  

Początkowo urzędnicy kraśniccy ulegli argumentacji środowisk anty-5G, ale nim podjęto głosowanie nad uchwałą, ta upadła. Samokrytyka radnych cieszy, choć nie jest konsekwentna, bo z uchwały wymierzonej w osoby LGBT już się nie wycofali. Lekcję odrobili połowicznie, być może dlatego, że do poprawki zmusiło ich Ministerstwo Cyfryzacji, a niekoniecznie rozum. 

Czytaj też: Komunikacja miejska i smart city. W Białymstoku pozamiatali! Przeczytaj felieton Maćka Samcika

Przegląd absurdów

Niemniej cała sytuacja była świetną okazją do przyjrzenia się fake newsom i manipulacjom, którymi posługują się inicjatorzy petycji “Koalicji Polska Wolna od 5G”. 

Zacznijmy od raportu Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, który zaleca powściągliwość przy zmianie dopuszczalnych poziomów PEM (pole elektromagnetyczne, którego źródłem poza naturą są urządzenia i technologie) oraz stosowanie zasady ALARA (dotyczy bezpieczeństwa promieniowania i mówi o stosowaniu zbędnej ekspozycji na promieniowanie oraz uwalnianiu materiałów radioaktywnych do środowiska w jak najmniejszym stopniu osiągalnym wszelkimi realnie możliwymi metodami). 

W jednym miejscu tenże raport zaleca powściągliwość, a w drugim wyraźnie wskazuje, że właśnie smartfony wytwarzają silniejsze PEM niż umieszczone na wysokich masztach anteny stacji bazowych sieci 5G. Czyli de facto to nie słynne maszty 5G szkodzą. Ale czy coś w ogóle szkodzi?  

Tegoroczny raport Amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA, ang. Food and Drug Administration) pt. „Review of Published Literature between 2008 and 2018 of Relevance to Radiofrequency Radiation and Cancer” zwraca uwagę, że do chwili obecnej nie ma spójnych i wiarygodnych dowodów potwierdzających występowanie negatywnych skutków zdrowotnych u ludzi, w związku z ekspozycją na energię elektromagnetyczną o częstotliwości radiowej, pod warunkiem dotrzymania obowiązujących dopuszczalnych poziomów ekspozycji. 

Czytaj też: Podglądają nas w sypialni i ogrodzie. Bo im na to pozwalamy! Jak przez internet dobrać się do czyjejś domowej kamerki? I jak się przed tym bronić?

Sieć 5G jest szkodliwa. Jak groszek z puszki

Środowiska anty-5G powołują się na publikację Międzynarodowej Agencji Badań Nad Rakiem, w której włącza się PEM do kategorii 2B oznaczonej jako grupa o „możliwym działaniu rakotwórczym dla ludzi”. Warto jednak pamiętać, że jest to grupa z czynnikami o najniższym stopniu zagrożenia dla człowieka. IARC wyróżnia jeszcze grupę 1 – jednoznacznie rakotwórczą, grupę 2A – składającą się z czynników „prawdopodobnie rakotwórczych dla ludzi” oraz grupę 3 – całkowicie bezpieczną dla człowieka. Zdaniem naukowców i uczonych pracujących w Międzynarodowej Agencja Badań nad Rakiem 5G jest tak samo „szkodliwe” dla naszego zdrowia jak warzywa konserwowe, bądź – znajdujący się w wielu kosmetykach – aloes zwyczajny. 

W debacie o rzekomej szkodliwości 5G, przeciwnicy tej technologii przytaczają przykłady Francji i Szwajcarii, jako krajów, które walczą z promieniowaniem. W rzeczywistości francuski parlament przegłosował przepisy, zgodnie z którymi od września 2018 r. w szkołach w tym kraju obowiązuje całkowity zakaz używania przez uczniów smartfonów, tabletów i smartwatchy. Ograniczenia dotyczą młodzieży do 15. roku życia, ale nie mają związku z promieniowaniem elektromagnetycznym i próbą jego ograniczenia, a walką z tzw. uzależnieniem cyfrowym. W przypadku Szwajcarii nie wstrzymano całkowicie budowy masztów 5G, ale opóźniono cały projekt z powodu złego zrozumienia zaleceń BAFU (Szwajcarskiej Agencji Ochrony Środowiska). 

Pomieszanie z poplątaniem

Z jednej strony mamy środowiska walczące z technologią, z drugiej zaś telekomy, które ją bezmyślnie promują. Kampanie marketingowe nie edukują, nie tłumaczą czym jest sieć 5G. Mówią niemal jak delegat powiatu do chłopów z Taplar: będzie postęp, a kto nie popiera zmian, ten wierzy w zabobon. 

W takiej sytuacji półprawdy środowisk walczących z 5G zderzają się hurraoptymizmem marketingowych opowieści. W ostateczności cierpi na tym konsument. Z takiego Kraśnika na przykład, który już sam nie wie, kto go robi w konia. Czy ma wierzyć zatroskanym o jego los gwiazdom z YouTube czy bilbordom krzyczącym o rewolucji ze smartfonem. Szum informacyjny sprawia, że dochodzi do sytuacji takich, jak na Lubelszczyźnie. 

Przyjrzeliśmy się bzdurom środowisk anty-5G. Czas wziąć na warsztat marketingową papkę telekomów.  Co tracą użytkownicy telefonów 4G? Czy w Polsce mamy już 5G?

Gwoli wyjaśnienia obecnie najszybsze sieci 4G pozwalają nam na osiągnięcie maksymalnej prędkości pobierania danych na poziomie 300 Mb/s. Dla porównania, piąta generacja sieci ma nam domyślnie oferować transfery danych z prędkością do 20 Gb/s. Jak znaczna może być to różnica każdy może sobie policzyć. Pytanie, czy jest ona możliwa do osiągnięcia?

Na obecną chwilę nie. Wciąż bowiem nie rozdysponowano częstotliwości dla sieci 5G. Chociaż powstały stacje bazowe, to wciąż operatorzy pracują na częstotliwościach starej 4G (od 800 do 2600 MHz). 

Plastycznie rzecz ujmując: z nowoczesnych dworców wciąż ruszają stare lokomotywy. W praktyce oznacza to, że 5G niczym nie różni się od 4G, jeżeli wziąć pod uwagę tylko to, co „lata w powietrzu” między stacją a terminalem

Czytaj teżCzy sztuczna inteligencja zastąpi lekarzy? Roboty rozpoznają już choroby płuc i mózgu!

Czytaj też: Respiratory są na wyczerpaniu – ostrzega premier. Czy można kupić sobie własny? Ile to kosztuje? Czy ma sens? Prześwietlamy dostępne opcje wspólnie z ekspertami od pulmonologii

Prawda i marketing

Jak zauważa Paweł Wypychowski z Instytutu Spraw Obywatelskich owa sieć 5G w Polsce to tylko zabieg marketingowy

„Operatorzy chwalą się dostępnością 5G, choć tak naprawdę  nie ma nowych pasm. Owszem, operatorzy mają już stacje bazowe 5G, ale dalej nie rozstrzygnięto aukcji na nową częstotliwości. W efekcie owe 5G działa na infrastrukturze 4G”

– wyjaśnia Wypychowski. 

Czy w takim razie 5G nie jest szybsze niż 4G? Tzw. 5G jest szybsze niż obecne 4G, ale nie jest szybsze niż 4G sprzed pojawienia się sieci najnowszej generacji. Pokrętne? Wynika to z tego, że obecne kanały transmisji są podzielone na nowe 5G i obecne 4G, czyli zmniejszyła się przepustowość. Pojawienie się nowej sieci osłabia 4G i stąd jej przewaga – realnie 5G ma moc starej 4G (sprzed pojawienia się nowej generacji).

Z osłabienia sieci 4G korzystają telekomy. Oferują abonamenty i urządzenia 5G, zapowiadając wielką zmianę, której jak na razie nie ma. Póki nie zostanie rozstrzygnięta aukcja na nową częstotliwość przeciętny konsument znacznej różnicy nie zauważy.

Cała promocja sieci 5G jest niczym innym, jak akcją marketingową. Na przykład sieć T-Mobile chwali się, że posiada 1600 stacji bazowych sieci 5G. Operator podkreśla także, że już 6 milionów ludzi jest w zasięgu sieci 5G. T-Mobile nie dodaje, że aby skorzystać z możliwości nowej sieci muszą mieć urządzenia dostosowane do 5G. A nie są to najtańsze smartfony. Najtańszy model Realme X50 5G kosztuje ok. 1.500 zł, a bardziej markowe urządzenia zaczynają się od ok. 2.500 zł. Flagowce – takie jak Samsung Galaxy S20+ 5G – kosztują już blisko 5.000 zł.

W sieci półprawdy

Wszystkie większe telekomy w Polsce chwalą się, że mają dostęp do sieci 5G. Żaden nie tłumaczy, czym tak naprawdę jest sieć 5G, jak jej funkcjonowanie różni się od 4G. W żadnym miejscu nie prezentują policzalnych różnic pomiędzy siecią starej i nowej generacji. Półprawdy zastępują edukację konsumentów, bo ta operatorom się po prostu nie opłaca. 

Nie chcę oczywiście posądzać telekomów o złą wolę. Marketing rządzi się swoimi prawami i wiara w reklamy jest skrajną naiwnością. Myślę jednak, że edukacja technologiczna jest w ich interesie. Sytuacja jak ta z Kraśnika nie napawają optymizmem. O ciemnych i jasnych stronach innowacji powinni mówić jasno dostawcy technologii. Jak wskazuje Gartner transparentność i demokratyzacja technologii jest jednym z wiodących trendów technologicznych tego roku.

Lęk przed technologią bierze z niewiedzy i manipulacji. Uważam, że manipulują zarówno środowiska anty-5G jak i telekomy. Pierwsi posługują się fake newsami i niepotwierdzonymi badaniami bądź wyolbrzymiają zagrożenie, drudzy szafują marketingową, hurraptymistyczną narracją. Efektem tego jest chaos.

Chaos, którego ofiarą padł Kraśnik. Nie jest tak – jakby tego chcieli twórcy memów – że mieszkańcy Kraśnika są zacofani. Łatwiej było kraśniczan wyśmiewać, trudniej było technologiczne zawiłości tłumaczyć. 

Czego uczy nas cała afera z 5G?

W powszechnym odbiorze powieściowe Taplary są azylem zabobonu i ciemnoty. Tak naprawdę jednak Redliński w swojej książce ukazuje kres kultury chłopskiej i narodziny narodu. W internetowej narracji Kraśnik jawi się jako ciemnogród. Realnie jednak był miejscem, gdzie jak na dłoni pokazane zostały braki w powszechnej edukacji technologicznej i podatności na manipulacje. Niech będzie zatem Kraśnik raczej wyrzutem sumienia, wskazówką do zmian, a nie kozłem ofiarnym cyfrowej transformacji.

 

*Na okładce tekstu kadr ekranizacji powieści "Konopielka" w reżyserii Witolda Leszczyńskiego
Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon