Marketingowcy pracujący nad tym, żebyśmy na dobre przenieśli nasze zakupy do internetu, dostali do ręki potężną broń. A w zasadzie dwa gun-shoty, które wymierzą prosto w nasze portfele. Będzie wygodniej? Tak, będzie wygodnie i kolorowo, jak cholera. Będzie niebezpiecznie? Jak diabli. I już nie wiem czy jest powód, żeby się cieszyć z tego, że w zakupach nadszedł XXI wiek
Pandemia wymusiła zmiany w naszym kupowaniu – wielu z nas częściej, niż do tej pory, robi zakupy przez internet. Niektórzy przekonali się do kupowania w sieci nie tylko elektroniki, czy sprzętu AGD, ale też żywności (co w Polsce do tej pory było „rozrywką” dla największych miłośników technologii).
Ale z kupowaniem w sieci były do tej pory dwa problemy. Pierwszy polegał na tym, że nie możemy dotknąć, przymierzyć tego, co chcemy kupić. Ani poradzić się sprzedawczyni, która – w naszym mniemaniu – będzie potem „odpowiadała głową” za to, żeby jej rada była dobra. Drugi to kwestia płatności za zakupy, która w internecie nigdy nie bywała przyjazna.
Ból zakupów internetowych, czyli porzucony koszyk i szeroka bramka
To właśnie z powodu skomplikowanego sposobu płacenia za e-zakupy właściciele sklepów internetowych narzekają na tzw. porzucone koszyki. Gdy robimy zakupy w fizycznym sklepie, to zwykle tuż przed kasą nie zostawiamy koszyka i się nie ewakuujemy ze sklepu w panice. Bo i po co? Wyciągamy kartę lub smartfona, przybliżamy do terminala płatniczego i gotowe.
W internecie za to pojawia się bramka płatnicza z milionem opcji do wyboru i jak ktoś niezbyt dobrze ogarnia e-commerce to łatwo się zniechęca.
Tak się składa, że te dwa problemy e-zakupów właśnie znikają. A ja wcale nie jestem pewny, czy warto się z tego cieszyć. Bo to może być zmiana powodująca bardziej wygodne, ale też i bardziej niebezpieczne zakupy w sieci.
Jeśli chodzi o problem fizycznego kontaktu z towarem oraz porady sprzedawcy, która pomaga nam podjąć decyzję zakupową, to z odpowiedzią przybiegły Walmart (największa w USA sieć sklepów spożywczych) oraz TikTok (chińska platforma społecznościowa, obecnie najszybciej rosnąca na świecie i frustrująca nieustannie Marka Zuckerberga).
Walmart i TikTok testują zakupy online po nowemu
Ostatnio Walmart i TikTok przeprowadziły ciekawe przedsięwzięcie z gatunku livestream shopping. Polegało ono na zorganizowaniu transmisji na żywo na koncie Walmart w chińskim serwisie, podczas którego użytkownicy TikTok mogli robić zakupy ciuchów bez konieczności opuszczania aplikacji TikTok.
Ciuchy były prezentowane przez 10 popularnych twórców TikTok, a gospodarzem eventu był niejaki Michael Le, którego występy na TikToku przyciągają ponad 43 miliony fanów (tyle osób go obserwuje).
A jak przebiegały zakupy? Można było wejść w posiadanie rzeczy na dwa sposoby. Po pierwsze podczas prezentacji danego produktu można kliknąć pinezki, aby dodać rzecz do koszyka. A po zakończeniu prezentacji można przejść do panelu z wyborem rozmiaru, sposobu dostawy i płatności.
Alternatywnie można było dotknąć pinezki z koszykiem na koniec wydarzenia, aby przejrzeć jeszcze raz wszystkie przedmioty biorące udział w „promocji” i wybrać, co kupić.
Jeśli chodzi o płatność, to nie jestem pewny czy działa ona na zasadzie przypiętej wcześniej karty (zgodę na transakcję przekazuje się poprzez logowanie do serwisu pośrednika, który procesuje transakcję) czy też instrukcja przychodzi e-mailem. Ale to detal.
Tutaj możecie zobaczyć: jak wyglądały zakupy przez TikTika (wideo w tekście)
Docelowo zapewne livestream shopping będzie wyglądał tak, że będziemy mieli specjalny „cyfrowy sejf”, do którego będzie przypięta nasza karta płatnicza. Takie „sejfy” mają Visa oraz Mastercard – i który będzie „przypięty” do pokazu.
Zatem organizatorowi pokazu będziemy wskazywali co kupujemy i gdzie to wysłać, a organizatorowi płatności – po wpisaniu loginu i hasła – będziemy wyrażali zgodę na obciążenie konta.
Czytaj też: Sześć patentów na udane zakupy prezentów last minute
Livestream shopping? Na bazarkach o tym wiedzą. Ale nie wiedzą, że tak się nazywają te zakupy
Potęga livestream shopping polega na tym, że to już nie jest sklep internetowy, w którym sam chodzisz między „wirtualnymi półkami” i wybierasz. Tutaj jest doradca, z którym możesz czatować na żywo i w dodatku to jest osoba znana i lubiana, do której masz zaufanie.
Biorąc pod uwagę, że w kierunku kupowania w aplikacji idzie również Instagram i do pewnego stopnia Facebook – to może być trend, który spowoduje, że zakupy w internecie będą równie „żywe”, jak te fizyczne. Czyli będziemy mogli sobie zaplanować wirtualne wizyty w kilku sklepach, w których pojawią się nasi idole i nam zaprezentują różne rzeczy, które koniecznie musimy mieć.
Ale w sumie czy to taka nowość? Znam panią ze straganu, która w dolnośląskim miasteczku raz w tygodniu przyjeżdżała na kiermasz. A gdy zrobił się lockdown, to po prostu obdzwoniła swoje stałe klientki. I powiedziała im, że teraz kiermasz będzie na Facebooku. I raz w tygodniu robi przegląd ciuchów na kilkugodzinnym live.
Klientki piszą na czacie co dla nich zarezerwować i wysyłają przelewem pieniądze. I oni wszyscy zapewne nawet nie wiedzą, że to, co robią, to się nazywa „livestream shopping”.
Czytaj też: Artykuł Asi Szałkowskiej: „Jak technologie pomogą Ci na zakupach? Oto aplikacje, które oszczędzają Twój czas i pieniądze”. Tam kilka porad o radosnym i beztroskim kupowaniu
Buy now pay later, czyli zakupy na dopalaczu
Nadchodzi też drugi trend, który sprawi, że zakupy w internecie będą porównywalnie „kontaktowe”, przyjemne i łatwe, jak te tradycyjne. To system buy now pay later.
Niedawno taką usługę wprowadził największy „ryneczek internetowy” w Polsce – Allegro. Teraz w jego ślady idzie aplikacja Twisto, która w Polsce jest jednym z pionierów odraczania płatności za e-zakupy.
O usłudze Allegro pisałem na „Subiektywnie o finansach”, a nawet ją testowałem na własnej skórze. Jest okropnie fajna. Okropnie, bo powoduje, że człowiek może bardzo łatwo stracić hamulce. Ma do dyspozycji coś a la „kartę kredytową”, której jednak nie trzeba przypinać, podawać żadnych danych. Wystarczy kliknąć, żeby uruchomić część przyznanego limitu. Zakupy robi się na jeden klik, a płatnością nie trzeba się przejmować. Później przyjdzie e-mail z przypominajką.
Wśród firm pożyczkowych model buy now pay later też się upowszechnia, wchodzą one w sojusze z firmami rozliczającymi płatności. A te oferują ów okropnie wygodny pomysł sklepom internetowym, z którymi współpracują.
Przykłady? Firma Smartney, czyli fintech, który należy do Oney Banku, wspólnie z operatorem płatności Blue Media, kilkanaście dni temu uruchomiła płatności w sieci zwane Pay Smartney.
Klient, będąc na stronie sklepu internetowego i wybierając ten rodzaj płatności, loguje się do swojej bankowości elektronicznej. Potem następuje błyskawiczna weryfikacja tożsamości oraz wiarygodności, a decyzja o pożyczce i przelew środków idzie już „automatem”. W ciągu 30 dni spłaca się pożyczkę bez kosztów, a potem uruchamiane są raty, już płatne.
Krótko pisząc: raty przez internet stały się nawet łatwiejsze, niż raty w świecie offline. Odroczenie płatności za zakupy internet – łatwiejsze, niż „kup teraz, zapłać później” w realnych sklepach. Przerażająco wygodne i… niebezpieczne. W Australii z tego tytułu solidnie zadłużony jest już ponad milion młodych ludzi.
Czytaj też: Twoja ulubiona przygoda w sieci. I nie, to nie jest to, o czym myślisz
Livestream shopping oraz buy now pay later: mieszanka wybuchowa?
A teraz wyobraźcie sobie połączenie tych dwóch rzeczy. A więc livestream shopping z udziałem ludzi, których autorytetowi nie umiesz się oprzeć, wzbogacony o moduł zakupu bez wychodzenia z serwisu społecznościowego oraz ubogacony o dodatek w postaci odroczonej płatności. Będziecie potrafili się oprzeć?
Oj, nie wiem czy nie będziemy za chwilę przeklinać tego całego XXI wieku i zakupów internetowych. Chodząc na krótkiej smyczy influencerów i będąc zadłużonym po uszy z tytułu różnych zakupów, którym nie potrafimy się oprzeć, nie będziemy zbyt mocno cieszyli się życiem.
zdjęcie tytułowe: Tye Doring/Unsplash
Wszystko, by wynieść konsumpcjonizm na jeszcze wyższe poziomy…
Gardzę konsumpcjonizmem (wciąż, mimo że obecna rzeczywistość coraz bardziej zniechęca do oszczędzania); samymi konsumpcjonistami gardzić nie mogę, jako że to dzięki nim wszystko, gospodarki, cały ten świat się jakoś kręci.
Wydaje mi się, że mieliście na myśli „shotguny” a nie „gun-shoty” 🙂
Prawdopodobnie mieliśmy na myśli bazookę 😉