Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
23 lutego 2022

Nie masz nic? Bij NFT, a nuż rozbijesz bank

“Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic [...] To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę. Cóż stracimy? Zarobić zawsze można” – brzmi słynny cytat z kultowej "Ziemi Obiecanej" Władysława Stanisława Reymonta. Brzmi nieco archaicznie, ale tylko do momentu, gdy zdasz sobie sprawę, że do zarobienia dużej kasy w NFT nie potrzeba wiele.

“Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic […] To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę. Cóż stracimy? Zarobić zawsze można” – brzmi słynny cytat z kultowej „Ziemi Obiecanej” Władysława Stanisława Reymonta. Brzmi nieco archaicznie, ale tylko do momentu, gdy zdasz sobie sprawę, że do zarobienia dużej kasy w NFT nie potrzeba wiele.

Albo nic nie potrzeba. Jak w przypadku niejakiego Sultana Gustafa Al Ghozaliego. Chłopak wrzucił do sieci NFT z serią swoich selfie. Zdjęcia były robione codziennie przez ostatnie cztery lata i docelowo miały posłużyć do wykonania wideo z okazji zakończenia studiów. Ghozali ustawił cenę wywoławczą na 3 dolary. Entuzjaści NFT uznali jednak, że słabo doświetlone zdjęcia nastolatka to doskonała inwestycja i szybko zaczęli się o nie zabijać. W efekcie na konto Ghozaliego wpłynął ponad milion dolarów w kryptowalutach. Najdroższe selfie sprzedano za ok. 806 dolarów, czyli jakieś 3200 zł.

To jednak nie jedyna zawrotna inwestycja w ostatnim czasie. Także 12-letni Benyamin Ahmed z Londynu zdołał zarobić na tokenach NFT. Chłopak zyskał 290 tysięcy funtów, czyli ponad 1,5 miliona złotych, sprzedając w sieci cyfrowe wizerunki wieloryba. Do przygotowania dzieła użył własnego programu. Na całą kolekcję Weird Whales składa się 3350 wielorybów-emoji, które różnią się od siebie drobnymi detalami.

Jak do tego doszło, nie wiem. Ale nie wie też wiele innych osób. Świat NFT jest zdecydowanie dziwny i szalony.

Czytaj także:
Metawersum. Tak będzie wyglądał Internet przyszłości?
Big Tech najbardziej boi się demokracji
Przyjaźń w czasach zarazy… i cyfrowego obłędu


[Krótkie przypomnienie]

Dla tych, którzy wciąż nie do końca wiedzą czym jest NFT, śpieszę z tłumaczeniem. NFT to skrót od Non‑Fungible Token, oznaczający niezmienny, niemożliwy do edytowania cyfrowy certyfikat potwierdzający, że dany przedmiot – cyfrowy bądź fizyczny – jest czyjąś własnością. Wykorzystuje technologię blockchain, przez co jest niemożliwy do zhakowania (przynajmniej jak dotąd). W świecie cyfrowym może pełnić funkcję aktu własności, a przecież możemy mieć na własność już nie tylko dom, auto, ale także dobra cyfrowe (Internet Goods), które dziś coraz częściej są miernikiem statusu.

Mówiąc wprost to cyfrowy podpis autentyczności . Można ściągnąć sobie kopię gifa, mema czy obrazka z sieci, ale wciąż będzie to kopia. Ale można mieć też oryginał. Dla porównania można kupić oryginalnego Klimta czy Beksińskiego, ale można mieć reprodukcję. Aha, ale kupując rzeczone obrazy nie kupujemy ich fizycznie, ale raczej dostajemy podpis pod obrazem np: Gustav Klimt, Pocałunek, własność Rafała Pikuły.

Więcej o samym fenomenie pisał świetnie Piotr Dominik w tekście „Fenomen NFT. Własność w sprzeczności z troską o środowisko”.

Dziki Zachód technologii

NFT zmienił reguły gry na rynku sztuki, ale i sam rynek NFT jest równie kapryśny, co artystowskie poletko. Bo nigdy nie wiadomo do końca, co chwyci, co zostanie uznane za wartościowe, kto na czym i ile zarobi. I po jaką cholerę.

„Na razie nie potrafimy w pełni zrozumieć wartości NFT. Być może jest tak, jak z dziełami sztuki nowoczesnej na początku XX wieku – kupujący je nie byli pewni, czy da się na nich zarobić. Ale przeczuwali, że potrzeba czasu, by ich wartość się ujawniła” – pisał o rynku NFT Alek Tarkowski w Piśmie.

Oczywiście wszystko może za kilka lat albo nawet kilkanaście miesięcy okazać się bańką spekulacyjną, która spektakularnie pęknie, ale póki co tysiące osób próbuje swoich sił wystawiając dzieła na giełdach NFT. Trochę to dziki zachód inwestycji, trochę szukanie żyły złota. Więcej tu przypadku, niż ciężkiej pracy. I to jest właśnie piękne w NFT.

Czy warto inwestować w NFT?

Eksperci przekonują, że inwestycja w tokeny nie wymaga aż tak mocnych nerwów, jak śledzenie kursu kryptowalut, które w ostatnich tygodniach – w przeciwieństwie do NFT – są szalenie niestabilne. Tokenizacja dzieł sztuki staje się powoli standardem dla wielu domów aukcyjnych i azylem dla inwestorów.

– Oczywiście dla tych, którzy inwestują w krypto długofalowo nie jest to sytuacja szokująca, a tym bardziej nie spowoduje, że ktoś nagle zbankrutuje. Ci, którzy żyją w świecie cyfrowej waluty, są po prostu przyzwyczajeni, że nawet jedno zdanie Elona Muska, czy decyzja któregoś rządu – szczególnie chińskiego – chwieje wyceną kryptowalut – mówi Bartosz Bilicki założyciel i prezes startupu SmartVerum, który tokenizuje sztukę i tworzy „artystyczne” metawersum. 

Według badania przeprowadzonego przez DappRadar, firmę zajmującą zbieraniem i analizą danych, która śledzi branżę NFT, sto najlepszych kolekcji NFT straciło łącznie 15 proc. swojej wartości w tym samym okresie, w którym dwie najpopularniejsze kryptowaluty spadły o połowę.

Celebryci idą w nowości

W 2021 roku celebryci na całym świecie inwestowali w NFT np. Eminem czy Paris Hilton, a Justin Bieber, kupił jeden z przedmiotów kolekcjonerskich za 500 ETH, czyli około 1,3 miliona dolarów i tym samym dołączył do elitarnego klubu Bored Apes Yacht. W Polsce również ta technologia nie narzeka na brak popularności, a wśród tych którzy przyznają się do inwestowania w tę technologię można wymienić np.  Krzysztofa Gonciarza, Magdę Gessler, Malika Montanę, czy Joannę Jędrzejczyk. 

Ważnym aspektem dla inwestorów jest jednak użyteczność NFT.  W przypadku Bored Apes Yacht Club zakup tokena to tylko (choć zapewne dla celebrytów aż) bilet do prestiżowej grupy milionerów, a inne tokeny dają możliwość udziału w grze, czy też pozwalają tworzyć własną przestrzeń w metawersum.

Podobnie jak w przypadku pozostałych sposobów inwestowania zawsze należy kierować się rozwagą, Jeśli inwestujemy długofalowo, należy zadać sobie fundamentalne pytanie, czy token NFT, który kupuję dzisiaj, ma szanse być wartościowy za kilka lat? W przypadku tokenizacji celebryckiej wartość może utrzymywać się tak długo jak popularność celebyty.

Ok, Google jak zrobić…

Fraza „jak zrobić NFT” staje się coraz popularniejsza. Co chwile pojawiają się „peaki” popularności tego zapytania. Szczególnie, gdy pojawi się news o tym, że ktoś zarobił na NFT, albo jakiś celebryta wszedł w ten biznes.

Sama fraza „NFT” zyskuje w perspektywie czasu.

 

Zanim zarobimy na NFT, musimy je najpierw zrobić. Tworzenie NFT nazywa się „biciem” i wiąże się z biciem monet. Nazewnictwo jest mylące, ponieważ transakcje NFT nie są walutami. Z kolei zgodnie z nową nomenklaturą kryptowaluty nie są bite, ale wydobywane, albo kopane. Jednak wybicie NFT to nic innego jak zapisanie informacji na jednym z łańcuchów bloków, w którym utworzono konkretną jednostkę. NFT mogą być kojarzone z czymkolwiek w sieci, zwykle z grafiką. Takie NFT mogą być sprzedawane jako kryptowaluty certyfikowane przez ten sam blockchain. Kupujący potrzebują tylko portfela kryptowalutowego, który jest dziś dostępny w formie poręcznej aplikacji na ich telefonie.

NFT można sprzedać, ale obecnie większość tych transakcji odbywa się za pośrednictwem platformy OpenSea. Sama transakcja jest kolejnym zapisem w blockchainie. Informacje o przedmiotach, wirtualnych walutach i transakcjach są do siebie bardzo podobne. W końcu to tylko rekordy w internetowej bazie danych.

Festiwal krótkich nadziei, turniej cudów

Świat technologii to przestrzeń cudów i niesamowitości. Tylko tutaj można szybko zarobić na czymś absurdalnym. Na przykład na streamowaniu przemocy, robieniu głupich rzeczy i tak dalej. NFT na szczęście nie opiera się cudach, ale na fenomenie nowości, wyjątkowości. Teoretycznie każdy może stać się milionerem korzystając z nowej technologii. W praktyce nie ma przepisu na sukces i każdy może mieć nadzieję na wielkie pieniądze.

Próbowanie jednak może kosztować. Nie tyle nas, co naturę. W końcu bicie NFT jest dosyć energochłonne. O tym, że żrąca energię technologia blockchain może być problemem pisaliśmy już wielokrotnie, m.in. w tekście „Ideologia bitcoin. Czy kryptowaluciarze niszczą nasz świat?”.

Niezależnie od wszystkiego NFT to raczkujący, ciekawy świat. Możliwe jednak, że na razie nie potrafimy jeszcze w pełni zrozumieć wartości i znaczenia NFT. Nie tylko dla rynku sztuki, ale internetu w ogóle. Czy będzie to turniej cudów, festiwal krótkich nadziei (na szybki zysk), czy tokeny staną się wręcz nowym fundamentem cyfrowej rzeczywistości? Jednego można być pewnym – będzie się działo.

 

Tagi:
Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon