Kolejny lockdown zmusił restauracje do serwowania dań na wynos i dowozów. W sytuacji bez wyjścia restauratorzy muszą godzić się na warunki współpracy dyktowane przez bezwzględne korporacje, takie jak Pyszne.pl, Uber Eats czy Wolt. Rozbój w biały dzień, wyzysk, a może uczciwa tantiema za ratowanie skóry?
Restauracje zamknięte są już ponad miesiąc i pewnie w tym roku już się nie otworzą. Sytuacja stała się trudna. O ile dotychczas korzystanie z platform pośredników było wolą restauratora i można było się bez tego obyć, to teraz możliwości są bardzo ograniczone.
Krwiopijcy pod obstrzałem
Odbierałem ostatnio burgery na wynos z małej, lokalnej burgerowni na warszawskiej Woli. Właściciel knajpki – którego kojarzę jako stały klient – dorzucił mi do kanapki frytki w gratisie. Powiedział: dzięki, że dzwonisz i odbierasz osobiście. Nie stać nas na dostawy, a Uber i Pyszne mają takie prowizje, że mało z tego zostaje dla nas.
Nie tylko wolski restaurator czuje się „golony” przez pośredników. O niebotycznych prowizjach za usługę dowozu branża gastronomiczna mówiła już w czasie pierwszego lockdownu. Ostatnio o „krwiopijcach-pośrednikach” pisało Oko Press i Wyborcza. Temat zajął także tych bardziej wrażliwych społecznie polityków. Adrian Zandberg zaapelował o wprowadzenie maksymalnych prowizji dla pośredników. Powołał się na przykłady z USA. To nie pierwszy przypadek, gdy lewica walczy z technologicznymi gigantami niszczącymi małe i średnie firmy.
Okruszki dla restauracji
– Danie kosztuje klienta 100 zł plus koszt dowozu wynoszący 8 zł. W sumie to 108 zł. Prowizja portalu takiego jak Pyszne.pl to 25% + 23% vat, czyli około 30 zł. Razem portal ma 38 zł zysku. Jeśli odliczysz od 100 zł te 30 zł, kolejne 35 zł foodcastu (realnej ceny produktu), to masz 35 zł na kucharza, prąd lokal, prowadzenie dokumentacji systemowej. Portal ma 38 zł na kuriera, który kosztuje maksymalnie 15 zł z własnym środkiem transportu. Ale to nie jest ten jest największy wyzysk. Najgorszy jest przymus trzymania tych samych cen w dowozie i na miejscu – komentuje Arkadiusz Onasch, restaurator z Gdańska.
Oczywiście nikt nie zmusza restauracji do korzystania z pośredników – mógłby powiedzieć pryszczaty miłośnik teorii wolnego rynku. Fakt, to żaden przymus, ale organizowanie sobie dostawy – szczególnie z dnia na dzień, w sytuacji nagłego zamknięcia branży – jest bardzo trudne. To nie tylko dodatkowe nakłady finansowe i ogrom pracy. To przede wszystkim czas. W momencie, gdy walczy się o być albo nie być, nie ma chwili do stracenia.
Kosztowne, ale jednak wybawienie
– Korzystanie z pośredników takich jak Uber Eats, Wolt czy Pyszne.pl to najłatwiejsza, ale też najdroższa droga – wyjaśnia Przemek Śledziak związany z branżą gastronomiczną od 17 lat.
Zdaniem Przemka globalni pośrednicy zapewniają jednak dotarcie do klientów, czyli szeroko pojęty marketing.
– Główni pośrednicy wiodą prym w sektorze dostaw lecz nie są jedynym wyjściem logistycznym jaki mają restauratorzy i nie można ich nazywać krwiopijczymi korporacjami – podkreśla Przemek.
– Uber Eats czy Pyszne.pl jednak zapewniają wielu restauracjom przetrwanie. Te firmy mają bardzo dobrze rozwinięty marketing, są rozpoznawalne, mają pieniądze na bilbordy, reklamę w TV, pośrednio to promocja branży gastronomicznej – wyjaśnia Przemek i dodaje – wiele restauracji, które nie miało zorganizowanych dowozów, stron internetowych do zamówień online, z dnia na dzień mogło skorzystać z ich infrastruktury.
Faktycznie: w tym przypadku krwiożercze korporacje ratowały tyłki restauracjom, które tkwiły głęboko w epoce analogowej. To była i jest realna pomoc! Zbudowanie strony na szybko i wypromowanie jej w ekspresowym tempie to ogromne koszty. A do tego trzeba doliczyć wynajęcie samochodu czy skutera oraz zatrudnienie kuriera. Restauracje nie miały wyjścia, to forma kosztownej, ale jednak pomocy.
Uber, Pyszne.pl czy Wolt zdejmują z restauratorów te problemy, ale każą sobie za to słono płacić. Niekiedy jest to 30%. Czasem „tylko” 12%.
Na forum branży gastronomicznej spotykam też właścicieli knajp, którzy chwalą sobie współpracę z korporacjami.
– Jednych wyzyskują innych nie. Dam ci przykład z życia: między godziną 14 a 16 wchodzi 12 zamówień. Kierowcy zatrudnieni przeze mnie w ciągu godziny byli w stanie dostarczyć do 3-4 lokalizacji. Czas oczekiwania w porze lunchowej wyniósłby zatem ponad 2 godziny, ponieważ moi kierowcy, który nie jest w stanie zrealizować tylu zamówień na raz. Korzystając z kurierów Pyszne.pl czy Wolta jestem w stanie obsłużyć większą liczbę klientów, choć faktycznie zarabiam na tych zamówieniach dużo mniej – wyjaśnia Maciej Zysk, pracujący w sushi barze.
Restauracje i wolna wola konsumenta
Idealnie byłoby gdyby część klientów wybierała odbiór osobisty – wtedy jest to najbardziej opłacalna opcja dla restauracji, zarazem też najbardziej zbliżona do tradycyjnej usługi. Jednak – tak jak wszędzie – decydująca jest wygoda konsumentów. Często ludzie nie wiedzą co chcę zjeść i „łażą wirtualnie” po knajpach, czyli wchodzą na popularne agregatory restauracji. Tak jest najszybciej, najtaniej, najwygodniej. Dwa kliki i już mają dostęp do pełnej bazy restauracji. Kolejne dwa kliki i danie już jest zamówione.
– W poprzednim lockdownie dodawałem ulotki do każdego zamówienie. 12% taniej zamawiając bezpośrednio. Teraz mam z 20% taniej. A i tak sprzedaż mam 60/40 na korzyść aplikacji. Problem z aplikacjami typu Pyszne.pl czy Uber Eats polega na tym, że one są po prostu zajebiste z punktu widzenia klienta. Dają możliwość porównania ofert jak jakieś Ceneo plus szybkość zamówienia jak jakieś Allegro – podsumowuje Krzysiek, właściciel warszawskiej restauracji z kuchnią azjatycką.
Restauratorzy przyznają, że klienci chętnie korzystają z usług Uber Eats, Pyszne.pl, Glovo czy Wolta i niekoniecznie zastanawiają się, jakie wiążą się z tym konsekwencje dla gastronomii.
Wydaje się, że odpowiednim rozwiązaniem jest więc edukacja klientów, przekonywanie, że najlepiej wybrać odbiór osobisty albo zamówić z pominięciem pośredników.
Alternatywy spółdzielcze
Drugą opcją – która może zaspokoić wygodnych, którzy pokochali zamawianie za pomocą kilku kliknięć – jest nakłonienie do korzystania z alternatyw spółdzielczych. Wśród nich są Restaumatic, Upmenu, wciągnij.to, czy zentrale.pl (chwilowo nie działa). Ta ostatnia pobiera tylko 10% od każdego zamówienia – w całości przeznaczane na utrzymanie aplikacji. To oprogramowanie typu open source zostało stworzone, aby pomóc restauratorom uniknąć wysokich marż od korporacji takich jak Uber Eats.
Pojawiają się także lokalne przedsięwzięcia, takie jak stowarzyszenie „Jemy w Tarnowie”, które jest sporą przeciwwagą dla kopro-gigantów, które to w tym mieście już się praktycznie zwijają.
Czy takie zrównoważone, spółdzielcze i antykapitalistyczne inicjatywy zmienią rynek? Można mieć wątpliwości.
Na forum branży gastronomicznej inicjatywa partii Razem nie spotkała się z masowym poparciem. Mimo iż lewica chce pomóc restauratorom, ci odrzucają takie pomysły bo… komunizm. A spółdzielczość to już marksizm w czystej postaci. Restauracje tracą na takim myśleniu.
Jak patrzę na brudne torby Azjatów z ubera, jadący na rowerze, robi mi sie niedobrze. Torba na plecach, w srodku wszystko sie przewraca. Myśl nasuwa sie jedna: lepiej podejść czy podjechac do knajpy, odebrać świeże i cieple. A na dodatek dajesz zarobić więcej Twojej ulubionej knajpie, płacąc tyle samo… Tylko korzyści
Brudne torby Azjatów brzmi rasistowsko. Ale wyzysk kurierów – właśnie najczęściej Azjatów i Ukraińców – to inna rzecz.
Witam.
50m od mojego domu jest barek meksykański. Jakbym chciał tam kupić burrito grande to muszę zapłacić prawie 30zł. Jak zamawiam przez aplikacje, to w ramach różnych promocji nigdy nie płacę ponad 20zł. Najtaniej zdarzyło mi się płacić 16zł. Jeżeli restauratorzy prowadzą taką politykę, to nic dziwnego, że klienci kupują przez aplikację.
Tylko skąd te promocje? Nie przypadkiem właśnie z dociskania restauratorów?
Stąd, że gdy klient zamawia w aplikacji, to porównuje łatwo ceny i jesli restaurator będzie je zawyżał, to nic nie sprzeda.
W praktyce, to 12, 20 czy 30% na transakcji nie starcza Uberowi, Glovo czy Woltowi na to by sami byli rentowni. Wiekszosc tych firm dalej polega na funduszach VC i stawiają na szybkie zwiększanie swojej skali poprzez silny marketing czy promocje (który nie pochodzą koniecznie z dociskania restauratorów, a raczej z własnych funduszy – lub funduszy inwestorów).
Koniec końców wymagania konsumenta się drastycznie zmieniają (na przykład dla millenialsow liczy się przede wszystkim wybór, wygoda i szybki dowóz), i tak na prawdę firmy typu Wolt poszerzają tradycyjnym restauracjom rynek docelowy. Mało którą restauracje byloby stać na zapewnianie dowozu by sprostać coraz większym wymaganiom klienta i zmieniającym się trendom w sektorze gastronomicznym…
Wstawki typu „mógłby powiedzieć pryszczaty miłośnik teorii wolnego rynku” rodem z manifestu komunistycznego kompletnie dyskredytują autora tego artykułu jako dziennikarza. Już na pierwszym roku dziennikarstwa uczą że w rzetelnie napisanym artykule NIE WOLNO używać podobnych sformułowań, będących nie dość że prywatną opinią autora, to jeszcze obrażających całą grupę społeczną – w tym wypadku miłośników wolnego rynku. A dalej jest jeszcze ciekawiej. Najpierw możemy przeczytać o krwiopijcach pośrednikach i wrażliwym Adrianie, a następnie podane są przykłady przeczące tym tezom i pokazujące że wiele firm przetrwało, a nawet powiększyło obroty i zyskało możliwość obsługi większej ilości zamówień ….. właśnie dzięki współpracy z tymi „krwiopijcami”. Na koniec jest wstawka na temat spółdzielni, których nikt nie chce i Adriana z jego Razem, którzy są kompletnie ignorowani przez restauratorów oraz końcowa konkluzja że do sprawiedliwej (Adrianowej) gospodarki to my jeszcze nie dorośliśmy (znowu prywatna opinia pana autora). Niestety pan autor pomylił tekst na partyjną ulotkę propagandową z rzetelnie napisanym artykułem. Smutek i żal.
Podszedłbym do tego jednak z pewnym dystansem. Nie traktujmy każdego felietonu jak manifestu politycznego 😉
A tak poważnie: czysty wolny rynek przez jakiś czas po Covid-19 już raczej nigdzie nie powstanie, co nie oznacza, że po rąbnięciu w glebę systemu opartego na drukowaniu pustego pieniądza nie powróci w jakiejś odsłonie 😉
I może warto włączyć spell-checkera ? Nie podoba mi się ten „KOPRO-GIGANT” 🙂 No weźcie pod uwagę, że kurierzy/dostawcy nie zarabiają milionów….
Nie obrażają miłośników wolnego rynku, a osoby pryszczate. Miłośnik wolnego rynku to osoba, której nie da się obrazić.
Bardzo sprawnie oblicza pan zysk restauracji, ale w obliczu tego stwierdzenie „Razem portal ma 38 zł zysku” nie jest prawdą, bo to jest jego przychód. Rzetelność dziennikarska (?) wymagałaby sprowadzenia przychodu do dochodu, czy jak pan woli – zysku.