– Jak ja bym chciała, żeby miłość życia znów można było spotkać w pociągu, a nie na portalu randkowym – żali się 45-letnia Aneta. Od pięciu lat samotna. I jak mówi, bez perspektyw na zmianę. – A dla mnie portale randkowe to wielkie dobrodziejstwo naszych czasów – ripostuje Kasia, 48-letnia mama dwójki nastolatków. – Gdyby nie one, siedziałabym sama w domu i miała pretensje do życia, że ustawiło się do mnie nieodpowiednim otworem.
Poczytaj o innych aplikacjach : Aplikacje, które dadzą ci seks!
Podczas gdy dla młodych randkowanie w sieci to chleb powszedni, starsi kręcą nosem. I to nie dlatego, że nie potrafią zalogować się na portalu randkowym, wrzucić swojego zdjęcia, opisu i zacząć się umawiać. Są ostrożni, bo albo się zrazili po kilku próbach w czasach, gdy portale randkowe dopiero się rozkręcały, albo…wstydzą się, że ktoś się dowie.
– Logowałam się na Tinderze, Sympatii, Badoo, ale to nie dla mnie – mówi Aneta. Woli być sama niż szukać w Internecie. – Fakt, że już minęło pięć lat, odkąd przestałam się umawiać z ludźmi z portali. Bo nie trafiłam na żadnego normalnego człowieka. Same świry. Na tych randkach czułam się tak, jakbym uczestniczyła w konkursie na najlepszą klacz. Faceci zachowywali się idiotycznie. Dawali mi odczuć, że mają wiele opcji i przychodzą sobie powybierać: może ta, a może tamta? To było nie do zniesienia. Każdy z nich nie był bez wad, ale mówił, że szuka ideału. Ci faceci to uzależnieni od Internetu i wybrzydzania mali chłopcy, którzy myślą, że są bardzo nowocześni. A w większości są po prostu niedojrzali. Dlatego wątpię, aby na takim portalu znalazł się jakiś człowiek z klasą.
Na brak zdecydowania potencjalnych partnerów żali się zresztą coraz więcej uczestniczek portali randkowych. Tyle tylko że nie jest to przypadłość dotycząca jedynie „miłości w sieci”. Pamiętajmy, że miłość w czasach przednowoczesnych rodziła się w okolicznościach, które były znacznie mniej zasobne, jeśli chodzi o możliwości wyboru. Kandydat zazwyczaj pochodził ze znajomej rodziny albo z okolicy. Niespecjalnie można było wybrzydzać, więc i wymagania, które miał spełniać, trzymały się blisko realiów. Dziś, m.in. dzięki nowoczesnym technologiom, mamy do dyspozycji niemal cały świat. Nie musimy się ograniczać. A to powód, dla którego tak wielu ludziom trudno się zdecydować.
Czytaj także:
Sztuczna intymność. Opowieść o świecie, który nadchodzi
Próbowałem przeżyć tydzień bez smartfonu, czyli zapis technologicznego survivalu
Otyłość cyfrowa. Jak przytyliśmy przez rok pandemii
Szukają tak długo, jak się da
– Mnie to odpowiada – mówi 48-letnia Kasia. Odkąd rozstała się z mężem cztery lata temu, ciągle umawia się na randki. Korzystała z wielu portali, ale w końcu uznała, że najlepiej jest jej na Sympatii. – Znajduję tu wielu ciekawych mężczyzn. Znają życie. Lubię to, że mogę spotykać się z kimś kilka miesięcy, a gdy później oboje dochodzimy do wniosku, że jednak nie mamy ochoty być ze sobą do końca życia, nikt nie robi problemów. Moje dzieci nic o tym nie wiedzą. Mam po prostu kolegów i koleżanki. Nie szukam ojca dla dzieci, nie chcę im mówić o moim życiu osobistym. Jedyny warunek, jaki stawiam jest taki, że to mężczyzna musi zorganizować miejsce na spotkanie tylko we dwoje. Do domu ich nie zapraszam. Dopóki dzieci nie wyfruną do własnych żyć, dom jest tylko dla nas. Żadnych obcych mężczyzn. Nie chciałabym znów poranić dzieci. Siebie też nie zamierzam. Ale samotność jest trudna, dlatego uważam, że powstanie portali randkowych, które nie są tylko stworzone dla małolatów, to piękny gest w stronę ludzi takich, jak ja – po przejściach, ale wciąż jeszcze z pasją życia. Mam nadzieję, że jak dojadę do siedemdziesiątki, powstanie w Internecie takie miejsce, które będzie kojarzyło tylko takie pary, które chcą się sobą nawzajem opiekować. A jak nie, to może sama coś takiego zbuduję. To nieuchronne – już niedługo tylko tak będziemy się parować. Ludzie żyją za szybko i nie mają czasu na czekanie aż stanie w drzwiach ktoś, kto będzie „tym właściwym człowiekiem”.
Okazuje się, że w czasie pandemii prawie co drugi polski singiel lub singielka przeżyli randkę online. Tak wynika z badań marki Oak View. Randkujący w ten sposób Polacy deklarują, że w dobie koronawirusowych ograniczeń nawiązali średnio 4 nowe znajomości. Z kolei według Statista, ponad 8 na 10 randkowiczów online szuka długoterminowego związku lub małżeństwa. Co ciekawe, jedna trzecia par małżeńskich twierdzi, że spotkała się online, a osoby te częściej przekonują, że ich małżeństwo jest satysfakcjonujące.
Tak jednak twierdzą ci, którzy nie przekroczyli czterdziestki. Im jesteśmy starsi, tym trudniej nam przekonać się do tego, żeby zaufać spotkaniu na żywo z człowiekiem, którego poznaliśmy w sieci. Oszuści randkowi, o których rozpisują się media, to jeden z powodów nieufności. Statystycznie jest to natomiast rzadkość. Większość randkujących w taki sposób, ma czyste intencje. Chce po prostu znaleźć towarzysza życia, a nie kogoś, kogo można naciągnąć na grube pieniądze.
Jak nie dać się wyrolować kochankowi w necie?
Ci, którzy weszli już w pięćdziesiąty i sześćdziesiąty rok życia i z powodzeniem umawiają się na randki w sieci, doradzają, aby dbać o podstawowe sprawy bezpieczeństwa. Zanim zdecydujemy się założyć konto na portalu randkowym powinniśmy być świadomi, że nasze dane z profilu mogą wpaść w niepowołane ręce. Do publicznej wiadomości podajemy informacje wrażliwe: imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, informacje związane z pracą, tajemnice biznesowe, szczegóły dotyczące rodziny czy przyjaciół. Trzeba też pamiętać, że część osób tworzy nieprawdziwy opis, umieszcza zdjęcia, które nie są ich podobiznami. Świadomość tego powinna skłonić nas do ograniczonego zaufania. Nie znaczy to jednak, że wszyscy randkujący w sieci są beznadziejni i kłamią. Rosnąca popularność portali randkowych potwierdza, że jest to jeden z najlepszych sposobów, aby przerwać uciążliwą samotność. Rośnie też liczba zadowolonych, że się na to zdecydowali. Ale aż 35 proc. badanych przyznaje, że nie ma pewności co do prawdziwej tożsamości osoby, z którą nawiązują kontakt przez komunikator. Zaprawieni w randkowych bojach wyznają żelazną zasadę – żadnego pożyczania pieniędzy. Zwłaszcza grubych. Jeśli randkujący na profilu pyta nas o pożyczkę, należy natychmiast urwać taki kontakt.
Jest jeszcze inny powód, dlaczego starsi sceptycznie podchodzą do randkowania w sieci. I jest to powód, który młodsi widzą jako kuriozum.
Starsi się wstydzą. Że ktoś się dowie, że będzie osądzał albo wytykał palcami. Skąd ten wstyd? Z wychowania. Pokolenie obecnych czterdziesto i pięćdziesięciolatków pamięta jeszcze czasy, gdy wstyd był dominującym uczuciem, na którym można było wiele ugrać. Zawstydzanie, ostracyzm, odrzucenie w grupie, która jest dla nas ważna trzymał w ryzach całe pokolenia. Zawstydzając doprowadzało się do posłuszeństwa. Tak wychowywało się dzieci. Zwłaszcza te, które odbiegały od ogólnie przyjętej normy. Tak też na lata raniło się dorosłych.
Maksymalista zalogowany
– Gdy moi rodzice dowiedzieli się, że jestem gejem zaczęli mnie terapeutyzować – mówi Adam. Ma 52 lata. Od sześciu lat jest w szczęśliwym związku z Pawłem. Obaj są lekarzami. Poznali się na jednym z portali randkowych przeznaczonych dla par homoseksualnych. – Terapia się nie powiodła. Moja orientacja się nie zmieniła. Za to do dziś jestem w terapii z powodu tego, co robili mi rodzice. Zawstydzanie, odtrącenie uczuciowe, warunkowanie miłości tym, jak będę postępował. To wszystko zniszczyło mnie na lata. Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek odrobię dawne straty. Na szczęście mam Pawła. Portal, na którym się poznaliśmy, jest zarówno dla tych, którzy szukają kogoś do towarzystwa i seksu, jak i dla tych, którzy wierzą, że można żyć z jedną osobą do końca życia. Mieliśmy szczęście, chcieliśmy od początku tego samego. Nie znalazłbym życiowego partnera ot tak, na ulicy czy w pracy. Znów musiałbym się obawiać, że najem się wstydu, jeśli ktoś w pracy, kto mi się podoba, nie byłby mną zainteresowany. Portale randkowe rozwiązują ten problem. Wiemy, czego szukamy i że jesteśmy wśród swoich. Nikt nas tu nie wyśmieje.
Wielu sceptycznych podkreśla jednak, że na rynku związków, zwłaszcza tych internetowych, rządzą dziś takie same reguły jak w supermarkecie. Ogrom możliwości sprawia, że dużo trudniej nam się dowiedzieć, czego tak naprawdę chcemy i kogo pragniemy.
Eva Illouz, izraelska socjolog, autorka książki „Dlaczego miłość rani” i badaczka postnowoczesnych związków, doszła do wniosku, że sfera romantyczna jest dziś pełna dylematów, a rozwiązanie nigdy nie jest tym, które nas satysfakcjonuje. Staliśmy się w dużej mierze maksymalistami. Chcemy mieć partnera czy partnerkę, którzy są najpiękniejsi z możliwych. I mają te wszystkie cechy, których inni będą nam u nich zazdrościć. Jeśli maksymalista nawet się na kogoś zdecyduje, to potem żyje w poczuciu żalu za utraconymi możliwościami. Albo w tęsknocie za tym, że za rogiem czeka na niego ten jedyny albo ta jedyna. I tak poprzeczka wymagań stawiana jest coraz wyżej. Niestety, gust maksymalisty staje się coraz bardziej wyrafinowany. I co się dzieje? To, co satysfakcjonowało jeszcze rok temu, rzadko dziś wystarcza. Wpadamy bowiem coraz głębiej w pustkę człowieka, który bez przerwy się doskonali. A ten ma coraz większe wymagania i coraz bardziej się w nich gubi. Zdaniem badaczki odpowiada za to ideologia wolnego wyboru, która zakłada, że dobrze wiemy, czego chcemy, ale w rzeczywistości jesteśmy przecież pełni wątpliwości. I potrzebujemy jakiegoś zewnętrznego mechanizmu, który by nam pomógł podjąć decyzję.
– Wyobraźnia w coraz większym stopniu kształtowana jest przez technologie i gatunki kulturowe, które generują pragnienia, tęsknoty i emocje typu antycypującego, to znaczy takie, które odsyłają do jakichś przyszłych, niedoznanych jeszcze emocji – a także kody natury kognitywnej mówiące o tym, jak wszystkie te emocje i pragnienia należy odczuwać i przeżywać – zauważa Eva Illouz.
Czy pani Bovary byłaby na Tinderze?
– „Pani Bovary” Gustava Flauberta to przykład, jak Emma Bovary naczytała się powieści i żyła w świecie wyobrażonym, czym jest miłość. Żyła marzeniami. Emma więc nie potrafi odróżnić swojego uczucia od własnych wyobrażeń na temat miłości.
I na to właśnie powinniśmy uważać, gdy znajdziemy wreszcie kogoś, przy kim szybciej bije nam serce, by po chwili uznać, że nie spełnia naszych oczekiwań. Czy są to oczekiwania nasze, czy może wynikają z uwikłań kulturowych? Może daliśmy się im uwieść, nie potrafiąc oddzielić życia z filmów i książek od tego prawdziwego? Na te pytania warto sobie odpowiedzieć, jeśli coś w naszym życiu ma się realnie zmienić. I jeśli zdecydujemy się na pierwszą randkę z kimś, kogo poznamy w sieci. Badacze podkreślają, że takich randkujących będzie przybywało. Starsi nie będą tu odstawać od normy. Miłość po pandemii stać się ma bowiem bardziej zachłanna. Wszyscy, bez wyjątku, jesteśmy spragnieni kontaktu, ludzkiego dotyku, nie tylko erotyzmu. Wszyscy jesteśmy popandemicznie i zawodowo znerwicowani. Może więc wystarczy nam to, by nerwica naszego partnera czy partnerki pasowała do naszej. A wtedy będzie to wystarczająco dobry związek. Dla ułatwienia takie kryteria wyboru można łatwo ustawić podczas logowania się na portalu randkowym.