Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
14 stycznia 2021

Rząd chce cenzurować Internet. Pomysł to głupi, ale czy możliwy do realizacji?

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że rząd przygotuje projekt ustawy, która ma określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform. W założeniu ma to być forma ochrony polskich użytkowników, ale w praktyce rodzima forma cenzury. Czy polityczny skok na sieć może się powieść?

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że rząd przygotuje projekt ustawy, która ma określić ramy funkcjonowania Facebooka, Twittera, Instagrama i innych podobnych platform. W założeniu ma to być forma ochrony polskich użytkowników, ale w praktyce rodzima forma cenzury. Czy polityczny skok na Internet może się powieść?

PiS-owska ofensywa w sieci jest pokłosiem wydarzeń w Stanach Zjednoczonych. W ubiegłym tygodniu Twitter i Facebook zablokowały konta prezydentowi USA Donaldowi Trumpowi. Decyzję tę spowodowały wypowiedzi Trumpa w mediach społecznościowych, w których oszalały do reszty, niemogący pogodzić się porażką prezydent, kwestionował wynik wyborów i wzywał do walki. Zamieszki rzeczywiście wybuchły. W zeszły czwartek grupa zwolenników Trumpa wdarła się na Kapitol, gdzie trwały obrady zatwierdzające wybór Joe Bidena na kolejnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. W efekcie rozróby zginęło pięć osób.

Część liberalnych elit ban Trumpa ucieszył. Lepiej późno, nic wcale – można było przeczytać gdzieniegdzie. Oczywiście jednak zaraz po tym pojawiły się pytania. Czy prywatne firmy przypadkiem nie wprowadzają też swojej „prywatnej cenzury”? Jak pogodzić prawo do wolności słowa z obowiązkiem zadbania o bezpieczeństwo użytkowników?

Rządowe starcie z mediami społecznościowymi byłoby starciem z systemem. Siłą Facebooka i Google jest dominujący obecnie paradygmat ekonomiczny. Święty wolny rynek. Brak odpowiednich regulacji, przekonanie, że nie można zatrzymywać rozwoju firm sprawił, że dziś ledwie pięć czy sześć firm technologicznych (Google-Amazon-Apple-Facebook-Tencent-Alibaba) skupia większość władzy nad Internetem. Internetem, który jest dziś czymś dużo ważniejszym, niż jeszcze 10 lat temu..

Morawiecki: będziemy cenzurować Internet

Głos w sprawie uregulowania cyfrowych gigantów zabrał również – co odnotowuję z przerażaniem, ale i pewnym rozbawieniem – premier Mateusz Morawiecki. Na Facebooku (tak, właśnie tam!) napisał:

„Swoboda związana z brakiem regulacji Internetu ma wiele pozytywnych efektów. Ale są też negatywne: stopniowo zaczęły w nim dominować wielkie, ponadnarodowe korporacje, bogatsze i potężniejsze od wielu państw. Te korporacje zaczęły traktować naszą internetową aktywność tylko jako źródło zysku i wzmacniania globalnej dominacji. A także czuwać nad poprawnością polityczną tak, jak im się to podoba. I zwalczać tych, którzy się im sprzeciwiają. Ostatnio coraz częściej mamy do czynienia z praktykami, które – wydawałoby się – odeszły już do przeszłości. Cenzurowanie wolnego słowa, domena totalitarnych i autorytarnych reżimów, powraca dziś w formie nowego, komercyjnego mechanizmu zwalczania tych, którzy myślą inaczej”.

Tym samym zapowiedział cenzurę sieci.

Urodziłem się i wychowałem wśród ludzi, dla których wolność była najcenniejszą wartością. W Polsce jesteśmy tak bardzo…

Posted by Mateusz Morawiecki on Tuesday, January 12, 2021

Warto dodać, że projekt ustawy dotyczący takich regulacji zapowiedział też wcześniej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Jego wierny adiutant Sebastian Kaleta mówił:

„Proponujemy, żeby w pierwszej kolejności media społecznościowe miały obowiązek ustanowienia stosownych pełnomocników w Polsce, żeby użytkownik, który kwestionuje daną treść mogącą naruszać przepisy prawa, mógł odwołać się od tego. Ale z drugiej strony mógł odwołać się, kiedy platforma usuwa treści umieszczone przez użytkownika, które treści tego prawa nie naruszają”

Przykłady z zagranicy pokazują, że skazanie Facebooka za łamanie lokalnego prawa w państwie, w którym działa, jest możliwe. Dwa lata temu Facebook przegrał sprawę o ochronę prywatności w Belgii. W zeszłym roku przegrał sprawę w Stanach Zjednoczonych. W obu przypadkach chodziło jednak o politykę prywatności i przechowywanie danych, a nie o treści, które naruszają bądź nie regulamin serwisu.

Podatek cyfrowy jak kaganiec?

Co ciekawe, jeszcze do niedawna jakikolwiek sprzeciw wobec ekspansji cyfrowych gigantów w Polsce był niemożliwy. Wystarczyło, że ambasador USA w Polsce, Georgette Mosbacher pokiwała groźnie palcem i premier Morawiecki z wicepremierem Ziobro chowali się po kątach. Tak było chociażby w przypadku ustawy o opodatkowaniu cyfrowych gigantów, albo gdy w Sejmie była ustawa, która mogłaby wykurzyć z Polski Ubera.

Czyżby to zmiana administracji w Białym Domu ośmieliła polski rząd do otwartej walki z amerykańskimi gigantami? I czy rząd może jednak w tej sprawie coś wskórać?

Co Ty możesz zrobić StopCovid
Czy ktoś tu się już nie boi Wielkiego Sama?

Czy wchodzi w grę wymuszanie zmian zasad gry za pomocą podatków? Pisałem już o próbach okiełzania gigantów. W 2019 r. rząd francuski zapowiedział dodatkowe opodatkowanie technologicznych gigantów,  argumentując, że firmy takie jak Google czy Facebook wykorzystują luki podatkowe, przez co unikają płacenia należnej daniny do budżetu państwa. Wówczas Donald Trump zapowiedział cła odwetowe wobec Francji.

Ostatecznie Paryż zawarł ugodę porozumienie z Waszyngtonem, na mocy którego Francja zawiesiła do końca 2020 r. wdrażanie swojego cyfrowego podatku, a w zamian USA odstąpiły od nakładania karnych ceł na francuskie produkty. Negocjacje na temat wprowadzenia podatku wciąż trwają.

Facebook i Twitter (i inne media społecznościowe) to prywatne firmy. Mają swoje regulaminy, a użytkownicy muszą się na nie zgodzić. Zawsze można zrezygnować z obecności tam, tyle że wobec braku alternatyw jest to trudne. Spróbujcie żyć bez mediów społecznościowych w dzisiejszych czasach! To wyzwanie godne ascety.

Internet i media społecznościowe
Brak odpowiednich regulacji, przekonanie, że nie można zatrzymywać rozwoju firm sprawił, że dziś ledwie pięć czy sześć firm technologicznych (Google-Amazon-Apple-Facebook-Tencent-Alibaba) skupia większość władzy nad Internetem

Nieoczekiwane wsparcie z Zachodu

Paradoksalnie pomoc dla premiera Morawieckiego i jego ekipy może przyjść z Unii Europejskiej. To właśnie Wspólnota na serio bierze się na cyfrowych gigantów. Niedawno pisałem o tym, że globalne platformy internetowe będą zmuszone do oddania państwu decyzji odnośnie legalności treści, ich zgodności z dobrym smakiem oraz z moralnością. Tak wynika z dwóch projektów ustaw Komisji Europejskiej. Chodzi o Digital Services Act (kodeks usług cyfrowych) oraz towarzyszący mu Digital Market Act (prawo o rynku cyfrowym).

Przepisy Digital Services Act oddają sporo władzy w ręce rządów. Zakładają, że jeżeli stoi to w sprzeczności z przepisami krajowymi, to organy państw członkowskich będą mogły nakazać każdej platformie działającej w UE, niezależnie od miejsca jej siedziby, usunięcie nielegalnych treści. Tutaj pojawia się jednak pewne zagrożenie. Ten przepis jest prostą drogą do wprowadzenia cenzury. Narodowej.

Gdy Facebook będzie zmuszony do oddania państwu decyzji odnośnie legalności treści, ich zgodności z dobrym smakiem i moralnością, to czy nasze walle na Facebooku nie zaczną przypadkiem wyglądać, jak z kazania abp. Jędraszewskiego?

W tym przypadku jednak rząd musiałby współpracować z Unią Europejską. Tylko jako Wspólnota jesteśmy w stanie przeciwstawić się Ameryce. Jednak a wątpliwe, by Unia pozwoliła na wykorzystanie swojego prawa w celu umacniania tekturowej dyktatury z Nowogrodzkiej.

Nie da się pokonać Facebooka? To może zrobić naszego, narodowego?

Oczywiście, rząd może zdecydować się na bardziej subtelne działania. Pierwszy krok już poczynił. Poprzez państwowy koncern naftowy Orlen wykupił już wydawcę kilkudziesięciu gazet regionalnych Polska Press i położył łapę na danych 17 milionów użytkowników serwisów internetowych grupy.

Kłopot w tym, że na zakup Facebooka Orlenu nie stać (nawet gdyby dało się wydzielić polską odnogę tego serwisu społecznościowego i Mark Zuckerberg jakimś cudem chciałby ją sprzedać). Ale czy – nie mogąc pokonać Facebooka i Google – rząd Zjednoczonej Prawicy nie mógłby wpaść na odtworzenie potęgi „polskiego Facebooka”, czyli Naszej Klasy? Albo – dajmy na to – Grono.net? Może Polski Fundusz Rozwoju obejmie gigantyczną emisję obligacji „polskich facebooków”, żeby pomóc im odzyskać polski rząd (cyfrowych) dusz?

Stworzenie alternatyw dla cyfrowych gigantów nie ma szans powodzenia. O ile w Rosji świetnie działają rosyjskojęzyczne media społecznościowe, a chiński rynek aż roi się od aplikacji zastępujących te zachodnie, to trudno oczekiwać, żeby polski rząd osiągnął sukces z narodowym Instagramem czy bogoojczyźnianym Facebookiem, skoro nie udało mu się to nawet z Radiową Trójką (spadek słuchalności o połowę w ciągu roku). Owszem, Polska jest krajem niezmiernie bogatym w talenty IT, ale te pracują raczej dla zachodnich firm.

A poza tym… tu jest Polska. Tu nic nie udaje się na 100%. Premierowi Morawieckiemu i reszcie ferajny polecę więc tylko jedną rzecz. Jeżeli faktycznie boli was tak Facebook, Instagram, Twitter i Tik-Tok, to zmykajcie stamtąd. Odejdźcie w ostry cień mgły. Zostawcie nam może tylko Sasina, bo jednak z czegoś trzeba się pośmiać, a ten facet – kolejnymi nieudanymi projektami – dostarcza rozrywki na poziomie dobrego kabaretu.

Inny Internet, czyli oddajmy władzę w ręce użytkowników

Oczywiście, jestem za ograniczeniem swawoli cyfrowych gigantów i pisałem o tym wielokrotnie na Homodigital.pl. W interesie wszystkich byłoby osłabienie Facebooka, który zachowuje się dziś, jak klasyczny monopolista. Musi to jednak nastąpić inną drogą niż zastępowanie dyktatury korporacji, dyktaturą narodową. O Facebooku, czy Google mówi się, że to firmy zbyt duże, aby upaść. Powiem inaczej: to firmy zbyt duże, żeby mogły działać bez kontroli.

Lepszym rozwiązaniem niż przerzucanie władzy z rąk Marka Zuckerberga do rąk Zbigniewa Ziobry, byłoby przekazanie jej… użytkownikom. Może właściwym byłoby zmuszenie cyfrowych gigantów do transparentnych działań i oddania danych w ręce ludzi. Taka regulacja mogłaby zakładać na przykład oddanie użytkownikom prawa do zarządzania rekomendacjami. Wówczas to sami użytkownicy mogliby wybierać, jakie treści widzą. To byłoby zwrócenie mediów społecznościowych w stronę tradycyjnych mediów. W demokratycznych systemach, w których jest pluralizm mediów, ich odbiorca może między nimi wybierać i dobierać sobie ofertę pod własny gust. W mediach społecznościowych to algorytm ustala co się widzi, czyta, słucha.

Nie będę tutaj rzucał pomysłami jak uzdrowić sieć, bo takie pojawiają się od dawna. Proponują je think-thanki od lewa do prawa, organizacje takie jak Panoptykon czy Bezprawnik. W każdym razie inny Internet i inne media społecznościowe są możliwe, ale droga do ich zmiany jest dużo trudniejsza niż się wydaje.

E. O. Wilson, amerykański biolog i zoolog, mawiał, że „największy problemem ludzkości jest to, że mamy system emocjonalny z paleolitu, instytucje rodem ze średniowiecza i boską technologię”.

Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon