25 stycznia 2022

Szukasz sensu życia? Pomoże ci technologia

– Powinniśmy zastanowić się nad tym, jakie cele są dla nas ludzi najbardziej pożądane, jakie mamy priorytety. Wtedy łatwiej będzie nam kontrolować kierunek rozwoju technologii. Wiem, że to trudne, ale jesteśmy do tego zdolni – mówi dr Paweł Fortuna, psycholog, pisarz i trener biznesu. Rozmawiamy o jego najnowszej książce „Optimum. Idea cyberpsychologii pozytywnej”.

Powinniśmy zastanowić się nad tym, jakie cele są dla nas ludzi najbardziej pożądane, jakie mamy priorytety. Wtedy łatwiej będzie nam kontrolować kierunek rozwoju technologii. Wiem, że to trudne, ale jesteśmy do tego zdolni – mówi dr Paweł Fortuna, psycholog, pisarz i trener biznesu. Rozmawiamy o jego najnowszej książce „Optimum. Idea cyberpsychologii pozytywnej”.

Karina Obara: Czytam pana najnowszą książkę „Optimum. Idea cyberpsychologii pozytywnej” i odnoszę wrażenie, że oswoił pan lęk przed nowoczesnymi technologiami. Większość ludzi, których znam, boi się nowoczesnych technologii. Zwłaszcza tego, że zapanują nad światem i zabraknie miejsca dla człowieka. Skąd bierze się ten lęk?

Paweł Fortuna: Mentalnym antidotum na lęk jest ciekawość. Najlepiej taka, która wyzwala energię do poszukiwania odpowiedzi na pytania przez wielkie „P”. Własne poszukiwania warto zacząć od dociekania czy to, czego się obawiamy w ogóle istnieje? Czy jest to byt realny czy intencjonalny? Sztuczna inteligencja (AI) jest „celebrytką” popkulturowych narracji, koncepcją, którą poddajemy hiperantropomorfizacji – nie tylko przypisując jej atrybuty, których nie ma, ale również kompulsywnie porównując z przedstawicielami Homo sapiens pod tym czy innym kątem. Z badań wynika, że większość Polaków uważa, że wie co to jest AI, choć tylko niewielka ich liczba potrafi ją zidentyfikować na przykład w swoim smartfonie. Dla laików AI to przede wszystkim humanoidalne roboty, a te nawet otrzymują indeksy szkół wyższych. Boimy się wszystkiego co może nas zdominować, przejąć nad nami kontrolę i w końcu pokierować losami ludzkości w stronę niezgodną z naszymi oczekiwaniami. Dysponując rozbieżnymi danymi na temat sztucznej inteligencji podjąłem próbę uporządkowania wiedzy na ten temat. Sięgnąłem do źródła, a więc debaty toczonej na polu nauki. Nie boję się technologii. Niepokoi mnie to, co człowiek może przy pomocy AI zrobić, działając nawet w dobrej wierze, w duchu innowacyjności.

Trudno się jednak dziwić, że boimy się sztucznej inteligencji, która zdolnościami poznawczymi może przerosnąć ludzi i doprowadzić do ogromnych zmian w historii ludzkości. Zmiany te są nieuniknione, ale pan przekonuje, że nie muszą być złe. Pod jakimi warunkami?

Jeśli chodzi o przewidywania odwołuję się do refleksji fizyków, którzy nie są w stanie określić najbardziej prawdopodobnego scenariusza rozwoju AI. Nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie to system o nadludzkich umiejętnościach rozumianych jako szersze dyspozycje, a nie jedynie wyspecjalizowane działania. AI świetnie sobie radzi w realizacji tzw. zadań obiektywnych, a więc opartych na logice i kalkulacji. Nieźle rozpoznaje wzorce i wyprowadza reguły z ogromnych zbiorów danych. Ale zwykły kalkulator też przerasta ludzi w arytmetyce i nie robimy z tego problemu, ponieważ nie jest systemem zdolnym do samodzielnego formułowania celów. W przypadku AI jest to możliwe, choć algorytmy pokonujące człowieka w „go” nie są w stanie przewidywać pogody, a te z kolei nie potrafią rozpoznawać twarzy. AI miała imitować umysł człowieka, lecz to się nie udało. Sami nie wiemy, jak w sieci neuronów pojawiają się równoczesne pobudzenia umożliwiające nam dokonywanie w tym samym czasie tak różnych operacji jak spostrzeganie twarzy, rozpoznawanie głosu, wspominanie wspólnych chwil, etc. Ale zdajemy sobie sprawę z tego, że możliwa jest innowacja radykalna. Taka, o której teraz jeszcze nawet nie możemy pomyśleć i rozmawiać – jej przykładem było wynalezienie koła. Jeśli więc nawet potencjalnie możliwe są systemy, które samodzielnie formułują cele, to dążąc do współpracy z nimi w ramach szerokich układów hybrydowych (łączących jednostki naturalne i sztuczne) powinniśmy najpierw zastanowić się nad tym, jakie cele są dla nas ludzi najbardziej pożądane, jakie mamy priorytety. Wtedy łatwiej będzie nam kontrolować kierunek rozwoju technologii. Wiem, że to trudne, ale jesteśmy do tego zdolni.

Cyberpsychologia to stosunkowo mało znane pojęcie. W pana książce stanowi trzon refleksji o dążeniach człowieka w kontekście rozwoju technologii. Jak może nam pomóc cyberpsychologia w ujęciu, jakie pan proponuje?

Cyberpsychologia nie pcha się na afisz. Jest dyscypliną naukową, w ramach której prowadzone są badania, głównie dotyczące różnego typu efektów aktywności człowieka w Internecie, a także jego konfrontacji z systemami algorytmicznymi. Biorąc pod uwagę czas, jaki człowiek spędza przed komputerem i smartfonem, znaczenie tego obszaru badań będzie wzrastało. Obserwując dywagacje futurologów, a także przyglądając się realnym osiągnięciom w zakresie digitalizacji świata, w umyśle pojawiły mi się pytania o… człowieczeństwo – jego granice, unikalność, możliwość wzmacniania, etc. Im więcej myślę o antropomorfizowaniu AI, tym bardziej zajmuje mnie istota nadająca ludzkie cechy i ich typ, który koniecznie chcemy imitować. Z kolei psychologia pozytywna to dyscyplina poszukująca odpowiedzi na pytania dotyczące źródeł ludzkiego szczęścia, spełnienia zarówno w aspekcie hedonii (przyjemności), jak i eudajmonii, a więc sensu, jakości i wartości życia. Podejmując zadanie poszukiwania pozytywnych interakcji człowieka ze sztucznymi systemami nieświadomie stajemy się intuicyjnymi cyberpsychologami pozytywnymi. Chodzi o to, żeby wyjść poza krąg intuicji i mniemań, w stronę rzetelnych wyników umiejętnie zaprojektowanych projektów badawczych.

Dlaczego więc interakcje z nowoczesnymi technologiami wychodzą człowiekowi często tak niezręcznie? Gdzie popełniamy błędy?

Wszyscy uczestniczymy w eksperymencie naturalnym, w którym testujemy naszą techno-odporność. Bez uprzednich treningów, wielopokoleniowych doświadczeń, przestróg zawartych w przysłowiach ludowych czy też dobrych rad doświadczonych w zarządzaniu cyfrowym środowiskiem rodziców i nauczycieli. Uczymy się metodą prób i błędów. Najpierw dzielimy się szczodrze informacjami na temat chorób, które zamieszczamy w sieci, a potem głowimy się, jak pomóc ludziom cierpiącym na cyberhondrię, a są to osoby kompulsywnie poszukujące w Internecie informacji na temat swojego stanu zdrowia. Tego typu problemami (wraz z hejtem, uzależnieniami, itp.) zajmuje się cyberpsychologia już od dawna. Sądzę, że przyszedł czas, aby wyrosło jej pozytywne skrzydło – tylko wtedy przestaniemy się kręcić w kółko czarnej dziury komputerowej patologii i zaczniemy odważniej i bardziej systematycznie rozważać optymalne systemy hybrydowe.

Znajomi przeciwnicy nadmiernego rozwoju nowoczesnych technologii powołują się na zagrożenia planety: ocieplenie klimatyczne, nierówności społeczne, głód, bieda w krajach niskorozwiniętych. Twierdzą, że stara Europa i Stany Zjednoczone pożerają własny ogon, ale zapomniały o tych, których kiedyś wyzyskiwali. Kraje postkolonialne płacą wysoką cenę za rozwój technologiczny Zachodu, który nigdy nie ma dość. Jak w tym kontekście mówić o korzyściach z rozwoju technologii?

Nie wypowiadam się na temat korzyści z rozwoju technologii. Nie bilansuję, nie oskarżam i nie bronię. Staram się dostrzec, jakie karty mamy na stole, jakie motywacje i jakie przekonania. Nawiązuję przy tym do słynnych słów Viktora Frankla, twierdząc, że co człowiek zrządził, tym człowiek musi zarządzić. Proponuję spoglądać w przyszłość. Każdy przedsiębiorca wie, że rozwój firmy jest napędzany klarowną wizją, a potem strategią i planem operacyjnym. Mam wrażenie, że jesteśmy tak skoncentrowani na realizacji planu operacyjnego, że tracimy z oczu wizję i nie mamy czasu, by się nad nią zastanowić.

Pana książka jest napisana w przystępny sposób, zaciekawi zarówno cyber-sceptyków, jak i cyber-maniaków. Dlaczego w ogóle postanowił pan ją napisać? Co było dla pana inspiracją?

Nie dzielmy ludzi, bardzo o to proszę. Szukajmy wspólnych rozwiązań, bo mamy wspólną planetę, wspólne życie i wspólną technologię. Czy łączą nas wspólne dążenia? Tego nie wiemy i nie uzgodniliśmy. Możliwość podjęcia dialogu na ten temat Max Tegmark, fizyk z MIT, określił mianem „najważniejsza rozmowa naszych czasów”. Właśnie ją prowadzimy, zaczynając od uświadomienia sobie problemu i szans. Książka jest zaproszeniem do takiej współpracy.

Twórczość, przywództwo, dzielność, dobroć i nadzieja – to pana zdaniem możemy rozwijać dzięki nowoczesnym technologiom, jeśli będziemy rozsądnie nimi gospodarować. Wierzy pan, że potrafimy rozsądnie?

Możemy wykorzystać technologię do rozwijania każdej z dwudziestu czterech wyróżnionych w ramach psychologii pozytywnej sił psychicznych. W książce skoncentrowałem się jedynie na wymienionych przed chwilą przykładach. Nie chodzi o rozsądek, chodzi o chęć i pomysł. Na razie innowacyjne artefakty są sprzedawane głównie jako usprawniacze życia, sprawne narzędzia o użytkowych walorach. Jeśli będzie taka nasza wola, skoncentrujemy się na wzmacnianiu dobroci, nadziei, podziwu dla piękna, otwartości umysłu. Ale najpierw trzeba tego zapragnąć. Mam nadzieję, że lektura mojej książki zaostrzy apetyt.

Co więc powinniśmy zrobić, aby technologia sprzyjała naszemu sensownemu życiu, poczuciu szczęścia, dobrostanowi i spełnieniu?

W pierwszym rzędzie powinniśmy sami zapragnąć żyć sensownie i przyjemnie. Bycie konsumentem daje tego typu przekonanie, ale iluzja ta nie wytrzymuje konfrontacji z pytaniami, które pewnego dnia w przypadku każdej osoby wyłonią się z głębi życia psychicznego. Warto zatem rozwijać i pielęgnować w sobie moc konesera. Człowieka, który docenia jakość, nie daje się nabrać na popkulturowe slogany, krytycznie myśli i przede wszystkim jest przykładem skutecznej zamiany lęków w ciekawość, a nawet pasję poznawania.

Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon