Partner serwisu

Jak (dosłownie) straciłam twarz w Internecie?

Miałeś kiedyś klona? „Co za głupie pytanie” – pomyślisz, choć statystycznie 7 do 10 osób na świecie jest podobnych do ciebie. Ja swojego klona znalazłam w Internecie. Przynajmniej tak myślałam przez ułamek sekundy, gdy w oszołomieniu oglądałam swoje zdjęcia, swoje słowa i swoje czyny na profilu nienależącym do mnie. I nie jest to kolejna z tych radosnych historii kończących się happy endem, a opowieść o kradzieży wizerunku, która rzutuje na moją pracę do dziś.

Na Homodigital.pl głównie piszę o technologiach i to ja zadaję pytania innym. Jednak z uwagi na mnogość życiowych ról, często staję po drugiej stronie mikrofonu. Jakie było moje zdziwienie, gdy w 2020 roku dziennikarka spytała się mnie o bloga modowego, którego prowadziłam przed laty na platformie Blogspot.com (znanej też jako Blogger, należącej do Google’a). Dokładnie w 2018 roku porzuciłam go, wszystkie materiały usunęłam i przestałam opłacać domenę, przenosząc się na swoją autorską platformę www.sylwiablach.pl. Zapomniałam, że w sieci nic nie ginie.

Zobacz również:

Zareagowałam zdziwieniem i próbą wyjaśnienia dziennikarce, że ten blog już dawno nie istnieje. W końcu kierowana impulsem i ciekawością weszłam pod stary adres, spodziewając się, że może ktoś wykupił domenę (potocznie: adres www) i prowadzi pod nią swoją działalność. Nie ma w tym nic nielegalnego, w końcu ja zrezygnowałam z opłacania domeny i każdy mógł ją nabyć. Jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałam kropka w kropkę przeniesionego mojego bloga autorskiego, z wszystkimi tekstami i zdjęciami z sesji!

Ratunku, policja, przyjedź do Internetu

Zaczęłam drążyć, najpierw podejrzewając samą siebie o atak sklerozy. (Nie)stety wszystko się zgadzało. Data usunięcia, brak bloga na platformie Blogspot (usunęłam dane, nie konto), nieopłacana przeze mnie domena. Zaczęłam zadawać sobie pytanie: jakim cudem ktoś posiada wszystkie stworzone przeze mnie materiały, które powierzyłam Google’owi, a potem usunęłam? Próbowałam skontaktować się z ich pomocą techniczną, podejrzewając wyciek danych z ich serwerów, ale nikt się nie zainteresował sprawą. Do tej pory nie wiem, jak do tego doszło.

Postanowiłam spróbować od drugiej strony – sprawdzić, kto jest właścicielem adresu www. Napisałam w tej sprawie do NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa). NASK to instytut badawczy pełniący w Polsce funkcję rejestru domen internetowych .pl. Każdy z nas może to zrobić, ale musi podać dokładny powód zapytania – moim powodem była chęć zgłoszenia sprawy na policję. Otrzymałam list z ukraińskim adresem, którego nie mogłam wykorzystać w żadnym innym celu. Uzbrojona w pełną dokumentację wysłałam oficjalne pismo do policji, by po raz pierwszy w życiu zostać zaproszoną na komisariat.

Jaki w tym zysk?

Z przemiłym panem policjantem spędziliśmy wyjątkowo dużo czasu na szukaniu odpowiedzi na jedno pytanie: jaki przestępca ma w tym zysk i jaką szkodę poniosłam? Jako mała blogerka i influencerka, osoba blogująca głównie z pasji i czasem zarabiająca niewielkie kwoty, nie mogłam za bardzo wykazać strat finansowych.

Ciężko było wyjaśnić, że strona ta kradnie ruch mojej stronie, ponieważ używa mojego nazwiska. Firmy chcące nawiązać współpracę pytają często o statystyki.

Nie mogliśmy też znaleźć konkretnego zysku – na stronie nie było widać reklam, nie wiadomo więc, po co przestępca to zrobił i w jaki sposób na temacie zarabiał. Zatem: miałam teczkę dowodów i adres na Ukrainie, ale nie potrafiłam wykazać strat i powodu, dla którego sytuacja ma miejsce. Ostatecznie przyjęliśmy ścieżkę kradzieży dzieł autorskich – na blogu znajdowały się moje autorskie teksty oraz zdjęcia będące też często dziełami współpracujących ze mną fotografów. I mój wizerunek, oczywiście.

Czekałam kilka miesięcy, stopniowo tracąc nadzieję. W końcu dostałam pismo: sprawa umorzona z powodu niemożliwości wykrycia sprawcy.

Ukraina okazała się zbyt daleko od Polski, by konkretny adres, który podałam dzięki NASK, umożliwił prowadzenie dochodzenia. Blog ciągle wisi w sieci, jakiś czas po tym, gdy sprawa została umorzona, pojawiła się na nim reklama kasyna. Wiem, że sprawca zarabia. I mogę tylko patrzeć, jak pojawia się na pierwszej pozycji wyników wyszukiwania na związane ze mną hasło, a ja nic z tym nie mogę zrobić.

Problem międzynarodowy

To nie był jedyny raz, gdy spotkałam się z kradzieżą tożsamości online. Wiosną zeszłego roku pisaliśmy o sprawie mężczyzny, któremu ukradziono profil na Facebooku. Wiemy, że mimo wszelkich starań i kontaktów z pomocą techniczną, profilu nie udało się odzyskać. Mężczyzna założył nowe konto, a na starym wisi jego imię, nazwisko i zmieniona profilówka na twarz sugerującą obcokrajowca. Obsługa techniczna Facebooka mimo wielu próśb i maili, nie zdecydowała się tego konta usunąć, choć mężczyzna wysyłał dowody, że zabrano mu tożsamość.

Niewiele wcześniej ktoś podesłał mi informację, że portal pornograficzny użył mojej fotografii do reklamy jednego z materiałów – notabene dokumentu o niepełnosprawności. Nie zajęłam się tą sprawą, bo zdjęcie zniknęło równie szybko, jak się pojawiło, zostawiając mnie z dość zabawną (z mojej perspektywy) anegdotą.

Nie było mi już tak do śmiechu, gdy całkiem niedawno znalazłam swoje zdjęcia na prawdopodobnie rosyjskiej stronie udającej sklep, wyłudzającej dane i pieniądze. Niestety strona była wydmuszką pozbawioną jakichkolwiek danych właściciela, a ja, nauczona doświadczeniem z moim blogiem i po nieoficjalnej konsultacji z jednym prawnikiem, wiedziałam, że temat jest przegrany.

Jakiekolwiek próby załatwiania spraw na rynku międzynarodowym z krajami spoza Unii Europejskiej są bardzo trudne i wymagają przestępstw wielkiej skali. Wizerunek drobnej blogerki, której zdjęć używają do sprzedaży ciuchów, nikogo nie obchodzi. Zresztą sklep wyglądał jak pisany na kolanie. Wiem, że w Internecie ludzie często kupują pod wpływem impulsu, ale wątpię, że ktokolwiek by się na niego złapał.

Niesmak we mnie pozostał. Moja (zdaniem niektórych: naiwna) wiara w prawo roztrzaskała się o granice Europy.

Czy wizerunek jest prawnie chroniony w Polsce?

Czy to oznacza, że w żaden sposób nie jesteśmy chronieni? Absolutnie! Jeśli sprawa dzieje się w granicach kraju lub Unii, mamy szansę na zwycięstwo i zadbanie o nasze dobro. Spytałam Zofię Chołody, radcę prawnego i członkinię Okręgowej Izby Radców Prawnych w Poznaniu czym właściwie w Internecie jest naruszenie wizerunku z perspektywy prawnej i jak jesteśmy chronieni.

– O kradzieży tożsamości mówimy w sytuacji, w której sprawca takiego czynu bezprawnie wejdzie w posiadanie danych osobowych innej osoby i wykorzysta je wbrew jej woli. Potocznie mówiąc, sprawca podszywa się pod inną osobę. Natomiast wizerunek to niematerialny wytwór, który za pomocą środków plastycznych przedstawia rozpoznawalną podobiznę danej osoby (np. fotografia) i podlega ochronie prawnej bowiem stanowi on dobro osobiste, podobnie jak nazwisko, zdrowie czy tajemnica korespondencji – tłumaczy Zofia.

Podkreśla, że rozpowszechnianie wizerunku wymaga zgody osoby na nim przedstawionej i taka zgoda musi mieć ustalony czas trwania. Choć zgodę zawsze można odwołać, to prawo nie działa wstecz. – Osoba udzielająca zgody musi mieć pełną świadomość formy przedstawienia jej wizerunku, miejsca, czasu publikacji oraz treści towarzyszącej – dodaje.

Z jakich przepisów chroniony jest wizerunek?

Według polskiego prawa rozpowszechnianie wizerunku bez czyjejś zgody jest działaniem bezprawnym. I jak każde działanie bezprawne, podlega karze. Z których przepisów? W zależności od charakteru naruszenia dobra, pokrzywdzony ma wybór:

– Prawo do wizerunku jest chronione przez przepisy art. 23 oraz 24 kodeksu cywilnego, a także art. 81 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych na gruncie prawa cywilnego. Oczywiście, wizerunek jest także chroniony na mocy kodeksu karnego, który przewiduje kary za przestępstwo kradzieży tożsamości. Przepis art 190a kodeksu karnego stanowi, że karze pozbawienia wolności do 3 lat podlega osoba, która podszywając się pod inną osobę, wykorzystuje jej wizerunek lub inne jej dane osobowe w celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej. Jeżeli następstwem takiego czynu określonego jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10 – wyjaśnia Zofia Chołody.

Jak chronić swój wizerunek w Internecie?

Każdy z nas wie, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Dlatego w kwestii ochrony wizerunku zawsze możemy podjąć kilka działań, które uniemożliwią lub utrudnią kradzież naszego wizerunku.

Zwracajmy uwagę na to, co publikujemy publicznie w mediach społecznościowych. Treści prywatne ograniczmy tylko do znajomych albo po prostu ich nie upubliczniajmy. Pamiętajmy, że rzeczy w Internecie nie giną. Zwracajmy uwagę gdzie i w jakich miejscach wrzucamy zdjęcia nasze lub naszych pociech (o tym, ile krzywdy można wyrządzić dziecku, publikując jego wizerunek w Internecie, pisałam tutaj: „Wstawiasz zdjęcia swoich dzieci do Internetu? Ryzykowne!”).

Jeśli jesteśmy blogerami bądź innymi osobami zawodowo publikującymi autorskie treści i wizerunek w Internecie – sprawdzajmy czasem, czy ktoś nie używa naszych zdjęć bezprawnie, choćby kopiując fragmenty tekstu i fotografie i wrzucając je do wyszukiwarki. Choć jest to dodatkowa praca, to właśnie w ten sposób trafiłam na wykorzystanie swojego wizerunku. A jeśli już trafimy na przestępstwo – róbmy screeny, zapisujmy daty i godziny. Informacje mogą się przydać zarówno wtedy, gdy uda nam zawalczyć w sądzie o swoje prawa, jak i wtedy, gdy ktoś nam zarzuci oszustwo. Chciałabym, by takie sytuacje nigdy nie miały miejsca. Niestety, Internet jest potężną dżunglą. Choć nie zawsze możemy zdjąć swój wizerunek, to zawsze możemy poinformować odbiorców, że to nie są nasze działania.

Ukradziono mi twarz, co dalej?!

Co można zrobić od strony prawnej, gdy już dojdzie do nadużyć?

– Polski porządek prawny zapewnia każdemu ochronę jego wizerunku, a w szczególności jego dóbr osobistych. Zgodnie z art. 24 kodeksu cywilnego ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. Jeśli już doszło do naruszenia, ten kogo dobro zostanie już naruszone, może żądać od naruszającego dopełnienia czynności niezbędnych do usunięcia jego skutków. Może to być złożenie odpowiedniego oświadczenia w postaci sprostowania lub przeprosin. Ponadto przepis ten daje możliwość poszkodowanemu do żądania zadośćuczynienia pieniężnego bądź odszkodowania za naruszenie praw osobistych – przywraca nadzieję radca prawny, Zofia Chołody.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Najnowsze wpisy naszych autorów Wszyscy autorzy
Przyszłość jest tutaj

Podaj swój adres email i odbieraj najświeższe informacje o nowych technologiach i nie tylko.

email-iconfacebooktwitteryoutubelinkedin instagram whatsup
Skip to content