Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
11 maja 2021

Internet śmieci. Nie dość, że nas wkurza, to jeszcze szkodzi planecie

Jeżeli chcemy zmieniać Internet w stronę zieloną i etyczną to musimy być świadomymi użytkownikami w sieci. To nasz konsumencki nacisk na Big Tech. Rozmowa z Joanną Murzyn, cyfrową ekolożką, inicjatorką sieci Radicalzz oraz Eksperymentalnego Instytutu Cyfrowej Ekologii.

– Stajemy się Bangladeszem Europy. Tak jak w krajach globalnego południa składuje się elektrośmieci, tak u nas instaluje się centra danych, które będą pochłaniać gigantyczne ilości energii. Zauważ, że u nas 70% prądu produkuje się z węgla, czyli takie centrum danych walnie przyczyniają się do zwiększenia zużycia węgla i emisji dwutlenku węgla. Centra danych zalewają nas. Na przykład wszystkie zlokalizowane w Warszawie generują tyle zużycia prądu, co cała dzielnica – wyjaśnia Joanna Murzyn, cyfrowa ekolożka. Inicjatorka sieci Radicalzz oraz Eksperymentalnego Instytutu Cyfrowej Ekologii wierzy, że inny Internet jest możliwy.

Rafał Pikuła: Zacznijmy od tego dlaczego nie rozmawiamy na Teamsach, Google Meets czy innym Zoomie?

Joanna Murzyn: Staram się swoimi działaniami nie wspierać monopolu technologicznego. Zdecydowanie ograniczam produkty Big Techu, w tym Google. Wybieram rozwiązania etyczne, opensource’owe (z wolnego oprogramowania – przy. red), takie, które korzystają z serwerów zasilanych energią odnawialną. Korzystam z wyszukiwarki Ecosia, która w zamian za korzystanie, finansuje sadzenie drzew. Dobrym rozwiązaniem jest Firefox, który zawiera specjalne wtyczki, które blokują śledzące skrypty, więc automatycznie zmniejszają ilość danych lub Vivaldi. Zamiast popularnej poczty Google możemy wybrać Proton lub Tutanota. Dopóki będzie istniał monopol gigantów technologicznych, to będę korzystała z mniej znanych alternatyw, tak aby je wzmocnić. Zdrowa konkurencja jest podstawą ekonomii dobrobytu, ale takiej konkurencji w świecie technologii niestety nie ma. Oczywiście takie korzystanie z alternatyw dla Big Techu wymaga wyjścia ze strefy komfortu, ale bycie świadomym zawsze jest w jakiś sposób niekomfortowe.

Wygoda jest wrogiem postępu?

Wygoda jest wrogiem zrównoważonego rozwoju i postępu na miarę ludzkości. Łatwo przyzwyczajamy się do wygodnych rozwiązań, nie zastanawiając się jakie są efekty korzystania z nich. Te przepięknie zaprojektowane ekosystemy – jak Apple, gdzie wszystko jest takie przyjemne, designerskie – sprawiają, że się w nie bez pamięci zanurzamy i nie szukamy alternatyw. Oczywiście wychodzenie ze strefy komfortu nie jest ani łatwe, ani przyjemne: wymaga poświęcenia i czasu. Dlatego ja proponuję wychodzenie z tego świata Big Techu krok po kroku. Nie musimy od razu rezygnować z Facebooka, ale możemy zmienić ustawienia tak, by przekazywać mniej danych tej korporacji. Nie rezygnujmy ze spotkań video z przyjaciółmi, ale może zamiast Zooma wybierzmy Jitsi, tak jak my teraz, które nie wymaga logowania, instalowania, przekazywania danych.

Takie przestawienie jest bardzo trudne. Wiesz, musimy zmienić niemal całą naszą aktywność, bo jesteśmy online non stop, Internet nas wciągnął.

Wiesz, może i  byłoby możliwe etyczne korzystanie z rozwiązań gigantów technologicznych, ale im nie zależy aż tak na przejrzystości, nie wiemy tak naprawdę do końca, jakiego rodzaju dane na nasz temat pobierają, jak działają ich algorytmy, z jakich centrów danych korzystają, z jakich źródeł energii. Giganci „oficjalnie” starają się być etyczni. Google ma całą strategię “Google Sustainability” i stawia na gospodarkę zamkniętego obiegu. Z tym, że przy takiej skali będzie to bardzo ciężkie. Inna rzecz, że takie zmiany, często pozorne „wymuszają” konsumenci. Zwróć uwagę, Google reaguje na trendy – cokolwiek człowiek pomyśli, w pierwszej kolejności sprawdza i weryfikuje to klikając w googla – to oni o tym wiedzą i z uprzedzeniem się do tego przygotowują.

Weźmy na przykład takie centra danych. Ich infrastruktura jest optymalizowana, tak, żeby pobierała mniej energii, czyli wydzielała mniejszy ślad węglowegy. Jednak Google, Facebook czy Microsoft nie robią nic, żeby zmniejszyć ilość przetwarzanych, pobieranych od nas, danych. Nie zmienia się modelu biznesowego, tylko „pudruje rzeczywistość”. To tak, jakby walczyć z katarem poprzez produkowanie ładniejszych chusteczek do nosa zamiast zastanowić co jest jego rzeczywistym źródeł.

Nie ufam zielonemu kapitalizmowi w wykonaniu Big Techu. Microsoft informuje, że wyeliminuje emisję dwutlenku węgla do 2050 r. Super – tylko jak się zrobi głębszy research, to dowiemy się, że tę transformację robi razem z BP.

Czyli jedyny prawdziwy zielony przewrót wiedzie przez świadomą konsumpcję? Wybieramy etyczne, mniejsze firmy niż tani PR gigantów?

To świadome odejście od monopolu i wybieranie wolnych rozwiązań. Jeżeli chcemy zmieniać Internet w stronę zieloną i etyczną to musimy być świadomymi użytkownikami w sieci. To nasz konsumencki nacisk na Big Tech. Dziś konsumenci są coraz bardziej świadomi: wybierają odzież fair trade, wybieramy firmy, które nie wykorzystują dzieci do produkcji. Wierzę, że także świadomych użytkowników sieci będzie coraz więcej. O ile przekaz o etycznych producentach ubrań jakoś idzie w świat, to opowieść o technologicznej alternatywie nie ma takiego przebicia. Niestety przepływ tych informacji odbywa się właśnie poprzez platformy gigantów, którym zależy na statusie quo. Mimo to, coraz więcej młodych ludzi wie jak działa Big Tech i chcą zmiany. Niekiedy ta chęć zmiany jest wywołana nostalgią, jak ta nostalgia za światem z MySpace, gdzie każdy mógł sobie konstruować swój świat cyfrowy, a nie działać w ramach narzuconych przez giganta.

Ale czy dalej nie jest to jednak przerzucanie odpowiedzialności na nas? Osobiste wybory są ważne, ale kluczowa jest zmiana systemu. Inny Internet, inna technologia – czy to możliwe?

Zanim zaczęłam się zajmować wyłącznie związkami technologii z ekologią, wcześniej pracowałam w szeroko pojętym zrównoważonym rozwoju. Widziałam zachowania, które się nie sprawdzają. Weźmy na przykład głośną akcję ze słomkami. Wszyscy o niej mówili, ale w rzeczywistości słomki odpowiadają za jedyne 0,03% zanieczyszczeń mórz i oceanów. Okazuje się, że 46% plastiku morskiego pochodzi z sieci rybackich, ale temat jest mało konsumencki. Tak samo jest z zużyciem wody. Ciągle słyszymy, by oszczędzać wodę, brać prysznic zamiast kąpieli, ale w rzeczywistości za 70% poboru wody w naszym kraju jest odpowiedzialny przemysł wydobywczy i energetyczny, głównie w procesie chłodzenia maszyn i urządzeń. To produkcja prądu zużywa najwięcej wody. Produkcja prądu do zasilania ogromnych centrów danych, które istnieją po to, by firmy mogły wyciągać od nas jeszcze więcej danych.

Faktycznie odpowiedzialność za klimat została przeniesiona na nas, konsumentach a nie na producentach. To nie jest moja wina, że ta słomka została wyprodukowana, to firma powinna wziąć za to odpowiedzialność. To nie moja wina, że portal musi zbierać aż tak dużo danych o mnie! Dlaczego mam odmówić sobie raz na jakiś czas spożycia ryb, tylko dlatego, że przemysł rybny śmieci w morzach? Zmiany postaw konsumenckich są ważne, ale kluczowa jest kwestia presji społecznej na firmy i instytucje. Musimy żądać zmian.

Wydaje mi się, że presja społeczna na ekologiczne zmiany w rolnictwie i przemyśle rybnym jest coraz większa. Gorzej ze światem technologii. Tutaj dominuje hiperoptymizm i narracja postępu. Centrum danych Google w Warszawie, proszę bardzo! A ile energii to będzie kosztować nikt nie pyta.

Jesteśmy Bangladeszem Europy. Tak jak w krajach globalnego południa składuje się elektrośmieci, tak u nas instaluje się centra danych, które będą pochłaniać gigantyczne ilości energii. Zauważ, że u nas 70% prądu produkuje się z węgla, czyli takie centrum danych walnie przyczyni się do zwiększenia zużycia węgla i emisji dwutlenku węgla. Centra danych zalewają nas z każdej strony, stają się naturalnym elementem przestrzeni miejskiej. Wszystkie centra danych zlokalizowane w Warszawie (a znajdują się nawet w Marrocie) generują tyle zużycia prądu, co cała dzielnica.

No tak, ale tych kosztów rozwoju nie widać. Widzimy wycięte lasy, widzimy wagony z węglem, nie widzimy Internetu.

Trudno nam to zauważyć, bo sam Internet jest niewidzialny. Mówimy o chmurze jak o czymś amorficznym, ale przecież ta wirtualna chmura to w rzeczywistości fizyczne centrum danych, serwer, gdzieś zlokalizowany, chłodzony wodą. Według wyliczeń jeden mail generuje 4g CO2. To nie jest dużo, ale w skali globalnej to już około 300 miliardów maili wysłanych w jeden dzień, z czego 60 miliardów to spam. Kwestia skali przekłada się na całą naszą obecność w sieci. Korzystamy z niej bez żadnego limitu. Ludzie nie są w stanie zrozumieć tego, że cokolwiek robią na komputerze czy na telefonie ma wpływ na fizyczną rzeczywistość.

Wynika to z narracji świata technologicznego, że Internet to zero waste. W stopkach mamy zapis: bądź eko, nie drukuj tego maila!

Cyfryzacja została nam sprzedana jako super ekologiczna alternatywa, więc się nad tym nie zastanawiamy. A okazuje się, że czytanie dokumentu na komputerze przez około godzinę jest bardziej szkodliwe dla środowiska niż wydrukowanie na starej kartce (zadrukowanej z drugiej strony) tego samego dokumentu. Papier można przetworzyć do 7 razy, ale energii z komputera włączonego non-stop już nie. Inna rzecz to narracja, że video-konferencje są takie eko. W rzeczywistości godzinne spotkanie na Zoomi-e z włączoną kamerką dla kilkunastu osób to jak wypalenie całego kanistra benzyny! Oczywiście wciąż konferencje on-line są bardziej przyjazne niż fizyczne spotkania, ale warto się zastanowić czy musimy non stop przesyłać obraz.

Według raportu CISCO aż 80% ruchu w sieci to właśnie streaming. Zaledwie 10 godzin streamingu wideo w wysokiej rozdzielczości możemy, pod kątem przepływu danych, porównać do wszystkich tekstów na Wikipedii w języku angielskim.

Faktycznie niewinne z pozoru oglądanie filmów na Netfliksie jest bardzo szkodliwe dla środowiska. Kolejny aspekt to Kryptowaluty. Jeszcze do niedawna mówiło się, że to bezemisyjna alternatywa dla tradycyjnego obiegu pieniędzy. Dziś wiemy, że np.: kopanie bitcoinów pochłania gigantyczne ilości energii, porównywalne do zapotrzebowania całych państw. To co miało być super eko i zero waste w rzeczywistości może być gwoździem do trumny naszej Planety.

No, ale czy nie przesadzamy? Szacuje się, że ślad węglowy naszych gadżetów, internetu i wspierających je systemów odpowiada za około 3,7% globalnej emisji gazów cieplarnianych. To nie dużo.

Te 3,7% brzmi abstrakcyjnie i niewinnie, ale jeśli porównasz to z tym, że cały przemysł lotniczy emituje podobną wartość – ok. 4% – to brzmi to już inaczej. Zwróć uwagę ile się mówi o szkodliwości latania, powstał nawet szwedzki termin flygskam (wstyd przed lataniem) a rząd francuski zakazał lotów krajów na trasach, które można pokonać pociągiem. A czy widzisz podobne działania na rzecz ograniczenia emisji dwutlenku węgla przez sektor technologiczny? Modna sztuczna inteligencja to ogromne koszty. Szacuje się, że proces trenowania algortymu zasilającego sztuczną inteligencję, jest odpowiedzialny za emisję gazów do atmosfery na tym samym poziomie co 5 samochodów w całym cyklu swojego funkcjonowania. Wciąż mało się o tym mówi.

Można mieć nadzieję na zmiany, bowiem według ostatniego raportu BP 84 % zużywanej na świecie energii wciąż pochodzi ze źródeł nieodnawialnych. A świat produkuje tony technologicznych odpadów – w zeszłym roku aż 54 miliony, a tylko 17 % urządzeń uległo jakiejkolwiek formie recyklingu, reszta trafia na wysypiska do krajów rozwijających się. Fizyczny świat technologii to kolejny problem, którego nie zauważamy!

W Europie widać tylko nowe laptopy i smartfony. Elektro-odpady wędrują do Indii, państw afrykańskich, ale też do Chin. Tam na ogromnych wysypiskach elektrośmieci dzieci i kobiety, rozkręcają telefony, rozbijają je na części, żeby wyciągnąć z nich elementy plastikowe, kamerki, płytki PCB. Nie ma tam żadnej infrastruktury do odpowiedzialnego przetwarzania odpadów elektronicznych. Na wysypiskach sprzęty są palone albo zatapiane w kwasie, by wyciągnąć z nich minerały, które można następnie sprzedać. Podczas tego procesu rtęć i inne niebezpieczne substancje przedostają się do ziemi, pośrednio zatruwając też pracujących na wysypisku.

No tak, ale wciąż tylko 17% urządzeń ulega obróbce. Co z resztą?

Duża część sprzętu nie jest recyklingowana ponieważ to się zwyczajnie nie opłaca. Niektórzy producenci tak produkują swoje urządzenia, żeby te szybko się psuły i nie były łatwe w naprawianiu. To przypadek opisany jako „spisek żarówkowy” (planowane postarzanie produktu – przy. red). Co roku wprowadzanych jest około 70 modeli telefonów. I trzeba jest sprzedać, więc celowo postarza się obecne produkty. Po aktualizacji twój nowy iPhone działa wolniej? Nie jest to przypadek ani wina wirusa. To celowe działanie producenta, któremu zależy na sprzedaży nowego urządzenia.

Odpowiadają na twoje pytanie. Ogromna cześć urządzeń, które nie nadają się do naprawy czy przetworzenia jest składowana w biednych krajach, czasami palona z ogromną szkodą dla klimatu i lokalnej społeczności. Śmieci nie znikają same, tym bardziej elektrośmieci.

W globalnym ujęciu nasze programy recyklingowe wydają się bezsensowne. Co z tego, że segregujesz śmieci, oddajesz stary laptop czy pralkę do właściwego punktu utylizacja, jak na koniec to wszystko razem ląduje w Ghanie czy Bangladeszu?

To kolejny przykład, że jednostkowe działania nie przekładają się na skalę. Bardziej niż na segregacji opadów, powinniśmy skupić się na konsumenckim wpływie na działania firm?

Naprawdę zmiana jest możliwa. Pamiętasz kwestię wprowadzenia opłat za foliowe reklamówki w sklepach? Nagle okazało się, że możemy jakoś nosić ze sobą torby wielokrotnego użytku. W tej historii razi fakt, że koszty zmiany były przerzucone na konsumentów – kto zapomniał z domu toby wielokrotnego użytku, musiał płacić. A przecież można było zmusić sklepy do wprowadzenia płóciennych reklamówek, które konsumenci mogliby „pożyczać” od sklepów?

Jako konsumenci możemy wymagać od producentów, aby ci zobowiązywali się do recyklingu produktów, jako obywatele musimy zaś wymagać by państwo kontrolowało, czy prywatne firmy wywiązują się z tych zobowiązań. Na szczęście jest coraz więcej organizacji i inicjatyw, które walczą o transparentność sektora technologicznego, w tym o kwestie zużycia energii i przetwarzania elektrośmieci.

W takich organizacjach działasz, w takie inicjatywy jesteś zaangażowana.

Tak, od ponad dwóch lat tworzę społeczności Radicalzz, w ramach której działamy na rzecz tworzenia pragmatycznych rozwiązań i narzędzi, które pomagają zredefiniować relacje z technologią. Zainicjowałam też Eksperymentalny Instytut Cyfrowej Ekologii, w ramach którego w formie doświadczeń i eksperymentów będzie można podnieść swoją świadomość i zmieniać nawyki, które przyczynią się do zmniejszenia śladu węglowego związanego z naszą obecnością w sieci. Podobna organizacja, ale skupiona bardziej na współpracy korporacyjnej działa we Francji – Digital For The Planet.

Promuję też kulturę naprawiania, która jest częścią maker movement. Osoby identyfikujące się tym nie zgadzają się na zastaną rzeczywistość i próbują ją zhackować. Są jak „dobry hacker”, który przyswaja rzeczywistość do potrzeb swoich i środowiska. Maker movement pokazuje, że mamy wszystkie narzędzia i infrastrukturę, by samodzielnie dokonywać zmian, zaś stawką jest wzbudzenie w ludziach świadomości technologicznej.

Wierzysz, że uda się zmienić świat technologii? Że zamiast Internet of shit (Internet śmieci, nawiązanie do IoT) będziemy mieli społeczną, odpowiedzialną sieć?

Tak naprawdę w swoim początku Internet był przestrzenią dobrej zmiany. Miał oddać w ręce ludzi obieg informacji, miał nam pomóc się komunikować. Są przykłady, że taki Internet jest możliwy, to chociażby Wikipedia, tworzona non-profit, przez społeczność dla społeczności, tam wszystko jest jasne i transparentne. Powstają zdecentralizwane alternatywy dla Big Tech-u, wszechnice danych, fundacje pilnujące naszych praw w sieci. Do tego instytucje publiczne coraz częściej stają w obronie obywateli w starciu z korporacjami technologicznymi. 

Dziś świat technologii to nadmiar niepotrzebnych urządzeń, aplikacji, Internet zaś to śmietnisko pełne bezsensownych informacji, fake newsów i propagandy. Ale to można zmienić. Wierzę, że można odzyskać Internet, bo technologie same w sobie są wielkim wsparciem dla człowieka. O ile jakiś inny człowiek – na przykład żądny zysków kapitalista – ich nie wykorzysta przeciw nam.

Tagi:
Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon