Google chce zwiększyć prywatność aplikacji i ograniczyć śledzenie danych w miliardach smartfonów z systemem Android. Projekt o tajemniczej nazwie Piaskownica Prywatności – Privacy Sandbox – ma na celu ograniczenie ilości danych użytkowników, które do tej pory mogli gromadzić wszelkiej maści reklamodawcy.
Jest to oczywiście kolejny cios dla firm takich jak Meta (dawny Facebook), których dochody pochodzą głównie z działalności reklamowej opartej na śledzeniu zachowań konsumentów. Oraz ogromnej bazie danych o użytkownikach korzystających z największych platform społecznościowych na świecie: Facebooka, Instagrama i WhatsAppa.
Za zmiany możemy podziękować firmie Apple, której rozwiązania wymuszają na deweloperach aplikacji konieczność proszenia użytkowników o pozwolenie na śledzenie. Meta poinformowała, że zmiany wprowadzone przez Apple kosztowały ją w tym roku, bagatela, 10 miliardów dolarów. A pamiętajmy, że z systemu operacyjnego Android firmy Google korzysta około 85% posiadaczy smartfonów na całym świecie. Wydaje się więc, że Meta może wpaść w solidne tarapaty finansowe, tym bardziej, że coraz więcej użytkowników odchodzi z Facebooka, o czym Rafał Pikuła pisał w tekście Niezły ro(c)k! Jak 2021 wstrząsnął firmą Facebook.
Tajemniczy Privacy Sandbox
Stosowane do tej pory z zacięciem przez wiele firm popularne ciasteczka, czyli pliki cookie, wykorzystujące historię przeglądania użytkowników do targetowania reklam mają zniknąć z przeglądarki Google Chrome do 2023 roku. Zmiany te mają na celu ograniczenie śledzenia użytkowników, którzy korzystają z różnych aplikacji w urządzeniach z Androidem.
Na swoim blogu Google poinformowało, że chce rozszerzyć Privacy Sandbox na aplikacje działające w systemie Android i pracuje nad rozwiązaniami, które nie tylko ograniczą udostępnianie danych użytkowników, ale uniemożliwią korzystanie z identyfikatorów aplikacji, w tym identyfikatora wyświetlania reklam.
Identyfikator wyświetlania reklam to unikalny dla każdego smartfona kod, który pozwala śledzić zachowanie poszczególnych użytkowników i jest wykorzystywany przez aplikacje do zbierania informacji. Google powiedział, że zachowa go jeszcze przez co najmniej dwa lata, ale intensywnie pracuje „z branżą” nad nowym systemem.
Przypomnijmy tu, że już w tej chwili każdy użytkownik smartfona może:
- na własną rękę ograniczyć śledzenie go przez reklamodawców. Wystarczy, że wejdzie w Aplikacje i Ustawienia, wybierze z listy Google → Reklamy i włączy suwakiem Zrezygnuj z personalizacji reklam.
- zresetować (w tym samym miejscu) identyfikator wyświetlania reklam wybierając Resetuj identyfikator wyświetlania reklam, a następnie OK.
Czym jest Privacy Sandbox
Rozwiązanie Privacy Sandbox zostało udostępnione internautom korzystającym z produktów Google, głównie z przeglądarki Chrome, w 2019 roku i miało na celu ograniczenie stosowania plików cookie stron trzecich. Privacy Sandbox gromadzi dane łącząc je w grupy zainteresowań, zamiast ujawniać szczegółowe informacje dotyczące indywidualnych użytkowników.
Paradoksalnie Privacy Sandbox może wspierać jakościowy ruch na stronach bez ciasteczek stron trzecich zmniejszając liczbę nieprawdziwych reklam, zwiększając kontrolę ruchu generowanego przez boty i wyświetlając zawartość wyłącznie użytkownikowi, który świadomie wyraził na to zgodę.
Apple, marchewka czy bat?
Jak wspomnieliśmy wyżej Apple zaproponowało nowe podejście do ochrony prywatności, wprowadzając etykiety prywatności, o których piszemy w tekście Apple, wzór prywatności do naśladowania. Czy aby na pewno?. Jednak Apple w kwietniu ubiegłego roku zdecydowało także, że twórcy aplikacji muszą prosić użytkowników o pozwolenie na korzystanie z IDFA (applowego identyfikatora wyświetlania reklam). Dane Flurry Analytics opublikowane przez Apple sugerują, że użytkownicy z USA decydują się na rezygnację ze śledzenia w 96% przypadków.
Google w swoim blogowym wpisie nie wskazuje jednoznacznie Apple, jako firmy będącej inicjatorem zmian (choć to dla wszystkich oczywiste). Zamiast tego mówi o innych platformach, które przyjęły inne podejście do prywatności reklam, znacznie ograniczając istniejące technologie wykorzystywane przez programistów i reklamodawców.
Należy tu zauważyć, że Apple i Google, to dwaj najwięksi producenci smartfonów na świecie. Jednak gdy większość przychodów Apple pochodzi ze sprzedaży urządzeń takich jak iPhone, Google generuje je dzięki reklamie.
Faktem jest też, że użytkownicy smartfonów i innych urządzeń są coraz bardziej świadomi tego co dzieje się z ich danymi. Oraz innych zagrożeń. I dlatego doceniają rozwiązania Apple zmuszając konkurencję – w tym Google – do podejmowania działań, na które ci drudzy inaczej by się nie zdecydowali. Co widać zresztą po zapale we wprowadzaniu zmian. A właściwie kompletnym jego braku. Bo chociaż Google przymierza się do usunięcia ciasteczek już od dłuższego czasu, to konkretnych rozwiązań wciąż nie ma.
Co kombinuje Google?
Próby Google stworzenia alternatyw dla plików cookie stron trzecich w przeglądarce Chrome nie idą tak gładko, jak planowano.
Pierwsza propozycja – system o nazwie Federated Learning of Cohorts (FLoC) – nie spodobała się ani zwolennikom prywatności, ani reklamodawcom. FLoC miał ukrywać tożsamość indywidualnych użytkowników łącząc ich w grupy o podobnej historii przeglądania, czyli tzw. kohorty.
Następcą FLoC mają być Topics, czyli tematy, które mają grupować użytkowników w klastry tematyczne wybrane spośród około 350 kategorii. Na przykład takich jak fitness czy podróże. Gdy użytkownik odwiedzi jakąś stronę, Topics pokaże stronie i jej partnerom reklamowym trzy zainteresowania użytkownika z ostatnich trzech tygodni.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze
I to duże.
Rynek reklamy cyfrowej to 400 miliardów dolarów rocznie. Na przykład, powołany przez Google konglomerat Alphabet zarobił w czwartym kwartale 2021 roku ponad 60 miliardów dolarów wyłącznie na reklamie, co stanowi ponad 80 procent jego dochodów. Jednak giganci technologiczni znajdują się pod rosnącą presją, aby lepiej zrównoważyć prywatność i targetowanie reklam, ponieważ użytkownicy są coraz mniej zadowoleni, a organy regulacyjne grożą zaostrzeniem przepisów.
Z raportu zleconego przez Apple w zeszłym roku wynika, że w chwili obecnej przeciętna aplikacja zawiera co najmniej sześć trackerów stron trzecich, które służą wyłącznie do gromadzenia i udostępniania danych online. A według firmy badawczej Cracked Lab każdy broker danych jest w posiadaniu informacji dotyczących nawet 700 milionów konsumentów,.
Z kolei organy regulacyjne nieustannie uważnie przyglądają się ekosystemom reklamowym, a zwłaszcza sposobom sprzedaży reklam, których miliardy są codziennie automatycznie umieszczane na stronach internetowych i w aplikacjach użytkowników.
Jednak wielkie platformy nie dają za wygraną i starają się utrzymać dostęp do danych, które pomagają im zarabiać miliardy z reklam.
Dlatego projekty Google ślimaczą się niemiłosiernie, ponieważ wszelkie zmiany w Androidzie mogą wpłynąć na dane miliardów użytkowników. I chociaż mają docelowo chronić anonimowość, to mogą również dodatkowo wzmocnić lub osłabić dominację giganta technologicznego na rynku reklamy cyfrowej.
Tym bardziej, że Google ma wiele sposobów na obejście problemu ze śledzeniem i monitoruje praktycznie wszystkie nasze poczynania w sieci oraz wiele z tego, co dzieje się w środowisku wyszukiwania internetowego. Dlatego chyba niespecjalnie zależy mu na wprowadzeniu zmian.
Zdjęcie tytułowe: Denny Müller z Unsplash