Wydawałoby się, że tacy, jak oni twardo stąpają po ziemi. Jeden jest protestantem, drugi buddystą, a dwaj pozostali radykalnymi katolikami. Co ich łączy? To, że są programistami. Ale też lęk o to, że sztuczna inteligencja zawłaszczy ludzką świadomość.
Paweł kiedyś był zawodowym strażakiem. Spełniał marzenie z dzieciństwa. Zaczął uczyć się programowania, aby lepiej zarabiać. I udało się. Nie porzucił całkowicie dawnej pasji.
– W ten sposób robię coś dobrego dla ludzi – mówi.
– Programowanie jest dla chleba, gaszenie pożarów to element mojego oddania światu, zgodnie z duchem Pisma św. Bóg powierzył nam Ziemię, abyśmy o nią dbali. Zapomnieliśmy o tym. Wokół dzieje się wiele zła. Biznesmeni zatruwają rzeki, bo myślą tylko o mamonie. Politycy obiecują lepsze życie, a gdy dochodzą do władzy, liczy się dla nich jedynie utrzymanie na stołku. Boli mnie to, że stworzyliśmy świat, w którym coraz trudniej się żyje – tłumaczy Paweł.
Paweł jest za obroną życia poczętego i przeciwko in vitro. Mimo że z żoną starają się naturalnie o dziecko od ośmiu lat, nie zamierzają skorzystać z pomocy nowoczesnej medycyny.
– Jestem pewien, że moja żona nie może zajść w ciążę, bo żyje w wielkim stresie – wyjaśnia.
– Jest słabo opłacaną nauczycielką. Dzieci w szkole są coraz bardziej nieznośne, nigdy nie wiesz, jak zareagują na zwrócenie uwagi i jak zachowa się ich rodzic. Wszystko może być odebrane jako atak i dyskryminacja. Żona żyje w lęku i wyczerpaniu psychicznym, a to nie sprzyja ciąży. Modlimy się codziennie o poczęcie, o siłę, aby w coraz bardziej zlaicyzowanym świecie nie upaść na duchu. Nadal wierzyć. Gdy człowiek przestaje wierzyć, zaczyna szukać innych źródeł mocy. Wiem, co mówię. Kiedyś zapisałem się do szkoły parapsychologicznej, która kształcić miała przyszłych bioenergoterapeutów, psychoterapeutów i szamanów. Nie spotkałem tam ani jednej osoby, która nie miałaby problemów ze sobą. Sam byłem wtedy młodym chłopakiem, który marzył tylko o tym, by zdobyć władzę nad ludźmi. Chciałem ich uzdrawiać, aby mnie kochali – określa Paweł.
Moralność programisty
Szkołę w końcu rozwiązano, a Gazeta Wyborcza napisała o niej mocny tekst pt. „Magister Baba Jaga”.
– Dopiero po kilku latach dotarło do mnie, że wszyscy daliśmy się oszukać. I zacząłem się modlić o łaskę wiary – opowiada.
Paweł wiarę traktuje jak wentyl bezpieczeństwa. Dopóki postępujesz zgodnie ze wskazówkami Pisma św. jesteś chroniony przez Boga.
– Moralność to prosta, czysta droga, a nie repertuar możliwości do wyboru – przekonuje Emil, przyjaciel Pawła, który porzucił (jak sam o sobie mówi) ateizm i przeszedł na wiarę.
Ani kroku w tył. Radykalizacja pozwala zachować przekonanie, że Bóg nie dopuści do tego, aby głupcy i maszyny zawładnęły światem. Nie da się żyć bez wiary w tym zepsutym świecie. Matematyczny umysł wiary nie wyklucza. Przeciwnie. Prawdziwie wierzący programista, który przestrzega zasad wiary, nie zrobi krzywdy ludziom głupimi pomysłami.
Od dziesięciu lat należy do wspólnoty protestanckiej. Poznałam go w Bristolu. Był w nic niewierzącym nastolatkiem z trudnego domu, gdy wysłano go na kursy komputerowe. Matka porzuciła go, gdy miał osiem lat. Odnalazł ją w wieku 25 lat i nic dobrego z tego nie wyniknęło. Stoczyła się. Ciągle pijana i na dragach, chciała od niego tylko pieniądze. Philip założył rodzinę i ma troje dzieci. Nie zamierza ich pokazywać żyjącej w ubóstwie matce, o której mówi: niech spoczywa w pokoju z dala ode mnie.
Gdzie jest Bóg?
– Wszystko, co robimy w nowoczesnych technologiach musi się opierać na naukach o Trójcy świętej – mówi Philip.
– Gdybym nie miał wiary, upadłbym pewnie tak nisko, jak moja matka. Mam w sobie ten gen, który lubi alkohol, stany odlotów, przyjemności. Wiem to. Wiara pozwala mi trzymać siebie samego w ryzach. Gdyby ludziom pozwolić robić, co chcą i jak chcą, świat pokryłaby ciemność. Rzadko kto potrafi nie popłynąć w przyjemnościach i samozachwycie. Człowiek nie zna umiaru. Dlatego wszyscy potrzebujemy pokory. Moi koledzy z branży IT podniecają się Elonem Muskiem, milionami zdobytymi przez geniuszy. Myślą, że też tak mogą, a gdy sukces nie przychodzi rok, dwa, trzy, załamują się.
– Piją, ćpają, stają się seksoholikami. Nie chcą słyszeć o Bogu, bo ich zdaniem człowiek jest na tyle inteligentny i ma dostęp do potężnej wiedzy, że może sam zadbać o swój sukces, jeśli tylko włoży w to wystarczająco dużo wysiłku i będzie miał odrobinę szczęścia. Dobrze – mówi Philip.
Wysiłek, ok, ale kto odpowiada za łut szczęścia, jeśli pracujecie tak ciężko, a wciąż nie macie domu z basenem, na którym wam tak bardzo zależy? Śmieją się ze mnie, mówią, że to wstyd być tak bogobojnym w XXI wieku. No cóż, nie boję się Boga, tylko ludzkiej natury, która wszystko spieprzy, gdy dostanie za dużo władzy. Zwłaszcza gdy ma dostęp do nowoczesnych technologii.
Racjonalny Wiking
Całe życie starał się radzić sobie bez idei Boga. Racjonalny Wiking, który nie wyobrażał sobie faceta na tronie w niebiańskich przestworzach zawiadującego całą planetą. Tą planetą, która dostała wszystko, co niezbędne do życia, a mimo to jej mieszkańcy robią aż zbyt dużo, by się unicestwić. Dokonują złych politycznych wyborów, powodują wojny, zatruwają dla większego zysku środowisko, zazdroszczą sobie sukcesów i idą po trupach, aby mieć więcej, niż potrzebują.
Thorben uczył informatyki w grenlandzkich szkołach. Pojechał tam chętnie, bo nie mógł patrzeć, jak Grenlandczycy pokładają się pijani na kopenhaskich ulicach. Chciał lepszego losu dla ich dzieci. Uczył ich obchodzenia się z nowoczesnymi technologiami, które mają pomagać człowiekowi, dawać mu większy komfort życia, ulżyć w cierpieniu, biedzie i zapobiegać wykluczeniu.
Thorben jest buddystą. Zjeździł z lamą Ole Nydahlem pół świata. Ale nikomu w pracy o tym nie mówi. Codziennie medytuje i rysuje mandale. Jego posługą jest służba ludzkim istotom. W ciszy i bez robienia szumu wokół siebie. Tak o sobie mówi.
– Jedyne, co możemy zrobić, to starać się zwiększać świadomość na planecie – tłumaczy Thorben.
– Każdy na własnym podwórku. Ktoś uczy w szkole, inny ma w ręku walizkę z guzikami do bomby atomowej albo programuje grę komputerową, w którą grają liczni fani. Pytanie, co zrobi z władzą, jaka została mu dana. Co przemyci pomiędzy – czy tylko będzie ekscytował się panowaniem nad innymi, czy zostawi po sobie ślad w postaci nauk w drugim człowieku. Ostrzegam młodych przed zachłyśnięciem się władzą. Pokazuję im możliwości nowoczesnych technologii, ale z zastrzeżeniem, że są odpowiedzialni za to, jak wielkie skarby posiadają. Ich inteligencja, szczęście, właściwi ludzie na drodze, to wszystko cukierki. Muszą przede wszystkim dbać o to, by człowiek nie zniszczył Ziemi przez własną głupotę – podkreśla.
Sztuczna inteligencja, prawdziwy Bóg i głupi człowiek
Sztuczna inteligencja w rękach ignorantów, którzy ją tworzą, może wykorzystać nasz słaby charakter. A wtedy znikniemy z powierzchni globu. Venki Ramakrishnan, badacz Medical Research Council Laboratory of Molecular Biology na uniwersytecie w Cambridge, który jest laureatem nagrody Nobla z chemii uważa, że mimo znacznych postępów w przetwarzaniu, szum wokół AGI – generalnej sztucznej inteligencji, która będzie myśleć, jak człowiek i być może wykształci świadomość – zalatuje fantastyką.
W książce „Człowiek na rozdrożu. Sztuczna inteligencja – 25 punktów widzenia”, noblista odpowiada na pytanie, czy komputery staną się naszymi panami.
Nie – mówi. Głównie dlatego, że nie mamy aż tak głębokiej wiedzy o mózgu. Nie tylko nie wiemy, czym jest świadomość, lecz wymyka się nam nawet tak względnie prosty problem, jak proces zapamiętywania numeru telefonu. Już to wymaga rozważenia bardzo wielu kwestii. Skąd wiemy, że to numer?
W jaki sposób kojarzymy go z osobą, nazwiskiem, twarzą i innymi cechami? Nawet tak pozornie trywialne pytania wymagają całościowej wiedzy, począwszy od znajomości procesów poznawczych i pamięci na ogólniejszym poziomie, a skończywszy na tym, jak komórka przechowuje informacje i jak wyglądają interakcje między neuronami. Co więcej, to tylko jedno z wielu zadań, które mózg wykonuje bez większego wysiłku. Chociaż maszyny bez wątpienia nauczą się robić jeszcze niesamowite rzeczy, mało prawdopodobne, żeby zastąpiły ludzką myśl, kreatywność i wizjonerstwo. Jeśli w przyszłości zostaniemy pokonani, dokona tego jedna z najstarszych i najbardziej żywotnych form życia na planecie, na przykład bakterie.
Potrafią przetrwać wszędzie – począwszy od Antarktyki, a skończywszy na najgłębszych i gorętszych niż gotująca się woda szczelinach oceanicznych i środowiskach kwasowych, w których człowiek zostałby roztopiony. Tak czy inaczej, nikt nie wie, jaką przyszłość przyniesie nam sztuczna inteligencja. Możemy stać się dla niej drugorzędni lub przestarzali, a może wzbogacić nam życie, pod warunkiem że znajdziemy sposób na to, by powstrzymać ludzką pazerność.
Nigdy jednak komputery nie staną się panami bakterii.
Świetny tekst! Gratuluję osobom przedstawionym w tekście, że nie pogubili tego co najważniejsze wśród codziennej pogoni za mamoną i własnymi korzyściami