Automatyzacja w handlu postępuje szybko. Kto by pomyślał kilka lat temu, że będą dziś w Polsce sklepy, w których prawie wszystkie kasy będą samoobsługowe? Co prawda to Amazon wyznacza drogę swoim Amazon Store, ale Polacy nie gęsi, swój „automatyczny” sklep mają. W Warszawie ruszył właśnie sklep sieci Żabka, w którym nie tylko nie ma pracowników, ale i kas. Po prostu wchodzisz, bierzesz produkty z półek i wychodzisz. A pieniądze są ściągane z konta. Czy takich sklepów mogą być wkrótce tysiące? I czy byłoby się z czego cieszyć?
Na etapie projektowania tego konceptu miało to działać w taki sposób, że półki w sklepie miały być „inteligentne”, czyli „wiedziałyby” jak się nazywa i ile kosztuje rzecz, którą z nich wzięliśmy. Ale – o ile mi wiadomo – ostatecznie postanowiono oprzeć się na systemie dokładnych kamer, które monitorują zachowanie klienta. Zatem wystarczy zarejestrować się przy wejściu, wziąć coś z półki i wyjść, a płatność jest automatycznie ściągana z konta bankowego.
Szefowie Żabki zapowiadali takie cacko już od kilku lat. I kilka miesięcy temu w Poznaniu ruszył pierwszy sklep w pełni automatyczny i nie wiążący się z koniecznością przechodzenia przez strefę kas. Kolejny taki sklep o nazwie „Żappka” ruszył właśnie w Warszawie, przy ul. Brackiej. Tak się złożyło, że przechodziłem tamtędy w dniu debiutu. I coś mnie podkusiło, żeby spróbować coś kupić. Czy to jest nowinka, która zmieni moje życie?
Zakupy w sklepie bez ludzi i bez kas
Żeby skorzystać z „Żappki” trzeba mieć w smartfonie aplikację mobilną o tej samej nazwie. To ta sama aplikacja, która potrafi zbierać punkty lojalnościowe w sklepach Żabka oraz pozwala płacić z poziomu aplikacji za zakupy (Żappka Pay). Jest jeszcze jeden warunek – trzeba przypiąć do aplikacji źródło pieniądza, czyli kartę płatniczą.
Czytaj też: Najpierw Lidl Pay, a teraz rusza Żappka Pay. Czy warto tak płacić? (subiektywnieofinansach.pl)
Przeczytaj koniecznie jeśli masz auto: Jak zhakować samochód sąsiada (i zadbać o swój)? Poradnik! – HomoDigital – Subiektywnie o technologii.
Przed pierwszym użyciem aplikacji w sklepie „Żappka” trzeba jeszcze aktywować funkcję Żappka Store w tej aplikacji (dostępne funkcje wyświetla środkowy button w górnym rogu głównego ekranu aplikacji). Przy aktywacji trzeba podać jeszcze raz numer telefonu, imię i nazwisko, adres, który znajdzie się na rachunku oraz zatwierdzić wszystko PIN-em do aplikacji.
Po aktywacji funkcji Żappka Store można wyświetlać specjalny kod QR, który uprawnia do wejścia do sklepu. Przed „Żappką” jest bowiem duży ekran LCD, na którym pojawia się prośba o zbliżenie kodu QR. „Okienko” czasowe, pozwalające na otwarcie drzwi jest bardzo krótkie, to dosłownie 2-3 sekundy. Zapewne chodzi o to, żeby mieć pewność, iż w sklepie pojawi się autoryzowana osoba. Po wejściu bowiem już nikt nic nie sprawdza i wszystkie zakupy są przypisywane klientowi, do którego przypisany jest QR kod w aplikacji Żappka.
Żappka: plusy i minusy
Po wejściu do sklepu już nic nie muszę robić. Biorę rzeczy z półek i wychodzę drugimi drzwiami. Minusy takiego shoppingu są dwa. Po pierwsze w tym konkretnym sklepie może być w jednym momencie tylko jeden klient (sklep jest mały, ma może 6 m2), nie ma też co mówić o zrobieniu większych zakupów. Nie zauważyłem nawet koszyków na zakupy.
Co ciekawe, rachunek jest ściągany z karty dopiero po kilku minutach. Natychmiast po wyjściu ze sklepu dostałem natomiast na smartfona powiadomienie push z informacją, iż rachunek zostanie wystawiony w ciągu kilku minut.
Prawdopodobnie ten czas jest potrzebny na manualną weryfikację rachunku. Testowałem bowiem sytuację, w której biorę rzecz z półki i potem ją na tę półkę odkładam. Mam wrażenie, że w takiej sytuacji to dopiero kamery monitoringu po moim wyjściu ze sklepu potwierdzają, iż odłożyłem ten sam towar, który wcześniej wziąłem.
Rachunek pojawił się po kilku minutach w sekcji Żappka Store mojej aplikacji i nie zawierał żadnych błędów, można więc powiedzieć, że pierwsze zakupy w „autonomicznym” sklepie przebiegły prawie bez problemów (jeśli nie licząc nerwowych prób sforsowania wejścia a to dwie sekundy za wcześnie, a to dwie za późno).
Czy to zwiastun przełomu w handlu?
Potencjał „autonomicznych” sklepów jest teoretycznie olbrzymi. Może to być pole nie tylko do oszczędzania na kosztach pracowników (sklep automatyczny z definicji jest całodobowy), ale i do testowania różnego rodzaju strategii marketingowych (ustawienie towaru) i cenowych. Bo przecież bezobsługowym zakupom za chwilę mogą zacząć towarzyszyć dynamiczne ceny na wywieszkach.
To też prosta droga do optymalizowania stanu zapasów magazynowych. Towar z hurtowni lub z centrum logistycznego może „zamawiać się sam” w oparciu o dane dotyczący sprzedaży pochodzące z półek zliczających to, co wzięli klienci i za co zapłacili.
Dlaczego więc na razie „autonomiczne” sklepy nie zaleją Polski? Przede wszystkim dlatego, że są potwornie drogie. Nie wiem jaka jest różnica między kosztem „gołego” sklepu, a takiego z „inteligentnymi” półkami, systemami monitoringu oraz technologiami do rozliczania zakupów na odległość. Ale podejrzewam, że kolosalna.
Nawet jeśli nie trzeba mieć w sklepie pracownika do obsługi klienta, to trzeba mieć ludzi do zatowarowania. Im mniejszy sklepik, tym częściej trzeba w nim uzupełniać towar. Dopóki nie będą się tym zajmowały roboty i drony – gra będzie niewarta świeczki. Chociaż jak spojrzeć na to, jak automatyzuje się logistyka…
Czytaj więcej o tym: Inteligentne dostawy. Jak technologia usprawnia transport produktów? (homodigital.pl)
Boimy się takich pomysłów?
Jest też kwestia przyjęcia przez klientów sklepu, w którym nie ma żywego ducha. Część ludzi nie wsiadłaby do samolotu bez pilota (choć przecież ten samolot jest i tak de facto przez 95% czasu lotu sterowany przez automat) i na tej samej zasadzie duża część ludzi nie weszłaby do sklepu w pełni zautomatyzowanego. To jest propozycja dla 10% społeczeństwa, przynajmniej na razie.
Pełna automatyzacja sklepów to być może daleka przyszłość, ale dziś jest to po prostu technologia zbyt droga, zwłaszcza jeśli spojrzymy na jak niewielkich marżach pracuje branża handlowa. Choć być może w niektórych miejscach (np. na lotniskach, gdzie ceny wszystkiego są i tak wysokie) taki model działania sklepu by się zwrócił.
Zakupy zdehumanizowane
Last, but not least, nie jestem pewny, czy podoba mi się dehumanizacja zakupów. Od zawsze handel był związane z przekazywaniem towaru z rąk do rąk. Czasem z targowaniem się, negocjacjami, nawiązywaniem relacji. Oczywiście: dziś mamy erę hipermarketów, ale przecież do sklepików osiedlowych chodzimy często dlatego, że znamy osobiście jego właściciela, albo ludzi, którzy tam pracują. Takie sklepiki są przeważnie częścią lokalnych społeczności. Gdyby kiedyś sklepy stały się „autonomiczne”, to nie wiem czy przypadkiem nie straciłyby też części swoich klientów.
Czytaj też: Czy aplikacja zastąpi fryzjera, wizażystkę i kosmetyczkę? (homodigital.pl)
Jest też kwestia skali. Amazon Go to całkiem spore sklepy, które być może są w stanie osiągnąć taką skalę sprzedaży, która daje cień szansy na zwrot inwestycji w technologie samoobsługowych zakupów i automatycznych płatności. W Polsce mamy na razie nieliczne i nieduże sklepy tego typu. Z jakichś przyczyn nie ma jeszcze w Polsce tysięcy sklepów działających w modelu, który pokazał Take&Go. I zapewne nie będzie też tysięcy „autonomicznych” Żabek.
Być może tego typu eksperymenty zwiastują przełom w handlu stacjonarnym. Jeszcze kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia, że będziemy masowo płacić w automatycznych, samoobsługowych kasach. A jednak to się dzieje. Czy kolejnym etapem będzie wyeliminowanie pracowników sklepów i całkowita automatyzacja zakupów?
Czego nam jeszcze brakuje do rozwoju automatycznych sklepów?
Mam wrażenie, że nie zostały jeszcze spełnione wszystkie warunki, by nastała ta rewolucja. Klient może obsłużyć się sam, można zautomatyzować płatność, a nawet zamówienia towarów z hurtowni, ale nie znamy jeszcze sposobu na to, by bezbłędnie dostarczyć towar z centrum logistycznego do sklepu, rozładować go i ustawić na półkach w określonym porządku.
Robotyzacja robotyzacją, ale na razie roboty mają problem z głupim roznoszeniem przesyłek po osiedlu. Wystarczy jeden wyższy krawężnik i robot nawala. Kilka lat temu przeprowadzono w Niemczech testy robota-kuriera i jego wydajność była na poziomie 10% wydajności „normalnego” kuriera-człowieka. Sądzę, że z automatycznymi sklepami jest podobnie. Są to świetne wodotryski do testowania nowości technologicznych, ale na razie po prostu wyprzedzają swój czas.
No dobra, piszę tak tylko dlatego, że cholernie boję się tych dynamicznych cen, które będzie można zmieniać w zależności od pory dnia lub np. pogodą za oknem. Brrrr….