Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
5 sierpnia 2021

Facebook cenzuruje świat nauki. Czy kogoś to dziwi?

"Facebook nas ucisza, ponieważ nasza praca często zwraca uwagę na problemy na jego platformie" - mówi Laura Edelson, jedna ze zbanowanych badaczek.

Jak podaje serwis The Verge, Facebook zbanował konta naukowców, którzy badają przejrzystość reklam i rozpowszechnianie dezinformacji w mediach społecznościowych. Chodzi o badaczy zrzeszonych w grupie NYU Observatory, która bacznie przygląda się Facebookowi (ale także innym serwisom społecznościowym) i jego rzekomej walce z fake newsami. Facebook twierdzi, że grupa narusza regulamin, zbierając dane użytkowników bez pozwolenia. Naukowcy twierdzą, że jest to tylko pretekst do zemsty.

Już w maju br., naukowcy zaznaczali, że ich celem jest zbadanie kto i ile płaci za reklamy polityczne. Zdaniem naukowców analiza powiązań reklamowych pozwoliłaby lepiej zbadać mechanizm rozprzestrzeniania się fake newsów na Facebooku. W swoim poście naukowcy wyrażali zaniepokojenie tym, że portal Marka Zuckerberga nie weryfikuje prawdziwości płatnych postów.

Jak wyglądała praca naukowców? Po pierwsze stworzyli specjalną wtyczkę Ad Observer, która miała automatycznie zbierać dane o reklamach politycznych wyświetlanych na kanałach Facebooka. Już na samym początku naukowcy podkreślali, że wtyczka nie zbiera żadnych danych użytkowników. Facebook jednak twierdzi, że jest inaczej i wtyczka ma charakter szpiegowski. To podejrzenie ma legitymizować cenzurę Facebooka zastosowaną, rzekomo, w imię użytkowników.

Na zarzuty odpowiadają sami zbanowani. Udostępniają wszelkie zebrane dane innym badaczom, także dziennikarzom, i dają możliwość wglądu w kod wtyczki.

Co wiemy, dzięki wtyczce Ad Observer?

Pierwsze wnioski z badań NYU Observatory wskazują, że Facebookowi bardziej opłaca się przyjmować zlecenia od prawicowych reżimów autorytarnych. Skrajnie prawicowa dezinformacja angażuje użytkowników w większym stopniu, niż skrajnie lewicowa. Nie jest to zaskakujące. W kwietniu komentowaliśmy śledztwo Guardiana wokół sprawy Sophie Zhang. Była pracownica Facebooka opisała jak gigant technologiczny wspierał reklamą dyktatury Hondurasu i Azerbejdżanu.

Zdaniem Zhang gigant technologiczny usiłuje (nie zawsze skutecznie i równie aktywnie) walczyć z dezinformacją w bogatych zachodnich krajach, ale w przypadku biedniejszych, peryferyjnych państw, ignoruje problem manipulacji treściami. Bo na tym zarabia.

Dziś oczywiście wiemy, że media społecznościowe niszczą demokrację. Ale badacze NYU Observatory chcą udokumentować tę wiedzę konkretnymi danymi.

„Facebook nas ucisza, ponieważ nasza praca często zwraca uwagę na problemy na jego platformie” – mówiła w rozmowie z Bloomberg News Laura Edelson, jedna ze zbanowanych badaczek.

Facebook prawdy nie powie…

Badacze z NYU Observatory zaznaczali, że problemem jest transparentność. Jak pisali na swoim blogu „biblioteka reklam politycznych Facebooka jest skomplikowana w użyciu, brakuje niezliczonej liczby reklam politycznych, a także istotnego elementu: w jaki sposób reklamodawcy wybierają konkretne grupy demograficzne i społeczne”.

Dzięki Ad Observer możliwe stało się przejrzenie reklam politycznych. A wygląda to tak:

Mark Zuckerberg jako Ojciec Chrzestny

Gangster nie morduje od razu, ale najpierw wysyła ostrzeżenia. Np: ucięty łeb koński, albo banalny list z pogróżkami. Podobnie działa Facebook. Zanim usunął prywatne konta naukowców, najpierw grzecznie prosił o zaprzestanie działań.

W październiku zeszłego roku Facebook wysłał badaczom żądanie zaprzestania zbierania danych dotyczących reklam politycznych na Facebooku. Gigant groził banem i „dodatkowymi działaniami egzekucyjnymi”. Wspomniana już Edelson powiedziała wówczas w rozmowie z Wall Street Journal, że grupa przestanie działać, jeśli Facebook sam opublikuje bardziej szczegółowe dane. Tak rzecz jasna się nie stało. Facebook od gróźb, przeszedł do czynów. De facto uniemożliwiono naukowcom pracę.

I zrobił to w białych rękawiczkach. Banując naukowców gigant technologiczny powołał się na umowę z Federalną Komisją Handlu o ochronie danych z 2019 r. Umowa była pokłosiem sprawy, w której Facebook musiał zapłacić grzywnę w wysokości 5 miliardów dolarów za brak nadzoru nad gromadzonymi danymi.

Standard Facebooka to podwójne standardy

Polityka Facebooka wobec nauki jest co najmniej zadziwiająca. Z jednej strony Facebook banuje wszelkie treści negujące Holokaust. Zuckerberg zadecydował, że szkody związane z bagatelizowaniem, czy zaprzeczaniem tragedii Holokaustu są na tyle duże, że należy w tym zakresie ograniczyć wolność wypowiedzi. Ponadto Facebook rozdaje granty na badania naukowe i rozwój. Na przykład przekazał 1,3 mln zł dla małych i średnich firm z Warszawy walczących z pandemią.

Z drugiej jednak strony nie wykazuje się żadną delikatnością, czy przezornością w kontekście nauki. W ostatnich dniach głośno było o usunięciu grupy propagującej kulturę rdzennych mieszkańców Papui-Nowej Gwinei. Poszło o umieszczanie historycznych zdjęć autochtonów. Facebook usunął zdjęcia z powodu naruszenia zasad dotyczących nagości. Jednemu z administratorów grupy zakazano m.in. dalszego publikowania zdjęcia przedstawiającego grupę mężczyzn „z nagą klatką piersiową, bez zakrycia górnej części ciała”.

Czy Facebook podpalił punkt szczepień w Zamościu?

Platformy technologiczne, takie jak Facebook, są z założenia autorytarne i napędzają szkodliwe treści. Plaga antagonizujących, niszczących debatę publicznych fałszywych treści to efekt modelu biznesowego Facebooka. Dziś już wiemy, że od przemocy i głupoty w sieci wiedzie krótka droga do przemocy fizycznej w realnym świecie. W Polsce (ale pewnie i na całym świecie) Facebook nie próbuje walczyć z szurami negującymi szczepionki przeciwko COVID-19. Pozwala na kupowanie reklam przez różnej maści foliarzy (patrz: promowane posty Konfederacji). A potem dochodzi do sytuacji jak w Zamościu, gdzie „mędrzec z Internetu, po habilitacji z postów na Facebooku”, podpalił punkt szczepień.

Faktem jest, że osiągnęliśmy punkt krytyczny. Antyszczepionkowcy już dawno przestali się panoszyć w sieci. I nie chodzi już o zbiórkę kasy na zepsute sprzęgło. Wyszli na ulicę i są niebezpieczni. Moim zdaniem, gdyby nie media społecznościowe i ich model biznesowy (jest ruch, jest hajs), to ruchy kwestionujące zasadność szczepień, godność i rozum byłyby marginalizowane. A tak Facebook walczy z tymi, którzy walczą z pandemią COVID-19 (a także pandemią dezinformacji). Patrząc na miejsce wybuchu, zawsze warto też sprawdzić, gdzie popalono lont. Tym razem zapałki są w rękach Marka Zuckerberga.

 

 

Tagi:
Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon