Rok z pandemią pokazał jasno, że nawet najlepsza technologia nie ochroni nas przed katastrofą, jeśli nie będzie jej sprzyjać właściwa polityka. Minione dwanaście miesięcy było czasem wielkiego triumfu nauki i wielkiej klęski klasy politycznej
Świat walczy z trzecią falą pandemii wirusa COVID-19. Zarazem jednak wiele państw szczepi na potęgę swoich obywateli. Liderami szczepień są Izrael i Wielka Brytania, ale i Polska radzi sobie nie najgorzej (8-9% naszych obywateli otrzymało już co najmniej jedną dawkę szczepionki). Ewentualne zwycięstwo nad wirusem – nawet jeśli przyjdzie w tym roku – na pewno nie będzie globalne i ostateczne. Wciąż 90% szczepionek trafia do najbogatszych krajów świata. Względnie bogata Polska dostawy zbawiennej szczepionki otrzymuje jako członek Unii Europejskiej.
To Unia, w imieniu wszystkich krajów, organizuje względnie sprawiedliwą dystrybucję szczepionek, negocjuje zakupy i terminy dostaw. To także Unia była jednym z głównych fundatorów badań nad wakcyną. Na tym jednak lista politycznych sukcesów się kończy.
Non possumus po amerykańsku
Ta sama Unia – wraz ze Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią i Szwajcarią – w minioną środę zablokowała propozycję Republiki Południowej Afryki i Indii skierowaną do Światowej Organizacji Handlu (WTO), która wymuszała zrzeczenie się przez producentów praw patentowych do szczepionek. Delegaci Indii i RPA, popierani przez rządy krajów rozwijających się, argumentowali, że odstąpienie od Porozumienia w sprawie Handlowych Aspektów Praw Własności Intelektualnej (TRIPS) to prawdziwa szansa na przyśpieszenie produkcji szczepionki. W zamyśle delegatów uwolnienie patentu jest jedyną możliwością, by zakończyć pandemię.
„Pokonanie wirusa w jednym kraju niczego nie zmienia, ponieważ ten wciąż będzie mutował w innych regionach i może wrócić do pozornie bezpiecznego kraju w postaci odpornej na szczepionkę. Musimy działać wspólnie, by pokonać epidemię”
– przekonywała Ngozi Okonjo-Iweala, nigeryjska ekonomistka Banku Światowego, cytowana przez Euractiv.
Argumenty nie przekonały bogatszej części WTO. Stany Zjednoczone i Europa wspólnie przekonywały, że ochrona praw własności intelektualnej sprzyjała badaniom i innowacjom, a zawieszenie tych praw nie spowodowałoby nagłego wzrostu podaży szczepionek. Można przypuszczać, że była to tak naprawdę ochrona biznesu farmaceutycznego. W końcu najpopularniejsze szczepionki pochodzą z USA i Europy. Choć z drugiej strony jest też tak, że samo uwolnienie patentu nie wystarczy: do produkcji szczepionki potrzebne są nowoczesne fabryki (nawet względnie bogata Polska nie byłaby w stanie dziś jej wytwarzać, niezależnie od tego, czy otrzymałaby patent).
Szczepionka amerykańskiego koncernu Pfizer stosowana jest w 61 krajach. Kolejna szczepionka zza Oceanu od Moderny używana jest w 27 krajach, zaś brytyjska AstraZeneca jest dystrybuowana w 41 krajach. Chińskie szczepionki Sinopharm i Sinovac są używane odpowiednio w 10 i 6 krajach. Jest jeszcze rosyjski preparat Sputnik V, który stosowany jest w 9 krajach. Inni producenci, nie opisani w piśmie naukowym The Lancet mają marginalną popularność.
Jak widać większość szczepionek, które są obecnie w użyciu to produkty bogatej Północy, ze szczególnym uwzględnieniem USA. I dlatego nie będzie zdjęcia patentu na produkcję szczepionek. To zaś nieuchronnie oznacza, że wojna z pandemią może być przegrana. Nawet jeśli COVID-19 zniknie z bogatej północnej półkuli, to na południowej wirus będzie się plenił i mutował. I wróci na Północ być może w formie uodpornionej na istniejące szczepionki.
Czy Okonjo-Iweala ma rację i szczepionkowa ofensywa na nic się nie zda? Zobaczymy. Jednak już miniony rok z pandemią pokazał, że polityczne gierki, nacjonalizmy i źle pojęty protekcjonizm tylko sprzyjał rozprzestrzenianiu się wirusa.
Ratunek w sieci i sukces w laboratorium
Jest 15 marca 2020 roku. Pandemia dopiero się rozkręca, ale kolejne kraje decydują się na lockdown. Już po kilku tygodniach niemal cały świat zamiera, ale ludzkość nie znika z globu. Ratuje nas technologia. Coś, co nie było możliwe przy poprzedniej globalnej pandemii, gdy niemal sto lat temu świat zalała grypa Hiszpanka, teraz stało się faktem.
Zatrzymaliśmy się w domach, ale nie zginęliśmy z głodu. Gospodarka spowolniła, ale nie rozsypała się. Budynki administracji publicznej zostały częściowo zamknięte, ale nie zapanował chaos. Wszystko dzięki technologii. Za pomocą sieci pracowaliśmy, uczyliśmy się, prowadziliśmy życie zawodowe i prywatne. Świat włączył tryb online i okazało się, że to działa. Równocześnie świat nauki i technologii ruszył do działania.
Yuval Noah Harari w swoim eseju dla Financial Times pisał, że w przeciwieństwie do epoki Hiszpanki, dziś technologia pozwoliła nam realnie walczyć z pandemią, a nie tylko liczyć na przeczekanie.
„W 1918 roku ludzkość zamieszkiwała tylko świat fizyczny, a kiedy śmiertelny wirus grypy przetoczył się przez ten świat, nie mieliśmy dokąd uciec. Dzisiaj wielu z nas żyje w dwóch światach – fizycznym i wirtualnym. Kiedy koronawirus krążył po świecie fizycznym, wiele osób przeniosło większość swojego życia do świata wirtualnego, w którym wirus nie mógł nadążyć”
– pisał izraelski filozof i historyk. Z miejsca zaczęły się także prace nad lekami i szczepionką przeciw COVID-19. Zakładano, że szczepionka może się pojawić najwcześniej za rok, może półtora. W rzeczywistości w przeciągu dziewięciu miesięcy od wybuchu pandemii zaczęliśmy się szczepić. Opracowanie specyfiku zajęło rekordowo mało czasu.
Realna polityka i sztuczna inteligencja
Liczyliśmy, że pandemia zaraz się skończy. Wszak latamy na Marsa, rozbijamy atomy i klonujemy owce. Dlaczego mielibyśmy sobie nie poradzić z jakimś podłym wirusem? Nadzieją miała być sztuczna inteligencja (SI). Skoro potrafi czytać nam w myślach, kształtuje nasze poglądy i steruje naszymi zachowaniami, to dlaczego miałaby nie znaleźć remedium na COVID-19? Tomasz Jurczak na naszych łamach wyjaśniał, że wiara to była naiwna. Algorytmy sztucznej inteligencji ani nie ostrzegły przed pandemią, ani nie ocaliły ludzkości przed jej efektami. Co najwyżej zminimalizowały straty. Zawiodła polityka.
Pandemia zmusiła co prawda szefów państw i rządów do całkowitej zmiany swojej polityki wobec SI, do przyspieszenia opracowywania narzędzi sztucznej inteligencji i zwiększenia ich zastosowania w medycynie. Jednak stało się to w momencie, kiedy nie było nawet wiadomo czy rzeczywiście działają. Gdy agencjom rządowym wystarczały tylko obietnice lub niski poziom skuteczności działania. Okazało się, że po pierwsze brakowało danych, owego paliwa SI. Jak wiemy, bez właściwego paliwa nawet i najlepsza maszyna nie ruszy.
Po drugie wyszło na jaw, że przez lata inwestowaliśmy w rozwój technologii i sztucznej inteligencji, ale nie we właściwych obszarach. W medycynie, ochronie obywateli technologia wciąż SI kulała. Złośliwie można powiedzieć, że zajęci kopaniem bitcoinów zapomnieliśmy wykopać fundamenty współpracy międzynarodowej. W wielu rozwiniętych krajach brakowało systemowych rozwiązań ds. zarządzania kryzysem zdrowotnym. W USA, kraju innowacji, kolebce Facebooka i Google’a, służba zdrowia już od dawna ledwo zipiała. To samo w Europie.
Głupota w pałacach i porażka w gabinetach
Sztuczna inteligencja przez lata stawała się coraz mądrzejsza, ale klasa polityczna niekoniecznie. W XXI wieku wciąż żywe są nacjonalizmy i trybalizm. Siła technologii, a szerzej nauki, tkwi w jej międzynarodowym charakterze, we współpracy laboratoriów i R&D z całego świata, na wzajemnym inspirowaniu i wspieraniu. Nie bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy, nie walczylibyśmy – mimo wszystko – tak skutecznie z pandemią, gdyby nie rozwój nauki. Przez lata nauka rozwijała się w sposób nieskrępowany. Przeszkodą dziś jest właśnie polityka. W przeciwieństwie do nauki zaściankowa i krótkowzroczna.
Zacznijmy od polityki Państwa Środka. Rozwój technologii, metod śledzenia, analizowania danych i systemów obiegu informacji pozwalał na zatrzymanie wirusa już w 2019 r. w Chinach. Gdyby tylko chińskie władze postąpiły odpowiedzialnie lokalna epidemia nie zamieniłaby się w globalny problem. Wystarczyły zdecydowane działania polityczne (izolacja regionu, wprowadzenie reżimu sanitarnego), medyczne (opieka nad chorymi) i informacyjne (transparentne przekazy na temat zjawiska i skali). Chińskie władze przyznały się do problemu wirusa, gdy było już za późno. Cenzura nie pozwoliła na informowanie o zagrożeniu na samym początku, już jesienią 2019 r.
Polityka COVID-owa nad Wisłą, czyli loteria
Działania polityczne liderów ze Starego Kontynentu też nie były wzorowe. Wielu polityków nie potrafiło zrównoważyć względów ekonomicznych, medycznych i społecznych. Polska była krajem, w którym strategia walki z pandemią przypominała dożynkową loterię. Obostrzenia były wprowadzane chaotycznie, bez głębszego rozeznania, bez dokładniejszej analizy. Sztandarowym przykładem było m.in. wiosenne zamykanie i otwieranie lasów. Na chybił-trafił.
Letnia strategia (bez)walki z wirusem była podporządkowana politycznym celom. Rząd w Warszawie ignorował przed długi czas zalecenia świata nauki, a kiedy już zdecydował się na wykorzystanie technologii i wdrożył słynną aplikację stopCOVID, to poniósł klęskę. Władza, do której ogromna większość obywateli nie ma zaufania, nie przekonała Polaków do stosowania aplikacji. Na pocieszenie można dodać, że podobne aplikacje również w innych krajach spotkały się z niewystarczającym zainteresowaniem. Winna była nie technologia, ale polityka. Cud innowacji, czyli aplikacja badająca ruch obywateli i transmisję wirusa padła ofiarą powszechnego braku zaufania do klasy politycznej.
Zza Oceanem populistyczni prezydenci Stanów Zjednoczonych i Brazylii lekceważyli niebezpieczeństwo, odmawiali słuchania ekspertów i zamiast tego rozpowszechniali teorie spiskowe. Bawili się w najlepsze w polityczne gierki, gdy tysiące ludzi umierało. Zarówno Trump, jak i Bolsonaro nie mieli żadnego planu działania i sabotowali próby powstrzymania epidemii przez władze stanowe i miejskie. Zaniedbanie i nieodpowiedzialność administracji Trumpa i Bolsonaro doprowadziły do setek tysięcy zgonów, którym można było zapobiec. Długo w festiwalu głupoty brał udział także brytyjski premier Boris Johnson. Uratował go sukces ludzi nauki, a dokładnie ekspertów z Uniwersytetu Oksfordzkiego i firmy AstraZeneca. Dzięki szybkiemu wynalezieniu szczepionki Wielka Brytania mogła już w grudniu zacząć masowe szczepienia a Johnson odzyskał poparcie społeczne.
Podsumowując jednak trzeba przyznać, że w ogromnej większości (chlubnym wyjątkiem była premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern) politycy wręcz sabotowali naukę i technologię. Nawet najlepsze innowacje przegrywały w gabinetach.
Czy zdążymy przed kolejną epidemią?
Nawet jeśli wygramy z koronawirusem to czekają na kolejne epidemia. Je także będziemy mogli śledzić na żywo w mediach społecznościowych. Pytanie, czy będziemy cyfrowymi świadkami skutecznej walki czy znów uczestnikami festiwalu politycznych błędów.
Świat polityki musi wziąć przykład ze świata nauki i technologii. Wiele ważnych projektów badawczych zostało zrealizowanych przez międzynarodowe zespoły. Na przykład jedno z kluczowych badań nad koronawirusem, które wykazało skuteczność środków blokujących, zostało przeprowadzone wspólnie przez naukowców z dziewięciu instytucji – jednej w Wielkiej Brytanii, trzech w Chinach i pięciu w USA. Z kolei politykom nie udało się stworzyć międzynarodowego sojuszu przeciwko wirusowi i uzgodnić globalnego planu.
Dwa wiodące światowe supermocarstwa, Stany Zjednoczone i Chiny, oskarżyły się nawzajem o zatajanie ważnych informacji, rozpowszechnianie dezinformacji i teorii spiskowych, a nawet o celowe rozprzestrzenianie wirusa. Wiele innych krajów najwyraźniej sfałszowało lub zatajało dane dotyczące postępu pandemii. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), która mogła patronować międzynarodowej współpracy państw była atakowana przez wiele rządów, w szczególności zaś przez Donalda Trumpa, na szczęście byłego już prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Nacjonalizmy medyczne, gospodarcze, szczepionkowe utrudniły współpracę. Utrudniły przepływ danych, które są – jak już pisaliśmy – paliwem, krwią technologii. Myślenie ze średniowiecza sprawiło, że nauka i technologia z XXI wieku nie mogły w pełni zatriumfować. Nierówności społeczne, które jeszcze bardziej się pogłębiły w przeciągu ubiegłych 12 miesięcy, mogą być przyczyną wybuchu kolejnej pandemii. W jej rozwoju pomóc może cenzura. Ostatnie 52 tygodnie były czasem, gdy społeczeństwa, nie tylko w Polsce i USA, ale i szczerzej, podzieliły się jeszcze bardziej. Minione 365 dni pokazały, że świat nie jest globalną wioską, ale raczej przestrzenią silnie ze sobą powiązanych, ale wciąż obcych, czy wrogich plemion.
Polityka. Trzy lekcje na przyszłość
Nauka i technologia mogą nas uchronić przed kolejną pandemią, ale zmiany muszą zacząć się już dziś. Zmiany te muszą dotknąć lokalnej i globalnej polityki. Rozwój otwartego społeczeństwa obywatelskiego to pierwszy krok, który musimy wykonać. Drugim musi być zmiana prawa patentowego i wsparcie ponadnarodowej współpracy naukowej. Trzecim działaniem musi być ukrócenie potęgi gigantów późnego kapitalizmu, w szczególności wielkich firm farmaceutycznych i technologicznych. Pandemia COVID-19 wyraźnie pokazała, że dziś nie da się uciec od globalnych powiązań. Nawet najbogatsi ludzie w krajach najbardziej rozwiniętych mają osobisty interes, aby chronić najbiedniejszych ludzi w krajach najsłabiej rozwiniętych. Pod wieloma względami, w szczególności w kontekście technologii, naprawdę możemy stworzyć świat bezpieczniejszym i szczęśliwszym. Inna polityka musi być możliwa.
Bardzo piękne.
Tyle, że wirusa nie da się pokonać, żaden rozsądny naukowiec nigdy tak nie mówil. Jest to jedynie hasło polityczne.
Promocja zdrowego trybu życia, odblokowanie służby zdrowia i procedury medyczne leczenia w razie zachorowania.
Wirus wszedł do standardu jak grypa inne koronawirusy powodujące przeziębienia.
Autor nie definiuje, jak rozumie otwarte społeczeństwo obywatelskie (obu nie tak jak G. Soros), jak należałoby zmienić prawo patentowe i wspomina coś o gigantach późnego kapitalizmu (czy na pewno żyjemy w kapitalizmie???), a przecież już 100 lat temu w takiej sytuacji prawo antymonopolowe rozbiłoby te giganty na dziesiątki mniejszych firm.