Po pandemii nie poszliśmy na kremówki, bo wybuchał wojna. O ile w pandemii branża IT mogła spijać śmietankę i cieszyć się, że globalna izolacja napędza transformację cyfrową, to teraz sytuacja jest trudna i napięta. Wojna, dotąd tak odległa dla zachodniego świata, zburzyła status quo rosnącej branży IT.
Jednak w dzień rosyjskiej inwazji w Ukrainie wszystko uległo zmianie. Nagle 100 tys. informatyków, którzy byli atrakcyjni dla Zachodu z powodu niskich kosztów i przede wszystkim – dostępności – znalazło się na zakręcie. Firmy muszą teraz na nowo opracować swoje strategie. Jedno jest jednak pewne: w IT będzie tylko drożej.
Stan przed burzą
Już przed wojną eksperci IT byli na wagę złota. Rynek rósł szybko, a rąk do pracy i ekspertów z mnożących się coraz to nowszych dziedzin było jak na lekarstwo. Komisja Europejska szacowała, że w całej Unii Europejskiej brakowało łącznie 600 000 specjalistów. Tylko w Polsce liczba wakatów sięgała 50 tys. osób i było to ok. 3 proc. wszystkich pracowników w branży.
Firmy zaczęły szukać rąk do pracy na wschodzie. Było tam o wiele taniej, niż w krajach wysoko rozwiniętej Europy i przede wszystkim było w kim wybierać . Wszyscy byli zadowoleni – firmy dowoziły projekty na czas, a dla wschodnich pracowników była to szansa na rozwój, zdobycie doświadczenia w portfolio i zarobienie pieniędzy.
Tomasz Bujok, CEO No Fluff Jobs, uważa, że już dużo wcześniej wiele zagranicznych firm szukało pracowników na wschodzie, między innymi dlatego, że wiele osób charakteryzowało się wysokimi umiejętnościami. Koszty jednak grały dużą rolę.
– Stawki godzinowe są tam dużo niższe niż w krajach zachodnich. Specjaliści i specjalistki IT z Ukrainy w zdecydowanej większości zarabiają mniej niż ich koledzy i koleżanki po fachu z Polski, Czech, Słowacji czy Węgier. Według raportu „Specjaliści IT w Europie Środkowo-Wschodniej”, 60 proc. pracowników branży z Ukrainy zarabia po przeliczeniu nie więcej niż 8 tys. zł netto miesięcznie – wylicza Tomasz Bujok.
Michał Burda, dyrektor zarządzający polskiego oddziału DXC, uważa, że w czasach walki o talenty firmy zachodnie zainteresowały się wschodnimi rynkami, co doprowadziło nawet do wielu znaczących akwizycji mniejszych i większych podmiotów.
CZYTAJ TAKŻE:
Czy uchodźcy z Ukrainy znajdą pracę w IT w Polsce?
Jak branża IT pomaga Ukrainie?
Dopóki nie wyjdziemy z klatki, wojny będą się powtarzać. Czy pomoże nam technologia
– W ostatnim dziesięcioleciu na rynkach wschodnich zauważono duży potencjał jeżeli chodzi o zasoby ludzkie z sektora IT. Niejednokrotnie firmy z branży IT lokowały swoje biura tak, aby wspierać centra Global Business Service ulokowane w krajach ościennych, tj. w Polsce, Rumunii, Bułgarii czy na Węgrzech – mówi Burda.
Bardzo wielu doświadczonych specjalistów można było znaleźć właśnie w Ukrainie. Odsetek tych, którzy określają swoją pozycję jako senior lub ekspert stanowił w sumie ponad 30 proc. specjalistów. Odsetek zarabiających specjalistów IT powyżej 16 tys. zł (14,1 proc.) jest tam wyższy, niż w Polsce (13,1 proc.) i nieco niższy niż w Czechach (17,2 proc.).
To właśnie w doświadczonych pracownikach największy potencjał upatrują kontrahenci z zagranicy, a wraz z początkiem wojny, możemy mówić o sporych ubytkach, na poziomie nawet 100 tys. pracowników, którzy musieli przerwać świadczenie usług – mówi.
Wojna jednak zaburzyła tę równowagę.
I w trakcie burzy
Obecna sytuacja zmusza wiele zachodnich firm do zmiany dotychczasowego sposobu funkcjonowania. Amerykański magazyn Forbes pisze, że branża ma spory problem. Wschód dostarcza 100 tys. wyspecjalizowanych pracowników, co stanowi 10 proc. ubytek spośród milionowej rzeszy zachodnich ekspertów IT wyższego szczebla. 30 tys. osób było zatrudnionych w roli zewnętrznych dostawców usług dla takich branż jak: bankowość, motoryzacja, czy opieka zdrowotna. Ponadto tylko na samej Białorusi i w Rosji ok. 20 tys. osób brało zlecenia w ramach Global Business Service należących do amerykańskich firm. Podobne liczby dotyczą także samej Ukrainy.
Opuszczenie rynków wschodnich spowoduje chwilowe ograniczenie rozwoju firm, a z pewnością zablokuje możliwość realizowania i dalszego rozwoju wielu prowadzonych na wschodzie projektów. Wojna zatrzymała pracę w wielu ukraińskich firmach. Sposobem na poradzenie sobie z tym problemem jest ściąganie pracowników do Polski i dalej na Zachód, albo przynajmniej na zachodnią Ukrainę. Tutaj firmy muszą się jednak mierzyć z kolejnym problemem.
– Każdy z mężczyzn powyżej 18 roku życia, może zostać powołany do wojska. Dotyczy to oczywiście także pracowników branży IT, więc problem ze wstrzymaniem świadczenia usług może się nawarstwiać. Z drugiej strony zauważalne są już sygnały o „odbiciu” na rynku. W pierwszym tygodniu wojny liczba publikowanych ofert, jak i zatrudnianych osób spadła o co najmniej 50 proc., ale powoli się to już normuje i z tygodnia na tydzień liczby będą rosnąć. Pojawia się coraz więcej ofert pracy, a kandydaci także zaczęli coraz częściej aplikować (niektóre źródła podają, że aplikacji jest nawet więcej niż przed początkiem wojny). Dobre ruchy wizerunkowe, które mogą w jakimś stopniu na to wpływać, wykonały także portale ogłoszeniowe, które zablokowały publikację ofert firmom rosyjskim i białoruskim – mówi Tomasz Bujok.
Dodaje przy tym, że problemy branży IT związane z wojną wywołały nawet problemy z płynnością finansową u wielu podmiotów.
Dziki wschód
– Dla firm, które współpracowały z rosyjskimi, czy białoruskimi podwykonawcami, jest to także coś na kształt testu moralnego – czy zerwać dziś umowę, czy może przeczekać trudniejsze czasy? Musimy pamiętać, że w Rosji pozostało wiele osób, które sprzeciwiają się wojnie, której efekty wpływają na ich sytuację ekonomiczną. Z ostatnich danych wynika, że ponad 70 tys. programistów wyjechało już z kraju, a drugie tyle planuje go opuścić. Rosyjscy developerzy należą do czołówki światowej, więc stanowią atrakcyjną opcję dla pracodawców. Tu pojawia się jednak pytanie: jak zachodni pracodawcy będą podchodzić do współpracy z tymi osobami ze względu na aktualną sytuację – dodaje.
Tadeusz Dudek, prezes spółki Passus zwraca uwagę na fakt, że firmy IT mają jednak różny profil i swoją specyfikę, a z punktu widzenia jego firmy-zamknięcie wschodniego rynku nie ma większego znaczenia ekonomicznego.
– Federacja Rosyjska zawsze była w mojej ocenie nieprzewidywalnym rynkiem, obarczonym ryzykiem. Ma to szczególne znaczenie dla takich firm, jak nasza, oferujących zaawansowane technologie i produkty tzw. podwójnego zastosowania, których sprzedaż jest kontrolowana przez Państwo. Są jednak firmy, które w dużym stopniu korzystały z ukraińskich informatyków, często zupełnie zdalnie. Z tego, co wiemy, duża część z nich wciąż pracuje w ten sam sposób lub przyjechała do Polski – mówi Dudek.
Wojna. Co z tą Polską?
W Polsce przed wojną brakowało 50 tysięcy specjalistów IT. Tendencja była stała, bowiem pracodawcy poszukiwali na gwałt doświadczonych specjalistów, a tych było trudno znaleźć. Z drugiej strony, osoby na stanowiskach juniorskich, zaraz po studiach, często miały problem ze znalezieniem pracy. Wybuch wojny może spowodować jeszcze większy popyt na ekspertów IT w Polsce.
– Międzynarodowe koncerny, mając na względzie koszty pracy, lokowały swoje huby technologiczne m.in. w Kijowie. Obecnie wysoce prawdopodobne jest to, że część z nich zdecyduje się na przeniesie swoich ITO do Polski. Dotyczy to jednak nie tylko struktur ulokowanych na Ukrainie, ale także w Rosji i na Białorusi. Polska jawi się jako stabilny partner dla biznesu – nasi programiści są nadal konkurencyjni cenowo, przy czym cieszą się bardzo wysoką renomą. To może spowodować jeszcze większe niedostatki kadrowe i większe trudności w pozyskaniu kandydatów, dla których międzynarodowe huby technologiczne są interesującym miejscem pracy, nie tylko z powodu konkurencyjnego wynagrodzenia i benefitów, ale także dostępu do innowacyjnych projektów i technologii – zauważa Mikołaj Zbudniewek, Executive Director HRK ICT.
Tadeusz Dudek, prezes spółki Passus odpowiadając na pytanie o to, jakie są konsekwencje dla sektora IT, w związku z wybuchem wojny mówi, że sektor będzie drugą, po zbrojeniówce, branżą, w której istotnie wzrosną nakłady na badania i rozwój, szczególnie w obszarze bezpieczeństwa sieci.
– Już od listopada zeszłego roku obserwujemy wzmożone zainteresowanie naszymi systemami bezpieczeństwa ze strony urzędów państwowych, przedsiębiorstw o strategicznym znaczeniu, jak również przedsiębiorstw prywatnych. Zwracam tu uwagę, że nie ilość, ale jakość i charakter ataku ma znaczenie, a najtrudniej jest przeciwdziałać indywidualnym, celowanym cyberatakom stąd rośnie rola i znaczenie zaawansowanych rozwiązań zaliczanych do kategorii cybersecurity, które my między innymi oferujemy – wyjaśnia Dudek.
Dodaje, że widać już wzrost zapotrzebowania na wysokiej klasy specjalistów szczególnie tych, zajmujących się cyberbezpieczeństwem i związane z tym rosnące zaangażowanie inżynierów. Jego zdaniem branżę IT, podobnie jak inne firmy zajmujące się eksportem, dotykają ogólne zjawiska ekonomiczne.
– Z perspektywy naszego działu zajmującego się projektami integratorskimi istotnym czynnikiem, którym należy umiejętnie zarządzać, jest destabilizacja i nieprzewidywalność kursu walut i wiążące się z tym osłabienie złotówki. Nie bez znaczenia jest pośrednio związana z obecną sytuacją geopolityczna rosnąca inflacja, która wcześniej lub później wpłynie na wzrost kosztów prowadzenia działalności, m.in. poprzez presję na płace – podsumowuje Dudek.
Wojna i czarny łabędź na geopolitycznych wodach
Obecnie rynek przechodzi tzw. kryzys zasobowy w sektorze IT w Polsce. W krótkiej perspektywie napływ informatyków z Ukrainy może pozornie pomoc rynkowi, niemniej jednak zamkniecie lokalnych oddziałów w Ukrainie, Białorusi oraz Rosji spowoduje jeszcze większe braki w dłuższej perspektywie. Niestety będzie miało to wpływ na wzrost kosztów zasobowych.
Magazyn Forbes nazywa wojnę w Ukrainie „czarnym łabędziem sektora IT”. Forbes argumentuje, że nadmierna koncentracja usług w jednej lokalizacji nie zawsze musi być dobrym pomysłem.
W przeciwieństwie do pandemii, z którą branża sobie świetnie poradziła, wojnę wiele firm zachodnich znosi o wiele gorzej. Wiele tysięcy pracowników realnie jest zaangażowanych w inwazję, albo w udzielanie pomocy. Do tego wszystkiego dochodzą także sankcje i strach przed robieniem w Rosji interesów, ale także i techniczne odłączenie rosyjskiego sektora bankowego od systemu SWIFT, co znacząco utrudnia współpracę.
Są to ciekawe czasy, ale o ile ciekawe czasy doby pandemii zmuszały do umysłowej gimnastyki i nierzadko inspirowały do działania, to obecne ciekawe czasy to raczej zbiór niewiadomych, trosk i bolączek.
Deutsche Bank stracił dużo ośrodek technologiczny w Sankt Petersburgu., ale nie panikujmy. To działa tak: firma wydmuszka zarejestrowana jest w Turcji albo w Kazachstanie, ma podpisaną umowę z firmą rosyjską i konto w banku, który jest wpięty zarówno w SWIFT jak i w UnionPay. Programiści podpisują jakieś dodatkowe papiery i pracują dalej.
Faktem jest, że rynek już nie chce juniorów.
(…)– Dla firm, które współpracowały z rosyjskimi, czy białoruskimi podwykonawcami, jest to także coś na kształt testu moralnego – czy zerwać dziś umowę, czy może przeczekać trudniejsze czasy?(…)
To nie tylko sprawa moralna… bezrobotny informatyk odpowiedniej specjalizacji jest nie mniej grożny od bezrobotnego fizyka nuklearnego czy inżyniera rakietowego. Zwlaszcza, że Rosja jest znana z tego, że jest terenem działania grup przestępczych, które chętnie przyjmą ich do swojej stajni.