Są tacy, którzy nazywają je reKURtywkami. Niektórzy mówią, że „HR w firmie IT
jest potrzebny jak kurwie majtki”. Seksistowskich mitów i uproszczeń w branży
zdominowanej przez mężczyzn jest sporo. Pracy rekruterkom i HR-ówkom nie
ułatwia fakt, że rotacja w tej branży jest ogromna, walka o specjalistów trwa i
obie strony chwytają się różnych trików i metod.
Ciągle piszą do mnie atrakcyjne, bardzo seksowane dwudziestokilkulatki. Nic
tylko się cieszyć! Problem w tym, że piszą na LinkedIN, a nie an Tinderze. Tak
o swoich doświadczeniach z „gorącymi laskami” z HR i rekrutacji napisał
jeden z forumowiczów w największej grupie dla programistów i specjalistów IT
w Polsce.
– Umawiają się na randkę, udają zainteresowanie, by podstępnie zrekrutować!
– skarżył się.
Zdaniem użytkownika (dane wiadome redakcji) sposób prowadzenia rozmów
mógł sugerować zainteresowanie nie tylko czystozawodowe. Rozmowa
przypominała flirt. Pod postem dziesiątki komentarzy: „miałem podobnie”, „tak
jest” ale też zaprzeczające sugerujące, że Użytkownik jest piwniczakiem i nie
ma w ogóle kontaktu z kobietami.
LinkedIN, czyli nowy Tinder
O tym, że LinkedIN już dawno stał się nowym Instagramem pisaliśmy już
dawno. Tajemnicą Poliszynela jest fakt, że poprzez tę platformę „do szukania
pracy i kontaktów biznesowych” ludzie umawiają się na randkę (co ma
logiczne tłumaczenie: mniej tam kłamiemy na swój temat i łatwiej trafić na
kogoś o podobnym statusie).
O tinderyzacji LinkedIN można by pisać osobny artykuł, wszak po fajrancie,
każdy z nas kocha i chce być kochany, ale problem seksualizacji rekrutacji też
nie jest nowy. W dobie walki o specjalistów i w sytuacji, gdy po jednej stronie
mamy nadwyżkę kobiet (najczęściej młodych i zadbanych), a po drugiej
mężczyzn (często dobrze zarabiających), zjawisko seksualizacji jest oczywiste.
Każdy gra takimi kartami, jaki posiada.
Czy tylko nie ma tutaj przesady? Może część specjalistów zwyczajną, miłą
rozmowę odbiera jako flirt? A może to specjalistki od rekrutacji, pewne siebie i
własnej atrakcyjności, nauczone robić z niej użytek, nieświadomie wysyłają
sygnały?
„Taką mają pracę, że szukają każdej możliwości, by złapać dobreg specjalistę”
Jakub (imię zmienione z oczywistych względów) jest programistą z ponad
10-letnim stażem. Ma żonę i dwójkę dzieci, mieszka w Radomiu, pracuje
zdalnie dla dużej firmy z obszaru cyberbezpieczeństwa.
– Tak, faktycznie ciągle piszą osoby z propozycją spotkania. W 90 procentach
są to kobiety. Czego chcą? Pogadać o przyszłości, o perspektywach rozwoju.
Najczęściej proponują rozmowę telefoniczną, video, rzadziej kawę czy obiad,
ale takie propozycje też mam. Czy traktuję to jako zaproszenie na randkę? W
życiu. Taką mają pracę, że szukają każdej możliwości, by złapać dobrego
specjalistę. Czy jak facet w salonie samochodowym proponuje ci kawę, to
znaczy, że na ciebie leci – opowiada Jakub.
W jego ocenie problem w rozróżnieniu profesjonalnej i miłej rozmowy od prób
randkowania leży po stronie specjalistów. Czynniki są dwa.
– Faktycznie część z nich to tacy stereotypowi goście w bluzie z kapturem, co
siedzą całe dnie w domu przed komputerem i każda interakcja z kobietą jest
dla nich czymś dziwnym, nowym, może stresującym. Po drugie wiele osób,
które dobrze zarabia ma wysokie ego i myślą, że cały świat ich podziwia, a
kasa sprawi, że dziewczyny same wskoczą im do łóżka – wyjaśnia.
Kamil jest analitykiem danych z Rzeszowa, pracuje w dużej lokalnej firmie IT.
Jest singiel bez psa i kota.
– U nas w firmie wszystkie dziewczyny z HR -u są ponadprzeciętnie atrakcyjne.
Może to przypadek a może strategia. W moim zespole są sami mężczyźni, w
firmie stanowią ponad 70 proc. załogi. Czy ładne dziewczyny mają łatwiej w
pracy? Czy łatwiej zrekrutują dobrego specjalistę? Przecież to oczywiste –
wyjaśnia Kamil.
Zdaniem Kamila piękne, atrakcyjne i dobrze ubrane kobiety wydają nam się
inteligentniejsze, a to wpływa na to jak kandydat postrzega firmę.
– Możemy się bawić w feminizm i równość, ale jeśli szef ma zatrudnić dwie
headhunterki z podobnymi kompetencjami, pod dobrej szkole, to zawsze
wybierze tę ładniejszą. A wybór jest, bo wyprodukowali nadmiar humanistek –
ocenia.
Gdy pytam Kamila czy umawiał się z rekruterkami odpowiada, że nie, choć
zdarzyło mu się trafić na Tinderze na rekruterki.
Damian jest 29-letnim inżynierem systemowym z Wrocławia. Obecnie nie ma
dziewczyny, ale trzy jego poprzednie partnerki – tak się złożyło jak mówi –
zajmowały się rekrutacją i zasobami ludzkimi.
– Najładniejsze dziewczyny z mojego rocznika zawsze szły na psychologię. Co
one mogą robić po psychologii? Spora część z nich poszła do HR-u. A
wiadomo, że w branża IT płaci najlepiej, więc wybrały HR w tej branży. Takie
dziewczyny są wyszkolone do czytania, oceniania ludzie, a czasem nawet
manipulowania nimi. Do tego są bardziej świadome niż większość jak
kontrolować narrację i dbać o swój wizerunek lub inne ludzie. To subtelne, ale
tak właśnie działają kobiety. Seksualność może być potężnym narzędziem dla
kobiety – wyjaśnia Damian.
Damian jako jedyny przyznaje, że zaczął spotykać się z rekruterką, która go
zatrudniła. Co prawda od momentu rekrutacji do zdefiniowana relacji minęło
pół roku.
– To był czysty przypadek. Po prostu poznaliśmy się przy rekrutacji, potem
parę razy spotkaliśmy się w pracy, zaproponowałem kawę i jakoś poszło.
Związek zabiła pandemia, ona wyjechała z Wrocławia pomieszkać u rodziców
na czas lockdownu. To była dla niej duża oszczędność, gdy pracowaliśmy
zdalnie – opowiada Damian.
Seks sprzedaje
To oczywiste.
Amerykański portal Valleywag opublikował wypowiedź Liz Henry, specjalistki
Mozilli.
– To normalne, że na największe konferencje techniczne w kraju duże firmy
wysyłają kobiety, które zajmują się undercover recruitingiem – stwierdziła
podczas branżowej konferencji już w 2008! Zdaniem Henry korporacje mają
wysyłać na tego typu konferencje „high-class call girls”, które wcześniej
przeszły serię szkoleń, jak rekrutować pracowników i przeprowadzić ich przez
proces od flirtu do zatrudnienia.
Przez 15 lat sporo się zmieniło. Hosstesty na eventach już dawno są passé,
utrzymały się już chyba tylko na wydarzeniach branży moto. Po epoce #metoo
i skandalach erotycznych z Hollywood, niemal wszyscy mają się na baczności.
Firmy chwalą się polityką równościową i zmieniają logo w mediach
społecznościowych.
Zmieniła się też kultura mówienia komplementów a szefów-samców alfa jakby
ubyło (lub zostali poddani reedukacji).
Jednak to, co oficjalne to jedno, a to, co w memicznym podziemiu, to drugie.
Na forach i w grupach dla programistów memów, żartów i pomstowań na
rekruterki i HR-ówki nie brak. Niektórzy wprost mówią o rekrutujących paniach
reKURtywki. Są tacy, którzy politykę HR-u, czyli owocowe czwartki, well-being i
inne pomysły na poprawę dobrostanu pracowników, nazywają tanią fasadą.
Pracę zespołów HR, szczególnie tych zajmujących się kulturą pracą, określają
jako niepotrzebną. „HR w firmie IT jest potrzebny jak kurwie majtki” – to tylko
jedno z wielu podobnych określeń na poświęcenie pracownic z HR.
Złość roszczeniowych młodzieniaszków
Zdaniem Anny Jaglińskiej-Prawdzik, szefowej M=marketingu w Awareson
(firmie zajmującej się outsourcingiem i rekrutacją IT) żaden senior czy dyrektor
IT nigdy nie posłużyłby się podobnymi określeniami.
– Zakładam, że etymologia określenia rekurtywka jest jasna i bulwersuje mnie
tak samo, jak użycie słowa wyjściowego wobec kobiet. Z czego wynika?
Podejrzewam, że tego samego co łapanie koleżanki z pracy za pośladki.
Branża IT w Polsce to według KE obecnie około pół miliona ludzi. W takiej
grupie można znaleźć różne postawy. Znam to określenie z grup na
Facebooku, nikt z nas nigdy nie doświadczył go osobiście. Czy wynika z ogromnego popytu na specjalistów IT i tego, że w poprzednich dwóch latach w
pewnym sensie dyktowali rynkowi warunki? Może z niezaspokojonych
oczekiwań? Część młodych ludzi wchodzi do branży spodziewając się
wysokich wynagrodzeń na wejściu, co jest nierealne i pewnie może
wywoływać rozczarowanie, nawet złość. Trudno mi jednak szukać powodów
czy tym bardziej usprawiedliwienia dla wulgaryzmów w relacjach biznesowych
– podkreśla Jaglińska-Prawdzik.
Ekspertka od rekrutacji wyjaśnia, że w każdej branży, w której pracują ludzie
dochodzi do różnego typu interakcji: przyjaźni, niechęci, obojętności, randek,
a nawet miłości.
– Branża IT czy na styku rekrutacji IT nie jest pod tym względem szczególna.
Teoretycznie mamy tu częściej do czynienie ze spotykaniem nowych ludzi, to oznacza każdy typ interakcji, mamy sporo spotkań kobieta i mężczyzna. Jedna
z naszych dyrektorek, obecna w rekrutacji IT od kilkunastu lat i tak się składa,
że bardzo atrakcyjna, miała kilka razy propozycje randek ze strony
kandydatów, jednak większość takich propozycji padała jednak w sytuacjach
pozazawodowych. Jedna z rekruterek z jej zespołu kilka lat temu wyszła za
mąż za kandydata. Czyli zdarza się, ale absolutnie nie częściej niż poza pracą –
opowiada. Jaglińska-Prawdzik na potrzeby tego tekstu przepytała także innych
pracowników i pracownice branży rekrutacyjnej.
– Zapytaliśmy 35 osób w naszym zespole i 3 przyznały, że były przez
kandydatów lub kandydatki zapraszani na randki. Na statystycznie 1000
rozmów z kandydatami i kandydatkami rocznie to naszym zdaniem niewiele.
Nikt z naszego zespołu nie widział ogłoszeń na Tinderze, choć część jest tam
obecna, wiele słyszało, że to się zdarza – wyjaśnia.
Sztuka kochania
Jednak z nielicznych kobiet na forum dla programistów napisała „że wszyscy
chcą mieć kogoś, chcą kochać, mieć seks, to normalne, że próbują tam, gdzie
mają najbliżej w pracy, bo to jej poświęcają po 8-10 godzin na dzień”.
Choć to wyjaśnienie w stylu Majki Jeżowskiej, to ma sens. Jak zauważa dalej
użytkowniczka, „uczy się na nas programować, prowadzić negocjacje,
zwiększać kreatywność i efektywność, a bycia w związku uczymy się na
błędach”.
Od siebie dodam, w stylu Szymborskiej, że niestety tych błędów się nie
ustrzegą najlepiej opłacani specjaliści i choćby „najtępszymi byli uczniami w
szkole świata, nie będę repetować żadnej zimy ani lata”.