To absolutny rekord pandemii koronawirusa w Polsce. Grubo ponad milion osób jest na kwarantannie. Zaraz może być ich nawet trzy miliony – przewidują eksperci. I niewykluczone, że potężnie ucierpi na tym gospodarka. Na pierwszy ogień pójdą sklepy z żywnością. Bo skoro tylu ludzi siedzi przymusowo w domach, będą zamawiać zakupy online. Ale kto dowiezie je do sklepu i do klienta, skoro zarażonych omikronem przybywa każdego dnia? Czy grozi nam nieoficjalny lockdown?
Omikron jest łagodniejszy, ale tylko dla zaszczepionych. W Polsce jednak mamy wciąż ok. 40 proc. tych, którzy nie chcą przyjąć szczepionki. Eksperci są pewni, że to właśnie większość z tych ludzi będzie ciężko chorować i pewnie wielu z nich umrze z powodu koronawirusa. Rząd w dalszym ciągu nie ma pomysłu na sensowną walkę z pandemią, mimo że zaraz dojdziemy do 100-150 tys. zachorowań dziennie. Zachęcanie do szczepień, żeby lżej przechorować złośliwego wirusa to już za mało, trzeba działać inaczej. Nie tyle jednak zachorowania są tu najgorsze, co niepotrzebne śmierci. Polska na tle innych krajów wypada bardzo źle. Oficjalne dane o liczbie zakażeń są niepełne, co wynika z fatalnego systemu monitorowania pandemii. Polacy też, w przeciwieństwie do innych nacji, niechętnie się testują. Wymaz i wynik dodatki oznacza izolację dla chorego i kwarantannę dla rodziny. Ale i tak wzrost odnotowanych zakażeń jest u nas olbrzymi. Od początku pandemii z powodu wirusa zmarło już ponad sto tysięcy Polaków, codziennie umiera kilkaset osób, podczas gdy choćby w Danii kilka. Duńczycy właśnie znieśli prawie wszystkie obostrzenia pandemiczne. Powód? Ponad 80 proc. populacji jest zaszczepiona, ludzie chorują tam lekko albo wcale. A my?
Mały ruch na ulicach, czyli duży ruch w internecie
Właśnie wchodzimy w ukryty lockdown. A to zła wiadomość dla rynku pracy. Dotknie zwłaszcza te branże, w których praca zdalna nie jest możliwa. Nie da się wykonywać pracy handlowca, piekarza, budowlańca czy pielęgniarki z domu. Już teraz brakuje personelu medycznego, zaraz może zabraknąć leków, tlenu, łóżek w szpitalach. Lekarze ostrzegają, że dwa do trzech procent tych, którzy zachorują, będzie wymagało leczenia szpitalnego. A mogą zachorować wszyscy niezaszczepieni, czyli prawie 20 milionów Polaków. Wielu epidemiologów podkreśla, że zakażą się nawet osoby dwukrotnie zaszczepione, bo…prawie wszyscy zachorujemy.
I co wtedy? Trafiamy na kwarantannę. Wówczas przedsiębiorcy mogą mieć duże problemy z zerwanymi łańcuchami dostaw, bo te kanały to przecież pracownicy. Już niektórzy internetowi dostawcy informują swoich klientów, że realizacja zamówienia może się przedłużyć ze względu na pandemiczne problemy. Może grozić nam nieoficjalny lockdown.
– Moi szefowie już się martwią, czy wyrobimy za tydzień z dostawami – mówi Joanna, pracownica jednego z popularnych supermarketów online. – Nie możemy się na ten temat wypowiadać, żeby nie straszyć ludzi. Mogliby masowo wykupywać produkty, tak jak to było na początku pandemii.
– Wolałbym, żeby ludzie nie spanikowali, bo wtedy się wszystko zatka – mówi mi szef jednej z popularnych sieci sklepów. – Proszę mi wierzyć, że jeśli podam nazwę sklepu, zaraz zacznie się ruch. Polacy zawsze reagują paniką. Kupujmy spokojnie, to nie wojna. Za miesiąc wszystko się uspokoi – tłumaczy.
Jednak epidemiolodzy nie są tego tacy pewni. Uspokoić może się w krajach, gdzie poziom szczepień jest wysoki, u nas wszystko będzie się przeciągało dopóty, dopóki nie nabędziemy odporności zbiorowej. Kto ma zachorować, zachoruje, kto ma umrzeć, umrze. Taki scenariusz zdaje się nam serwować rząd nie przedstawiając żadnych pomysłów, które realnie przyczyniałyby się do zmniejszenia liczby ciężkich zachorowań i śmierci. Zrzucenie odpowiedzialności na pracodawców, którzy wymagaliby od pracownika testu lub szczepionki zanim pojawi się w pracy, to droga do kolejnych podziałów w społeczeństwie, a nie sposób na uporanie się z najgorszymi skutkami pandemii.
Czytaj także:
Szczepionki nie działają, nauka przegrała, technologia jest w lesie! Czy aby na pewno?
Seks z robotem, dłuższy, lepszy orgazm, idealne spełnienie. Poznaj sex-tech!
Czy nauka zdalna zrobi z naszych dzieci zombie?
Lockdown, paraliż, blokada. Co nas czeka?
Czeka nas więc przynajmniej miesiąc problemów w gospodarce. Czy to może spowodować katastrofę gospodarczą. Tu eksperci są podzieleni. Jedni twierdzą, że nie będzie katastrofy, bo wszystko powinno na wiosnę wracać do normy. Drudzy z kolei uważają, że cały 2022 rok będzie jednym z najtrudniejszych okresów dla polskich firm. Firmy działające online, które na początku pandemii skorzystały z okazji, że ludzie kupowali dużo w internecie, też mogą dostać po kieszeni. Mnóstwo z nas już okupiło się w ciuchy i przez dwa lata zrobiło niezbędne remonty mieszkań i domów. Lockdown nie była tak straszny z punktu widzenia Kowalskiego, ale dla przedsiębiorców bywa udręką.
– Teraz siedząc w domu na kwarantannie, staram się kupować online tylko jedzenie i niezbędne środki czystości – mówi mi Patrycja Nowak, nauczycielka z Włocławka. – Nie wiem, jaki będzie ten nowy rok, bo wokół wszyscy trąbią o kryzysie i żeby oszczędzać pieniądze na jeszcze gorsze czasy.
Jak bardzo gorsze? Wysoka inflacja i rosnące bezrobocie z powodu zamykania małych biznesów, również online, to najbardziej prawdopodobne scenariusze. A przyczyni się do tego nie tylko pandemia i miliony Polaków na kwarantannie, ale też wprowadzenie Nowego Ładu, który narobił dużo zamieszania. Najczarniejszy scenariusz jest taki, że wiele firm przestanie w ogóle działać, bo pozamykani w domach pracownicy nie zdołają wykonać pracy, której nie można zrobić zdalnie. Już w listopadzie i grudniu minionego roku ponad 30 tys. jednoosobowych działalności gospodarczych zostało ostatecznie zamkniętych.
Gdzie państwo nie może, tam sąsiad niech się pośle
W tej sytuacji drobnym pocieszeniem staje się zwyczajna sąsiedzka i przyjacielska pomoc. Aby nie zatkał się przepływ towarów w sklepach online, znajomi oferują osobom na kwarantannie robienie zakupów w stacjonarnych sklepach. Takich przypadków jest coraz więcej. W ten sposób można trochę odciążyć popularne onlinowe markety spożywcze. Nie kupować nadmiernie, lecz tylko tyle, ile potrzeba na najbliższe kilka dni. Taki mały trening nerwów, nauka cierpliwości, próba powstrzymania się od paniki, że zabraknie towarów w sklepach. Doświadczenie początku pandemii w Polsce czy na Zachodzie dowodzi, że nawet jeśli pojawił się zastój w dostawach, nie trwał dłużej niż kilka, kilkanaście dni.
Co jeszcze można zrobić? Ekonomiści apelują, aby rząd nie zważał na antyszczepionkowców i słupki poparcia, ale wprowadził obowiązkowe szczepienia. Wtedy szybciej uporamy się z pandemią. Trzeba też natychmiast rozważyć formy pomocy dla firm. I to nie z Polskiego Funduszu Rozwoju, bo to, z czym zaraz będziemy mieli do czynienia to lockdown nieformalny, a na jego podstawie trudno ubiegać się o odszkodowanie. PFR nie miałby podstaw, aby rekompensować firmom straty z tego powodu, że pracownicy chorują. A pogłębianie długu publicznego, który już sięga kilkuset miliardów złotych to równia pochyła dla polskiej gospodarki.