Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
15 stycznia 2021

Telegram wprowadza opłaty, WhatsApp przekaże nasze dane Facebookowi, a Signal… się cieszy

W ostatnim czasie z branży komunikatorów dotarły do nas dwie ciekawe informacje: Telegram wprowadza opłaty od użytkowników, a WhatsApp zmienia politykę prywatności i wymaga, żeby ludzie zgodzili się na udostępnianie danych Facebookowi. Wbrew pozorom mają one ze sobą sporo wspólnego. Mianowicie zbiegają się w jeden trend. Za prywatność trzeba płacić.

Jakie dane zbierają o nas komunikatory, zamiast pobierać opłaty? Których komunikatorów warto używać do przesyłania wrażliwych informacji? Co na ten temat mówi Edward Snowden? Poszukamy odpowiedzi na te pytania, ale najpierw dwa słowa wprowadzenia. Pavel Durov, właściciel i prezes popularnego szyfrowanego komunikatora Telegram, ogłosił, że musi zmienić model biznesowy firmy. Telegram co prawda nie zostanie sprzedany żadnemu gigantowi komunikacyjnemu (jak WhatsApp, który kilka lat temu trafił do „stajni” Facebooka), ale wprowadza opłaty.

Telegram dobija do 500 mln użytkowników, a jego właściciele uważają, że jest na dobrej drodze do miliarda. Jednak rozwój kosztuje. Co prawda w wersji podstawowej Telegram pozostanie darmowy. Jest też jedna kiepska informacja: „Projekt naszej wielkości potrzebuje co najmniej kilkuset milionów dolarów rocznie, aby kontynuować działalność” – napisał Pavel Durov. Skąd wziąć tę kasę? Jeśli nie handlując danymi ludzi, to tylko pobierając przynajmniej od niektórych z nich opłaty.

Telegram jest bardzo popularny wśród rosyjskojęzycznych Internautów. Na Białorusi służy do komunikacji demokratycznej opozycji.

Ale ..nic nie jest za darmo. Sprawdź, ile są warte Twoje dane i kto ma ich najwięcej.

Rozwój kosztuje. Kto zapłaci rachunki Telegrama?

Rosjanin przyznaje, że do tej pory opłacał wydatki firmy z własnych oszczędności, ale dłużej jest to już niemożliwe. Nie da się docierać do milionów użytkowników bez odpowiedniego systemu finansowania. „Telegram zacznie generować przychody od 2021 r. Zrobimy to zgodnie z naszymi wartościami i zobowiązaniami, jakie złożyliśmy w ciągu ostatnich siedmiu lat. Dzięki naszej obecnej skali będziemy mogli to zrobić w sposób nieinwazyjny. Większość użytkowników prawie nie zauważy żadnej zmiany” – zapewnia Durov.

Na czym aplikacja chce zarabiać? Plan Durova ma siedem punktów, mnóstwo słów, które mają uspokoić użytkowników i kilka zdań zdradzających, na czym ma polegać włączenie przycisku „chcemy zarabiać”. Warto je poznać, bo to być może będzie droga, którą podążą te komunikatory, które będą chciały zapewnić swoim użytkownikom najwyższy poziom prywatności – szyfrowania w urządzeniu wiadomości i multimedia. 

No to po kolei. Wszystkie funkcje, które do tej pory były bezpłatne, nadal takie będą. Telegram doda jednak kilka nowych funkcji dla klientów biznesowych i tzw. „power users”. To oni mają być klientami płatnej wersji premium. Płatne usługi to jednak niejedyny sposób na zarabianie, z którego korzystają firmy technologiczne. Drugą opcją są reklamy i o tym też myśli ekipa Telegrama.

Wszystkie części aplikacji, które odpowiadają za przesyłanie wiadomości pozostaną wolne od reklam, co oznacza, że w prywatnym czacie nie wyświetlą ci się filmiki reklamujące pastę do zębów. Ale Telegram to także publiczne kanały, rodzaj społecznościowego ramienia w usłudze, które mają często miliony subskrybentów. Biznesowy i reklamowy potencjał takich kanałów jest oczywisty, ale Telegram na razie na tym nie zarabia, a bardzo by chciał.

Nowe unijne przepisy dotyczące Internetu. Czy jest się czego bać?

Skąd biorą pieniądze inne komunikatory? Z handlu naszymi danymi

To odważny ruch Telegrama i zapewne przygotowywany przez długi czas. Baza użytkowników wydaje się być stabilna, a aplikacja ma opinię bezpiecznej i niezależnej, więc być może to odpowiedni moment na ruszenie z biznesem.

Zapotrzebowanie na tego typu usługi jest duże, o czym świadczyć mogą 2 mld osób korzystających z WhatsAppa, który też ostatnio namieszał ludziom w głowach. Szum wprawdzie trochę się uspokoił po tym, jak na pierwszym planie znalazły się doniesienia o banach wystawianych Donaldowi Trumpowi przez poszczególne media społecznościowe. Ale zmian nie da się nie zauważyć. Wejdą w życie prawdopodobnie w lutym 2021. 

Najkrócej i najdokładniej ujął to Alex Hern z „The Guardian”, który napisał, że użytkownicy WhatsAppa są teraz tak naprawdę klientami Facebooka i coraz trudniej o tym zapomnieć. Aplikacja aktualizuje swoją politykę prywatności i będzie wymagała od ludzi, żeby zgodzili się na dzielenie się swoimi danymi z innymi firmami wchodzącymi w skład grupy Marka Zuckerberga. (Aktualizacja 20 maja-to już się dzieje !! Jak się chronić przed hakerami i rządem za pomocą nowoczesnych narzędzi?)

Wszystko zmierza do jeszcze głębszej integracji poszczególnych produktów, do czego Facebook dąży już od kilku lat. Gigant nie ukrywa, że zależy mu na tym, żeby ludzie nie mieli wątpliwości, że poszczególne komunikatory są częścią większej całości. Przypomnijmy, że oprócz głównej platformy, czyli Facebooka, w jej skład wchodzą m.in. popularna aplikacja Instagram, wydzielony z Facebooka komunikator Messenger i oczywiście WhatsApp.

To potężne narzędzia i mają sporą ilość danych o miliardach osób. W całym procesie integracji chodzi oczywiście nie tylko o to, żeby użytkownikom łatwiej było z nich korzystać. Facebook chce też jeszcze więcej zarabiać na reklamach, a do tego konieczne jest kopanie w danych o użytkownikach.

Signal zyskuje na popularności

Ogłoszenie planów zmian w aplikacji WhatsApp spowodowało nagłe, spore zainteresowanie innymi komunikatorami, a tych na rynku nie brakuje. Na liście konkurentów produkty Facebooka mają m.in. Signal, Wire, Threema, Imo, czy Line. Najgłośniej było ostatnio o aplikacji Signal, który razem z Telegramem stał się popularną alternatywą dla WhatsAppa.

Signal szybko zaczął się chwalić, że w kolejnych krajach wskakuje na pierwsze miejsce najchętniej ściąganych aplikacji. Na dowód pokazując zrzuty ze sklepów z aplikacjami.

W sieci zaczęły się natomiast pojawiać porównania pokazujące, jakie dane zbierają o użytkownikach poszczególne komunikatory. I te informacje  Signal też zaczął publikować za pośrednictwem Twittera. Dlaczego? Spójrzcie poniżej. Po lewej Signal, po prawej Messenger, w środku WhatsApp.

Signal słynie z bezpieczeństwa bazującego na zaawansowanym szyfrowaniu treści. Z publikowanych analiz wynika też, że nie zbiera o użytkownikach informacji i nie wykorzystuje danych i treści w celach reklamowych. Zachęca natomiast do wpłacania darowizn – jednorazowych lub cyklicznych. Signal zapewnia więc największą prywatność twoich danych. Informacje, treści i pliki na Twoim urządzeniu są szyfrowane. Narzędzia codziennej pracy są bezpieczne. 

Aplikacja rozwijana jest przez organizację non-profit Signal Foundation założoną przed dwoma laty przez kryptografa Moxie Marlinspike’a i – tutaj uwaga – współzałożyciela aplikacji WhatsApp Briana Actona, który zerwał nici łączące go z Facebookiem we wrześniu 2017 r. Przekazał 50 mln dolarów dla Signala

Tę aplikację do bezpiecznej komunikacji i ochrony danych za pomocą urządzenia poleca słynny demaskator Edward Snowden. W trakcie niedawnych dyskusji o tym, która aplikacja jest najlepsza, dodał swoje trzy grosze. Gdy jeden z użytkowników zapytał na Twitterze, czy warto ufać Signalowi, bo sam nie widzi powodu, żeby to robić, Snowden odpowiedział: „Oto powód: używam go codziennie i jeszcze nie jestem martwy”.

Główne zdjęcie: Photo by Christian Wiediger on Unsplash

Tagi:
Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon