Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
5 października 2020

Ekspansja, która prowadzi nas w pustkę. Jak technologie tworzą nierówności?

Rozwój technologii może doprowadzić do nierówności na niespotykaną skalę. Wbrew twierdzeniom tech-entuzjastów przyśpieszenie cyfrowe nie musi oznaczać raju na Ziemi. Być może, dążąc do nowoczesnej utopii, trafimy do technologicznego piekła.

Rozwój technologii może doprowadzić do nierówności na niespotykaną skalę. Wbrew twierdzeniom tech-entuzjastów przyśpieszenie cyfrowe nie musi oznaczać raju na Ziemi. Być może, dążąc do nowoczesnej utopii, trafimy do technologicznego piekła

Przyszłość jednak zależy od nas. Nie od humanoidalnych robotów, czy bezdusznych algorytmów. Pozwala to żywić nadzieje, że technologiczny rozwój może jeszcze wrócić na właściwe tory. Aby tak się stało, niezbędna jest dobra wola decydentów oraz międzynarodowe regulacje i współpraca. 

Mówi o tym m.in. Yuval Harari,  izraelski historyk i autor bestsellerów „Sapiens” podczas tegorocznej konferencji w Davos wyjaśniał, że technologia może zakłócić działanie ludzkiego społeczeństwa i podkopać na wiele sposobów sens ludzkiego życia, od stworzenia globalnej klasy bezużytecznych, po zapoczątkowanie kolonializmu danych i dyktatur cyfrowych. Zdaniem Harariego rewolucja sztucznej inteligencji (AI) może stworzyć bezprecedensowe nierówności nie tylko pomiędzy ludźmi, ale także pomiędzy krajami.

Czas zbrojeń AI

„Jesteśmy już w trakcie wyścigu zbrojeń AI, w którym prowadzą Chiny i USA, a większość krajów pozostaje daleko w tyle. O ile nie podejmiemy działań w celu rozdzielenia korzyści i mocy SI między wszystkich ludzi, sztuczna inteligencja prawdopodobnie wygeneruje ogromne bogactwo w kilku zaawansowanych technologicznie centrach, podczas gdy inne kraje zbankrutują lub staną się koloniami danych. Nie mówimy tutaj o scenariuszu science fiction, w którym roboty zbuntują się przeciwko ludziom. Mówimy o znacznie bardziej prymitywnej sztucznej inteligencji, która jednak wystarcza, by zakłócić globalną równowagę” – tłumaczył Izraelczyk.

Nie będę przedstawiał całego wywodu Harariego – wystąpienie można znaleźć tutaj – ale podkreślę to, o czym izraelski historyk i wielu innych autorów mówi: lęk przed SI to nie obawa znana z dzieł popkultury, gdzie humanoidalne, samoświadome roboty chcą zniszczyć ludzi, ale niepokój związany z tym, jak uprzywilejowane grupy wykorzystają rozwój technologii. Tak, by się bogacić i tworzyć nierówności.

Techentuzjaści

Obaw Harariego nie podzielają tzw. techentuzjaści, według których rozwój technologii, a w szczególności sztucznej inteligencji, może być motorem napędowym dla ludzkości, sposobem na walkę z biedą, tyranią i wykluczeniem edukacyjnym, szerzej mówiąc przyczynkiem do ogólnej szczęśliwości.

O nadziejach związanych z cyfrowym przyśpieszeniem mówił m.in. Jeff Bezos. Jeden z najbogatszych ludzi świata i twórca Amazona przekonywał – podczas konferencji w Los Angeles w 2017 roku  – że jeśli chodzi o machine learning  i sztuczną inteligencję, to żyjemy w złotym wieku, nowym renesansie. W opinii Bezosa AI pomoże nam rozwiązać nierozwiązywalne do tej pory problemy, takie jak głód, choroby czy degradacja środowiska. Podobne opinie wygłaszali niejednokrotnie inni technologiczni giganci, tacy jak Bill Gates (twórca Mircosoftu), Michael Dell (CEO Dell), Sundar Pichai (CEO Alphabet/Google).  

Ten pierwszy wspiera aktywnie – także finansowo – działania tzw. racjonalnych optymistów głoszących teorię o ustawicznym postępie i najlepszym z możliwych światów. Do tego grona należą m.in. Max Roser (twórca grupy Our World in Data, która przedstawia historyczne trendy w formie atrakcyjnych infografik), Steven Pinker (mówca motywacyjny i autor głośnej książki Nowe „Oświecenie”), a także zmarły niedawno Hans Rosling (popnaukowiec, autor bestsellera „Factfulness. Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy, czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą”).

Nowy optymizm i stare problemy

Skupieni wokół idei Nowego Optymizmu szefowie spółek technologicznych, dziennikarze, pisarze i celebryci (warto wspomnieć Roberta Downey Jr.) widzą w sztucznej inteligencji wybawienie, kamień filozoficzny XXI wieku. Wierzą, że technologia pomoże w walce z epidemiami, uwolni ludzi od żmudnej pracy, umożliwi realną troskę o ekologię i dobrostan planety. To wszystko jest możliwe bo technologia – jak wiemy – jest moralnie neutralna i jej możliwości z roku na rok stają się coraz większe – ale nie musi być zyskowne. I to jest problem. W dużej mierze za rozwojem technologii stoją grupy interesu, państwa, korporacje, wybitne jednostki, których cele nie muszą być zgodne z celami mas.

Błąd systemu

 

Rozwój sztucznej inteligencji zanurzony jest w liberalnym kapitalizmie, który siłą rzeczy produkuje nierówności. Taka jest logika tego modelu gospodarczego. Wyraźnie i dokładnie pisał o tym w 2019 roku Jason Hickel, antropolog ekonomiczny, i wykładowca londyńskiego Goldsmiths University i zainteresowanych odsyłam do źródła.

Tak jak wadliwa okazała się teoria skapywania, mówiąca o tym, że dobra osób zamożnych są niejako redystrybuowane (skapują) w kierunku reszty społeczeństwa przez inwestycje i zwiększanie zatrudnienia, tak płonne są nadzieje, że w przyśpieszeniu technologicznym partycypują wszystkie warstwy społeczne. Zresztą, o jakiej partycypacji mówimy w świecie, w którym blisko połowa ludzkości nie ma nawet dostępu do internetu (sic!). Najnowszy raport Capgemini The Great Digital Divide wskazuje, że pod koniec 2018 roku ponad 3,7 mld ludzi na całym świecie nie miało dostępu do internetu.

Bez tego podstawowego prawa do przyłączenia do globalnej sieci nie ma mowy o sprawiedliwym rozwoju. Faktem staje się świat dwóch prędkości, dzielący się na zamożnych mieszkańców globalnej Północy korzystających z dobrodziejstw innowacji, i na rzesze biedaków z globalnego Południa, którzy nic nie mają z postępu.

Czy technologia rzeczywiście jest problemem?

Problem nie leży w samej technologii, w tym że sztuczna inteligencja jest zła, rasistowska, czy klasistowska (z tymi dylematami dosyć łatwo można sobie poradzić i jest to w zasadzie kwestia techniczna). Problemem jest system, a dokładniej mówiąc błąd systemu kapitalistycznego, który tworzy i umacnia nierówności.  

Tak jak problem głodu nie wynika z braku dostępności, ale z redystrybucji (jak wskazują badania Oxfam tylko jedna czwarta globalnie marnowanej żywności wystarczy, by zlikwidować klęskę głodu), tak nierówności technologiczne wynikają z tego, że innowacje są w rękach nielicznych. Nie są to ręce państwowe (pomijając Chiny), ale ręce korporacji, które kierują się bilansem zysków i strat.

Weźmy na przykład wyobrażoną, unikatową technologię pozwalającą na produkcję bardzo taniej i zdrowej żywności. Pieniądze na pracę nad taką technologię mają korporacje, ale czy wykorzystałyby ją do wykarmienia ludzkości, czy raczej do zarobienia fortuny? Pozostawiam to pytanie otwartym, ale podpowiem, że rozwój alternatywnych paliw jest dziś mocno ograniczany przez lobbing przemysłu naftowego.

Jeżeli dziś ledwie pięć czy sześć firm technologicznych (Google-Amazon-Apple-Facebook-Tencent-Alibaba) skupia większość władzy nad Internetem, to dlaczego rozwinięta sztuczna inteligencja nie miałaby stać się własnością trzech czy czterech gigantów. Czy jest takie ryzyko? Dążenie do monopolizacji jest wpisane w DNA turbokapitalizmu. Przykładem jest branża FMCG. Dziś – po serii fuzji i przejęć – lwia część globalnych marek należy do kilku firm takich jak Nestle, Pepsico, Kraft, P&G, Unilever, Mars, Kelloggs.

Świat dwóch prędkości

 

Przyśpieszony rozwój technologii może wpłynąć na rosnące nierówności zarówno na poziomie państw, jak i jednostek. W przypadku państw może to przypominać nowe kolonialne rozdanie. XIX-wieczny rozwój przemysłu w Wielkiej Brytanii dał temu państwu ogromną władzę nad niemal czwartą częścią Ziemi i w rezultacie brytyjskie dziedzictwo polityczne, prawne i kulturowe, podobnie jak język angielski, rozprzestrzeniło się w wielu częściach świata.

Obecne przyśpieszenie cyfrowe może dać podobną władzę państwom, które są dziś technologicznymi potentatami, m.in. Chinom czy Stanom Zjednoczonym. Narzędziem dominacji będą dane. O ile rolę hegemona przejmą państwa demokratyczne, to przyszłość nie musi być straszna. Obawy pojawiają się, gdy liderem zostanie cyfrowa dyktatura.

O nierównościach pomiędzy jednostkami już pisałem, wspomnę więc tylko o wizji nadczłowieka, o której pisał wspominany tutaj Harari. Chodzi o bogatych ludzi, którzy dzięki technologii stają się niemal nieśmiertelni i mają zdolności rządzenia innymi. W „Homo Sapies” Harari pisał jak nowoczesna biotechnologia pozwoli wkrótce tworzyć rasę ludzi niemal nieśmiertelnych. Do tego bardzo inteligentnych, o możliwościach niemal boskich. Zasadniczo wątku biotechnologicznej dominacji nie będę w tym miejscu rozwijał, choć jest bardzo ciekawy i ważny w kontekście omawianego tematu. W sieci dostępnych jest wiele opracowań na ten temat.

Błędem byłoby twierdzenie, że tylko majątek jest gwarancją udziału w lepszej rasie. Rozwój technologii wykorzystają bowiem cyberprzestępcy. Pamiętacie przykład Jeffa Bezosa, którego telefon został zhakowany dzięki wiadomości wysłanej mu na WhatsApp przez jego znajomego, saudyjskiego następcę tronu Muhammada bin Salmana?

Postscrpitum albo iskra optymizmu

 

Jak wspominałem na początku, technologia jest moralnie neutralna, i sama w sobie nie ma potencjału rewolucyjnego. To jej wykorzystanie może albo utrwalić status quo albo wywrócić świat do góry nogami.

Powyżej pisałem już, że w tworzenie innowacji jest wpisane dążenie do zysku. Logika kapitalizmu jest nieprzejednana – liczy się zysk – ale jest ona także zaskakująca i nie przewidywalna. Czy pogoń za zyskiem może przełożyć się ostatecznie na udział mas w technologicznym postępie? To kwestia wysoce sporna; są jednak i powody, by podchodzić do niej z pewną dozą optymizmu. Mój umiarkowany optymizm ma trzy przykłady: Ford, piłka nożna i Unia Europejska.

Model T

Pierwszy przykład to oczywiście historia modelu T. Jeszcze na początku XX wieku samochód był wynalazkiem tylko dla najbogatszych. Chociaż cena za pojazd była dosyć wysoka to nie gwarantowało to odpowiednich zysków. Jak wiemy kapitalizm zakłada ciągły wzrost, a najlepszym sposobem osiągnięcia nowych, większych zysków jest skalowanie biznesu. Tak postąpił Henry Ford. Założyciel Ford Motor Company postawił na produkcję masowego taniego pojazdu dla przeciętnej amerykańskiej rodziny. Był to strzał w dziesiątkę. Ford w krótkim czasie stał się potentatem. Lobbing dyrektora General Motors Alfreda Sloan w późniejszych latach sprawił, że auto stało się naprawdę masowe. Wbrew założeniom prekursorów skupionych w Detroit Automobile Company.

Tak może być nawet z najbardziej innowacyjną technologią. O ile będzie postawała w ramach wolnego rynku i bez większych ograniczeń globalnych, może trafić do mas. Podobnie do Forda działa na przykład Huawei w Afryce. Czarny Ląd staje się coraz bardziej chińską strefą wpływu. Wspomniany potentat telekomu z Państwa Środka aktywnie działa na rzecz cyfryzacji zacofanych afrykańskich społeczeństw. W ostatnim czasie bardzo mocno inwestował w rozwój telemedycyny w  Nigerii najludniejszym kraju kontynentu.

Futbol

Piłka nożna to dziś maszynka do robienia pieniędzy, ale nie byłoby to możliwe gdyby nie umasowienie tego sportu. Ergo bez miliardowej publiczności nie byłoby miliardowych zysków. W połowie XIX wieku piłka nożna była sportem angielskich elit, absolwentów Eton, Oxfordu i Cambridge, ale – znów – jej elitarność blokowała jej rozwój. Jan Sowa i Krzysztof Wolański w książce „Sport nie istnieje” opisują jak właściciele zakładów pracy, chcą zarabiać na rosnącej popularności futbolu, zaczęli lobbować jej umasowienie. Znów logika zysku doprowadziła do demokratyzacji tej formy rozrywki. Pozytywnym następstwem tych zmian są kariery takich gwiazd jak Pele, Romario, Mané, Weah, dzieciaków z faweli i slumsów.

Piłka sama w sobie nie ma nierówności. Każdy gracz ma na boisku te same prawa. Zły i zepsuty jest cały anturaż, nadbudowa. Idea – sportu jako takiego – jest jak najbardziej równościowa, stąd może taka popularność gier zespołowych.

Wspólnota

Na koniec Unia Europejska. W tym przypadku nie chodzi o istotę kapitalizmu. W tym miejscu mam na myśli przykład unikatowej, niespotykanej wcześniej w historii, współpracy ludzi dobrej woli. Abstrahuję od dzisiejszej nieskuteczności instytucji, poziomu zbiurokratyzowania i prawnych absurdów. Główny cel Unii – jakim było zakończenie nieustających wojen na Starym Kontynencie i szeroka współpraca gospodarcza – został osiągnięty. Przy okazji powoli zaczęto likwidować nierówności pomiędzy krajami.

Wyjście ze stanu permanentnej wojny było możliwe dzięki zacieśnieniu międzynarodowej współpracy, związania się regulacjami i sieciami wzajemnych korzyści. Czy tego chcemy, czy nie, to właśnie globalizacja przyniosła względny pokój. Idea globalizacji wciąż jest silna – nawet w obecnej dobie narodowych resentymentów. Możliwe, że rozwój technologii także zostanie sprzęgnięty z liniami ponadnarodowej współpracy. Nieśmiałymi próbami na polu europejskim są inicjatywy takie, jak europejska chmura, biała księga sztucznej inteligencji, czy Europejski Instytut Innowacji i Technologii.

Umiarkowany optymizm

Międzynarodowa współpraca wsparta odpowiednimi regulacjami może skierować rozwój sztucznej inteligencji na właściwe tory. W ostatnim numerze The Economist Technology Quarterly, w tekście Humans will add to AI’s limitations przedstawione są przykłady jak od lat 50. XX wieku rozwój sztucznej inteligencji był celowo hamowany, tak by można było go kontrolować. Podobnie jak próbuje się dziś kontrolować rozwój i użycie broni jądrowej – takie regulacje są w interesie (niemal) wszystkich. Nawet jeśli jest to interes dyktowany przez post-zimnowojenny, zgniły konsensus amerykańsko-rosyjski. I tak, w świadomości potęgi AI jest nadzieja. Nawet na likwidację nierówności.

Zmarły w 2016 roku Alvin Toffler, ojciec futurologii, na ogół deklarował umiarkowany optymizm względem przyszłości. Wątpił w proste konstruowanie lepszego świata. Ja też jestem umiarkowanym optymistą, ale nie chciałbym zostawiać tego tekstu z pesymistycznym przesłaniem. Dlatego niejako na koniec odwracam kota ogonem. To oczywiście tylko pewna iskra optymizmu, ale jak wiemy już jedna iskra wystarczy by rozniecić płomień. W tym przypadku może być ogień, który przyniesie nam ciepło i blask.

Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon