Poszłam na koncert. Nieuczesana, nieumalowana, w szlafrok odziana. Wokół mnie tańczyły pandy i skrzaty. Widziałam nagie torsy i bujałam się w rytmie techno. Każdy powiedział „cześć!”, tłum przyjaźnie krzyczał, w tle ktoś uprawiał miłość. I nie, nie była to wizja na nielegalnej substancji, a mój pierwszy w życiu wirtualny koncert. I na pewno nie ostatni.
Pandemia zamknęła nas wszystkich w domach. Ucierpiały różne branże, ale lockdown szczególnie mocno odbił się na branży rozrywkowej. Przekładane w nieskończoność koncerty i zabawa w chowanego z przepisami pod tytułem „wolno-nie wolno” zebrały finansowe żniwo. Według raportu Pollstar z grudnia 2020 roku branża koncertowa straciła ponad 30 miliardów dolarów, czyli przeszło 100 miliardów złotych! To zawrotna suma z końca roku, a przecież pandemia ciągle trwa i wszystkie dane dotyczące szczepień wskazują, że przed nami czwarta fala i kolejne lockdowny.
Jak żyć? Jak tańczyć? Online!
Sansar – impreza VR w Twoim domu
Wygodnie, przed komputerem, odpalam Sansar. Platformę do wydarzeń online dostępną zarówno w wersji desktopowej, jak i mobilnej. Jednak prawdziwą swoją moc ujawnia w połączeniu z zestawem wirtualnej rzeczywistości (ang. VR — virtual reality), którego nie posiadam. Czego szybko zaczynam żałować, bo, tańcząc wśród laserowych świateł, zrozumiem, jak bardzo odmieniłby moje doznania. Ale nie wyprzedzajmy zdarzeń.
Najpierw nie wiem, gdzie jestem i o co chodzi. Ląduję avatarem (moim odpowiednikiem w świecie cyfrowym) w grze i idę przed siebie bez celu. Przechodzę przez portale, ekrany ładowania wywołują znudzenie na mojej twarzy… Aż w końcu, krążąc między krainami, trafiam na imprezę. Taką prawdziwą – niesamowita Danacat stoi za konsoletą i miksuje dla nas dźwięki. Widzę nie tylko jej avatara, ale też wideo na żywo. Podziwiam, jak nieznajoma kobieta, z pasją miksuje dźwięki. Specjalnie dla nas, otaczających ją avatarów. Impreza VR się rozkręca. Daję się porwać!
Ze wszech stron atakuje mnie miłość – każdy się wita, uśmiecha, niewielka społeczność kilkunastu osób cieszy się na spotkanie z nową „twarzą”. Nie przeraża ich, gdy mówię, że przygotowuję artykuł – cieszą się, że świat usłyszy o Sansar, bo to „magiczne miejsce, w którym możesz budować swoje światy i organizować imprezy!”. I choć najpierw przed moimi oczami stają sceny z kultowego już filmu „Sala samobójców”, choć mam w sobie lęk, bo wirtualna rzeczywistość bywa niebezpieczna dla życia w prawdziwym świecie, to wystarcza kilka minut, bym rozmawiała z każdym, tańczyła, a grono moich znajomych urosło. Tylko komputer nie daje rady – gdy CPU w laptopie osiąga zawrotne 90 stopni Celsjusza, wycofuję się. Ale wiem, że tam wrócę.
Największa wirtualna impreza w VR – Lost Horizon Festival
Sansar to platforma społecznościowa, której magia kryje się w tworzących ją ludziach i muzyce na żywo. Pierwszy raz szerzej usłyszał o niej świat na początku pandemii – w lipcu 2020 roku. To właśnie wtedy odbył się wirtualny festiwal Lost Horizon Festival. Za jego organizację odpowiadali twórcy kultowej strefy Shangri-La znajdującej się na znanym od lat 70. festiwalu Glastonbury Music Festival. We współpracy z VR Jam, Orca Sound Project, Beatport i wspomnianą już platformą Sansar zorganizowali największą wirtualną imprezę wszech czasów.
Przestrzeń festiwalowa podzielono na cztery sceny: Gas Tower, Freedom, Nomad i SHITV. Oprócz nich goście mogli odwiedzić galerię sztuki i wypocząć w przestronnym lobby. A to wszystko za pomocą komputera, telefonu lub z wykorzystaniem zestawu do wirtualnej rzeczywistości. I choć każda z tych opcji dawała dostęp do muzyki na żywo, to dopiero użycie wirtualnej rzeczywistości udowodniło, że doświadczanie koncertu w cyfrowym świecie nie jest wcale tak różne, od rzeczywistej rozrywki. Może pomijając fakt, że na festiwalu offline raczej nie spotkamy pod sceną pandy uprawiającej seks z żółwiem.
Tańcz, aż ujrzysz blue screena!
Lost Horizon Festival to największe, ale nie jedyne wydarzenie muzyczne w VR zorganizowane w czasach pandemii. Na innej platformie wykorzystującej technologię wirtualnej rzeczywistości – VRChat – zagrał francuski mistrz muzyki elektronicznej, Jean-Michael Jarre. W trakcie 40-minutowego wydarzenia realizowanego w technologii 4K fani muzyka mogli zanurzyć się w specjalnie wykreowanym wirtualnym świecie i zatańczyć razem z avatarem gwiazdy. Ponadto widzowie oglądający wydarzenie na Zoomie zostali wyświetleni na wirtualnej widowni. Choć z nagrania dostępnego na Youtube wynika, że muzyka nie porwała ich na parkiet, to każdy fan koncertów wie, że widzowie dzielą się na tych, którzy tylko słuchają i tych, którzy słuchają całymi sobą. Ja należę do drugiej grupy.
Gwiazdy pokochały VR
Nie tylko Jean-Michael Jarre zagrał wirtualny koncert. Kilka tygodni temu zrobiło się głośno o Arianie Grande. Niespełna trzydziestoletnia wokalistka doskonale rozumie swoje pokolenie i panujące trendy. Gwiazda muzyki pop zdecydowała się wykorzystać cyfrowy świat do autopromocji. Jednak, zamiast wybierać platformy dedykowane wydarzeniom VR, Ariana wystąpiła w świecie popularnej gry… „Fortnite”. Gwiazda ruszyła w wirtualną trasę koncertową Rift Tour i wystąpiła przed milionami słuchaczy z całego świata. Wydarzenie nie ograniczyło się do występu muzycznego – w świecie „Fortnite” udostępniono strefy nawiązujące do twórczości wokalistki, a nawet można było ukończyć specjalne wyzwania dotyczące Rift Tour. Fanów rozgrywki kuszono nagrodami – parasolką, emotką i graffitim, dostępnym tylko dla uczestników wydarzenia sygnowanego przez Arianę.
Gry komputerowe to doskonałe środowisko do marketingu, o czym pisałam przy okazji artykułu o promocji branży modowej (przeczytaj „Tygodnie mody 2021. Jak zająć miejsce w pierwszym rzędzie?”). Nic dziwnego, że i gwiazdy muzyki pop wkraczają do wirtualnych światów – w końcu każdy celebryta chce być tam, gdzie jego fani.
Koncerty w VR to nasza przyszłość?
Każda impreza VR, festiwal i koncert, niesie ze sobą zyski i zagrożenia. Coraz częściej słyszymy w mediach o straconym pokoleniu, które utknęło przed ekranami komputerów. Wirtualny świat przenika się ze światem offline. Ich rozróżnienie nie zawsze jest takie oczywiste. Statystyki dotyczące zdrowia psychicznego wśród osób młodych są zatrważające, a coraz więcej badań wykazuje, że zbyt wczesny dostęp do Internetu jest szkodliwy dla rozwoju młodego człowieka.
Z drugiej strony wydarzenia w wirtualnej rzeczywistości mają wiele zalet. Zanurzając się w cyfrowym świecie dzięki hełmowi VR możemy doświadczyć interakcji z innymi ludźmi. Potańczyć w tłumie w salonie własnego mieszkania. Jeszcze nie możemy nikogo dotknąć, ale technologia idzie do przodu. Wirtualna rzeczywistość pomogła muzykom i ich fanom w czasach pandemii, dostarczając namiastki festiwalowej atmosfery. Nie jest to zwykły stream, który odpalamy na ekranie komputera i zajmujemy się swoimi codziennymi obowiązkami. Format gry komputerowej, cyfrowy świat i wirtualna rzeczywistość sprawiają, że musimy skupić się na wydarzeniu, naprawdę go doświadczyć, a nie potraktować jak tło dla codzienności.
Zwróćmy też uwagę na osoby wykluczone z życia towarzyskiego i kulturalnego – osoby z małych miejscowości, osoby z niepełnosprawnościami. Zamknięte w domach, nie mające możliwości dojazdu do innego miasta lub mające zbyt słabe ciała, by wytrzymać atmosferę prawdziwego festiwalu. Wirtualna rzeczywistość staje się wtedy ich oknem na świat. I zawsze dobrze jest mieć okno z koncertem ulubionego wokalisty, choćby to było okno systemu Windows 10.
To my decydujemy o przyszłości
Gdy jedni łamali prawo i organizowali nielegalne imprezy, inni postanowili wykorzystać technologię, by uratować finanse muzyków, a nas – festiwalowych fascynatów – przenieść do roztańczonego świata. Jednak czy impreza VR albo na ekranie komputera może się udać? A może to tylko namiastka rzeczywistości, do której złaknieni wrócimy, jak tylko COVID-19 przestanie szaleć na świecie? Czas pokaże. Jedno jest pewne. O ile ja nie zamierzam rezygnować z prawdziwego koncertowania, o tyle możliwość socjalizacji z ludźmi z całego świata, choćby w aplikacji komputerowej, jest przyjemną namiastką świata offline. I wierzę, że wydarzenia online staną się przyjemnym uzupełnieniem spotkań offline, a nie ich zastępstwem.