Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
26 lutego 2021

Nadchodzą coboty! Czy jest się czego bać?

Z robotami żyjemy już od dłuższego czasu za pan brat. Jednak myśląc o nich, widzimy raczej wielkie hale produkcyjne i taniec zautomatyzowanych ramion składających i spawających nadwozia Toyoty. Tymczasem roboty coraz częściej pojawiają się wśród nas. Dlatego dzisiaj piszemy o cobotach. O tym, czym są i jak - z dużym prawdopodobieństwem - zmienią nasze życie. A także o tym, czy jest szansa na to, że już niedługo cobot przygotuje nam śniadanie, albo przyniesie lampkę wina, żebyśmy mogli w spokoju odpocząć.

Szalona rzeczywistość funduje nam coraz to nowe niespodzianki. Dlatego dzisiaj piszemy o cobotach. O tym, czym są i jak – z dużym prawdopodobieństwem – zmienią nasze życie. A także o tym, czy jest szansa na to, że już niedługo cobot przygotuje  śniadanie, albo przyniesie lampkę wina, żebyśmy mogli w spokoju odpocząć.

Z robotami żyjemy już od dłuższego czasu za pan brat. Jednak myśląc o nich widzimy raczej wielkie hale produkcyjne i taniec zautomatyzowanych ramion składających i spawających nadwozia Toyoty. Tymczasem roboty coraz częściej pojawiają się wśród nas. Pierwsze pokazywały się nieśmiało na targach i branżowych wydarzeniach. Niepewnie wyciągały drżące chwytaki do zwiedzających i przemawiały cichym, mechanicznym głosem. Potem nieco śmielej przestąpiły progi firm, hoteli i restauracji, gdzie witały gości i rozwoziły posiłki. Ciągle jednak były tylko ciekawostką.

Ale czas płynął i zamieszkały w naszych domach. Na razie odkurzają i czyszczą, ale już niedługo mogą przyrządzać kolacje i zmywać naczynia. Świat zmienia się na naszych oczach. I tym razem jest to dobra zmiana.

Trochę historii i faktów

Pierwsza firma zajmująca się robotyką powstała nie tak dawno, bo w 1962 roku. Unimation, bo o niej mowa, produkowała gigantyczne roboty przemysłowe. Właśnie te, które widujemy na filmach z samochodowych linii montażowych. Roboty były zwykle duże i bardzo wydajne, ale także nieporęczne, trudne do zaprogramowania i przeznaczone wyłącznie do zastosowań przemysłowych. Co więcej, specjalizowały się w wykonywaniu bardzo precyzyjnych zadań i nie wchodziły w żadne interakcje z ludźmi. Tym bardziej, że taka interakcja mogła skończyć się poważnym urazem. U człowieka oczywiście.

Sytuacja zaczyna się jednak zmieniać, ponieważ nadciąga nowa generacja mniejszych, tańszych, bardziej wszechstronnych i prostszych w obsłudze robotów.

Nowe roboty, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, zostały zaprojektowane do współpracy z ludźmi. Nazywa się je robotami współpracującymi lub cobotami (od angielskiej nazwy: collaborative robots). I powtórzmy, są przeznaczone do wspólnej pracy z ludźmi, a nie do ich zastępowania. Mają pomagać ludziom w wykonywaniu trudnych, monotonnych prac i bez znużenia realizować brudne, niebezpieczne, nudne, niewdzięczne lub powtarzalne czynności. Dzięki temu ich właściciele (lub pracownicy firm) mają mieć czas na inne zadania wymagające bardziej kreatywnego podejścia. Na przykład na… czytanie. Lub kontakty z klientami.

Ponadto, pomimo obaw, że maszyny pewnego dnia zastąpią ludzi, rzeczywistość (a także kilka całkiem poważnych badań) pokazuje, że połączenie świata ludzi i cobotów jest bardzo obiecujące i wydajne.

Czy mamy się czego bać? Czy coboty mogą zastąpić człowieka?

Autorzy książki „Human + Machine, Reimagining work in the age of AI” (Człowiek i maszyna. Zmiana w podejściu do pracy w dobie AI), Paul R. Daugherty i H. James Wilson twierdzą, że kiedy ludzie i maszyny współpracują przy tym samym projekcie są od dwóch do sześciu razy bardziej wydajni, niż gdyby wykonywali to zadanie niezależnie od siebie.

Z kolei producent BMW zaobserwował, że zespoły złożone z ludzi i maszyn są o około 85% bardziej wydajne, niż tradycyjne linie montażowe, na których ludzie i maszyny pracują oddzielnie.

Pamiętajmy też, że nasze poczciwe domowe rumby (czy inne urządzenia domowe) rzeczywiście nas zastąpiły, ale w czynnościach, które nie były marzeniem kogokolwiek z nas. Nie odebrały nam pracy, ale uciążliwy, niewdzięczny obowiązek, dzięki czemu nie jesteśmy tak wymęczeni i możemy, choć trochę, cieszyć się życiem.

Czytaj też: Nachodzi robo-sekretarka. Czy te z krwi i kości powinny szukać nowej roboty?

Wróćmy jednak do kuchni

Moley, londyńska firma zajmująca się robotyką, postanowiła zrealizować marzenie przynajmniej połowy ludzkości i wyprodukowała pierwszą, całkowicie zrobotyzowaną kuchnię. Kuchnia została pokazana na targach Hannover Messe i zebrała entuzjastyczne recenzje.

Kuchenny cobot nie tylko świetnie wygląda, ale rewelacyjnie działa i umie przygotować mnóstwo doskonałych potraw na podstawie przepisów renomowanych szefów kuchni (jakże by inaczej!). Wystarczy wybrać jedną z receptur, wybrać liczbę osób, położyć składniki w odpowiednim miejscu i nacisnąć START. Marzenie, prawda? A czy wspomniałam, że Mr Chef po sobie sprząta?

Powiedzmy sobie szczerze, czekam na to rozwiązanie z niecierpliwością i utęsknieniem. Podobnie jak właściciele i pracownicy wielu firm oraz instytucji, którym przydałaby się życzliwa „pomocna dłoń”.

Dlaczego właśnie coboty?

Coboty projektowane są z myślą o prostocie obsługi. Bo jeśli tak dobrze współpracują z ludźmi, to właśnie dlatego, że są łatwe do zaprogramowania. Na tyle łatwe, że podstawowe czynności są w stanie zaprogramować nawet dzieci.

Na przykład coboty produkowane przez Rethink Robotics i Universal Robots można uczyć przez kilkakrotne powtórzenie ruchu ramienia i zapisywanie trasy oraz czynności na zwykłym tablecie.

Ponadto, dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji, coboty są w stanie uczyć się na podstawie interakcji z otoczeniem, dokładnie w taki sam sposób, jak człowiek. Japoński Fanuc zaprojektował cobota, który wykorzystuje procedury uczenia ze wzmacnianiem, jednego z trzech podejść do uczenia maszynowego będącego gałęzią sztucznej inteligencji i uczy się obserwując pracowników przy pracy.

Z kolei, połączenie współczesnych technik obróbki obrazów i coraz bardziej czułych czujników z dużą mocą obliczeniową i zaawansowanymi procedurami uczenia maszynowego sprawiło, że ​​coboty są w stanie doskonale identyfikować obiekty. Pozwala im to nie tylko chwytać obiekty z odpowiednią siłą, ale także samodzielnie się poruszać.

Dlatego Amazon dosyć szybko zrozumiał zalety cobotów. Firma Jeffa Bezosa ma własny patent na ramię robota, które może przenosić zarówno ciężkie, duże przedmioty, jak i te lżejsze, delikatne. Amazon używa również rozwiązania Kiva Systems (obecnie Amazon Robotics), które zostało zaprojektowane do przenoszenia ciężkich ładunków i pozwoliło firmie znacznie zwiększyć tempo pracy. Jeszcze więcej zarobić. I jeszcze bardziej uniezależnić się od ludzi, którzy chcą zakładać związki zawodowe i walczyć o swoje prawa.

Tą samą drogą poszedł inny gigant przesyłek kurierskich, DHL. Firma postawiła na zrobotyzowane wózki paletowe Fetch Robotics. Jedyne, co muszą zrobić pracownicy firmy, to umieścić paczkę na cobocie, a ten dostarczy ją bezpiecznie i w całości na właściwie miejsce omijając po drodze wszelkie możliwe przeszkody.

Fascynujące jest też rozwiązanie firmy SqUID, które pozwala poruszać się cobotom nie tylko po ziemi, ale wspinać na półki, skąd mogą samodzielnie zabierać paczki.

Wszechstronny jak cobot…

Amerykańska firma Maidbot stworzyła autonomicznego cobota o nazwie Rosie zaprojektowanego do sprzątania w hotelach.

Restauracje! Te także używają cobotów. W San Francisco Zume Pizza używa kilka cobotów do robienia pizzy. Creator współpracuje z robotem, który w rekordowym tempie przygotowuje hamburgery, a kalifornijska sieć CaliBurger używa cobota Miso Robotics do przewracania steków na grillu. W Spyce w Bostonie wystarczy wybrać zamówienie na ekranie, a coboty błyskawicznie przygotują smakowite danie.

Z kolei zaprojektowany przez kalifornijską firmę Savioke cobot Relay szybko dostarczy posiłki zamawiane w hotelowych kuchniach i restauracjach. A to oznacza, że teraz już nikt nie powie, że hotelowa restauracja jest zamknięta i proszę zjeść precelki.

Cobot Relay pracuje też w szpitalach, gdzie przewozi próbki do laboratorium i dostarcza przepisane leki.

Coboty zaczynają także robić karierę w bankach. Odpowiadają tam na pytania klientów i kierują ich do doradców, jeśli sprawa przekracza ich możliwości. Z rozwiązania tego korzysta już od kilku lat japoński bank Mizuho, kanadyjski ATB Financia, a kilka banków hinduskich wykorzystuje coboty do liczenia i sortowania banknotów.

Czytaj też: Sophia (Zośka), czyli robot-humanoid nie z tej ziemi

Jak będzie wyglądać przyszłość?

Z dużą dozą pewności można powiedzieć, że cobotów będzie coraz więcej. I nie jest to dziwne, jeśli weźmie się pod uwagę ich niesamowite możliwości połączone z prostotą programowania i obsługi. Tym bardziej, że wielu z nas potrzebuje pomocnej dłoni, niezależnie od tego, czy jesteśmy osobami prywatnymi, czy zarządzamy wielkimi firmami.

A jeśli weźmiemy pod uwagę, że społeczeństwa krajów rozwiniętych starzeją się w szybkim tempie, wsparcie cobotów może okazać się po prostu konieczne.

Osobiście coboty przypominają mi trochę skrzaty domowe z Harrego Pottera. Może nie są tak urocze i pyskate, ale pracują z tą samą determinacją. I mam nadzieję, że całkiem niedługo doczekam się własnego cobota, który przygotuje mi kanapkę z pastą z tofu i plastrem pomidora. Życie byłoby wtedy zdecydowanie piękniejsze.

Czytaj też: Firmy masowo zastępują pracowników robotami. Ale czy te roboty powinny… płacić podatki? Czas na robo-PIT-a?

Zdjęcie tytułowe:  Jehyun Sung naUnsplash

Tagi:
Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon