Globalny kryzys przełożył się na codzienne życie miliardów ludzi, wpływając na metody pracy, konsumpcji i płatności. W wyniku Koronawirus i związane z nim zamieszanie zmieniło zachowania i przyzwyczajenia konsumentów. Klienci z konieczności lub z wyboru przerzucili się na cyfrowe kanały sprzedaży. Komu zależy na końcu gotówki?
Niemal połowa klientów korzysta dziś z cyfrowych płatności w stopniu większym niż przed momentem, gdy pojawił się koronawirus. Większość z nich deklaruje, że ma zamiar polegać na możliwościach płatności cyfrowych także w przyszłości – tak wynika z najnowszych badań na zlecenie Mastercard. Portfele elektroniczne (e-portfele) i płatności zbliżeniowe, w tym NFC, najbardziej korzystają na tych przemianach; trzy czwarte respondentów w obliczu ryzyka związanego z COVID-19 woli unikać płacenia gotówką, gdy tylko jest to możliwe. Jest to o tyle ciekawe, że gotówka wcale nie przenosi wirusów bardziej niż chociażby smartfony, których używamy do płatności zbliżeniowych…
Zobaczymy jak bezgotówkowa rewolucja opanowywała świat w ostatnim pandemicznym czasie. Koronawirus czy spisek banków?
Stary Kontynent i nowe zwyczaje
Krótkoterminowy wpływ koronawirusa na preferowane przez konsumentów metody płatności nie jest jednoznaczny. Z jednej strony, niektóre sieci handlowe donosiły w marcu, że ich klienci chętniej sięgają przy płaceniu po karty debetowe. Tak było na przykład w Niemczech, gdzie większość sieci handlowych zamknęło swoje punkty sprzedażowe. W niemieckim sektorze gastronomicznym aż 55% płatności było zaś realizowanych za pomocą kart kredytowych i debetowych (w tym samym okresie w zeszłym roku odsetek ten wynosił 45%); ponad połowa transakcji z użyciem kart dokonywana była zbliżeniowo. Za zmiany te częściowo odpowiadają sami sprzedawcy. 84% z nich zachęcało lub wręcz wymagało od klientów, by ci ostatni przerzucili się na płatności cyfrowe.
Gdy nadszedł koronawirus podobnie mają się rzeczy w Wielkiej Brytanii. Dane udostępnione przez firmę LINK, zarządzającą największą liczbą bankomatów w kraju, sugerują, że liczba transakcji gotówkowych stale maleje. Od czasu wprowadzenia lockdownu (24 marca) liczba wypłat z bankomatów na wyspach spadła o około 60%. Z badań sondażowych zleconych przez LINK wynika, że 75% ankietowanych płaci gotówką rzadziej niż przed wybuchem kryzysu. 30% zakupów w Zjednoczonym Królestwie robionych było w kwietniu drogą online (w porównaniu do 18% w kwietniu 2019 roku). W ciągu minionych dwóch lat liczba Brytyjczyków korzystających z gotówki nie częściej niż raz w miesiącu podwoiła się i wynosi obecnie ponad 7 milionów. Warto zauważyć, że w Wielkiej Brytanii już w 2016 roku więcej było transakcji bezgotówkowych; pandemia wzmocniła więc tylko i przyspieszyła już istniejące tendencje.
Koronawirus i zakupy: rzadziej po więcej
Z danych NBP cytowanych w raporcie Instytutu Sobieskiego „Jak płaci się w Polsce w erze pieniądza cyfrowego przed i po COVID-19” wynika, że w dobie pandemii także nad Wisłą ludzie płacą chętniej bezgotówkowo. Zachęty do tej formy rozliczeń słychać było ze wszechstron. Blisko o 30% wzrosła ogólna liczba transakcji bezgotówkowych. Płatności zbliżeniowe stanowią już 87% transakcji kartą.
Według analityków także w całym 2020 r. zostanie wydanych o 110 mln więcej kart zbliżeniowych niż w ubiegłym roku. Zmienił się też sam model konsumpcji. Z raportu „e-Commerce w czasie kryzysu 2020” Izby Gospodarki Elektronicznej wynika, że 45% Polaków w związku z zagrożeniem koronawirusem rzadziej decyduje się robić zakupy w sklepach tradycyjnych.
Niemal 40%. z nas zamówiło je w internecie. Podczas najbardziej kryzysowych tygodni, kiedy obowiązywały największe ograniczenia sanitarne, odwiedziny w lokalnych placówkach były wprawdzie o 20% rzadsze niż przed kryzysem. Zarazem jednak średni koszyk był nawet o 64% większy, co powodowało, że ogółem klienci wydawali w sąsiedzkich sklepach o ponad 40% więcej.
W kryzysie i tak dobrze mieć gotówkę w garści
Z drugiej strony, w przeszłości kryzysy często skutkowały zwiększonym zapotrzebowaniem na gotówkę. Co ciekawe, w Polsce odnotowuje się dziś wzrost całkowitej ilości gotówki będącej w obiegu (podobnie jest na przykład w Stanach Zjednoczonych).
W kwietniu bieżącego roku w obiegu była gotówka o wartości 272 mld zł. To o ponad 20 mld zł wyższej niż w marcu. Marcowy wzrost, wyniósł około 26 mld zł i był (pod względem nominalnym) największy w historii. Od maja do lipca wciąż notowane były wzrosty, ale dużo niższe niż w marcu i kwietniu (odpowiednio o 6,3 mld, o 4,1 mld i o 2,2 mld zł w kolejnych trzech miesiącach).
Według najświeższych dostępnych danych w obiegu jest dziś ponad 285,3 mld zł. Skąd taki wzrost ilości gotówki w czasie, gdy de facto płacono bezgotówkowo? Zadział strach przed nieznanym i pogłoski, że bankomaty zostaną zablokowane. W kryzysie i niepewności lepiej mieć pieniądze w kieszeni niż na lokacie.
Recepta na koronawirus? Mieć i gotówkę i plastikowy pieniądz
Rozmaite sondaże potwierdzają jednak, że od początku kwietnia od 25% do 50% Europejczyków sięga po karty debetowe i kredytowe chętniej niż wcześniej. Tyczy się to także płatności zbliżeniowych, które szczególnie zyskały na popularności. Ten trend widoczny jest również w Polsce. Polacy częściej w porównaniu do ubiegłego roku płacą za zakupy kartą (39% w porównaniu do zeszłorocznych 32%) i BLIKiem (33% w porównaniu do 24%).
Coraz mniejszą popularnością cieszą się tradycyjne formy płatności przy zakupach online: za pobraniem (spadek z 46% do 24%), samodzielny przelew na konto (z 43% do 34%) oraz gotówką w punkcie odbioru towaru (z 16% do 9%) Przesunięcie preferencji widoczne jest we wszystkich grupach wiekowych, a dotyka w największym stopniu klientów w grupie wiekowej 20-40 lat. Wśród powodów ewoluujących preferencji ankietowani najczęściej wskazują względy zdrowotne, na drugim miejscu zaś — restrykcje wprowadzone przez sprzedających.
Płatności gotówką: czy jest się czego obawiać?
Trudno ocenić, na ile obawy o względy zdrowotne są umocowane w faktach. Badania z dziedziny mikrobiologii potwierdzają tezę, że patogeny, w tym wirusy i bakterie, mogą przenosić się na banknotach i monetach; wirus grypy jest w stanie przetrwać na banknotach od kilku godzin nawet do kilku dni. O koronawirusie wiemy wstępnie, że może utrzymywać się w powietrzu przez 3 godziny, a osadzony na trwałych powierzchniach stanowi zagrożenie przez co najmniej dobę.
Mniej oczywistym jest, jak oszacować ryzyko zakażenia za pośrednictwem banknotów; nie są znane przypadki zakażenia wirusem, o których wiadomo byłoby, że odbyły się tą konkretną drogą. Bank Anglii wydał w tym roku oświadczenie, w którym stwierdza się, że banknoty nie stanowią większego zagrożenia niż styczność z jakimikolwiek innymi powierzchniami; Bundesbank zapewnił z kolei, że ryzyko transmisji wirusa poprzez banknoty czy monety jest minimalne. Bank Ludowy Chin powziął dodatkowe środki bezpieczeństwa, sterylizując banknoty w rejonach najbardziej dotkniętych wirusem.
To tyle jeśli chodzi o gotówkę, bo jak już pisałem smartfony przenoszą więcej wirusów i bakterii niż banknoty. Choć faktycznie nie są one w obiegu – w sensie nasz smartfon raczej nie wędruje sobie po całym rynku.
Przychodzi koronawirus do banku
Większość banków europejskich od dawna ma w swojej ofercie karty zbliżeniowe; 85% europejskich terminali płatniczych akceptuje płatności w formie bezdotykowej. Jeszcze w grudniu zeszłego roku te ostatnie stanowiły jedną trzecią płatności kartą kredytową lub debetową. Dziś odsetek ten wynosi już ponad 50%. Jednocześnie średnia wartość transakcji bezdotykowych spada; odzwierciedla to nowe przyzwyczajenia klientów, którzy zdążyli już przywyknąć do wygody, jaką niesie brak konieczności przeliczania gotówki czy wpisywania PINu.
Większość banków centralnych podniosło limity na transakcje zbliżeniowe (do €50 w wielu krajach Unii Europejskiej i do 100 zł w Polsce), przyczyniając się tym samym do popularności płatności bezgotówkowych.
Banki często powołują się w uzasadnieniu swoich decyzji właśnie na pandemię i kwestie bezpieczeństwa; czasem jednak pozostają neutralne wobec kwestii koronawirusa i zwiększenie limitów tłumaczą po prostu rosnącym zapotrzebowaniem na płatności cyfrowe.
Czy koronawirus przyspieszy koniec gotówki?
Nie sposób przewidzieć, czy tempo opisywanych trendów utrzyma się na dłuższą metę na tym samym poziomie. Analitycy oceniają jednak dość zgodnie, że mamy do czynienia ze zmianami systemowymi. To coś więcej niż tymczasowe przesunięcie preferencji, stymulowane przez rozmaite promocje, chwilowe oferty specjalne czy odgórne restrykcje. Jest wprawdzie całkiem możliwe, że np. obniżenie limitów na bezgotówkowe transakcje mogłoby nieco osłabić zainteresowanie cyfrowymi płatnościami; jednak powrót do stanu sprzed pandemii nie jest już raczej możliwy.
Przykład z marca – gdy wypłacano banknoty na potęgę przy równoczesnym wzroście ilości transakcji bezgotówkowych – pokazuje, że dywersyfikacja płatnicza pozostanie. Być może będziemy chętniej płacić bezgotówkowo, ale to fizyczne pieniądze będa naszym zabezpieczniem. Chyba każdy wolałbym w niepewnym czasie mieć w garści sztabę złota niż jej ekwiwalent na koncie. Oczywiście banki zyskały na pandemii – nie chodzi tylko o że wydały więcej kart i mocniej zawiązały relacje z klientami. Na przykład poprzez pozyskanie nowych klientów wśród seniorów. Kryzys był idealnym momentem na obniżenie oprocentowania kont, lokat i funduszy. Czy w takiej sytuacji nie lepiej będzie trzymać pieniędzy w gotówce albo inwestować ich niż trzymać na koncie w banku?
Po obniżkach stóp banki są trudnej sytuacji, ponieważ kończy im się model biznesowy oparty na odsetkach i muszą szukać innych źródeł zysku. Takim może być wprowadzenie opłat za płatności bezgotówkowych. Czy w sytuacji gdy za płatności kartą będziemy musieli płacić, nawet niewiele, nie wrócimy do bezprowizyjnej gotówki?
To dwa kolejne ważne pytania, ale myślę, że odpowiedź zależy już od kwestii politycznych i medycznych. Ile jeszcze potrwa pandemia i jakie będą decyzje władz odnośnie sytuacji epidemiologicznej.
A jak w dobie płatności bezgotówkowych dać napiwek dostawcy pizzy czy kurczaków? Zwyczajowo zawsze miałem przy sobie trochę monet, a teraz niestety brakuje im ich w takich sytuacjach. Może dostawcy mieliby swoje własne terminale płatnicze?