W przedświąteczny piątek odbyły się pierwsze w nowej kadencji konsultacje społeczne w Ministerstwie Cyfryzacji. Chcemy trzymać rękę na pulsie, więc poszedłem tam, by przekonać się, z jakimi problemami będzie musiał mierzyć się ten resort w kolejnych latach. Co się udało, a co wymaga poprawy? I o czym mówiono w trakcie spotkania? Oto moje refleksje.
Świetnie, że takie spotkanie się wydarzyło. Cyfryzacja jest tak złożonym, dynamicznie zmieniającym się i wymagającym specjalistycznej wiedzy zagadnieniem, że kontakt z rynkiem jest niezbędny.
To nie jest infrastruktura i budownictwo, gdzie można na mapie kreślić długie linie autostrad i magistrali kolejowych. To nie zdrowie, gdzie to administracja państwowa kształtuje sposób funkcjonowania i finansowanie systemu. W cyfryzacji to rząd goni za sektorem prywatnym w zakresie nowych usług, technologii, które trzeba uregulować, czy potrzeb obywateli w nowym, elektronicznym świecie.
Dlatego też konsultacje publiczne są konieczne (zresztą ta forma w ogóle powinna być stałym elementem kształtowania polityki). W przedświąteczny piątek w budynku Ministerstwa Cyfryzacji zebrało się kilkuset (!) przedstawicieli szeroko pojętego sektora cyfrowego, by przedstawić kierownictwu resortu najważniejsze sprawy do załatwienia.
Nie da się zaprzeczyć, że dla wielu mniejszych organizacji to mogła być pierwsza szansa na to, by przebić się ze swoim przesłaniem, swoimi problemami i potrzebami na tak wysoki poziom decyzyjny. Ludzie, z którymi rozmawiałem w kuluarach spotkania, wskazywali, że dla tych największych podmiotów, jak związki branżowe czy izby przedsiębiorców, kontakt z urzędnikami, nawet na poziomie ministerstwa, nie jest niczym niezwykłym. Natomiast dla lokalnych fundacji czy stowarzyszeń – już tak.
Minister Cyfryzacji Krzysztof Gawkowski zapowiedział, że takie „duże wysłuchania” będą odbywać się co pół roku, zaś w międzyczasie organizowane będą spotkania branżowe. I to jest bardzo dobry sygnał.
Co można było zrobić lepiej?
Zawiódł UX, czyli zadbanie o dobre doświadczenie użytkownika. Claudia Wensierska wyjaśniała w HomoDigital, dlaczego źle zaprojektowana aplikacja czy strona może doprowadzić do katastrofy. Piątkowe spotkanie było przykładem usługi, która nie została zaprojektowana zbyt dobrze.
Zaczynając od zwołania go z bardzo krótkim wyprzedzeniem – zaproszenie pojawiło się tydzień wcześniej, mail z prośbą o zgłoszenie dostałem w środę wieczorem, a termin na zapisanie się był w czwartek do 10.00, czyli na dzień przed samym spotkaniem.
Na miejsce przybyło około 300 osób, które szczelnie wypełniły dwie sale. Każdy uczestnik miał półtorej minuty na zgłoszenie swoich uwag czy postulatów. A same konsultacje były zaplanowane na 2 godziny. Każdy może w głowie porachować, że to się nie mogło udać.
Kolejnym nie do końca udanym rozwiązaniem było to, że prelegenci występowali w kolejności alfabetycznej. Przez to tematy poruszane były w kolejności zupełnie losowej. W ciągu pięciu minut można było usłyszeć o przekazywaniu używanych komputerów dla dzieci z uboższych rodzin, o chipowaniu zwierząt czy o cyfrowym dostępie do akt sądowych.
Każde z tych zagadnień jest ważne, ale taki chaos informacyjny sprawiał, że żadnemu z nich nie można było poświęcić więcej uwagi. Co więcej, w pewnym momencie nawet ja zostałem wywołany do wystąpienia, choć w zgłoszeniu zaznaczyłem, że przemawiać nie planuję.
Zły user experience design tego spotkania sprawił, że ogromnego zasobu wiedzy, którą dysponowali zgromadzeni w siedzibie Ministerstwa Cyfryzacji, nic nie udało się odpowiednio wyeksponować.
Kto i o czym mówił?
Minister Krzysztof Gawkowski, podsumowując dwuipółgodzinne wydarzenie, stwierdził, że jego resort był zaskoczony zainteresowaniem. Chęć udziału wyraziło 300 podmiotów, 200 zgłosiło się do wypowiedzi, ale czasu starczyło dla 100.
Dla mnie ta różnorodność środowisk i organizacji, z których wywodzili się prelegenci, stanowi dowód, że mapa potrzeb cyfrowych powinna być przygotowana dużo bardziej szczegółowo, niż mi się dotychczas wydawało. Projekty i potrzeby, o których usłyszałem, dotyczą tak wielu dziedzin życia, że uświadomiłem sobie, że w zakresie cyfryzacji nawet nie wiem, czego nie wiem.
Duże organizacje mówiły o wielkich zagadnieniach. Na przykład o konieczności wdrożenia regulacji unijnych – których termin jest już bardzo bliski.
Dyrektywa DAC7, która nakłada nowe obowiązki sprawozdawcze na platformy e-commerce, powinna być wdrożona już rok temu. Dyrektywa DSM poświęcona ochronie praw autorskich w sieci i która potencjalnie mogłaby pomóc mniejszym mediom i twórcom w walce z big techami jest spóźniona o dwa lata. Z kolei Europejski Kodeks Łączności Elektronicznej powinien był zostać zaimplementowany w 2020 r. Odpowiedniej ustawy nadal brak.
Przeczytaj: Nadchodzą unijne regulacje AI. Czy nie zabiją startupów, zmieniając Europę w technologiczny skansen?
Specjaliści od cyberbezpieczeństwa mówili o cyberbezpieczeństwie, o regulacjach, o ujednoliceniu standardów. Fachowcy od edukacji i spraw społecznych dużo miejsca poświęcili na konieczność promowania kompetencji cyfrowych – od najmłodszych lat, a także higieny cyfrowej.
Wielu prelegentów mówiło o tym, że rząd powinien w większym stopniu „przekonywać” (chyba za delikatne słowo zostało użyte) wielkie platformy społecznościowe do przeciwdziałania dezinformacji i hejtowi. Jedna z prelegentek podsumowała to zgrabnym sformułowaniem „pandemia używania nowych technologii”. Jej największą ofiarą jest młodzież, zaś beneficjentami – firmy dostarczające usługi, projektowane w jednym celu: przyciągać jak najwięcej uwagi użytkowników.
Przeczytaj też: Jak (nie) zostałem partyzantem. Platforma X w Polsce zaczęła sprawdzać fake newsy rękami internautów
Konsultacje społeczne w Ministerstwie Cyfryzacji szansą dla mniejszych
Prawdziwe perełki można było jednak wyłapać od osób, które reprezentują niszowe – wydawałoby się organizacje. Przedstawiciel Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów zwrócił uwagę na niekonsekwentną politykę w zakresie dokumentów.
Kierowca nie musi już wozić ze sobą dowodu rejestracyjnego pojazdu – bo przecież wszystko jest w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPiK). Wszystko – łącznie z aktualnym stanem badań technicznych. A jednak na przegląd trzeba się już stawić z dokumentem fizycznym. Jaki jest tego sens?
O cyfryzację apelował też przewodniczący Związku Zawodowego Taksówkarzy „Warszawski Taksówkarz”. Chodzi o cyfrowe wersje badań lekarskich i badań psychotechnicznych, ponieważ utrzymywanie papierowych wersji ułatwia ich fałszowanie. Cierpi na tym zdrowa konkurencja, ale przede wszystkim – bezpieczeństwo pasażerów.
Na problemy wykluczenia cyfrowego zwracali uwagę przedstawiciele organizacji pozarządowych. Projekt „Uwolnij Złomka” polega na zbieraniu używanych komputerów i przekazywaniu ich potrzebującym – na przykład rodzinom, których nie stać na sprzęt konieczny w dzisiejszych czasach dla edukacji dzieci.
Takich przykładów i potrzeb było dziesiątki, nagranie z tych konsultacji można obejrzeć na youtubowym kanale Ministerstwa Cyfryzacji.
Czy kolejne konsultacje społeczne w Ministerstwie Cyfryzacji są potrzebne?
Po pierwsze, w zakresie organizacji. Rozumiem, że Ministerstwo Cyfryzacji chciało jak najszybciej pokazać otwartość na kontakt ze stroną społeczną. Pierwsze spotkanie być może nastąpiło jednak za szybko. No nic, pierwsze koty za płoty. Kto nie testuje na produkcji, ten życia nie zna, prawda?
Na przyszłość warto byłoby – co postulowali niektórzy prelegenci – organizować takie wysłuchania i konsultacje w mniejszych, sektorowych grupach roboczych. Albo organizować całodzienne konferencje podzielone na bloki tematyczne. Te wnioski poparł minister Gawkowski, więc można oczekiwać, że okazji do prezentowania postulatów nie zabraknie.
Ważne i niezwykle cenne jest, by zachować kontakt z tak szeroką grupą uczestników. Nie ma za wielu platform, na których ludzie i organizacje często bardzo niszowe mogą się spotkać. Być może okaże się, że niektóre problemy, z którymi obecnie lokalne fundacje czy stowarzyszenia próbują radzić sobie samodzielnie, można lepiej zidentyfikować i skoordynować działania.
Niektóre drobne kwestie mogą zaginąć pomiędzy zagadnieniami większego kalibru – co nie zmienia faktu, że nadal są one ważne dla wielu ludzi. I dobrze, żeby osoby na tych najwyższych stołkach także od czasu do czasu o tym posłuchały.
Czego sobie i Państwu życzę na Nowy Rok.
Przeczytaj: Polskie firmy nie spieszą się z adaptacją GenAI. Czy polski model PLLuM to zmieni? I kiedy?
Źródło zdjęcia: Maciej Jaszczuk