Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
23 grudnia 2020

Czy da się wycenić dane o sobie? Która korporacja cyfrowa wie o Tobie najwięcej?

Pracujemy, robimy zakupy i spotykamy się z bliskimi – wszystko w sieci. Pandemia przeniosła nas do internetu, więc generujemy jeszcze więcej cennych danych. A na nich ktoś zarabia, prawdopodobnie dobrze zarabia. Czy można te dane wycenić? I która korporacja internetowa wie o nas najwięcej?

Pracujemy, robimy zakupy i spotykamy się z bliskimi – wszystko w sieci. Pandemia przeniosła nas do internetu, więc generujemy jeszcze więcej cennych danych. A na nich ktoś zarabia, prawdopodobnie dobrze zarabia. Czy można te dane wycenić? I która korporacja internetowa wie o nas najwięcej?

Okres przedświątecznego szału zakupów i pośpiesznego załatwiania różnych spraw sprzyja generowaniu większej liczby danych. Inaczej mówiąc, zostawiamy w sieci coraz więcej informacji, a inni z nich korzystają. Szczególnie teraz, w czasie pandemii, gdy przenieśliśmy aktywność do sieci. Do tego dochodzi komunikacja w mediach społecznościowych i kultura wrzucania tam niemal wszystkiego, bo przecież warto się pochwalić. Sztuczna inteligencja ma się czym karmić.

Niektórzy wpadli już na pomysł, że powinniśmy na tych danych sami zarabiać. Ale czy to ma sens? Sprawdzamy.

Korporacje muszą nam oddać kontrolę nad naszymi danymi. Przeczytaj jak do tego doprowadzić?

Uczestniczysz w prostym schemacie

Kupujesz w sklepie internetowym jakiś produkt, więc dodajesz go do koszyka, wypełniasz dane adresowe, po drodze akceptujesz cookies bez zgłębiania tego, na co tak właściwie się zgadzasz. W końcu wyświetla się komunikat zachęcający do wyrażenia zgody na „przetwarzanie twoich danych w celach marketingowych”. W zamian dostaniesz rabat na kolejne zakupy. Klikasz? No pewnie, że tak, bo przecież grzech nie skorzystać z promocji. Kiedy jak nie teraz, gdy koronawirus poprzestawiał wszystko w gospodarce i naszych portfelach.

Image by fancycrave1 from Pixabay

Lektura obowiązkowa: mObywatel, czyli tożsamość w smartfonie. Coraz bardziej warto mieć tę aplikację?

A teraz to wszystko pomnóżmy przez setki, tysiące, miliony i więcej operacji. Witamy w epoce danych. Tutaj zwykły użytkownik nie jest nawet niewolnikiem harującym w kopalni, żeby wydobyć cenny surowiec. Jest tym surowcem, a konkretnie źródłem „paliwa”, czyli danych, dzięki którym technologiczni giganci zarabiają krocie.

Znają cię lepiej niż twój lekarz, terapeuta, a nawet mama. W zamian otrzymujemy darmowe usługi internetowe, od których jesteśmy już uzależnieni. Pytanie: czy rachunek ekonomiczny jest dla nas korzystny? I czy mamy nad nim jakąkolwiek realną kontrolę?

„Jesteśmy całkowicie pokonani przez firmy technologiczne. Prezentuje się nam tylko zasady i warunki, ale nikt ich nigdy nie czyta. Wystarczy kliknąć i mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze” – stwierdził Andrew Yang, amerykański multimilioner w rozmowie z portalem technologicznym The Verge.

Zarobisz, czy będziesz towarem?

Yang ubiegał się o możliwość kandydowania na urząd prezydenta USA z ramienia Demokratów i miał dość odważne pomysły, jak uniwersalny dochód gwarantowany. Szaleństwem jest proponowanie czegoś takiego w kraju, w którym spora część społeczeństwa uważa, że powszechny dostęp do służby zdrowia to przejaw socjalizmu.

Polityk chciał też, aby giganci branży technologicznej płacili użytkownikom za korzystanie z ich danych. W tym celu stworzył wehikuł o nazwie Data Dividend Project. Program jest w zasadzie tylko lobbingowym narzędziem, bo trudno byłoby zrealizować pomysł pobierania opłat za udostępniane dane.

Zdjęcie autorstwa Andrea Piacquadio z Pexels

„Na pierwszy rzut oka koncepcja wynagradzania ludzi za to, że ich dane służą jako paliwo dla firm technologicznych, wydaje się uczciwa. Skoro oni zarabiają na nas, powinni przynajmniej podzielić się zyskiem. Sęk w tym, że taka transakcja niczego nie zmieni w relacjach opartych na władzy, które panują w cyfrowym świecie. Nie spowoduje, że będziemy mniej śledzeni czy mniej narażeni na manipulację i eksploatację naszej uwagi” – zauważa Katarzyna Szymielewicz, założycielka Fundacji Panoptykon monitorującej naruszanie praw cyfrowych konsumentów. 

Podkreśla, że taki „podatek od danych” tylko przypieczętowałby nasz status jako towaru lub surowca, które można poddawać obróbce i eksploatować do woli, bo przecież się zapłaciło.

„Prawo do prywatności to wartość z katalogu praw człowieka i – przynajmniej zgodnie z prawem europejskim – nie można go sprzedać, podobnie jak nie można legalnie sprzedać nerki. Zachowujemy prawo do ochrony swoich danych, nawet jeśli ktoś nam zapłacił za ich przetwarzanie. Ponadto koncepcja własności i praw z nią związanych zupełnie nie pasuje do natury danych, które są niematerialne i mogą być jednocześnie użytkowane przez różne podmioty, bez żadnego uszczerbku dla ich wartości” – podkreśla Katarzyna Szymielewicz.

Trudno wycenić twoje dane

Trudno byłoby zresztą nasz cyfrowe ślady wycenić i połapać się w tym, gdzie je zostawiliśmy. Najwięcej danych mają oczywiście światowi liderzy nowych technologii – Google, Apple, Facebook i Amazon. Śledzą ruch na swoich platformach, a poprzez wtyczki na innych, wiedzą co generalnie robimy w sieci.

Firma Clario specjalizująca się w cyberbezpieczeństwie przygotowała listę najbardziej zachłannych firm. W puli znalazły się 32 rodzaje danych, a prawdziwym pożeraczem okazał się Facebook wyciągający ręce po ponad 70 proc. z nich. Wyprzedził Instagram, zresztą również część imperium Marka Zuckerberga i randkową aplikację Tinder. Żadna z polskich spółek, w tym nawet Allegro, które przejęło największy kawałek handlu internetowego Polaków, nie wiedzą tyle co np. Facebook, gdy analizuje jakie treści dostają od nas lajki.

Kto ile o nasz wie? Źródło: Clario

„Wiele osób spontanicznie stwierdza, że to organy państwowe wiedzą o nas najwięcej, ale to nieprawda. Państwo ma tylko te dane, które samo decyduje się pozyskiwać, natomiast największe kopalnie mają organizacje, którym sami, z własnej woli przekazujemy dane w sposób systematyczny i ciągły”
– uważa Radosław Kaczorek, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa i partner w firmie konsultingowej Grant Thornton.

Przeczytaj również: Państwowy koncern chce nam robić Big Data? Jak zadbać o prywatność w sieci?

A co z tak wrażliwymi bazami jak rejestry dłużników? To potężne źródło, ale nasze dane są tam dostarczane przez inne podmioty, a nie przez nas samych. Tutaj problemem jest trolling prawny, więc to baza o dużej wrażliwości i może nam sporo krwi napsuć, gdy się tam bezpodstawnie znajdziemy, ale jej wymiar ciągle jest dosyć ograniczony.

Zdjęcie autorstwa Pixabay z Pexels

Młodzi wrzucają na luz

Potencjalnie dużo niebezpieczniejsze są dane pozwalające profilować ludzi na podstawie lokalizacji, preferencji zakupowych czy światopoglądowych. Z nimi można zrobić prawie wszystko. I znowu pukamy do drzwi wielkich koncernów, głównie z USA, choć także do np. chińskiego TikToka. Nie wszystkim to przeszkadza, a grupa tych, którzy czują się nieswojo będzie maleć.

„Pokolenie dzisiejszych dwudziestolatków i młodszych generacji kompletnie nie przywiązuje wagi do tego, co dzieje się z ich danymi i komu je udostępniają, a robią to dla wygody korzystania z usług w internecie. Dla mnie abstrakcją jest to, że moje dzieci mają włączoną lokalizację w aplikacji Snapchat po to, żeby uzyskać informację o tym, gdzie są ich znajomi. Ja nigdy bym tego nie zrobił, a oni patrzą na mnie jak na dinozaura i nie rozumieją mojej powściągliwości. Za dekadę użytkownicy zrezygnują z ochrony swoich danych, ponieważ dojdą do wniosku, że wymiana tych informacji jest dla nich przydatna, ciekawa i daje im nowe możliwości. Świat zmierza w tę stronę” – podsumowuje Radosław Kaczorek.

Ile zatem warte są nasze dane, które oddajemy koncernom technologicznym? Wygląda na to, że są bezcenne (choć inni powiedzą, że jedynie trudne bądź niemożliwe do wycenienia). A dla młodzieży stają się, niestety, bezwartościowe. I to jest problem.

Planujesz e-zakupy last minute? Poznaj 6 zasad bezpiecznego kupowania w sieci.

Główna grafika: Image by Gerd Altmann from Pixabay

Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon