Jak donosi The Wall Street Journal, Google złożyło do sądu ugodę w sprawie z pozwu zbiorowego o nielegalne zbieranie danych w prywatnym trybie przeglądarki. W Chrome nazywany jest on trybem Incognito. Dlaczego nielegalne zbieranie? Dlatego, że Google nie informował w wystarczająco jasny sposób, że te dane zbiera.
W ugodzie Google obiecało zniszczenie miliardów danych zebranych od użytkowników w tym trybie od 2016 r.
Czy ugoda oznacza, że Google nie będzie mógł już zbierać Waszych danych w przyszłości? Bynajmniej. Google po prostu zmieni informację o tym, co zbiera w trybie Incognito. Więc dalsze korzystanie z Waszych danych będzie już zupełnie legalne – przynajmniej w świetle ugody.
Oczywiście Google zapewnia, że dane jakie zbiera w trybie prywatnym, nigdy nie są związane z poszczególnym użytkownikiem ani nie są używane do żadnej personalizacji.
Co jeszcze zniknie w trybie Incognito?
Częścią ugody jest również wprowadzenie domyślnego blokowania cookies zewnętrznych podmiotów (third party cookies) w trybie Incognito. Jest to w sumie niewielkie ustępstwo ze strony firmy, która i tak planowała odejść od takich cookies na rzecz tzw. Topics API. To ostatnie rozwiązanie umożliwia reklamę ukierunkowaną, ale bez bezpośredniego dostępu reklamodawców do danych przeglądania.
Pozew zbiorowy domagał się również rekompensaty finansowej w wysokości 5 tysięcy dolarów dla każdego powoda. To żądanie zostało odrzucone i każdy będzie musiał dochodzić swych praw indywidualnie. Jak doniósł WSJ, 50 osób już to zrobiło.
Ugoda, jeśli zostanie zatwierdzona przez sędzię Yvonne Gonzalez Rogers, pozwoli odrobinę skrócić długą listę problemów prawnych Google. Jak niedawno pisaliśmy, działalności Google na polu sklepów z aplikacjami mobilnymi przygląda się UE. We Francji nałożono na firmę karę za trenowanie modelu Gemini na treściach wydawców prasy bez zezwolenia. Z kolei europejskie media oskarżyły firmę o nadużywanie pozycji dominującej na rynku reklamy internetowej.
A jeśli nie chcemy udostępniać danych z trybu Incognito?
A co, jeśli nie chcemy udostępniać Google naszych danych z trybu Incognito. Nawet wtedy, kiedy firma zapewnia, że nie wykorzystuje ich do personalizacji? Cóż, opcji mamy kilka. Od samego Google możemy wziąć przeglądarkę Chromium, czyli bliźniaka Chrome, ale o otwartych źródłach i niezawierającego całej machiny reklamowej Chrome. Wada? Nie uaktualnia się automatycznie i jeśli źle trafimy z wersją, to może działać niestabilnie.
Inną opcją jest wybór Firefoksa. Tworząca go Fundacja Mozilli zbiera dane techniczne tylko tych użytkowników, którzy sami się na to zgodzą. Danych przeglądania nie zbiera w ogóle, nawet w trybie zwykłym. Też ma jednak drobną wadę. Ze względu na popularność Chrome, część twórców stron nie testuje ich pod kątem innych przeglądarek. Więc z rzadka może nam się trafić strona gorzej działająca niż pod Chrome. Więc Chrome’a pewnie warto mieć. Ale tylko na wszelki wypadek.
Możliwości jest oczywiście więcej, na przykład Opera, Brave czy Edge. Ale musicie sprawdzić, co ich dostawcy mówią o gromadzonych przez siebie danych…
Grafika: Zrzut ekranu trybu Incognito