Zacznę od początku. Robisz małą animację, wpis, rysunek w programie graficznym, cokolwiek cyfrowego. Może to być muzyka, skórka do gry, komentarz, model 3D. Jako, że są cyfrowe, mogą być powielane w nieskończoność. Milion pobrań piosenki, sto tysięcy wyświetleń filmiku, czy tysiące wyświetleń wpisu.
Ale nagle pojawia się ktoś, nie wiem kto, wyobraźmy go sobie jako anonimowego kolekcjonera dyskusyjnych wpisów z Polski, i powie: „chcę kupić oryginał wpisu do kolekcji”. No chwila, ale jak? Przecież nie masz wpisów na Twitterze w formie maszynopisu, ani gifów w pierwowzorze na płótnie. Tutaj właśnie pojawia się NFT. Non-fungible token, czyli token kryptograficzny oparty o architekturę blockchain.
To cyfrowy podpis autentyczności bazujący na tokenie blockchain. Jest niepowtarzalny jako ciąg bitów, łatwy do identyfikacji, prosty do wygenerowania. W końcu możemy mieć prawdziwe oryginały w cyfrowym, nieskończenie powielanym świecie. Zdobycie certyfikatu nie stanowi wyzwania. Możesz użyć jednej z popularnych giełd. Zakładasz konto, upuszczasz obrazek i mamy już do niego NFT.
Część domów aukcyjnych już dokonało historycznych transakcji. Sporo światowych influencerów wyraziło swoja aprobatę wobec nowej technologii. Emily Ratajkowski, czy Paris Hilton stworzyły pierwsze dzieła współpracując z artystami korzystając z NFT. A zyski poszły w miliony dolarów. Patrząc na listę celebrytów, którzy zaczęli promować NFT można nawet przypuszczać, że nic nie stało się tutaj przepadkiem, tych przecież nie ma.
Teoretycznie każdy może stać się milionerem korzystając z nowej technologii. Problem jednak w tym, że biedni stali się jeszcze biedniejsi, bo koszty transakcyjne obciążyły ich ponad wartość zysku z sprzedaży, a bogaci stali się jeszcze bogatsi. Na koniec został wygenerowany jeszcze większy ślad węglowy niż zwyczajowo. Słowem: wszystko poszło nie tak. Przynajmniej na razie.
Duże liczby, czyli boom na NFT
Najpierw trochę informacji o tym, jak nie potraficie sprzedawać (ja też nie). Dzieło „Everydays: The First 5000 Days” sprzedane za 69,3 miliona dolarów. Artwork został wystawiony w domu aukcyjnym Christie’s przez Mike’a „Beeple’a” Winkelmanna.
Obraz to kolaż, zawiera 500 wcześniejszych artworków artysty.
Dalej. CryptoPunks czyli 10 000 postaci wygenerowanych przez Matta Halla i John’ego Watkinsona z Amerykańskiego Studia Larva Labs. Każda postać sprzedawana jest osobno. Weźmy jedną z nich np. CryptoPunk o numerze 3100 sprzedany 7,58 miliona dolarów w marcu tego roku.
Niektóre z tych obrazków kosztują kilka milionów dolarów, inne kilkaset tysięcy. Dwa dni temu kolekcja dziewięciu została sprzedana przez Christie’s za 16,9 miliona dolarów.
Kolejny przykład. Pierwszy tweet współzałożyciela Twittera Jacka Dorsey’a, który brzmiał: „właśnie ustawiam swojego twitta”, sprzedany za 2,9 miliona dolarów.
Nyan Cat, który kiedyś wszystkich doprowadził do szału – sprzedany za 590 000 dolarów. Wideo animacja Crossroads – za 6,6 miliona dolarów. Tak można wymieniać bez końca. Grafiki, mapy, elementy z gier, animacje, nagrania audio – wszystko to od kilku, po kilkaset tysięcy dolarów.
Rynek NFT kwitnie, a artyści napędzają koniunkturę. Wśród jego wielkich zwolenników są Snoop Dogg, Tony Hawk, Lindsay Lohan, Kings of Leon, Apex Twin. Do tego legendy NHL, czy całe projekty sportowe, jak NBA Top Shot, gdzie fani NBA mogą nabywać historyczne relacje video, słynne momenty, opakowane w pięknie wyglądające paczki. A sklep do końca marca zalicza 230 milionów obrotu.
Biznes Beyonce i Żulczyka
Cyfrowi artyści mają swoje pięć minut. Zwłaszcza, że rynek nie zwariował na punkcie zakupu faktycznych oryginałów, tylko sprzedaży okruchów oryginalnej twórczości. Większość twórczości jest generowanych specjalnie na potrzeby NFT. Nie liczyłbym, że za chwilę będzie można kupić cyfrowy oryginał przeboju Beyonce, raczej jej maila jak pisała jakiś przebój.
Natomiast można sobie wyobrazić, że pojawi się kanał sprzedaży trollingu oraz mowy nienawiści. Przy założeniu, że już tego ktoś nie robi. Nowy kanał zbytu znalazły z pewnością kontrowersyjne wpisy, które wywołały jakieś zamieszanie. Żulczyk, jeśliby tylko zechciał, mógłby zarobić na swoim wpisie na Facebooku, który ściągnął mu sporo problemów na głowę. Można sobie też wyobrazić zaciętą walkę o zdjęcie „laguna”, słynnego rogala z drzewa w Krakowie, które jakiś czas temu obiegło pół świata.
Sprzedaż na podwójnym minusie
Do sprzedaży można użyć jednej z wielu platform umożliwiających tworzenie NFT. Popularne to Opensea, Rarible, Super Rare, Foundation, Atomic Market. Dodaj GIF’a, wystaw cenę minimalną typu jeden dolar i zapłać 80 dolarów kosztów. Zaraz, zaraz? Jakie koszty? Tak zwane „gas fee”. Główne waluty na platformach transakcyjnych NFT to Ether, Wax i Flow. Aby zapłacić więc przez ETH niezbędne jest dokonanie obliczeń transakcyjnych dla Ethereum. I tak kupując cyfrowe dzieło za 30 dolarów, kolejne 200 dolarów należy przeznaczyć na koszty transakcyjne.
A jeśli nie miałeś ETH w swoim cyfrowym portfelu, bardzo możliwe, że zapłacisz też słono za konwersje dolara czy euro na ETH. Do tego dojdą znowu opłaty sieci. Więc sytuacja, w której sprzedajesz coś za trzydzieści dolarów, a koszty wynoszą 300 dolarów, nie jest wcale taka odosobniona. Internet huczy od takich historii, a fora puchną od rozczarowanych fanów nowej technologii. Fakt pojawienia się rozwiązania weryfikującego autentyczność cyfrowych dzieł nie oznacza, że ma on być od razu sprawiedliwy.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że właściwie nie ma winnych tej sytuacji. Po prostu, kurs Ethereum jest wysoki, opłaty sieciowe też są wysokie, kursy konwersji nie są atrakcyjne, a nowe ETH jeszcze nie jest dostępne. Po prostu tak jest i już.
Na szczęście na świecie są jeszcze osoby, które stawiają pytania „dlaczego?”. I to im właśnie zawdzięczamy ważną dyskusję, jaka toczyła się w świecie NFT przez ostatnie miesiące. Bo rozwiązania alternatywne są na wyciągnięcie ręki, a to, że się nie opłacają popularnym portalom wymiany, to już zupełnie inna kwestia.
Kilowato gify
Wszelkie szacunki mówią, że jedna uśredniona transakcja na Ethereum pochłania więcej energii, niż przeciętne gospodarstwo w USA zużywa w ciągu doby. Przy czym Ethereum jest znacznie bardziej wydajne w zakresie konsumpcji energii niż Bitcoin. Sam współtwórca Ethereum Vitalik Buterin mówił z jednym wywiadów, że to jest zwyczajnie ogromne marnotrawstwo energii, gdy obok, w świecie realnym prąd jest potrzebny do życia zwykłym ludziom.
I dotrzymał obietnicy napisania na nowo kodu. Na horyzoncie widać już od jakiegoś czasu Ethereum 2.0, które rozwiązuje większość problemów swojego poprzednika, a przede wszystkim umożliwia zwiększenie ilości dokonywanych transakcji dzięki innej architekturze działania.
Redukcja kosztów zużycia energii w wersji 2.0 ma wynosić 99%. Sama metryka wyliczenia kosztów zużycia prądu jest dość skomplikowana w przypadku krypto walut. Ale jak by nie liczyć, wzrost mocy obliczeniowej przy rosnącej złożoności transakcji, powoduje, że dyskusja o emisji dwutlenku węgla staje się dość zasadna. W większości przypadków mowa jest przecież o energii wytwarzanej ze źródeł kopalnianych.
Miasto Missoula w Montanie (USA) wprowadziło regulacje mówiące, że wydobycie kryptowalut może opierać się w tylko na 100% energii odnawialnej. Administracja zwróciła uwagę na fakt, że obliczenia stojące za transakcjami, a obciążające systemy i odpowiedzialne za pobieranie prądu służą niewielu i nie przekładają się na rozwój lokalnej społeczności. To trudny do odparcia argument, ponieważ farmy obliczeniowe zazwyczaj nie inwestują w budowę przedszkoli i rozwój społeczności. Jak ujął to rzecznik miasta, nieuwzględnianie ekologii przy tym, co obecnie dzieje się na świecie, jest porażką. Ciągle zwiększający się pobór prądu konieczny do obliczeń w krypto to droga donikąd.
W jednym ze scenariuszy tracisz na sprzedaży i produkujesz energię niezbędną do przeprowadzenia ujemnej transakcji, która ma realny koszt. To nie jest scenariusz, który tak łatwo wkomponować w społeczność w dzisiejszych czasach. Dlatego na głosy sprzeciwu nie trzeba było długo czekać.
Sztuka myślenia
Joanie Lemercier to znany francuski artysta rzeźbiarz. Zyskał sławę za sprawą swoich instalacji wykorzystujących światło. Od niedawna stał się też ważnym głosem w świecie NFT, ale nie w sposób, w jaki życzyłoby sobie tego większość celebrytów. Jako aktywista ekologiczny obiecał obniżać o 10% swój ślad węglowy z roku na rok (liczony jako koszty ogrzewania pracowni, lotów i wystaw na całym świecie). I obietnicy dotrzymał. Przynajmniej do czasu swojej pierwszej sprzedaży na NFT. Przygotował sześć krótkich filmów, prezentujących ciemne, metaliczne wielościany, nawiązujących do jego fizycznych instalacji. Całość została sprzedana na Nifty osiągając w kilka sekund tysiące dolarów. A sprzedaż pochłonęła 8,7 megawatogodziny.
Obliczenia były możliwe do przeprowadzenia na działającym jeszcze wtedy za serwisie Cryptoart.wtf. A zużycie energii było na tyle duże, że odpowiadało dwuletniemu zasilaniu studia Lemerciera. Odsprzedanie cyfrowej kolekcji to kolejny rok energii dla jego pracowni. Jak sam zauważył – platformy, które sprzedawały krypto sztukę nie interesowały się problemem śladu węglowego, artyści nie byli świadomi kosztów pośrednich handlu przez NFT. Lemercier zajął więc sam wyraźne stanowisko w temacie oraz wycofał się na dzień dzisiejszy ze sprzedaży z wykorzystaniem NFT.
Nie sposób zarzucić mu braku logicznego myślenia. Do głównych postulatów jakie wystosował należą problemy braku transparentności portali zajmujących się obrotem NFT. Podkreślił, że już dzisiaj jest możliwa i dostępna redukcja o 99% kosztów transakcyjnych poprzez wybranie rozwiązań takich jak Matic/Polygon, czy systemu Harmony. Kolejnym elementem na jaki zwrócił uwagę to minimalizacja transakcji on-chain, a konkretnie redukcja wykorzystywania tokenów tylko do zapisu finalnej transakcji, a nie również ofert.
Festiwal absurdów, turniej nonsensów
Artstation, znany cyfrowy marketplace przeznaczony dla artystów, anulował swoje plany uruchomienia NFT kilka godzin po ich ogłoszeniu. Powód? Gwałtowna reakcja społeczności wynikająca z nieetycznego wpływu NFT na środowisko.
Nie wszyscy artyści widzą ten problem tak samo. Mike Winkelmann, znany pod pseudonimem Beeple, który sprzedał swój artwork przez Christie’s za wspominane 69 milionów dolarów, ujął to tak:
„dzięki zarobionym pieniądzom moja sprzedaż stanie się neutralna dla środowiska. Przełoży się na moje inwestycje w źródła odnawialnej energii oraz technologii, która redukuje Co2„.
Brzmi to dziwnie. Bo powiedzmy to jeszcze raz, ale pełnym zdaniem: dzięki sprzedaży, która tworzy dodatkowy, gigantyczny ślad węglowy, będzie można przeznaczyć pieniądze na programy, które redukują owy ślad węglowy. To zupełnie jakby powiedzieć, że dzięki pożarom lasu uzbieramy środki, które pozwolą na jego ponowne posadzenie.