Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
19 kwietnia 2024

Ryzyko dezinformacji w wyborach samorządowych. Jak nie dać się zmanipulować?

Już w niedzielę w 748 gminach w Polsce odbędzie się druga tura wyborów samorządowych. Lokalna kampania wyborcza bywa czasami nawet ostrzejsza niż ta ogólnokrajowa. Pokusa wykorzystania nie do końca uczciwych chwytów, by zdobyć urząd dla niektórych polityków jest zbyt wielka, by się jej oprzeć. Dezinformacja w wyborach samorządowych to realny problem. A jej źródła nie są wyłącznie lokalne.

Polacy w 2024 roku głosują dwa razy: w wyborach samorządowych oraz do Parlamentu Europejskiego. Pierwsze z nich właśnie się odbywają. Mimo ich lokalnego charakteru, na pewno bacznie będą im się przyglądać aktorzy zewnętrzni, np. Rosjanie. Napięcia i protesty w kraju mogą okazać się świetnym polem nieprzyjaznych działań. Dezinformacja w wyborach lokalnych może wywołać więc przedwyborczy chaos.

Na co powinniśmy zwrócić uwagę w tym gorącym okresie? Jakie działania podejmowane z zewnątrz, np. przez Rosję, mogą być szczególnie niebezpieczne? Czy dezinformacji w wyborach lokalnych uda się uniknąć, jeśli lepiej poznamy potencjalne metody działania adwersarzy? W tym przypadku adwersarzami są ośrodki zainteresowane prowadzeniem nieprzyjaznych działań przeciwko naszemu krajowi. A tych nie brakuje, np. w Rosji.

Wybory lokalne odbywają się zazwyczaj w cieniu wyborów parlamentarnych czy prezydenckich. Czasem trudno przełożyć lokalne spory na ogólnokrajowe problemy. Jednak obecnie jest to łatwiejsze, głównie z powodu konfliktu wojennego za naszą wschodnią granicą i sporu z Brukselą o politykę rolną. Dotąd wybory samorządowe były traktowane jako te mniej ważne. Jednak obecnie mogą mocno rozpalać emocje na poziomie całego kraju.

Specyfiką wyborów na szczeblu lokalnym były tradycyjnie nie tyle kwestie ideowe czy światopoglądowe, ile sprawy dotyczące konkretnego regionu, powiatu czy gminy. Chodziło np. o dostępność mieszkańców do opieki zdrowotnej, edukacji, administracji samorządowej, infrastruktury komunikacyjnej itp. Obecnie część tematów kampanijnych może jednak zostać wykorzystana do silnego zwiększania polaryzacji ideowej.

„Łatwiej jest wpływać na wybory centralne i prowadzić w ich kontekście operacje informacyjne i psychologiczne” – mówi Kamil Mikulski, analityk ds. dezinformacji w rozmowie z HomoDigital.

Nie oznacza to jednak, że wybory samorządowe są wolne od operacji dezinformacyjnych o dużej skali. Zwłaszcza w aktualnej, mocno spolaryzowanej sytuacji. Obecnie często sprawy lokalne, np. na granicy z Ukrainą, urastają do ragi problemu ogólnokrajowego i żywo interesują wszystkich Polaków.

Wybory lokalne w cieniu parlamentarnych, ale jednak ważne

Wybory lokalne oferują łatwiejszą możliwość wybicia się działaczom, często niezwiązanym z żadną partią polityczną. Wygrana czy dobry wynik w lokalnych wyborach to również często trampolina do wielkiej polityki na szczeblu krajowym. Możliwość awansu ze szczebla lokalnego na ogólnokrajowy to jeden z powodów zainteresowania ośrodków dezinformacji tymi wyborami.

Ośrodki nieprzyjazne prowadzą działania dezinformacyjne, aby wesprzeć kandydatów, których poglądy są tożsame z interesami adwersarza i podmiotu, który takie działania inicjuje. W ten sposób politycy o poglądach prorosyjskich, antyukraińskich i innych, które są korzystne dla Rosji, mogą łatwiej odnieść sukces w wyborach lokalnych. Ci sami politycy nie mieliby szans na sukces w wyborach ogólnokrajowych do parlamentu.

„Adwersarze ingerują w procesy demokratyczne na różnych szczeblach. Przeciwnik dąży do realizacji własnych strategicznych interesów poprzez osłabienie nas jako społeczeństwa. Ingerencja może objawić się m.in. poprzez nawoływanie do bojkotu wyborów, wykorzystywanie partykularyzmów, fabrykowania dowodów przeciwko kandydatom i partiom. Generalnie należy oczekiwać zaangażowania, które będzie uderzało w polskie społeczeństwo i zwiększało polaryzację społeczną” – uważa Kamil Mikulski.

Jest też kolejny powód, dla którego potencjalny adwersarz może być zainteresowany przeprowadzeniem działań dezinformacyjnych wymierzonych w wybory lokalne. To chęć doprowadzenia do jeszcze większego chaosu i polaryzacji społecznej.

„Inną kwestią jest przygotowanie narracji i dotarcie do odbiorców na poziomie lokalnym, ale tego typu microtargeting od dawna nie jest czymś, co należy traktować jako wyzwanie, szczególnie dla aktorów państwowych” – ostrzega w rozmowie z HomoDigital Julian Dobrowolski, ekspert ds. dezinformacji.

Potencjalne narracje i tematy dezinformacji

Tematów do zagospodarowania przez dezinformację nie brakuje. Polska to główny hub logistyczny dla Ukrainy, więc wszystkie blokady kolei i dróg pod jakimkolwiek pozorem są idealnym narzędziem pogłębiania chaosu w państwie. Ponadto wybory samorządowe to też idealny nośnik dla treści polaryzujących polskie społeczeństwo. Wzmacnianie sztucznego podziału na miasto i wieś będzie z pewnością bardzo ważne z perspektywy adwersarza.

„Prawdopodobnie będą to narracje antyzachodnie – wymierzone w Brukselę lub polskich sojuszników w UE i NATO. Możemy spodziewać się radykalnych narracji uderzających zarówno w obecnie rządzącą koalicję, jak i w Zjednoczoną Prawicę. Oczywiście, byłoby nadużyciem skonstatować, że radykalizm w polityce zawdzięczamy sąsiadom ze Wschodu. Nasi przeciwnicy jednak najprawdopodobniej są zadowoleni ze zanikającego dialogu społecznego i aktywnie podsycają podziały polityczne” – uważa Kamil Mikulski.

Jeszcze niedawno najbardziej popularnym tematem są protesty rolników w całym kraju. Zdaniem Juliana Dobrowolskiego dezinformacja może wpływać na regiony, gdzie sektor rolniczy jest najmocniej reprezentowany, a rolnicy stosunkowo aktywni w protestach. Jak ważna jest to grupa wyborcza, w szczególności w kontekście lokalnych wyborów, nie trzeba nikogo przekonywać. Dodatkowo, protesty rolników związane są z sytuacją Ukrainy. A to bardzo szerokie pole do działania dla dezinformacji.

Już teraz widoczne są zakrojone na szeroką skalę działania dezinformacyjne prowadzone zarówno w sieci, jak i poza nią. Ich celem jest oczywiście poróżnienie Polaków i Ukraińców w kontekście tych protestów. I nie chodzi tutaj o potencjalną słuszność argumentów i potrzebę rozwiązywania bieżących problemów.

Jesteśmy bombardowani masą informacji spoza racjonalnego zakresu debaty na argumenty. Ten zalew mniej lub bardziej prawdziwych newsów, opinii i komentarzy często jest nakierowany na wywołanie emocji. Mamy informacje o wysypywaniu ukraińskiego zboża w Polsce, o rozrzucanych gwoździach na przejściu granicznym w Hrebennem z polskiego samochodu, wreszcie o prorosyjskich banerach widzianych na protestach rolników.

Mechanizmy manipulacji. Użycie siły pożywką dla dezinformacji

Cele dezinformacyjne związane z protestami rolników są różnorodne. Pierwszym z nich jest naturalnie szerzenie antypolskich nastrojów wśród Ukraińców oraz antyukraińskich nastrojów wśród Polaków. Incydentów jak te opisane wyżej będzie tylko więcej. Będą potem wykorzystane do dezinformacji w internecie. Coś obiektywnie może być faktem, jednak już opinie i komentarze mogą fakt mocno wykrzywić.

Można było sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby doszło do użycia przemocy w czasie protestów rolniczych w Polsce. To oczywiście zostałoby skrzętnie wykorzystane przez Rosjan. W kontekście wyborów samorządowych dezinformacja mogłaby próbować wytworzyć obraz rolników jako rosyjskiej V kolumny i zrównać ich postulaty i protesty z poparciem dla Putina. To z kolei spowodowałoby, że partie głównego nurtu mogłyby się odwrócić od rolników.

Część protestujących rolników mogłaby w takiej sytuacji zdecydować się na głosowanie w wyborach na partie reprezentujące narracje bardziej prorosyjskie. Tego typu narracje w kontekście zbudowanym przez dezinformację mogą być przedstawiane (i tak będą postrzegane) jako obrona interesów rolników.

Ten scenariusz jest na szczęście daleki od realizacji, ponieważ rolnicy starają się wykluczać polityków wszystkich partii ze swoich protestów, jak również jednoznacznie negatywnie wyrażają się o osobach, które manifestują prorosyjskie poglądy.

Drugą kwestią jest próba skłócenia różnych grup społecznych z rolnikami, a służyć może temu dezinformacja o np. rzekomym blokowaniu karetki pogotowia przez rolników. Historia ta była upubliczniona w mediach społecznościowych, po czym została zdementowana przez Wojewódzką Stację Ratownictwa Medycznego. Może być jednak przykładem próby zbudowania negatywnego obrazu protestujących rolników.

Ciągłe poszukiwanie wroga. Kto korzysta?

Dezinformacja jest także prowadzona w narracjach nt. ocieplenia klimatu i polityki klimatycznej Brukseli. Unia Europejska w swoich projektach zakłada dążenie do zeroemisyjnej gospodarki. Z kolei rolnicy protestują przeciw wykorzystywaniu tej polityki do ograniczania ich aktywności pod hasłem uciążliwości produkcji rolnej dla klimatu.

Na tym sporze mogą sporo ugrać aktorzy zewnętrzni, bo argumenty obu stron mają spore grupy zwolenników. Jednak dezinformacja polega na wyolbrzymianiu sporów i doprowadzaniu niektórych argumentów do absurdu. Działania dezinformacyjne podgrzewają emocje i wzmacniają pojedyncze zdarzenia, jak to związane z hasłami proputinowskimi na protestach rolniczych.

Łatwo sobie wyobrazić też dezinformację wymierzoną w budowę elektrowni atomowej w regionie, gdzie ma zostać ona umiejscowiona. Ewentualne protesty mogą wynieść do władzy niszowych na razie polityków lokalnych, z różnych powodów przeciwnych tej strategicznej inwestycji.

W poszukiwaniu potencjalnych wrogów ośrodki dezinformacji będą dążyć również do poróżnienia Polaków z Ukraińcami. To może być przydatne w nakręcaniu spirali polaryzacji. Tematem stale poruszanym przez dezinformację jest kwestia ukraińskiej mniejszości. Ciężar utrzymania Ukraińców w Polsce i udzielania im bieżącej pomocy spadł również na barki samorządów. Nie byłoby dziwne, gdyby w kampanii do wyborów samorządowych ten temat się pojawił, ale np. wyolbrzymiony do monstrualnych rozmiarów. Na szczęście takich przypadków w dużej skali nie odnotowano.

Szczególnie niebezpieczne byłoby to w regionach graniczących z Ukrainą, które są kluczowe dla transportu pomocy wojskowej, humanitarnej i ekonomicznej. Julian Dobrowolski wskazuje również na duże ośrodki miejskie, gdzie przebywa większość uchodźców. Wybór polityków o poglądach antyukraińskich mógłby utrudnić koordynację pomocy dla uchodźców, pomagając Rosji prowadzić wojnę napastniczą przeciwko Ukrainie.

Poligon doświadczalny dla nowych technik. Co w grze?

Powyższe narracje to tylko przykłady działań, które mogłyby się pojawić. Warto się zastanowić, z którymi z nich i w jakiej skali każdy z nas się spotkał. Jeśli chodzi o protest rolników, kwestię mniejszości ukraińskiej, polityki klimatycznej czy aborcji, to są to tematy, które były i są wykorzystywane. Na pewno będą używane przez cały czas, bo dobrze ogniskują kluczowe problemy i rozpalają emocje.

Wybory samorządowe mogą być też poligonem doświadczalnym użycia nowych technik operacji dezinformacyjnych. Wykorzystywane będą na szeroką skalę metody już znane, jak np. deepfake, Duże Modele Językowe (LLM) jak np. Chat GPT. To umożliwi dezinformację na nieznaną wcześniej skalę. Działania będą polegać na użyciu bardzo realistycznych i trudnych do odróżnienia treści audio i wideo.

Nie można również wykluczyć operacji typu hack and leak, czyli udanego włamania się na serwery samorządów i wykradzenia ważnych informacji. Dane i informacje pozyskane w ten sposób mogą być użyte do operacji wpływu.

Systemy teleinformatyczne samorządów przetwarzają duże ilości danych i wciąż, pomimo wdrożenia programu Cyberbezpieczny samorząd, są narażone na skuteczne ataki. Kradzież informacji, a następnie ich wykorzystanie to standardowa taktyka Rosji w cyberprzestrzeni.

Julian Dobrowolski zwraca uwagę, że poza działaniem aktorów zewnętrznych, którzy są zainteresowani destabilizacją sytuacji w Polsce, dezinformacja może być wykorzystywana przez graczy wewnętrznych.

Ekspert ma jednak nadzieję, że tak nie będzie. Przypomina, że wykorzystanie w przeszłości technik dezinformacyjnych, jak np. generowanie głosów polityków na potrzeby spotów, spotkało się z szeroką krytyką wskazującą na ryzyka tego typu działań.

Przeczytaj: Deepfake w spotach wyborczych? Google zaostrza regulamin, ale trzeba być czujnym

Dezinformacja w wyborach? Przeciwdziałanie

Walką z dezinformacją ma zajmować się zespół NASK. Ostatnio pojawiły się jednak w mediach informacje, że NASK został wykorzystany w ostatnich wyborach parlamentarnych – miał monitorować wizerunek PiS w wyborach. Takie działanie nie służy budowaniu ochrony przez potencjalnymi operacjami informacyjnymi przeciwnika.

Wprawdzie wciąż działa portal https://bezpiecznewybory.pl/, ale nie cieszy się jakąś wielką popularnością i znany jest garstce osób. Próżno na nim szukać informacji na temat bezpieczeństwa wyborów samorządowych, potencjalnej dezinformacji związanej z tymi wyborami czy też zbioru podstawowych porad, jak rozpoznać przejawy działań dezinformacyjnych.

Pierwsza tura wyborów samorządowych już za nami, druga – lada moment, a tuż po nich ruszy kampania przed eurowyborami. Dobrze by było, żeby władze krajowe i lokalne przeprowadziły zakrojoną na szeroką skalę kampanię informacyjną. Koniecznie trzeba pokazywać rodzaje zagrożeń i tłumaczyć, jak unikać zagrożeń. Ważną rolę w takiej kampanii powinny na przyszłość odgrywać także jednostki samorządu terytorialnego.

Należałoby też do przeciwdziałania dezinformacji wykorzystać profile samorządów na platformach mediów społecznościowych. Odpowiednie działania mogłyby podjąć same platformy, którym powinno zależeć na zwalczaniu dezinformacji.

Rząd zainicjował kampanię „Cyberbezpieczny samorząd”. Projekt ma wzmacniać cyberbezpieczeństwo jednostek samorządu terytorialnego. Podobną kampanię trzeba uruchomić do zwiększenia odporności lokalnych społeczności na dezinformację, w tym – w czasie wyborów.

Google chce przeprowadzić taką kampanię przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Nic jednak nie wiadomo o tym, by podobna kampania była przeprowadzona przed wyborami lokalnymi. To nie zwiastuje niczego dobrego, jeśli chodzi o przygotowanie platform mediów społecznościowych do przeciwdziałania dezinformacji związanej z wyborami samorządowymi

Jak wzmacniać odporność lokalnych społeczności?

Wybory samorządowe powinny budzić zdecydowanie mniejsze emocje niż wybory parlamentarne czy prezydenckie. Nie oznacza to jednak, że wrogie podmioty na czele z Rosją również tak uważają. Możliwość wpływania na lokalną politykę i huśtania emocjami byłyby szczególnie niebezpieczne w regionach przy granicy z Ukrainą. Łakomym kąskiem są wszelkie tematy wywołujące spory i angażujące lokalne społeczności. Z poziomu lokalnego łatwiej już przenieść spór na poziom ogólnokrajowy.

Dlatego też państwo musi temu przeciwdziałać, budując podobną kampanię do „Cyberbezpieczny samorząd”. Taką kampanię powinno się skierować na wzmocnienie odporności lokalnych społeczności. Szkoda, że na razie nie ma co liczyć na aktywność w tej sprawie platform mediów społecznościowych. Raczej nie zainteresują się one bezpieczeństwem naszych wyborów lokalnych, uważając je zapewne za wydarzenie zbyt niszowe.

Czytaj teżCyberbezpieczeństwo priorytetem polityki cyfrowej nowej władzy?

Czytaj teżCyberbezpieczeństwo w czasie wojny – zagrożeni badacze i infrastuktura uczelni

Źródło zdjęcia: Dawid Małecki/Unsplash

Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon