Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
22 października 2020

Chmury nie ogarniesz. Czy jesteśmy cyfrowymi inwalidami?

Używamy komputerów, tabletów i smartfonów, ale nie bardzo ogarniamy gdzie są przechowywane dane, które na nich "produkujemy", w jaki sposób mamy do nich dostęp i co się z nimi stanie w razie awarii. Chmury nie ogarniesz, ale... można przynajmniej próbować!

Używamy komputerów, tabletów i smartfonów, ale nie bardzo ogarniamy gdzie są przechowywane dane, które na nich „produkujemy”, w jaki sposób mamy do nich dostęp i co się z nimi stanie w razie awarii. Chmury nie ogarniesz, ale… można przynajmniej próbować!

Kilka razy w ciągu ostatnich dziesięciu lat miałem poważny problem z komputerem. Dyski twarde w XXI wieku padają, jak muchy, a firmy zajmujące się odzyskiwaniem danych wyrastają z kolei, jak grzyby po deszczu.

Moje doświadczenia z „padniętymi” dyskami są naznaczone głęboką traumą. Utrata danych, domowego archiwum, multimediów, ważnych dokumentów, a nawet – jak można byłoby górnolotnie powiedzieć – cyfrowego dziedzictwa, to w moim przypadku długi szlak bojowy, niczym od Lenino do Berlina.

Z tym, że tamci wygrywali, a mój szlak bojowy wiązał się z mniejszymi lub większymi klęskami. Czasem dysk „wstał”, ale przeważnie już nie. Czasem straciłem więcej danych, a czasem mniej. Niekiedy miałem jakiś backup na zewnętrznym dysku albo na pendrive, a czasami nie.

Oczywiście: od pierwszego „pada”, który miał miejsce pewnie z piętnaście lat temu, mam wdrukowaną w głowie zasadę, że każdą daną trzeba backupować i to możliwie jak najczęściej. Ale – do licha – kto by się w tych wszystkich plikach i katalogach połapał? A poza tym codziennie robić backup kilkudziesięciu GB danych, to mimo wszystko zakrawa na perwersję.

Kilka dni temu znów padł mi komputer. Malutki, zgrabniutki, leciutki, nieżywy. Kolejna klęska? Otóż po raz pierwszy nie.

Czytaj też: Coraz więcej pieniędzy na zasieki i… coraz więcej kradzieży. Dlaczego przegrywamy bitwę z cyberprzestępcami? Są nowe liczby!

Czytaj też: Kupujesz telefon, komputer, tablet i… proponują ci to ubezpieczenie. Brać czy wiać? Jakie pytania zadać?

Chmury nieuświadomione

Okazuje się, że wreszcie nadszedł ten czas, w którym 90% moich danych znalazło się nie tylko na feralnym dysku, ale też w chmurze. A ściślej pisząc: w dwóch chmurach. Część w OneDrive od Microsoftu, a druga część na dysku Google.

Jak do tego doszło? Wychowany w erze ZX Spectrum i dyskietek nie byłem nigdy wybitnym specjalistą od chmur. Wielokrotnie pytałem informatyków czym te „chmurowe” dyski różnią się od tych moich, w komputerze. Kiedyś nawet kupiłem sobie „chmurowy dysk przenośny i postawiłem obok komputera (działał tak długo, dopóki nie zapomniałem do niego hasła).

Generalnie jednak byłem wyznawcą maksymy ukutej przez bohaterów filmu „Sekstaśma” (z Dameron Diaz). Po tym, jak nagranie ich igraszek łóżkowych w nieznany bliżej sposób znalazło się w sieci doszli do wniosku, że „chmury nie ogarniesz”.

Uważałem tak, jak oni, ale gdy przy konfiguracji komputer prosi mnie o zalogowanie się na konto Outlook, albo na konto Google, to ja się grzecznie loguję. Wiedziałem, że w ramach tego konta dostaję usługi dysku w chmurze i że jakieś dane są tam zapisywane. Ale nie wiedziałem, że prawie wszystkie.

Wiedzieć to jedno, a zapanować nad „klaudem” – drugie

Zresztą: wiedzieć to jedno, a umieć nad tym zapanować to drugie. Moja mama przy konfigurowaniu nowego telefonu też zgodziła się na randkę z chmurą (tym razem z chmurą Samsunga), ale jak wcięło jej wszystkie prywatne zdjęcia z galerii w telefonie, to ani ona, ani ja nie byliśmy w stanie znaleźć tej chmury, w której zdjęcia powinny być zarchiwizowane. Same się znalazły po jakimś czasie. Cóż, chmury nie ogarniesz.

Ale do brzegu: to nie jest złe uczucie, kiedy odpalasz zupełnie nowy komputer i nagle okazuje się, że po zalogowaniu się na dwa konta „klaudowe” ten komputer wszystko „wie”. Stare katalogi są na miejscu, przeglądarki pamiętają wszystkie zakładki, nawet skatalogowane w nich hasła nadal są gotowe do użycia.

Jedyną stratą w przypadku najnowszego „padu” dysku twardego były pliki z pulpitu, które najwyraźniej nie trafiły do chmury. Ale tym razem komputer mnie już zapytał, czy pulpit także ma być backupowany w chmurze. Zgodziłem się, jakżeby nie.

Trochę się martwię, że tych wszystkich chmur mogę nie ogarnąć, albo będę musiał za nie za dużo płacić. OneDrive, Google Drive, Samsung Drive, iCloud… chmury nie ogarniesz, a co dopiero czterech.

Czytaj też: Google inwestuje w Polsce. Co dla nas wynika z wyścigu w chmurach Google i Microsoft?

Chmury plików, chmury usług, chmury transferów, chmury sprzętowe…

Chmur – jak już wcześniej „ujawniłem” – jest multum, a w większości przypadków one ze sobą nie „rozmawiają”. A więc nie mogę będąc w jednej chmurze zajrzeć do drugiej. Nie mogę backupować plików między chmurami, nie mogę unifikować haseł (choć to pewnie nie byłoby zbyt bezpieczne).

O ile w przypadku banków jest prawo, które nakazuje im udostępnienie innym bankom (oraz niebankom) danych o klientach – o ile klienci się zgodzą i o ile kontrahent spełni wymogi bezpieczeństwa – o tyle jedna chmura drugiej chmurze nic nie udostępni.

Wśród chmur, w których można gromadzić pliki, najważniejsze to:
>>> OneDrive od Microsoftu
>>> Google Drive od Google
>>> Dropbox

Swoje chmury mają producenci sprzętu telekomunikacyjnego:
>>> iCloud
>>> Samsung Cloud
>>> Xiaomi Cloud (niektórzy się boją używać, bo wiecie, to chińskie).

Chmury bardziej zaawansowane dają dużo większe możliwości, niż tylko przechowywanie, archiwizacja i udostępnianie plików z dowolnego miejsca na Ziemi (to tzw. chmury SaaS)
>>> Azure od Microsoftu
>>> Google Cloud od Google, jak sama nazwa wskazuje,
>>> AWS, czyli Amazon Web Services.

Jest chmura WeTransfer, specjalizująca się w transferowaniu dużych plików z komputera na komputer, jest polska Chmura Krajowa, w której można wykupić przechowywanie kopii zapasowych plików, no i są chmury sprzętowe. Kupuję sobie taką skrzynkę, do której po kabelku albo przez wi-fi przesyłam wszystkie pliki i tam je trzymam, mając do niej dostęp zewsząd, nawet wtedy, gdy nie mam przy sobie komputera z „oryginałami”. Takie urządzenia oferują m.in. WDcloud, czy Synology.

Backup w chmurze? „A co to jest chmura?”

Nie zanudzałbym nikogo tymi „odkryciami”. Dla wielu z Was fakt, że dane są w chmurze jest tak oczywisty, jak to, że w dzień świeci słońce. Wydawało mi się, że to ja byłem „chmurowo” zacofany i nie ma co robić z tego faktu zagadnienia. Co to jest chmura znajdziesz w artykule Marcina Ledworowskiego Co to jest chmura? (część 1)

Ale pogadałem ze znajomymi i okazało się, że mało kto trzyma cokolwiek w chmurach (przynajmniej świadomie). Ludzie czasem robią backup na pendrive, albo na dysk przenośny. Ale chmur albo w ogóle nie ogarniają, albo się ich trochę obawiają. Czy to bezpieczne? A jeśli taka chmura „padnie”? Co zrobię, jak ktoś ukradnie dane? Co będzie, gdy zapomnę hasła?

Pytań jest sporo i większość z nas wciąż z technologii chmurowych korzysta raczej przez przypadek, w sposób nieuświadomiony. Dostęp do swoich plików z każdego miejsca na Ziemi. Ich aktualizowanie i backupowanie na bieżąco. Możliwość współdzielenia katalogów, jednoczesnej edycji przez kilka osób, pełne poczucie bezpieczeństwa. To wciąż nie jest powszechny wśród Polaków korzystających z komputerów stan gry. A szkoda.

Chmury nie ogarniesz. Ale można przynajmniej próbować

W pewnym sensie jesteśmy jeszcze technologicznymi inwalidami. Używamy komputerów, tabletów i smartfonów, ale nie bardzo ogarniamy gdzie są przechowywane dane, które na nich „produkujemy”. Nie rozumiemy, w jaki sposób mamy do nich dostęp i co się z nimi stanie w razie awarii.

Jest i drugi aspekt sprawy: kwestia bezpieczeństwa danych. Ręka w górę: kto z nas przechowuje istotne dane w bezpiecznym kontenerze, który już jest w każdej chmurze i w każdym smartfonie?

Brak świadomości jakie są możliwości i zastosowania dysków chmurowych, w jaki sposób z nich korzystać, a także w jaki sposób bezpiecznie przechowywać na nich dane – to cechy cyfrowego inwalidztwa.

Generalnie jesteśmy dość przyjaźnie nastawieni do aplikacji, bankowości mobilnej, e-zakupów i innych elementów cyfrowej rzeczywistości. Ale w chmurach nie bujamy zbyt swobodnie.

Klaudowa edukacja

A to przecież jeden z najważniejszych elementów infrastruktury pozwalającej nam komfortowo i bezpiecznie korzystać z naszego „cyfrowego majątku”. Dla wielu z nas dane zgromadzone na dyskach komputerów są już przecież co najmniej równie cenne, jak pieniądze na rachunku bankowym.

Uważam, że „chmurowa edukacja” to jedna z ważniejszych rzeczy, która nas czeka w najbliższym czasie. Nadal uważam, że „chmury nie ogarniesz”, ale można przynajmniej próbować.

zdjęcie tytułowe: kadr z filmu Sextape (Columbia Pictures, 2014)

 

Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon