Na zwrot w kierunku metawersum wskazuje niemal wszystko. Przeprowadzkę do nowej cyberprzestrzeni ogłosiło ostatnio państwo Tuvalu na Oceanie Spokojnym, które traci grunt pod nogami (dosłownie) na skutek zmian klimatycznych. W czasie przypływów już teraz niemal połowa jego powierzchni znajduje się pod wodą, więc świadome rosnącego poziomu wód władze zadecydowały o odtworzeniu państwa w rzeczywistości cyfrowej.
W ciągu ostatnich miesięcy pojawiło się wiele raportów próbujących oszacować wartość rynku metawersum i określić możliwości, jakie czekają tam biznes. Szkopuł w tym, że te szacunki i prognozy wahają się od 1 do 13 bilionów dolarów. Najpotężniejsze są prognozy Citi, który szacuje wielkość rynku do 2030 r. na poziomie do 13 bilionów dolarów, czyli wyższym niż obecne PKB Chin. Wywołały one dyskusje wśród elit, poruszonych niemożliwie wysoką sumą… lub oceniających, że to ostrożne i niedoszacowane prognozy.
Na szczęście mamy też skrupulatnie opracowany raport McKinsey z szacunkową wielkością rynku metaverse na poziomie od 4 do 5 bilionów dolarów w 2030 roku. Tylko dlaczego stara dobra Statista, na której zawsze można było polegać, a za nią BCG, Grandview Research i Bloomberg podają, że w 2030 roku rynek metawersum dobije niespełna 700 mld dolarów?
Metawersum? Ale o co chodzi?
Próba oszacowania przyszłych możliwości na jakimkolwiek polu jest nie lada wyzwaniem. W przypadku obszaru, który jest dodatkowo mglisty i nie do końca zrozumiany, robi się jeszcze trudniej. Przykładowo, prognoza McKinseya opiera się na założeniach dotyczących zakładanego tempa wzrostu oraz znaczenia metawersum na przyszłych rynkach na podstawie opinii ekspertów. Określenie wielkości każdego rynku wymagało tu znacznego stopnia modelowania opartego na założeniach i przyjmowania kolejnych założeń. Jednak im bardziej wybiegamy w przyszłość, tym większy wpływ mogą mieć różne inne czynniki oraz dodatkowe założenia dotyczące wzrostu na implikowaną całkowitą wielkość rynku.
Przede wszystkim trzeba jednak zaznaczyć, że metawersum to nie jest jedna konkretna technologia ani rozwiązanie. To mieszkanka wielu technologii jak wirtualna rzeczywistość (VR), rozszerzona rzeczywistość (AR), mieszana – będąca połączeniem ich obu, Internet rzeczy (IoT) i wiele innych.
Obliczenia wymagają konkretnej definicji, zakresu od-do, a w przypadku metawersum każdy zlicza co innego i bierze pod uwagę różne obszary rynku. Jest tu wszystko, od rozrywki i gamingu, przez zdalną współpracę realistycznych awatarów 3D przy prowadzeniu badań w terenie lub w cyfrowym bliźniaku fabryki, aż po operacje chirurgów z zastosowaniem okularów rozszerzonej rzeczywistości, rynki NFT i wirtualne biura.
I co teraz?
Tradycyjnie, trzeba myśleć o sobie. Nie przejmować się całym metawersum, ale szukać w nim czegoś dla siebie, odpowiedzi na własne potrzeby. Inne oczekiwania wobec przeprowadzki do tej przestrzeni będzie miało wyspiarskie Tuvalu na Pacyfiku, inne producent samochodów elektrycznych, a jeszcze inne firma z branży spożywczej. Z punktu widzenia użytkowników nowa era lepszego, wielowymiarowego Internetu oznacza wzbogacenie naszych możliwości i spotęgowanie wrażeń. Chodzi o to, abyśmy wykorzystując zmysły, w jakie wyposażony jest każdy homo digital, mogli zdziałać więcej lub zobaczyć i poczuć to, co do tej pory było niedostępne.
Dobrym założeniem jest wynajdywanie benchmarków, gdzie firmy z podobnego segmentu, które musiały stawić czoła analogicznym do naszych wyzwaniom skorzystały z jakiegoś rozwiązania technologicznego kojarzonego z metawersum i przyniosło to efekty, które dało się zmierzyć. Okazuje się, że jest takich całkiem sporo. My podamy kilka z nich.
Immersyjność ma znaczenie
O ile nie jesteśmy geniuszami, w ciągu jednej godziny zapominamy średnio połowę usłyszanych informacji. Zanim minie jedna doba, umyka nam jakieś 70 proc. a po miesiącu w naszych głowach zostaje zaledwie 10 proc. zdobytej wiedzy (patrz: krzywa zapominania Ebbinghausa). Dzieje się tak, ponieważ tradycyjne metody edukacyjne są nastawione na przekaz, a nie odbiór.
Skupione są na „upakowaniu” w materiałach jak największej ilości wiedzy, a nie tym, jak przyswoi ją odbiorca; czy będzie umiał z niej skorzystać i wiedział kiedy. Co więcej, wiedza jest nam przekazywana w 2D – na stronach książek i ekranach, chociaż życie od zawsze toczyło się w trójwymiarze, wśród gestów, dźwięków, ruchów i z wykorzystaniem dotyku, słuchu czy wzroku.
Szansą na zniwelowanie tego dysonansu jest możliwość „zanurzenia się” w wirtualnym doświadczeniu i sytuacji, o których się uczymy. Słowo immersyjny, używane do określenia cyfrowych doświadczeń wskazuje na ich wciągającą naturę, skuteczniejszą niż konsumpcja treści wideo, oglądanie obrazów 2D czy rozmowa wideo.
Wyobraźmy sobie lekcję geografii, na której uczniowie, zakładając okulary VR przenoszą się do Pacyfiku i spacerują po jego dnie, zamiast czytać o tym w podręczniku. Stoją u stóp Wezuwiusza, czując drżącą pod stopami ziemię i nadchodzącą erupcję. W podobny sposób mogą się wspinać na Mount Everest czy przyglądać bitwie pod Grunwaldem. Dziś jesteśmy w stanie dać dzieciom zupełnie inną perspektywę i szansę na rozwój, niż ta, którą sami wynieśliśmy z podręczników.
Bo taka forma jest nie tylko ciekawsza, ale i bardziej skuteczna niż uczenie grupy przez nauczyciela czy wykładowcę i tradycyjny e-learning. Firma PwC dowiodła, że studenci, którzy wykorzystywali do nauki wirtualną rzeczywistość, byli 3 razy bardziej pewni swoich umiejętności wykorzystania zdobytej wiedzy i robili postępy 4 razy szybciej niż studenci, którzy korzystali z konwencjonalnych metod nauczania.
Wiedza w przemyśle, czyli np. trening pracownika przy taśmie
Treningi firmowe to najczęściej wykorzystywany zakres metawersum, który najprawdopodobniej wpłynie na kształtowanie siły roboczej i miejsc pracy. Pozwalają one wypełnić tę lukę między umiejętnościami i doświadczeniem zawodowym pracowników a codziennością biznesową. Firmy wykorzystują stworzone na własne potrzeby wirtualne symulatory środowiska pracy, pozwalające na onboarding specjalistów oraz szkolenia z nowych umiejętności organizowane bez dostępu do rzeczywistych maszyn i materiałów, w rzeczywistości wirtualnej (VR).
Szczególną sympatią darzy VR-owe szkolenia sektor produkcji aut i części zamiennych. Branża od lat zmaga się z ciągłymi problemami i wyzwaniami, które powodują ograniczanie produkcji, spadki sprzedaży i rosnące koszty. Pandemia, zerwanie łańcuchów dostaw, kryzys z półprzewodnikami potrzebnymi do produkcji, kryzys energetyczny i przyspieszone przejście na paliwa alternatywne – ten ciąg wydarzeń stanowi poważne wyzwania, a VR pozwala na optymalizację procesów, eliminację kosztów.
Jedna z największych firm motoryzacyjnych, która budowała w Polsce fabrykę silników i baterii, stanęła przed wyzwaniem rekrutacji, zatrudnienia i przeszkolenia pracowników w trakcie pandemii, gdy spotkania i dojazdy stanowiły jeden wielki problem i niewiadomą. Udało się to „obejść” budując w cyfrowej rzeczywistości lustrzane odbicie silników, jakie miały być montowane, tzw. cyfrowe bliźniaki i opracowując szkolenie z jego montażu. Producent wykorzystuje ten sposób do dziś, szkoląc pracowników, zanim jeszcze wejdą na prawdziwą linię produkcyjną. VR-owy onboarding okazał się przynajmniej o 40 proc. bardziej efektywny.
Dzieje się tak dlatego, że technologie immersyjne pozwalają na osiągnięcie efektów niedostępnych przy tradycyjnych metodach szkoleniowych. Jak tłumaczy Przemysław Maliszewski, prezes i współzałożyciel firmy Aidar, która była odpowiedzialna za projekt cyfrowego bliźniaka i szkolenia, pozwalają pracownikom przećwiczyć w wirtualnym świecie czynności, z którymi zetkną się w fizycznym środowisku produkcji.
– Możemy stworzyć stół roboczy z kompletem narzędzi, można bezpiecznie podejść i obserwować pracujący silnik, można brać do ręki wkrętarkę i za jej pomocą odkręcić lub dokręcić śruby – wylicza Maliszewski.
Nowoczesny trening w goglach VR to też magnes dla działu HR, zwłaszcza tych celujących w młode pokolenie. Tzw. Zetki dobrze odnajdują się w wirtualnym świecie, który znają z gier, a praca z najnowszymi technologiami to dla nich dodatkowy atut, więc zostają w niej na dłużej.
Symulacje niebezpiecznych sytuacji, aby zapobiec wypadkom
Elementy tzw. przemysłowego metawersum są wykorzystywane przez firmy o wysokim wskaźniku niebezpieczeństw i wypadków. Nie od dziś wiadomo, że zarówno na naszym rynku, jak i całym świecie zdecydowana większość wypadków powodowana jest błędem pracownika w obsłudze maszyny, a nie samej maszyny lub w pracy w nieznanym terenie i środowisku, na wysokości, pod ziemią czy w otoczeniu sieci wysokiego napięcia. Zmusza to do przemyślenia kwestii szkoleń, ponieważ te w teorii nie są skuteczne.
Piloci od lat trenują na symulatorach lotu, nie zabierając w pierwsze rejsy pasażerów, więc dlaczego nie stosować podobnych rozwiązań w górnictwie, energetyce, przemyśle chemicznym czy jakiejkolwiek pracy z dużymi maszynami? Czemu ryzykować naukę i praktykę w niebezpiecznych warunkach, gdzie narażamy nasze zdrowie i życie, a dodatkowo ponosimy ogromne koszty, gdy możemy przećwiczyć wszystko w środowisku wirtualnym i robić to w nieskończoność, aż dojdziemy do wprawy? Coraz więcej organizacji i zakładów produkcyjnych wykorzystuje potencjał edukacyjny VR-u.
Joe Millward, który na rynku australijskim bada potencjał technologii rozszerzonej i wirtualnej rzeczywistości w obszarze szkoleń dla przemysłu, zatytułował jedną ze swoich prezentacji: Smart Ways To Die – Learning in Virtual Reality.
Nawiązał z pewnością do wielokrotnie nagradzanej kampanii społecznej Dumb Ways To Die, którą zrealizowała australijska kolej w celu zwiększenia bezpieczeństwa swoich pasażerów. W pozornie zabawnej, animowanej produkcji kolorowe fasolki zaprezentowały wiele scenariuszy na tzw. głupią śmierć. Metro Trains w Melbourne udało się w ten sposób przyciągnąć uwagę społeczeństwa, by chwilę potem dotrzeć do niego z przekazem, że wszystkich tych przypadków można było uniknąć.
Zobacz: Dumb Ways to Die
Metawersum jako gwarant bezpieczeństwa
Analogicznie, Millward w swojej prezentacji do sektora produkcyjnego pokazał fatalne upadki z dużych wysokości, jakie przytrafiły się pracownikom budowlanym, porażenia prądem w trakcie prac przy linii energetycznej, czy wycieki żrących chemikaliów z przewróconego pojemnika Nie użył do tego animacji ani nagrań z monitoringu wizyjnego, lecz… fragmentów autentycznych nagrań ze szkoleń VR przeprowadzanych wśród klientów.
Serwując pracownikom szereg niebezpiecznych sytuacji w wirtualnie odtworzonym środowisku pracy, odpowiedzialni pracodawcy unikają groźnych lub wręcz tragicznych wypadków w przyszłości. Mocny przekaz daje do myślenia, że w dzisiejszych czasach, gdy z pomocą technologii można zasymulować większość procesów w organizacji, wirtualne tragedie są jedynymi mądrymi, czyli takimi, na jakie może sobie pozwolić odpowiedzialny biznes.
Zobacz: Smart Ways To Die – Learning in Virtual Reality
VR oferuje coś, czego nie daje nam praktyka w środowisku rzeczywistym: bezpieczeństwo. Jednocześnie nauka w sztucznej rzeczywistości nie jest zupełnie oderwana od rzeczywistości – okazuje się, że VR uruchamia i trenuje naszą pamięć mięśniową, adaptowanie naszego ciała do wykonywania określonych ruchów i pamiętania kolejnych sekwencji. Dlatego da się w ten sposób oswoić z pracą na wysokości czy przy maszynie. Daje się tak też ocenić z czym pracownik ma trudności i dostosować treningu do jego potrzeb i predyspozycji. Potwierdzają to badania PwC, według których osoby przeszkolone za pomocą VR mają prawie trzykrotnie większą pewność, że wykorzystają zdobytą wiedzę w praktyce. Wspierają to wskaźniki dotyczące umiejętności i retencji wiedzy zdobytej wirtualnie, które według szkoleniowców rosną nawet o 75 proc.
Wsparcie techniczne, czyli absorpcja supermocy gdy nie ma nikogo z IT (i inne zastosowania AR)
Szkolenia w świecie 3D schodzą na ziemię także w innych branżach. Chyba najbardziej praktyczną cząstką metawersum, w której każdy biznes znajdzie coś dla siebie jest rzeczywistość rozszerzona. Zdalny support AR jest trochę jak nadprzyrodzona zdolność, dzięki której człowiek od IT może tę wiedzę prawie telepatycznie rozszerzyć na kogoś zielonego w kwestii serwerów, przycisków i kabelków.
Mowa tu oczywiście o rzeczywistości rozszerzonej, która pełni tu taką samą rolę, jak supermoce w komiksach o superbohaterach; ci w sytuacji zagrożenia potrafią absorbować czyjąś zdolność i z jej użyciem uratować świat. W biznesowej sytuacji wygląda to może mniej spektakularnie, ale sprowadza się do tego, że w danym miejscu i czasie, bez koniecznych (jak dotąd) zasobów udaje się rozwiązać problem — naprawić urządzenie czy przełączyć zasilanie i zapobiec awarii.
Ekspert z dowolnego miejsca na świecie z pomocą laptopa lub smartfona łączy się zdalnie z wybranym pracownikiem i otrzymuje pełen wgląd w otoczenie zakładu produkcyjnego. Pracownik za pośrednictwem specjalnych okularów przesyła osobie ze wsparcia technicznego obraz w czasie rzeczywistym, więc mogą wspólnie oglądać maszynę i identyfikować problemy, uruchamiać działania naprawcze. W razie, gdy inżynier ds. kontroli lub konserwacji zostanie powiadomiony, że silnik danej maszyny nie działa, okulary AR mogą — bazując na przygotowanych wcześniej automatycznych scenariuszach serwisowych — pokierować go do właściwej części zamiennej w magazynie, pomóc w dotarciu do lokalizacji silnika w fabryce oraz dostarczyć wszelkie instrukcje. Dodatkowo wszystko to zostaje zapisane w bazie wiedzy, aby służyło innym pracownikom w przyszłości, a zgromadzony w ten sposób materiał można edytować, uzupełniać i rozwijać.
Moja firma w metawersum?
Rozszerzona rzeczywistość jest chyba najbardziej lubianym i przyswajanym elementem metawersum przez firmy, profesjonalistów i pasjonatów. Korzystają z niej uczelnie, architekci i projektanci czy chirurdzy w trakcie skomplikowanych operacji. Działają tak firmy zajmujące się serwisem drukarek, ekspresów do kawy i komputerów. I nie przejdzie tam stare dobre: dziwne, u mnie działa – wszystko widać i wszystko musi działać.
Nieważne, co mówią wyliczenia całego rynku, skoro biznes ma koncie skuteczne wdrożenia, a każde z nich uruchamia kolejne pomysły. Warto eksperymentować i szukać w tej przestrzeni własnego kawałka tortu.