W Dzień Edukacji Narodowej rozmawiamy z nauczycielką jednego ze stołecznych liceów. O tym, jak teraz wygląda nauka, co uczniowie przesyłają jej na Messengerze i co zrobiłaby, gdyby została Ministrą Edukacji.
Uczniowie wrócili po wakacjach do szkół i stacjonarnej nauki. Jak teraz wyglądają Wasze lekcje?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz*: Pracujemy i uczymy się stacjonarnie, ale praktycznie w każdej klasie albo jakieś dziecko, albo nauczyciel jest na kwarantannie. Ci uczniowie mogą łączyć się wtedy z nami zdalnie przez program Meet, aby słuchać lekcji. Niektórzy nauczyciele na bieżąco wysyłają zdjęcia tablicy lub wstawiają materiały do Classroomów. Kiedy jedna z nauczycielek była na kwarantannie, to z kolei ona była wyświetlana klasie, z którą prowadziła zajęcia. To samo dzieje się na naszych radach pedagogicznych. Teraz jest łatwiej, gdyż po lockdownie mamy sprawnie działający system.
Padły tu nazwy różnych narzędzi. Jakich technologii używasz na swoich lekcjach?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Nasza szkoła pracuje w Google Classroom i bardzo sobie cenię to narzędzie, korzystam z niego na co dzień – wstawiam materiały, zadaję pytania, „zbieram” prace i zadania.
Natomiast wiem, że podstawowym narzędziem każdego nastolatka jest telefon komórkowy i ja z tym nigdy nie walczyłam. Wręcz przeciwnie, jednym z częściej rzucanych przeze mnie haseł na rozpoczęcie lekcji jest „Wyciągamy komóreczki!”. Najchętniej i najczęściej wykorzystuję Mentimenter do tworzenia chmur słów i gromadzenia materiału oraz do ankiet na żywo.
Do podsumowań i gier wykorzystuję popularny w podstawówkach Kahoot! – moi licealiści też go lubią i często tworzą quizy dla siebie nawzajem. Doceniam Genially – korzystamy z niego przy robieniu interaktywnych prezentacji. Używam też Canvy do infografik, a na Facebooku często tworzymy konta historycznych i literackich postaci.
Bardzo ważny w komunikacji z moją klasą jest Messenger, z którego korzystamy także podczas lekcji. To właśnie tam uczniowie zostawiają często swoje zadania, a potem robimy konkurs na liczbę lajków. Mamy też założoną grupę klasową do codziennej komunikacji i to bardzo dobrze działa. Kiedyś używałam smsów do gier terenowych, np. w muzeum. Szliśmy z klasą na wystawę, ja wysyłałam do jednej osoby z grupy zadania, które wszyscy musieli podczas tej wizyty wykonać.
Dzięki użyciu tych narzędzi wszystko jest o wiele bardziej angażujące i emocjonujące. A emocje i doświadczenia są w procesie edukacji kluczowe.
Zajrzyjmy więc do Twojego telefonu. Jakie wiadomości przysyłają Ci uczniowie?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Bardzo różne! Piosenki nawiązujące do lekcji, teksty kultury, które im się kojarzą z ostatnio poruszanym tematem, filmy, artykuły, książki, kanały na YouTube, które chcą mi polecić, zdjęcia z wakacji czy wystawy, która im się podobała 🙂 I oczywiście dużo codziennych logistycznych ustaleń, relacje z przygotowywanych przez nich projektów czy zdjęcia notatek z lekcji. Jak mnie się coś z nimi kojarzy, też im wysyłam. W wakacje np. zdjęcie muralu ze Szczecina z ksywką jednej z moich uczennic. Oczywiście zdarzają się też wiadomości z prośbą o pomoc czy o wyjaśnienie jakiejś sytuacji konfliktowej.
Co ze zdalnego nauczania z Wami zostało, a z czego cieszysz się, że się skończyło?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Cieszę się, że został z nami Google Classroom. To narzędzie nas uratowało podczas lockdownu. Przed pandemią nawet mi się na marzyło, że cała szkoła zacznie używać wspólnej platformy dającej tyle możliwości! Korzystamy z niej na co dzień jako szkoła, załatwiając na niej mnóstwo spraw administracyjno-logistycznych. Każdy uczeń i nauczyciel ma tam swoje konto w domenie szkoły. Uczniowie mogą dzięki temu tworzyć podsumowania swoich projektów w witrynach Google, często używamy też formularzy Googla do różnych ankiet i testów. Bardzo się cieszę, że to wdrożyliśmy, bo świetnie się u nas teraz sprawdza: jest porządek i transparentność.
Cieszę się natomiast, że po powrocie do szkoły odeszły nam godziny spędzone przed komputerem oraz że widzimy się na żywo. Relacje i bezpośredni kontakt są jednak nie do zastąpienia. Prowadząc klasę on-line ciężko było mi reagować na bieżąco, a z drugiej strony musiałam bardzo walczyć o uwagę uczniów. Kiedy dużo z siebie dajesz, musisz też czerpać energię od drugiej strony. Przy edukacji online było to utrudnione i kosztowało mnie dużo więcej wysiłku niż na lekcjach w szkole, z których często wychodzę uskrzydlona.
Wiemy, że technologia uratowała edukację podczas pandemii, ale na pewno są też jej jakieś minusy. Jakie Ty dostrzegasz?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Technologia jest tylko narzędziem i może być wykorzystana mądrze lub nie. Jeżeli nie będziemy rozumieć, po co uczymy, to nawet najlepsze narzędzie nam nie pomoże. Oczywiście dużo jest wad związanych ze zdrowiem, nadmierne ślęczenie przed ekranem ma zły wpływ na nasze samopoczucie, nie tylko przyczynia się do osłabienia wzroku, ale też do otyłości lub wad postawy. Ale czy tego samego nie niesie ze sobą czytanie książek? Powtarzam jak mantrę: to nie technologia sama w sobie jest zagrożeniem, tylko jej bezrefleksyjne wykorzystywanie. Mądrze używana służy wszystkim stronom.
Jakie zmiany zauważyłaś w swoich uczniach podczas nauczania zdalnego?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Cześć aktywnych dotychczas osób wycofała się na lekcjach on-line i odwrotnie. Kiedy każdy miał możliwość wypowiedzenia się w formie pisemnej, to introwertycy byli bardziej słyszalni. Okazało się, że mniejsze znaczenie ma pierwsze wrażenie, bo tu liczy się systematyczna praca, a nie robienie show na lekcji. Zauważyłam, że wielu uczniów ciężko znosiło brak kontaktu z innymi. Było po nich widać, że tracą motywację do działania.
Czu uważasz ten rok za edukacyjnie stracony?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Z punktu widzenia podstawy programowej – być może w jakimś stopniu tak, bo jednak lekcje online rządzą się innymi prawami i materiał był realizowany wolniej niż podczas tradycyjnej szkoły. Natomiast z mojego punktu widzenia zupełnie nie! Bo czy w edukacji chodzi tylko o realizację podstawy programowej? Edukacja to nowe doświadczenia i pod tym względem na pewno nie był to stracony czas. To też specyficzny rok, w trakcie którego nauczyciele musieli się uczyć więcej niż zazwyczaj! Często byli równie zagubieni jak uczniowie i uczennice. To uczy pokory. Czy to był rok stracony to w dużej mierze zależy od tego, jak dana społeczność wykorzystała ten moment. W naszej szkole dużo się nauczyliśmy i zobaczyliśmy, co jest dla nas tak naprawdę ważne. Wiem, że w innych placówkach nie zawsze tak było i ucierpieli na tym i uczniowie, i nauczyciele, i rodzice, którzy czasami przejmowali rolę szkoły.
Co budzi obecnie Twoją największą zawodową frustrację?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Podstawy programowe zupełnie oderwane od potrzeb młodych ludzi, przeładowanie programu i chaos w tym wszystkim – nawet cele i treści się ze sobą nie zgadzają. Dalej: mania testowania i uczenie pod egzaminy. Przerabianie materiału zamiast uczenia się – takie podejście nie rozbudza naturalnej ciekawości świata i chęci rozumienia otaczającej rzeczywistości, a z uczniów robi maszyny do wypełniania testów.
Jaka jest zatem Twoim zdaniem najważniejsza kompetencja przyszłości?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Nie umiem wskazać jednej. Współpraca, kreatywność, krytyczne myślenie, inteligencja emocjonalna, elastyczność poznawcza – wszystkie są ważne. Na dobrą sprawę one zazwyczaj współwystępują. Ja najmocniej wierzę w siłę tego, co międzyludzkie. Razem naprawdę możemy więcej, nie jest to dla mnie pusty slogan.
Czego ludzie nie wiedzą o pracy nauczyciela, zwłaszcza teraz?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Myślę, że nie zdają sobie sprawy z tego, jak dużo nauczyciele pracują w domu. Pewnie nie wszyscy, bo w każdym zawodzie są osoby z różnym podejściem do obowiązków. Ja będąc polonistką i “panią od technologii” pracuję ponad 40 godzin tygodniowo. Lekcja jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Do tego dochodzi czas na przygotowanie się, czytanie, sprawdzanie, kontakty z rodzicami, edukowanie się, szukanie inspiracji.
Ludzie nie widzą też często obciążenia emocjonalnego nauczycielek i nauczycieli. Budowanie więzi z uczennicami i uczniami to długi, angażujący proces, podobnie budowanie relacji z rodzicami podopiecznych. Szkoła to nie tylko nauka. Długo zajęło mi nauczenie się mądrego wytyczania granic. W tym zawodzie trudno jest być jednocześnie oddanym i twardo stawiać granice na linii nauczyciel-uczeń, nauczyciel-rodzic czy nauczyciel-nauczyciel. Zresztą nawet, gdy mamy je jasno wytyczone, to zdarzają się sytuacje, gdy trzeba reagować elastycznie. W pewien sposób w szkole pracuje się cały czas, a nie tylko przy tablicy. Bycie nauczycielem to praca na żywym organizmie relacji! Ja tak ją widzę.
A czego nie wiemy o dzisiejszych młodych ludziach?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Pewnie tego, czego nie wiemy o sobie albo nie wiedzieli kiedyś o nas dorośli. Myślę, że warto głośno mówić o tym, że młodzi ludzie są dziś często zagubieni, czują się samotni, boją się bliskości i bardzo jej potrzebują. Potrzebują też mądrych dorosłych. Nie nieomylnych autorytetów, ale ludzi, którzy potrafią rozmawiać, także o swoich błędach. Wszyscy potrzebujemy głębokich relacji opartych na zaufaniu, młodzi tym bardziej. Ale też zaskakujące może być to, że czasami młodzież, cyfrowi tubylcy, gorzej radzą sobie z nowymi technologiami niż dorośli.
Co jest dziś realnie Waszym, czyli nauczycieli, największym zmartwieniem i trudnością?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Dla mnie to niepewność. To, że właściwie z dnia na dzień możemy zostać znowu przeniesieni do edukacji online. Jesteśmy jako szkoła do tego przygotowani technicznie, ale jednak taka edukacja wymaga innych metod pracy. I możesz mieć różne plany edukacyjne, a okaże się, że nic z tego. Kolejny aspekt to niepewność co do formy nowej matury. Nie wiemy, na co kłaść nacisk, które kompetencje są najważniejsze, gdyż nie mamy pojęcia, jak będzie wyglądał nowy egzamin dojrzałości.
Jak motywujesz swoich kolegów i koleżanki z pracy, kiedy mówią, że jest im ciężko?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Mnie też bywa ciężko i chyba najważniejsze jest to, by o tym mówić, poczuć się wysłuchanym i akceptowanym. W codziennych sytuacjach staram się także wspierać osoby, które słabiej radzą sobie z technologią. Tłumaczę, pomagam, daję przestrzeń na zadawanie pytań. Pokazuję, że też nie wiem wszystkiego, ale gdzieś na wszystko jest odpowiedź, jeśli tylko ma się chęć i motywację, by jej poszukać.
Istnieje opcja, że maseczki będą obowiązkowe w całej szkole. Czy to w ogóle możliwe?
Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: Twarz nauczyciela i jego mimika są bardzo ważne podczas pracy z grupą, dlatego ja jako nauczycielka raczej musiałabym pracować w przyłbicy, bo duża część naszej komunikacji jest pozawerbalna. Mówienie przez maseczkę przez tyle godzin byłoby też dość obciążające dla naszego gardła.
W szkole nosimy wszyscy maseczki na przerwach i podczas przemieszczania się po częściach wspólnych. Stale staramy się wietrzyć sale lekcyjne, w każdej z nich jest płyn dezynfekujący, mamy także lampy ozonujące. Robimy, co możemy, aby zachować maksymalne środki ostrożności, ale też stworzyć uczennicom i uczniom dobre warunki do nauki
Na koniec wyobraźmy sobie, że zostajesz Ministrą Edukacji. Twoja pierwsza decyzja?
Odchudzenie podstawy programowej. Zdecydowanie! A później prawdziwa, wielka reforma edukacji, nie taka kosmetyczna, ale gruntowna, wieloetapowa, poparta konsultacjami społecznymi i dialogiem z różnymi środowiskami.
Dziękuję za rozmowę!
*Agnieszka Mysiak-Wrzeszcz: absolwentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, studiowała także Pedagogikę i Artes Liberales w ramach MISH-u na UW. Z wyboru i zamiłowania nauczycielka języka polskiego, a ponadto edukatorka kompetencji cyfrowych. Pracuje w szkole od 14 lat, ma za sobą doświadczenie pracy w podstawówce i gimnazjum, w szkołach państwowych, prywatnych i społecznych. Obecnie pracuje w 21 Społecznym Liceum Ogólnokształcącym w Warszawie, gdzie uczy języka polskiego i jest koordynatorką do spraw innowacji edukacyjnych. Prywatnie mama dwuipółletniego Witka i dwunastoletniego Adasia.
Zdjęcie Agnieszki Mysiak-Wrzeszcz: Ignacy Krawsz-Kubica. Pozostałe zdjęcie pochodzą z prywatnego archiwum Agnieszki i jej klasy.
Przeczytaj także: Koronawirus i mityczne zdalne nauczanie. Uczniowie, nauczyciele, minister – czy ktokolwiek zasłużył na zaliczenie?