Z wieszczeniem końca Facebooka jest jak z yeti czy podwyżką. Wszyscy o tym mówią, ale nikt tego nie widział. Możliwe, ale pojawiają się kolejne, poważne symptomy, które mogą wskazywać, że najpopularniejszy serwis społecznościowy albo się diametralnie zmieni, albo zniknie. Co więcej, zniszczy się sam lub zrobią to za niego politycy. Być może poduszkę spod głowy, tuż przed śmiercią wyszarpią mu jeszcze sygnaliści. Pracownicy, których serwis zawiódł tak, jak zawodzi codziennie kolejnych użytkowników.
Facebook nie mógł zaliczyć ostatniego tygodnia do udanych. Najpierw ujawniła się sygnalistka donosząca o niewłaściwych działaniach giganta. Była menadżerka firmy, Frances Haugen, złożyła zeznania przed senacką komisją oskarżając serwis o to, że jego produkty szkodzą dzieciom, wzmacniają podziały społeczne a osłabiają demokrację. Następnie same serwisy ze stajni Marka Zuckerberga a więc Facebook, Instagram i WhatsApp zaliczyły wpadkę, bo na blisko 6 godzin przestały działać. Jakby tego było mało, awaria prawdopodobnie powiązana była z wyciekiem danych nawet ponad 1,5 miliarda użytkowników. Dzięki tym faktom Mark Zuckerberg już uszczuplił swoją fortunę o 7 mld dolarów a być może będzie musiał jeszcze coś wysupłać dla amerykańskiego budżetu. Komisja senacka tylko czyha, aby znów wlepić kolejną karę koncernowi.
Sygnalista „Sean” wyjaśnia Instagram
Jeszcze pod koniec września amerykańscy senatorowie grzmieli w kierunku Zuckerberga: „Facebook rutynowo przedkłada zyski ponad bezpieczeństwo dzieci i wiemy, że jego zachowanie jest nie do obrony. Jak możemy w takiej sytuacji ufać Facebookowi?”. Był to efekt publikacji dziennika „Wall Street Journal„, dotyczący planów uruchomienia Instagram Kids. Planów, które jednocześnie były realizowane przy niezwykle negatywnych danych dotyczących wpływu Instagrama na nastolatków.
Za wypowiadanymi przez senatorów słowami oraz danymi i informacjami pojawiającymi się w WSJ, stał tajemniczy sygnalista o imieniu Sean. Ostatecznie prace nad Instagram Kids zostały wstrzymane, jednak dopiero po publikacjach gazety. Po tym zwycięstwie nadszedł czas, aby opadły maski. Swoje zdanie o poczynaniach Facebooka ujawniła wspomiana już Frances Haugen. To ona stała za dostarczeniem danych, dokumentów i informacji do serii tekstów w „Wall Street Journal”. Dziennik opisywał od kliku tygodni, że Facebook będąc w posiadaniu negatywnych dla siebie danych dotyczących Instagrama i jego wpływu na nastolatków, brnie w kolejne inwestycje w tym obszarze. Co więcej, danymi tymi nie zamierza się dzielić ze światem, a to już przelało czarę goryczy. U Haugen, a może i u amerykańskich ustawodawców.
Haugen mówi jak jest: oto Facebook cały
Okazało się, że wewnętrzne badania przeprowadzone przez Facebooka (właściciel Instagrama) wykazały, że Instagram miał wpływ na zdrowie psychiczne nastolatków. Koncern nie podzielił się swoimi odkryciami. Informacje te postanowił ujawnić „Wall Street Journal” publikując slajdy z których wynikało wprost, że 32 proc. ankietowanych nastoletnich dziewcząt korzystająych Instagrama, negatywnie ocenia swój wygląd w związku z korzystaniem z serwisu.
Sygnalistce można byłoby zarzucić, że od dawna pracuje w koncernie i po prostu poróżniła się z kierownictwem czy też jej zarobki są zbyt niskie. Tymczasem pani Haugen to product manager, która przez prawie dwa lata pracowała w zespole dezinformacji obywatelskiej w koncernie. Zanim odeszła z firmy, wykorzystała zgromadzone przez siebie dokumenty, aby ujawnić, ile Facebook wiedział o powodowanych przez niego szkodach. Tylko 2 lata wystarczyły, aby Facebook i zarobki się jej znudziły? Niekoniecznie.
Wszyscy wiedzą, ale głos z wewnątrz słychać głośniej
To że w Facebooku dzieje się źle, sygnalizuje tysiące mediów czy ekspertów od lat. Nie każdy chce brać za to odpowiedzialność. A z każdym rokiem przybywa zarzutów wobec koncernu i coraz mniej osób ma ochotę bronić Zuckerberga. Jednak nadal niewiele pracowników wewnątrz firmy chce opowiadać o tym, jak to wygląda i czy jest szansa cokolwiek zmienić. Ale nie Haugen. Wydaje się, że szczególnie w USA senatorowie bardzo lubią uderzać „w dużych i bogatych” dlatego sygnaliści są dla nich niezwykle pomocnym orężem. W ciągu dwóch dni od ujawnienia, była pracownica zeznawała przed Senatem na temat wpływu Facebooka na społeczeństwo. Powtórzyła wiele ustaleń z wewnętrznych badań i niemal błagała Kongres o podjęcie działań.
„Wierzę, że produkty Facebooka szkodzą dzieciom, wzmacniają podziały społeczne i osłabiają naszą demokrację” – stwierdziła Haugen przed komisją Senatu. Podczas jej wystąpienia padła też pewna groźba, bo chyba tak można tę wypowiedź odczytywać. „Problemy Facebooka można rozwiązać. Możliwe są bezpieczniejsze, szanujące wolność słowa, przyjemniejsze media społecznościowe. Facebook może się zmienić, ale najwyraźniej nie zrobi tego sam” – podsumowała sygnalistka.
To oczywiście woda na młyn dla niechętnych Facebookowi senatorów i kongresmanów. Szansa, aby zmusić koncern do przestrzegania prawa i wprowadzenie odpowiednich regulacji.
Sygnaliści potwierdzają stan faktyczny
Warto przypomnieć, że działania sygnalistki poprzedziły publikacje choćby w tak znanych czasopismach jak MIT Technology Review. Zeznanie Francis Haugen odzwierciedla bowiem wiele ustaleń z dochodzenia MIT Technology Review opublikowanego na początku 2021 roku, które opierało się na dziesiątkach wywiadów z kierownictwem Facebooka, obecnymi i byłymi pracownikami. Efektem śledztwa MIT TR było miedzy innymi pokazanie, jak działa tzw. algorytm Facebooka, odpowiedzialny m.in. za kreowanie zaangażowania użytkowników. To oczywiście przekłada się na później na reklamy czyli zyski dla koncernu.
Przypomnijmy, że do momentu kiedy algorytmy nie były wykorzystywane, za tymi zadaniami stały odpowiednie zespoły ludzi. W tej chwili jest inaczej. Wpływ człowieka na pewne rozwiązania coraz mniejszy. Algorytmy uczenia maszynowego co prawda są skuteczniejsze, ale mają swoje ciemne strony. Mogą spersonalizować to, co widzi każdy użytkownik, ale także będą ewoluować wraz ze zmieniającymi się preferencjami użytkownika. To dobrze? Teoretycznie tak, w praktyce odpowiadają za „wybijanie” treści hejterskich i dyskryminujących, zwiększających zasięgi i zaangażowanie. Podobnie jest z treściami spiskowymi. Z kolei nie radzą sobie z fake newsami, pomijając rzetelne źródła. Tego typu treści błędne i dyskryminujące treści mogą zmieniać wyniki wyborów czy też uderzać w całe społeczeństwa jak choćby Rohindżów w Birmie.
A może Facebook jest już niefajny?
Treści dyskryminujące może i bolą, ale przede wszystkim dotknięte nimi osoby, względnie obrońców praw człowieka. Zwykły użytkownik czytając fake newsa może go nawet pominąć. Bardziej bolesny jest brak dostępu do serwisu. Tym samym wróćmy do sytuacji sprzed trzech dni. Wielka awaria trzech serwisów, a w tle wyciek danych 1,5 mld użytkowników.
W mediach pojawiają się głosy, że serwis może i jest największy na świecie, ale przestaje być dla wielu młodych ludzi wyznacznikiem idealnego miejsca do konwersacji, a także źródła informacji. Ciekawie podsumowała to Helen Lewis w publikacji „Facebook Midlife Crisis Boomerbook” na stronie The Atlantic.com.
Stwierdziła ona m.in. że „przedstawione przez Frances Haugen dokumenty ujawniają, że firma, która kiedyś była buntownicza i optymistyczna, teraz jest nadęta, żałująca i niefajna”. Być może ta „niefajność” spowoduje, że młode pokolenie zmusi Marka Zuckerberga i zarządzających Facebookiem do zmian. Chyba, że będzie jak zwykle do tej pory i nic się nie zmieni. Strachu przed utratą danych jak nie było, tak nie ma. Po informacjach o negatywnym wpływie Instagrama na nastolatków kiedyś opadnie kurz. Facebook zapłaci karę, a dyskryminacyjne błędy algorytmu będą kolejnym przyczynkiem do medialnej burzy.
To dlaczego nie macie konta gdzieś w fediverse? Ludzie na serwerach typu mastodon, pleroma itp. czekają
„najpopularniejszy serwis społecznościowy albo się diametralnie zmieni, albo zniknie” – ha ha ha jak ktoś pisze takie głupoty to nie ma o tym bladego pojęcia i taka ocena świadczy, że nie powinien się wypowiadać. Oczywiście same zarzuty opisane w artykule są z pewnością zasadne, tego nie neguję, ale FB ma ogromne zyski, ma ogromną siłę, bo pieniądze to władza, według moich luźnych szacunków w zeszłym roku tylko w Polsce zarobił 500 mln zł jak nie więcej, po za tym to najlepsze narzędzie szpiegowskie i dopóki nie pojawi się ktoś jak w przypadku FB który wygryzł NK, dopóty będzie ogromnym narzędziem bo ludzie tego potrzebuję, a tak naprawdę nie mają alternatyw.
Panie Redaktorze, bardzo ciekawy z perspektywy mojej działalności artykuł. Chętnie będę czytać kolejne Pana publikacje o podobnej tematyce, a szczególnie w odniesieniu do dzieci i młodzieży.
Pozdrawiam z Opola