Jak na razie ani Microsoft ani Google nie podają szczegółów inwestycji. Jednak każdy, kto obserwuje globalny rynek usług w chmurze, widzi, że Polska stała się kolejnym obszarem wyścigu korporacji.
Po co nam Microsoft Azure i Google Cloud? Nie możemy mieć swojej chmury?
Podstawowe pytanie brzmi: czy dumny kraj nad Wisłą nie może mieć swoich serwerów I centrów danych, którymi zarządzałyby polskie firmy informatyczne? Skoro możemy budować Centralny Port Komunikacyjny za kilkadziesiąt miliardów złotych, to może stać nas też na infrastrukturę informatyczną?
Może I byłoby nas stać, ale w zglobalizowanym (mimo koronawirusa) świecie jednak większość krajów unika wyważania otwartych drzwi. Lokalnym firmom trudno jest stworzyć i sprzedać w wystarczającej liczbie egzemplarzy, by inwestycja się zwróciła, konkurencyjny z Microsoftem, Apple czy Google system operacyjny czy wyszukiwarkę. Dlatego praktycznie wszystkie kraje oprócz USA i Chin próbują znaleźć sposób na to, by korzystać z najnowszej technologii od największych globalnych potentatów, jednocześnie zachowując kontrolę nad danymi obywateli, firm i instytucji. Zwłaszcza, że inwestycje takie, jak planują w Polsce Google I Microsoft to nie tylko szafy z serwerami, ale też oprogramowanie I zarządzane dzięki niemu usługi tzw. chmurowe.
Microsoft Azure i Google Cloud to dwa z pięciu – obok Amazon Web Services, IBM Cloud oraz Alibaba Cloud – wiodących rozwiązań cloud computing. Ich celem jest owinięcie świata najgęstszą siecią superszybkich łączy internetowych, aby za ich pośrednictwem świadczyć firmom usługi informatyczne.
Właśnie temu służą ogromne inwestycje w data centers, które w coraz większym stopniu zastępują lokalne serwerownie. Coraz większa część programów komputerowych, z których korzystamy, działa właśnie na infrastrukturze tych dostawców.
Ale czy możemy oddać przetwarzanie danych w ręce amerykańskich koncernów, tak jak zrobiliśmy to już z rynkiem reklamy online, systemów operacyjnych czy pakietów biurowych?
Polską odpowiedzią jest własna chmura, która jednak nie powstaje na bazie rodzimej technologii ale we współpracy ze światowymi gigantami. Głównym partnerem wartych trzy miliardy dolarów inwestycji Google i Microsoftu jest powstała w lutym 2019 r. spółka Operator Chmury Krajowej, w którą zainwestował Polski Fundusz Rozwoju oraz największy polski bank PKO BP.
Celem kontrolowanej de facto przez państwo spółki jest stymulowanie cyfryzacji polskich firm i administracji publicznej przez udostępnienie administracji państwowej I firmom prywatnym rozwiązań dostarczanych przez zagraniczne korporacje, a jednocześnie pozostawienie lokalnej kontroli nad danymi. Ma to zapewnić budowa w Polsce serwerów, na których dostępne będą usługi Microsoftu czy Google
Najważniejsze z punktu widzenia firm korzystających z Chmury Krajowej jest to, że podlega ona polskiemu prawu, a wszystkie usługi świadczone za jej pośrednictwem muszą być zgodne z naszymi regulacjami.
Podsumowując: amerykańskie koncerny wybudują w Polsce serwerownie, dostarczą oprogramowanie I usługi, ale wszystko ma działać pod kontrolą polskiego rządu oraz w ramach prawnych wyznaczanych przez polskie ustawy.
Usługi konkurentów w jednej chmurze
Choć serwery Google I Microsoft jeszcze nad Wisłą nie powstały, to PKO BP już od roku korzysta z niektórych usług Operatora Chmury Krajowej. W Chmurze Krajowej rozpoczyna właśnie pracę 11 tys. doradców klientów PKO BP. Bank ma w planach przeniesienie większości swoich kluczowych systemów do chmury, co ma dać po pierwsze oszczędności, a po drugie większą elastyczność m.in. w obsłudze klientów.
Bank część zasobów będzie utrzymywał w chmurze publicznej (np. w data centers Google czy Microsoftu) a część w chmurze prywatnej, czyli na ekskluzywnych serwerach należących do firmy.
Skąd to zamieszanie?
Cloud computing to nic nowego. Świadczenie usług cyfrowych zdalnie na serwerach dostawcy oprogramowania to stare sprawdzone rozwiązanie. Każdy, kto korzysta z poczty za pośrednictwem przeglądarki – czy to w Onecie, Wirtualnej Polsce, Google, czy Yahoo – korzysta z „chmury”.
Skąd więc całe zamieszanie? O ile użytkownicy indywidualni od dawna nie utrzymują własnych fizycznych serwerów – czyli komputerów, które trzymaliśmy w domu i które włączone przez 24 godziny na dobę obsługiwałyby nasze programy komputerowe – to firmy dopiero zaczynają się tam przenosić.
Specyficzna sytuacja, w której przeciętny Kowalski korzystał prywatnie z nowocześniejszych usług niż duża firma miała miejsce przez kilkanaście lat. W domu korzystaliśmy z Gmaila, a w pracy z topornego Outlooka. Użyteczność, niezawodność i pod wieloma względami bezpieczeństwo usługi Gmail, czy stosowanej powszechnie przez mniejsze firmy G Suite czy Office365, od dawna przewyższała systemy, z których korzystały duże korporacje. Dlaczego duże firmy tak długo trzymały się starych rozwiązań? Ze względów bezpieczeństwa i kontroli nad danymi.
Co to oznacza dla polskich firm?
Teraz chmura podbija firmy. Lockdown związany z pandemią zadziałał jako katalizator zmian. Komunikatory biznesowe i systemy do telekonferencji – jak Slack, Microsoft Teams czy Google Meet – okazały się niezbędne do zdalnej komunikacji. Firmy, które zdążyły przenieść swoje dane na zewnętrzne dyski zyskały sporą przewagę konkurencyjną. “Wynajmowanie” miejsca na serwerach w chmurze to znacznie bardziej wygodne rozwiązanie, niż kupowanie I sprzedawanie własnych serwerów do obsługi klientów, w zależności od zapotrzebowania. Podobnie jest np. z samochodami. Jeśli ktoś nie wie, czy będzie potrzebował w firmie jeden, czy pięć, to kupuje jeden, a cztery wynajmuje np. w car-sharingu.
Jednak myli się ten, kto podejrzewałby, że inwestycje Microsoftu i Google spowodowała pandemia. Tak duże operacje były prawdopodobnie przygotowywane wcześniej. Polska to świetne miejsce na data center. Centralne położenie w regionie, wykwalifikowani specjaliści i duży, dynamicznie rosnący lokalny popyt na usługi w chmurze – to silne argumenty na rzecz ulokowania infrastruktury do obsługi firm w chmurze właśnie tutaj.
Jak to wygląda w praktyce? Polska firma wykupuje określony transfer, obszar pamięci oraz usługi u jednego z tych gigantów i ich pomocą dostarcza swój produkt klientom, czy to poprzez sklep internetowy, czy też aplikację mobilną.
Aplikacje działające w chmurę można łatwo skalować. Oznacza to, że przedsiębiorca może uruchomić swoją aplikację na serwerach Amazona za niewielką kwotę, korzystając z ograniczonych zasobów. Za to w momencie, gdy jego produkt stanie się popularny, jak np. internetowe sklepy z żywnością w marcu, bez problemu może obsłużyć każdy ruch, oczywiście płacąc za to odpowiednią kwotę.
Inwestycje Google i Microsoft w data centers w Polsce sugerują, że konkurencja na rynku cloud computing zaostrza się. Nasze firmy jako klienci technologicznych gigantów powinny na tym skorzystać.
Co to oznacza dla konsumentów?
Jest też szansa, że strategia związania z Chmurą Krajową pozwoli polskim firmom i instytucjom zachować chociaż część cyfrowej autonomii, jednocześnie nie tracąc dostępu najnowszych technologii. Co z tego wynika dla indywidualnego użytkownika cyfrowych produktów?
Po pierwsze, jeśli chcesz korzystać z wygód związanych z technologią, bardzo trudno jest uciec przed dominacją największych graczy. Świat cyfrowy jest mocno zglobalizowany i tu obowiązuje zasada „zwycięzca bierze wszystko”. Wobec tego jako klient masz do wyboru dwie drogi – albo rezygnujesz z najnowocześniejszej technologii, albo wybierasz dostawcę usług, któremu ufasz.
Po drugie, wielkie, regionalne data centers w okolicy to najpewniej szybsze, bardziej przepustowe łącze, działające z mniejszym opóźnieniem. Gry sieciowe, serwisy wideo, usługi medyczne czy bankowe powinny stać się bardziej niezawodne, dostępne i tańsze.
Po trzecie, przetwarzanie danych na terytorium Polski powinno przełożyć się na większą innowacyjność polskich firm. Dojrzałe firmy zaczną działać efektywniej, oszczędzą na systemach informatycznych dzięki nowoczesnym zdalnym usługom.
Po czwarte, pozycja lokalnego lidera cloud computing może stać się katalizatorem kolejnych zmian. Kluczowe będzie tu polskie podejście do 5G. Piąta generacja sieci mobilnej stawia nas przed podobnym wyzwaniem, ale na jeszcze większą skalę. Rządy i firmy telekomunikacyjne na całym świecie stoją przed dylematem – czy wybrać skok technologiczny, czy bezpieczeństwo. Miejmy nadzieję, że doświadczenia z chmurą pomogą nam dokonać odpowiedniego wyboru.
Partnerzy i konkurenci
Region Google Cloud z centrum w Warszawie będzie działał na podobnych zasadach co pozostałe 23 centra na całym świecie. Problem w tym, że data centers technologicznych gigantów, które obecnie powstają we współpracy z lokalną polską spółką, w dłuższym terminie nie wydają się przewidywać partnerstwa.
Inicjatywa Chmury Krajowej jest bardzo potrzebna obydwu stronom rynku: polskim firmom, aby pomóc im w szybkiej cyfrowej transformacji do najnowocześniejszego środowiska, oraz dostawcą tych usług, którzy ścigają się, aby zyskać jak największe udziały w rynku. Pamiętajmy jednak, że każdy z dostawców chmury to monopolista na swoim polu – reklamy online, oprogramowania, czy e-commerce, sprawdzoną strategię opanowywania rynków w pełni chcą przenieść na kolejny obszar – chmury obliczeniowej. Wielkie inwestycje pomogą nam w modernizacji i polepszeniu konkurencyjności naszych firm, ale zagrożenie „cyfrową kolonizacją” przez globalnych monopolistów zostaje.
Chmura Krajowa to dobry sposób na przyspieszenie cyfrowej transformacji polskich przedsiębiorstw i wyszkolenie najbardziej rozchwytywanych specjalistów. To też dobry sposób na „rozegranie” koncernów, które gotowe są zainwestować ogromne kwoty, aby zbudować w Polsce przyczółek do podboju regionu.
Natomiast nie możemy się łudzić, że jesteśmy w stanie stworzyć własną, niezależną, narodową alternatywę dla usług Amazona, Google, Microsoftu czy Alibaby. W technologii globalizacja jest jeszcze bardziej bezwzględna niż w innych sektorach. Winner takes all. Koniec końców będziemy korzystać z chmury i usług chmurowych międzynarodowej korporacji. Jeśli polski rząd chce bronić danych obywateli i przedsiębiorstw, powinien w tym względzie nadal ściśle współpracować z Brukselą. Europa jest na tyle dużym rynkiem, że może sobie stawiać koncernom warunki, grozić karami za naruszenie zasad wolnego rynku czy prywatności danych osobowych. Możemy narzekać na to, że to przez biurokrację korzystamy z oprogramowania z USA i hardware’u z Chin, ale to jest fakt. W tej sytuacji unijne regulacje są naszym jedynym orężem.