Gdy zwracam uwagę młodej matce, że jej dwulatek nie powinien gapić się na bajki w smartfonie, podczas gdy ona robi zakupy w centrum handlowym, nazywa mnie histeryczką. Do koleżanki, której dziecko w wózku też trzyma w ręku telefon mówi: „Przecież nie byłabym w stanie zrobić normalnie zakupów, bo darłby się jak opętany”.
Obie mamy to moje przyjaciółki. Ja urodziłam dzieci wcześnie, one późno. Aby coś zrobić – posprzątać, porozmawiać ze znajomą, iść na shopping, wciskają dziecku do ręki telefon. Bajka, gierka, piosenka, skutecznie zamykają malcowi buzię. Zero płaczu, święty spokój, dopóki matka nie zabierze gadżetu. Dziwią się, że można wychować dzieci bez technologicznych „uciszaczy”.
– Uważam, że to niemożliwe – mówi Sylwia, mama ponad dwuletniego Damiana.
– Próbowałam naturalnie, przekonywałam, że mamusia teraz potrzebuje czasu na to czy na tamto. Nic z tego, wrzeszczał i domagał się uwagi. Skapitulowałam. Jak ty to zrobiłaś – pyta mnie?
– No właśnie – mówi druga koleżanka, mama 3-letniej Eli. – Nie wiem, jak poprzednie pokolenia ogarniały dzieci. Teraz wszystkie maluchy chcą oglądać bajki w telefonie, bo nie dadzą ci nic zrobić!
Instytucja wdzięczności
Nie było lekko. W latach 90. ubiegłego wieku, kiedy zostałam matką, dzieci też wrzeszczały i domagały się uwagi. Moje dzieci były mocno absorbujące i z trudem robiliśmy wspólnie zakupy. Istniała jednak całkiem sprawdzona instytucja pomocy sąsiedzko-przyjacielskiej. Gdy chciałam iść na zakupy, prosiłam, aby koleżanka, która ma dzieci posiedziała też z moimi. Odwdzięczałam się tym samym. Teraz mamy spotykają się w galeriach handlowych, więc nauczyły się radzić sobie inaczej. Tak, jak zatykają dziecko słodkim ciastkiem lub chipsami, tak samo spokój osiągają poprzez włączenie dziecku w telefonie czegoś, co zatrzyma jego uwagę na dłużej.
Niedawno jechałam z Torunia do Poznania. Całą drogę niespełna dwulatek trzymał w dłoniach smartfon swojej mamy i domagał się włączania mu wciąż tej samej bajki. Gdy wskakiwały reklamy, malec wpadał w szał. Pasażerowie też. Wszyscy dojechaliśmy do celu wykończeni. Dziecko padło wreszcie ze zmęczenia, dorośli, którzy ponad dwie godziny słuchali dźwięków z telefonu młodej mamy (no przecież nie założę tak małemu dziecku słuchawek!) dziękowali konduktorowi, że to już koniec podróży i pociąg nie miał opóźnienia.
– Bardzo często obserwuję małe dzieci, jeszcze w wózkach, które trzymają w dłoni smartfon czy tablet – przyznaje Magdalena Widłak-Langer, psycholożka, która też dostosowała się do nowoczesności i prowadzi, jeśli jest taka potrzeba, wirtualny gabinet psychologiczny.
– Dzieci najczęściej używają go do oglądania bajek czy teledysków. Z moich doświadczeń w pracy z rodzicami wynika, że decydują się na takie działanie najczęściej dla „świętego spokoju”. Drugim argumentem, który pada niesłychanie często jest ten, że „przecież dziecko chce” lub że teraz wszyscy rówieśnicy tak spędzają czas, nie chcemy, żeby nasze dziecko było wykluczone – tłumaczy Widłak-Langer.
To nic innego jak racjonalizacja. Dziecko „chce” dlatego, że obserwuje w swoim najbliższym otoczeniu to, że telefon, tablet czy komputer jest w częstym użyciu. Zatem poprzez modelowanie (nauka przez obserwację) uczy się, że jest to szalenie ciekawe urządzenie i też chce z niego korzystać. Dlatego zmiany trzeba zacząć od siebie – sobie ograniczyć czas spędzany przed ekranem, a potem uczyć tego dzieci, zarówno poprzez dawany przykład jak i rozmowy.
Do piątego roku życia bez telefonu
Argument, że „teraz wszyscy rówieśnicy tak spędzają czas, nie chcemy, żeby nasze dziecko było wykluczone” jest argumentem bardzo starym i dotyczy smartfonów, markowych ubrań, bywania w określonych miejscach i wielu innych spraw. Jednak jest to wybieranie drogi na skróty. To, że większość rówieśników dziecka coś robi, nie oznacza, że jest to wartościowe.
Psycholożka przytacza rekomendacje American Academy of Pediatrics, które wskazują, że dzieci w okresie życia do 24 miesięcy powinny mieć ograniczoną ekspozycję na ekrany urządzeń elektronicznych do minimum. W wieku od 2 do 5 lat ten czas ekspozycji powinien wynosić mniej niż godzinę na dobę.
– Moim zdaniem do piątego roku życie dziecko w ogóle nie potrzebuje korzystać z tych urządzeń, nie do biernego oglądania – tłumaczy Widłak-Langer.
– Zupełnie czymś innym będą video rozmowy np. z dziadkami. Jednak, jeśli szukamy rozrywki dla dziecka, znacznie lepiej będą sprawdzać się słuchowiska, podcasty, piosenki, wszystko to, co wymaga słuchania, a nie oglądania. Dzieci poniżej drugiego roku życia niemal w ogóle nie czerpią korzyści z czasu spędzanego przed ekranem. Zdecydowanie bardziej wartościowe jest obserwowanie otoczenia i wchodzenie z nim w interakcje. Dziecko w tym wieku szuka reagującego środowiska, emocjonalnego połączenia, odbierania sygnałów społecznych, a to wszystko nie dzieje się w kontakcie z bajką wyświetlaną na ekranie. Dlatego video rozmowa jest czymś zupełnie innym niż oglądanie bajek. Jest to znacznie bardziej angażująca forma i wiąże się z pozytywnym doświadczeniem w kontekście relacji z drugim człowiekiem – przekonuje Magdalena Widłak-Langer i pokazuje badania, z których wynika, że rodzicielska droga „na skróty” ma poważne konsekwencje.
Droga do problemów
Trudności, jakich doświadcza dziecko w związku z nadmiernym czasem spędzanym przed ekranem to w pierwszej kolejności problemy ze snem. Szczególnie po sesjach przed ekranem nie w ciągu dnia, zaburzone jest wówczas wydzielanie melatoniny, co zarówno u dzieci jak i u dorosłych wpływa na problem ze snem. Organizm wytwarza także więcej kortyzolu, który może zwiększać napięcia w ciele.
Brak snu, nawet tylko jednej godziny na dobę skutkuje ograniczeniem funkcji poznawczych, tzw. mgłą psychiczną, spadkiem koncentracji uwagi, problemami z pamięcią (np. niemożność przyswojenia nowych informacji lub zamiany pamięci krótkotrwałej na pamięć długotrwałą).
Problematyczne lub ryzykowne staje się podejmowanie decyzji, spadek poziomu energii, zmiany nastroju, odczuwanie silnego stresu, niepokoju, drażliwości, a w skrajnych przypadkach doświadczenie depresji. Pojawia się też krótkotrwałe pogorszenie wzroku i podrażnienie oczu. Zespół tzw. widzenia komputerowego dotyka 75% osób pracujących przy komputerach, ponieważ ludzie mrugają o 66% mniej, gdy patrzą na ekrany, co prowadzi do objawów suchości, zaczerwienienia i zmęczenia oczu. Często pojawiają się z tego powodu bóle głowy, niewyraźne widzenie czy nadwrażliwość na światło. Stąd już krok do długotrwałego uszkodzenia wzroku.
Więcej czasu spędzanego przed ekranem i mniej czasu spędzanego na zewnątrz, to sygnał do niepokoju. Badania przeprowadzone w 2013 roku pokazały, że uczniowie na Tajwanie potrzebowali 80 minut przerwy w ciągu dnia na świeżym powietrzu. W klasach, gdzie zastosowano tę zasadę, po roku zdiagnozowano krótkowzroczność u 8% uczniów. Natomiast w klasach, gdzie nie stosowano tej zasady, diagnoza krótkowzroczności dotyczyła 18% uczniów.
U dzieci rodzaj rozproszenia, wynikający ze spędzania czasu przed ekranem, powoduje, że są one znacznie mniej zaangażowane w relacje z innymi. Finalnie prowadzi to do spadku jakości życia społecznego dziecka, trudności w nawiązywaniu kontaktów, wchodzenia w interakcje, a długofalowym efektem może być nawet zatrzymanie rozwoju społecznego. Co bardzo ważne, czas spędzany przed ekranem w przypadku wczesnego dzieciństwa jest powiązany z trudnościami emocjonalnymi, rodzinnymi oraz społecznymi w dalszym toku życia.
– Prowadzi to do ograniczenia kompetencji emocjonalnych i społecznych (zamiast ich intensywnego rozwoju w tym okresie życia), co skutkuje utratą możliwości budowania kluczowych umiejętności rozwojowych – mówi psycholożka i dodaje, że chodzi o umiejętności przetrwania: słuchanie, ignorowanie czynników rozpraszających i używanie pozytywnej, otwartej komunikacji.
A także o umiejętności interpersonalne: dzielenie się, proszenie o pozwolenie na zmianę, dołączanie do aktywności. O umiejętność rozwiązywania problemów: proszenie o pomoc, przyjmowanie odpowiedzialności i konsekwencji, proponowanie rozwiązań czy umiejętności rozwiązywania konfliktów: umiejętność radzenia sobie z dokuczaniem, przegrywaniem, oskarżeniami i presją rówieśniczą.
Otyłość cyfrowa i fizyczna
Konsekwencją jest też przyrost masy ciała i cukrzyca. Z badań wynika, że jednym z głównych czynników przyczyniającym się do nadwagi czy otyłości u dzieci jak i dorosłych jest czas spędzany przed ekranem, ponieważ znacząco obniża on ilość czasu spędzanego na aktywności fizycznej. Zbyt długi czas spędzany przed ekranem, często wiąże się z siedzącym trybem życia, a także trudnościami ze snem. Wpływa to na ogólne zwiększenie apetytu, jak również zwiększa apetyt na tzw. śmieciowe jedzenie.
Wszystkie te czynniki są powiązane ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na cukrzycę. Co ważne, duża ilość czasu spędzanego przed ekranem to także większa ekspozycja na reklamy, a te często promują niezdrowy tryb życia. Ciągła ekspozycja na te obrazy wpływa na jakość zdrowia psychicznego, nawyki żywieniowe, decyzje konsumenckie, zachowania. Należy pamiętać, że przyrost masy ciała wiąże się również ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na choroby nowotworowe (szczególnie 12 typów nowotworów).
Nie spiesz się z tym smartfonem
Nie bagatelizujmy też pojawiającego się uzależnienia, które związane jest z większym wyrzutem dopaminy podczas korzystania z mediów społecznościowych, gier komputerowych itp. Uzależnienie to często prowadzi także do zaburzeń związanych ze snem, nauką czy relacjami. To właśnie robimy już małym dzieciom dla świętego spokoju, zamiast uczyć je, że nowoczesne technologie są dobre, jeśli potrafimy korzystać z nich z głową.
„Człowiek poznający świat za pomocą myszy komputerowej zastanawia się nad nim mniej dogłębnie niż wtedy, gdy pojmuje wszystkimi zmysłami, otaczającą go rzeczywistość […] Kto na temat wyuczonego materiału podyskutuje z dwiema realnymi osobami, zapamięta go lepiej, niż gdyby czatował z nimi za pośrednictwem monitora i klawiatury ” – pisze Manfred Spitzer w książce „Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci”.
Manfred Spitzer jest neurobiologiem i psychiatrą. Zachęca, aby smartfony, tablety i życie online stało się jak najpóźniej udziałem naszych dzieci. Rozsądny dorosły potrafi je kontrolować, ale dziecko nie ma pojęcia, że obcując ze światem online zbyt wcześnie doświadcza chronicznego stresu. Ten z kolei przeradza się w stres, który jest wynikiem braku kontroli nad własnym życiem. Prowadzi to nie tylko do osłabienia systemu immunologicznego, zakłóceń gospodarki hormonalnej, problemów z trawieniem, mięśniami, sercem i układem krążenia, lecz także jest przyczyną obumierania komórek nerwowych w mózgu.
Spitzer tłumaczy, że w mózgu zachodzi nieustanny proces tworzenia się nowych komórek, jednak w wyniku stresu jest on zakłócony i w hipokampie tych komórek pojawia się mniej. W związku z tym bilans przyrostu masy mózgowej jest ujemny, co wpływa negatywnie na pamięć i koncentrację. Pamiętajmy o tym, gdy sięgamy po smartfon w celach rozrywkowych. A zwłaszcza gdy podajemy go dziecku.