Programiści wciąż żyją jak pączki w maśle, ale rozwój platform low-code i no-code może wiele zmienić. Gartner szacuje, że do 2024 roku ponad 80 proc. produktów i usług cyfrowych będzie tworzonych przez osoby spoza branży IT. Czy low-code może wyprzeć programistów?
Citizen Developerzy (programiści obywatelscy) to pojęcie definiujące pracowników bez znajomości języka programowania lub znających tylko jego podstawy. Coraz częściej to właśnie oni zajmują się „składaniem” kodu z wcześniej opracowanych elementów. Narzędzia low-code i no-code, które umożliwiają tworzenie aplikacji w ten sposób, stopniowo rewolucjonizują branżę oprogramowania. Dzięki nim startupy oraz małe i średnie firmy, których nie stać na zatrudnienie programistów, mogą się szybciej digitalizować. Na tym trendzie korzysta jednak nie tylko mały biznes. Duże korporacje, wykorzystując platformy ułatwiające programowanie, tworzą aplikacje szybciej i taniej. A to z kolei napędza tempo cyfryzacji i automatyzacji ich wewnętrznych procesów, przyspiesza budowanie złożonych aplikacji oraz minimalizuje ludzkie błędy.
Programowanie bez programistów
Są firmy, w których platformy low- i no-code już dziś są normą. „Raport o stanie low-code 2022” przygotowany przez firmę Mendix powstał na bazie analizy sektora usług finansowych, ubezpieczeń, handlu detalicznego, sektora publicznego i produkcyjnego we Francji, Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii i USA. Wynika z niego, że w 2021 roku aż trzy na cztery (77 proc.) spośród ankietowanych firm wykorzystywały platformy niskokodowe. Dziś mało która z tych organizacji z low- i no-code nie korzysta – aż 94 proc. zadeklarowało, że to robi.
Super pensja, prestiż i wypalenie zawodowe. Mroczna strona IT
Tak wysoki wynik nie dotyczy co prawda całego rynku, ale określonych krajów i branż, niemniej duża dynamika wzrostu oraz powszechność wykorzystywania platform no-code czy low-code oznacza, że firmy zaczynają traktować je jako podstawę swojej cyfrowej transformacji.
– Dziś każdy menadżer myślący o przyszłości firmy powinien wziąć pod uwagę korzystanie z uproszczonego kodowania do tworzenia nowych aplikacji. Prawda jest taka, że organizacje potrzebują szybkiej cyfryzacji i automatyzacji, nie tylko w kontekście rozwoju firmy, ale także coraz bardziej wymagającego otoczenia rynkowego. I same wiedzą najlepiej czego potrzebują. Praca zdalna, zakłócenia w łańcuchach dostaw, inflacja, zmiany strategii zakupowych konsumentów – to dziś główne wyzwania, z którymi zmierzenie się świetnie wspomagają technologie. Platformy niskokodowe pozwalają szybko zaspokoić zapotrzebowanie organizacji na aplikacje automatyzujące ich procesy wewnętrzne czy współpracę z klientami – tłumaczy Grzegorz Dembicki, Business Development Director z Sagra Technology, firmy tworzącej rozwiązania IT dla sektora handlowego.
Niezależność i większa elastyczność
Niezadowolenie z linijek kodu może okazać się sporym problemem dla firmy. Konieczność wdrożenia poprawek lub stworzenie produktu całkowicie od nowa zajmuje dodatkowy czas oraz generuje koszty. Narzędzia upraszczające kodowanie dają organizacji większą autonomię i elastyczność, zarówno w tworzeniu rozwiązań dopasowanych do potrzeb klientów, jak i późniejszym skalowaniu aplikacji. To nowe, pragmatyczne podejście do cyfryzacji jest tańsze i bardziej skuteczne, a sprawdza się zwłaszcza w przypadku schematycznych procesów.
– Wykorzystanie platform niskokodowych może okazać się dla firmy bardzo praktyczne. Rozwiązania mogą być tworzone na bazie istniejących już w firmie technologii, przy zachowaniu jednego standardu automatyzacji procesów, zarządzanych przez określony system, np. ERP. Aplikacje stworzone dzięki platformom niskokodowym pomagają zautomatyzować obszary, które dotychczas wydawały się niemożliwe do digitalizacji. W Boldare znaleźliśmy zastosowanie dla działań niskokodowych i planujemy ich wykorzystanie w projektach komercyjnych jeszcze w tym roku – tłumaczy Mateusz Rosiek, Delivery Strategist z firmy Boldare, specjalizującej się w projektowaniu i budowaniu produktów cyfrowych. Ekspert dodaje: – Platformy niskokodowe umożliwiają również prototypowanie nowych narzędzi lub procesów. To świetna szansa na przetestowanie rozwiązania przed dokonaniem kosztownych inwestycji w coś niestandardowego.
Nie dla sektorów regulowanych
Eksperci mówią jednak jasno: coś, co jest do wszystkiego, jest do niczego i to samo dotyczy programowania no-code i low-code. To świetne narzędzia, ale do określonych zastosowań – przekonują.
– Platformy niskokodowe oferują łatwe stworzenie kodu, ale wyłącznie dla określonego rodzaju aplikacji. Jeśli zapotrzebowanie dotyczy bardziej skomplikowanego rozwiązania, w którym gotowe szablony kodu nie wystarczą, i tak potrzebne będzie wsparcie profesjonalnego programisty. Warto zaznaczyć, że osoby, które tworzą aplikacje bez kodu, muszą mieć naprawdę solidną wiedzę na temat wymagań, jakie docelowe rozwiązania mają spełnić. Do zbudowania aplikacji, która odpowie na realne oczekiwania użytkowników, nie wystarczy ogólny pomysł, potrzebna jest praktyczna wiedza programistyczna i doświadczenie – wyjaśnia Mateusz Rosiek.
Technologie low- i no-code mogą nie być najlepszym wyjściem przy tworzeniu zaawansowanych aplikacji w branżach, które podlegają szczegółowym regulacjom prawnym, jak finanse czy opieka zdrowotna. Platformy niskokodowe mogą również nie spełnić wysokich wymagań dotyczących niestandardowych funkcji lub bezpieczeństwa, o które firmy są zmuszone dbać coraz bardziej. Jednak mogą one z powodzeniem pomagać w generowaniu aplikacji wspierających prostsze, mniej wymagające procesy.
Czy low-code wyprze programistów?
Dziś programiści są rozchwytywani, a zapotrzebowanie na aplikacje sięga zenitu. Mimo globalnego kryzysu, widma rosnącej inflacji i sporej niepewności, biznes wciąż zwiększa wydatki na technologie. Według banku inwestycyjnego Morgan&Stanley, firmy w warunkach doskwierającej inflacji, próbując utrzymać lub zwiększyć marże, będą inwestować w IT w celu obniżenia kosztów i zwiększenia produktywności. Ograniczenia związane z dostępnością profesjonalistów oraz korzyści płynące z zastosowania platform niskokodowych mogą spowodować, że sięganie po technologie low-code stanie się standardem dla nowoczesnych biznesów.
– Technologiczna świadomość pracowników „spoza IT” jest coraz większa. Szczególnie dla tych najmłodszych wykorzystanie platform ułatwiających programowanie już dziś jest czymś oczywistym. Moim zdaniem platformy niskokodowe w przyszłości staną się podstawowym narzędziem w cyfrowej transformacji. Bardziej zaawansowane, skomplikowane przypadki będą wymagały pracy programistów, firmy będą więc równolegle korzystały zarówno z low-code jak i developerów, którzy wbrew pozorom, wcale nie będą mieli mniej pracy – podsumowuje Grzegorz Dembicki z Sagra Technology.
To naturalny proces. Szczebelek po szczebelku. Kiedy zaczynałem pisanie, kod tworzyło się w Asssemblerze. Później w Assemblerze powstały efektywne języki wyższego poziomu. Dzięki tym językom, później okienka łatwiej rysowało się samemu, bazy danych i ich indeksy zapisywało się na dysku ręcznie, bajt po bajcie. Później powstały uniwersalne biblioteki, dzięki którym okienka rysowały się już same, powstały bazy DBase, później SQL, ale nadal trzeba było ręcznie pisać procedury sortujące drzewa binarnego, czy maszyny szyfrujące. Później pojawiły się biblioteki, dzięki którym nie musimy znać dogłębnie zasady działania algorytmów sortujących, i są fajne biblioteki do szyfrowania. I tak w koło macieju od ponad 30-tu lat… Szczebelek po szczebelku… Za każdym razem wchodzimy na wyższy poziom (zwany w artykule programowaniem low-level) ktoś mówi, że to już koniec. Nieprawda!
Zawsze są potrzebni programiści od niskiego, głębokiego kodu, żeby wspiąć się na kolejny schodek. Zawsze do stworzenia gry 3D będzie potrzebny programista, który napisze niski i skomplikowany kod silnika Unreal. Tak to działa i działać będzie.
Z narzędzi low-code korzystają teraz użytkownicy a nie programiści, tzw. „script-kiddies” nazywający się „programistami”. I dobrze, bo na tym polega rozwój technologii. Na zdrowie! 😉