Jeżeli zdarzyło Wam się kiedyś, że coś Wam niepokojąco krążyło nad głową i było dużo większe, niż mucha, a co gorsza – robiło Wam zdjęcia, gdy opalacie się nago na balkonie, to… i tak nie macie najgorzej, bo przecież historia dronów zaczęła się od tego, że były wykorzystywanymi przez służby specjalne śmiercionośnymi narzędziami. Dziś spektrum ich zastosowań jest już znacznie szersze, a w przyszłości będą stałym elementem naszej codzienności. A co ważne: drony to nasza duma i chluba.
Drony – inaczej nazywane UAV, „Unmanned aerial vehicles”- to dziś miliardowy biznes i coraz częściej również narzędzie rozrywki. W ostatnich latach zyskały one sporą popularność. Brzęczenie drona jest tak upierdliwe, jak brzęczenie bąka, którego raczej nie da się zignorować – stąd też drony wzięły swoją nazwę.
W 18-wiecznej Anglii słowo „drone” miało dwa powiązane ze sobą znaczenia. Z jednej strony opisywało ono monotonny, stały dźwięk. Z drugiej zaś strony oznaczało samca pszczoły (truteń albo bąk), który nie robi kompletnie nic, nie zbiera miodu, nie broni gniazda. Jego jedynym zadaniem jest kopulacja z królową, podczas gdy ta haruje jak wół. Samce ukazują w tym przypadku obraz nieświadomej i napędzanej automatycznie egzystencji i – jako, że dronami również musi ktoś sterować, a nie mają własnej świadomości – zostały dziedzicami tej jakże godnej nazwy – „bąki”.
Przyda się, czy się nie przyda?
Filmowanie, inspekcje, monitorowanie środowiska, fotografia i publicystyka są zadaniami, do których wykorzystujemy drony. Są poręczne, dotrą tam, gdzie my nie jesteśmy w stanie dotrzeć i mogą wyręczyć nas w wielu zadaniach. Ale te bzyczące maszyny mają i drugie oblicze. Pewnego razu bezzałogowiec został złapany w Meksyku na transportowaniu metamfetaminy i nawet nic by się nie wydało, gdyby się nie rozbił. A wojskowe drony szeroko stosowane w różnego rodzaju akcjach zbrojnych nie mają na pewno w sobie nic z niewinności.
Inżynierowie cały czas pracują nad usprawnianiem dronów. Wśród producentów jednym z bardziej znanych jest Google i jego maszyna – Wing. Wing został zaprojektowany w szczególności z myślą o dostawach powietrznych. Np. w Australii możecie zamówić świeżutką kawę z dostawą dronową.
Dzięki rozwojowi technologii drony już wkrótce nie tylko będą dostarczać kawę, ale również tak ważne przesyłki, jak organy czy krew. Pomogą himalaistom wyjść z burzy śnieżnej na Mount Everest lub znajdą tych, którzy przepadli w szczelinie. Być może będą takie, które zastąpią fotografów lub ochotników pilnujących zwierząt pod ochroną.
Jednak tak naprawdę pierwsze à la drony powstawały już ponad 100 lat temu i nie miały być kolejnym prezentem na komunię, ale morderczą maszyną.
Drony: ich historię wytyczyły wojny
Swój początek drony, tak jak większość wynalazków, zawdzięczają wojnie i potrzebie innowacyjnej artylerii, która pozwoliłaby odnieść zwycięstwo nad wrogiem. W 1915 r. po raz pierwszy wykorzystano samolot w celach militarnych i to była pierwsza inspiracja do tego, co znamy dzisiaj jako UAV. Pod koniec I Wojny Światowej amerykańska armia zaczęła pracować nad nowym projektem zwanym „Aerial torpedo”. Były to małe bezzałogowe samoloty, które miały działać jak Boski Wiatr – czyli kamikaze.
Na szczęście wojna się zakończyła, zanim amerykański rząd zdążył ich użyć. Wtedy nie tylko odkryto zastosowanie dla bezzałogowego samolotu, ale również w 1915 r. francuska armia wykorzystała swoje samoloty do zrobienia zdjęć i wyprodukowania mapy, dzięki której wiedziała, gdzie znajdują się niemieckie wojska.
W 1939 r., czyli na początku kolejnej wojny światowej, amerykanom udało się skonstruować pierwszy, zdalnie sterowany aparat latający zwany OQ-2. W ramach ciekawostki dodam, że zanim Norma Jeane stała się Marilyn Monroe i została obiektem męskich westchnień, pracowała w fabryce w Colorado, gdzie produkowano OQ-2 dla armii.
Kolejnym dużym przełomem w rozbudowie dronów była wojna Jom Kipur – konflikt izraelsko-arabski z 1973 r. Izraelowi udało się wówczas stworzyć Mastiffa oraz IAI Scout, kolejne aparaty latające, które jako pierwsze wyglądem, bo na pewno nie wymiarami, przypominały niektóre z dzisiejszych dronów.
W 1986 r. powstał izraelsko-amerykański projekt RQ-2 Pioneer wykorzystywany do wyszukiwania celów do zaatakowania. Mniej więcej w tym samym czasie Abraham Karem – izraelski pionier inżynierii – skonstruował w swoim garażu w Los Angeles podobny prototyp zwany GNAT – 750.
W 1990 r. prywatne amerykańskie przedsiębiorstwo General Atomics kupiło projekt Abrahama Karema, by później w 1994 r., w ramach kontraktu z Pentagonem, zaprojektować na nowo GNAT 750.
Miał być szybszy, mocniejszy, bardziej dynamiczny i oczywiście cichszy. I tak narodził się pierwszy z Predatorów. W 2000 r. został on wykorzystany przez CIA by wytropić Osamę Bin Ladena. Na samym początku dostał tylko kamery, zaś kilka miesięcy później był już w pełni uzbrojonym i wyposażonym w bomby dronem.
Jednak z czasem ten wykorzystywany na terenach arabskich dron militarny zmienił się na potrzeby konsumenta w modny, cywilny gadżet.
Jak ukraść komuś drona?
Większość dronów dostępnych na rynku posiada lokalizator GPS, co umożliwia ich lokalizowanie. Mają również kamerę, która może służyć do robienia zdjęć albo do analizy położenia drona na podstawie odczytu otoczenia oraz przesyłania obrazu do „centrum dowodzenia”.
Sterowanie UAV jest dziś możliwe nawet za pomocą zwykłego smartfona, wystarczy ściągnąć odpowiednią aplikację z Google Play albo App Store. Kalibrujemy urządzenie i jesteśmy gotowi do startu. Gorzej, jeżeli nasza kochana zabawka zostanie przejęta. Jonathan Andersson ekspert ds. bezpieczeństwa, zademonstrował Icarusa – maszynę, która ułatwi każdemu hakerowi wylądowanie naszym dronem w jego ogródku.
System działa bardzo prosto. Przy wykorzystaniu SDR (programowalnego radia) wystarczy, że dostroimy się do częstotliwości, jakiej dron używa do komunikacji z oryginalnym padem i w ten sposób oryginalny sterownik staje się bezużyteczny.
Drony jako urządzenia sterowane zdalnie, mogą się poruszać w obszarze do 50 km, a te bardziej zaawansowane aż do 700 km. O ile nic nie zaatakuje drona po drodze, to jesteśmy w stanie dolecieć nim np. z Warszawy aż do czeskiej Pragi. Niestety, orły to nie są jedyne przeszkody na tej drodze. Każde państwo narzuca swoje regulacje w poruszaniu się dronami.
Np. w Polsce loty rekreacyjne mogą odbywać się beż żadnego świadectwa kwalifikacji, przy czym nasz dron musi znajdować się w zasięgu wzroku i na otwartej przestrzeni. Co się tyczy lotów profesjonalnych, czyli zarobkowych lub komercjalnych, musimy posiadać licencję oraz obowiązkowe wyposażenie.
Oczywiście dronami nie można wkroczyć w strefę powietrzną lotniska, instytucji wojskowych, a nawet do centrów miast. Drona powinniśmy też zarejestrować w aplikacji droneradar.
Polskie drony wojskowe: nasza duma i chluba
Nna tle historycznym USA i Izrael są pionierami tej technologii, jednak nie tylko tam możemy dostać drony wyposażone w najnowsze rozwiązania. Polska również zaczęła wchodzić w ten biznes. Jednym z polskich dronów, którym warto się przyjrzeć, jest Prometheus. Waży on poniżej 20 kg, jego rozpiętość to 190 cm, a sam może zabrać ładunek równy 5 kg. Może pracować aż do 5 godzin, co pozwala na pokonanie dystansu 200 km.
Jest napędzany układem hybrydowym, w którym znajdziemy 6 silników elektrycznych i niezależny generator energii elektrycznej o mocy 4kW. Ma laserowe czujniki do omijania przeszkód, może pracować w deszczu, śniegu i temperaturze od -20 stopni C do +50 stopni C, do tego jest wyposażony w AI, a dla profesjonalistów pracujących w energetyce – w miotacz ognia. Jego najbardziej wypasiona wersja ma kosztować 300.000 zł.
Innym polskim i coraz bardziej znanym projektem jest Warmate, czyli – po polsku – „towarzysz broni”. Stworzony przez WB Group jest rozchwytywany i zamawiany przez wszystkie armie świata. 100 sztuk trafiło do Polskich Sił Zbrojnych. A co go wyróżnia? Według Tomasza Badowskiego z EB Group jest to integracja dwóch funkcji – rozeznania i zdolności niszczenia celów. Daje użytkownikowi możliwość szybkiej i pełnej identyfikacji zagrożeń, a następnie – w razie potrzeby – ich zniszczenia.
System pozwala także w każdym momencie odwołać misję i zniszczyć głowicę w powietrzu. Stanowi on alternatywę dla PPK-przeciwpancernych pocisków kierowanych, pozwalającą na wykrycie i obserwację celu aż do 70 minut.
Wkrótce doczekamy się pierwszej… dronostrady?
W Polsce niedługo będziemy mogli być również świadkami dowożenia przez drony krwi czy organów. Pomysłodawcą jest firma Spartaqs a ich dron Hermes V8MT będzie kursował między bankiem krwi a Instytutem Kardiologii w Warszawie. Jednak to niejedyne zadanie w którym może być pomocny. V8MT jest wyposażony w georadar, który jest w stanie wykryć ładunki na polu minowym, również te, stworzone z plastiku lub szkła.
Czytaj więcej: Nowy sprzęt ratowników – dron ratujący życie nad morzem
Spartaqs wyprzeda swoją konkurencję o parę dużych kroków. Chce zorganizować jako pierwszy lot transgraniczny z Katowic aż do czeskiego dystrybutora. Dron dowiezie umowę do popisania i wróci nią do kraju. Oprócz tego firma chce otworzyć dronstradę, czyli dronową autostradę, dzięki temu będą w stanie transportować towary szybko i na duże odległości.
Drony za pięć lat „zarobią” dla nas 576 mld zł?
Drony, które dzisiaj możemy dostać w sklepie, różnią się trochę od pierworodnych projektów. Ich pozycja na rynku wzrasta i oprócz zastosowań militarnych trafiły również w obszar innowacji technologicznych. Według Ministerstwa Infrastruktury i Polskiego Instytutu Ekonomicznego wartość rynku dronów do 2026 r. wyniesie 3,26 mld zł, natomiast korzyści pośrednie, jakie przyniesie integracja dronów i gospodarki mogą wynieść nawet 576 mld zł.
Natomiast według przewidywań IDC (International Data Corporation) suma wydatków globalnych na drony w 2020 r. wyniesie 16,3 bilionów USD. Oprócz tego, w oparciu o szacunki ekspertów do 2025 r. nad głowami Polaków będzie latać nawet 400.000 bezzałogowców.
Jakie drony są w polskich sklepach? Dostaniemy wszystko, co sobie tylko wymarzymy. Wybór jest olbrzymi i możemy kupić czego dusza zapragnie, od maszyn mniejszych od naszej dłoni, aż do rozmiaru małego wahadłowca. Jeżeli wolicie tylko się pobawić istnieją wersje budżetowe już za 90 zł (te raczej nie posiadają GPS). Najtańszą wersję drona z GPS, wyprodukowaną przez CSJ, dostaniemy już za 350 zł. Dla najbardziej wymagających i rozrzutnych istnieje model za niewielkie 260.000 USD. W 2019 r. Intel, we współpracy z NFL, wykorzystał drony do stworzenia świetlnego widowiska podczas Super Bowl.
Zdjęcie z okładki: Skitterphoto i Pexels. Pozostałe zdjęcia ze stron producentów oraz Marilyn Monroe.