Mówi się, że nie warto bać się własnego cienia, bo zawsze może spaść nam na głowę przysłowiowa cegła. Jadąc do pracy czy robiąc zakupy możemy znaleźć się w niewłaściwym miejscu i czasie i tym samym stać się świadkiem lub ofiarą przestępstwa czy niebezpiecznego zdarzenia. Z takim myśleniem nie zgadzają się twórcy Citizen – aplikacji, która powiadamia i pozwala zaraportować przestępstwo i zagrożenia w okolicy. Czy warto codziennie przyprawiać się o gęsią skórkę, a może lepiej żyć w nieświadomości, zgodnie z zasadą – im mniej wiesz, tym lepiej śpisz?
Późna jesień 2017 roku. Setki uczniów popularnej na Manhattanie szkoły wsiadały do autobusów, by po dniu pełnym nauki wrócić do domu. Gdy ruszali dyrektorka Abby Brody otrzymała niepokojącą wiadomość, która prawdopodobnie ocaliła im życie. Aplikacja Citizen wysłała kobiecie powiadomienie o groźnym wypadku drogowym. Okazał się on później śmiertelnym atakiem terrorystycznym, w wyniku którego zginęło osiem osób.
„Wyskoczyłam przed autobusy i je zatrzymałam. Już wyjeżdżali. Gdybym poczekała na więcej informacji od zespołu bezpieczeństwa albo lokalnej policji dzieci trafiłyby w sam środek tych wydarzeń [tłum. własne]” – mówiła w rozmowie z Bloomberg dyrektorka szkoły.
Aplikacja Citizen od kuchni
Citizen to mobilna aplikacja, która – według jej twórców – pozwala uniknąć wszelkich zagrożeń w najbliższej okolicy. Szacuje się, że korzysta z niej około miliona użytkowników.
Schemat działania jest prosty. Wykwalifikowani pracownicy ze wsparciem sztucznej inteligencji monitorują policyjne fale radiowe, a następnie umieszczają informacje o zagrożeniach w aplikacji.
Każdy, kto znajduje się w promieniu jednej mili od niebezpiecznego zdarzenia dostaje od aplikacji powiadomienie. Użytkownicy mogą dodawać komentarze, a gdy są świadkami wydarzenia – umieszczać zdjęcia i prowadzić transmisje wideo w czasie rzeczywistym
źródło: The New York Times
Gdy użytkownik znajduje się w bezpośredniej bliskości niebezpiecznego zdarzenia niekiedy sam jest przez aplikację zachęcany do tego, by znaleźć się w centrum wydarzeń i je raportować. To według krytyków Citizen zupełnie niepotrzebne narażanie się na niebezpieczeństwo.
Korzystający z aplikacji nie mogą liczyć na lajki i rankingi klasyfikujące ich według stopnia aktywności. Można by było więc ulec złudnemu wrażeniu, że między użytkownikami nie występuje rywalizacja. Tak jednak nie jest i nie brakuje tych, którym Citizen zawróciło w głowach.
Ryzykowne hobby
Jedną z takich osób jest pochodzący z Nowego Jorku mężczyzna posługujący się pseudonimem BoyWonder. Ma na swoim koncie 675 transmisji niebezpiecznych wydarzeń. Trudno mieć takiego pecha, by praktycznie na każdym kroku trafiać na jakieś zagrożenie. Korzystanie z aplikacji jest więc zapewne dla mężczyzny hobby, jednym z najgroźniejszych na jakie mógł się zdecydować.
To kilka powiadomień zebranych w nowojorskiej wersji aplikacji:
- NAPAD Z BRONIĄ NA STACJI METRA;
- ONANIZUJĄCY SIĘ MĘŻCZYZNA W PARKU;
- PORACHUNKI GANGSTERSKIE NA SKRZYŻOWANIU.
Każdy, komu życie miłe, po utrzymaniu tego typu powiadomienia zaryglowałby drzwi do domu, ukrył się w sklepie albo przynajmniej poszedł w drugą stronę. Są jednak tacy, u których ciekawość zwycięża i z własnej nieprzymuszonej woli trafiają w sam środek niebezpiecznych zdarzeń.
Choć nie ma statystyk na temat tego, jak wiele użytkowników aplikacji – wskutek jej korzystania – zostało dotkliwie pobitych czy zranionych, amerykańscy policjanci przyznają, że takich sytuacji nie brakuje.
Jak mówi emerytowany policjant nowojorskiej policji Joe Giacalone, obywatele są kompletnie nieprzygotowani do tego, by dać sobie radę podczas napadu z bronią czy bójki. Przez zgubną ciekawość i przecenianie swoich możliwości często sami stają się ofiarami.
Co na ten temat mają do powiedzenia twórcy aplikacji? Zdają sobie sprawę z tego problemu i deklarują blokowanie użytkowników, którzy bez potrzeby narażają się na niebezpieczeństwo.
Samozwańczy stróże prawa: utrudniają dojazd i sami próbują wymierzać sprawiedliwość
Problemem są też samozwańczy stróże prawa. Docierają na miejsce zdarzenia przed służbami i samodzielnie próbują wymierzać sprawiedliwość.
Policjanci przyznają także, że sama obecność cywilów na miejscu zdarzenia bardzo utrudnia im pracę. Zdarza się, że użytkownicy blokują im drogę wjazdu lub niepotrzebnie angażują się w zatrzymanie przestępców mimo obecności służb na miejscu.
W amerykańskich mediach nie brak także przykładów, w których przestępcy, widząc użytkowników aplikacji, uciekali z miejsca zdarzenia, często jeszcze przed przyjazdem policji. Bandyci obawiali się uwiecznienia na materiałach, na podstawie których można byłoby ich później zidentyfikować. To zdaniem policjantów kolejny przykład utrudniania ich pracy. Być może bez obecności użytkowników służby miałyby więcej czasu na to, by zatrzymać sprawców przestępstw.
źródło: The New York Times
Są jednak sytuacje, w których aplikacja okazuje się dla służb pomocna. Do korzystania z Citizen przyznają się między innymi strażacy z Los Angeles. Gdy tylko jest na to czas, przed wyjazdem z remizy oglądają dokumentację z miejsca zdarzenia.
To pomaga im jak najlepiej przygotować się do starcia z żywiołem. Widząc przed przyjazdem rzeczywistą skalę pożaru mogą skuteczniej zarządzać własnymi zasobami i wysłać na miejsce jedynie niezbędny sprzęt.
Przegrany wyścig w szybkości przekazywania w informacji
Z materiałów umieszczanych w aplikacji chętnie korzystają też media. W starciu z aplikacją nie mają szans w szybkości przekazywania informacji. Jak sprawdzili dziennikarze CNN, powiadomienia o niebezpiecznych zdarzeniach pojawiają się w aplikacji zazwyczaj 10-20 minut wcześniej niż w na Twitterze czy wydaniach lokalnych wiadomości.
Co ciekawe, aplikacja Citizen nie tylko ułatwia pracę dziennikarzom, ale pozwala zoptymalizować koszty wielu redakcji. Wysłanie na miejsce zdarzenia reportera zajmuje czas, generuje koszty związane z dojazdem i może okazać się zupełnie niepotrzebne, gdy po przybyciu będzie już po wszystkim.
Media chętnie korzystają z materiałów i transmisji na żywo z aplikacji. Można wykorzystywać je w celach komercyjnych całkowicie bezpłatnie. Minusem jest tylko pojawiający się po ściągnięciu materiału znak wodny z nazwą aplikacji.
Jak nie zarabia się na strachu
Czas na wielkie zaskoczenie. Od momentu powstania w 2017 aplikacja nie zarobiła nawet jednego centa. Funkcjonowanie aplikacji opłaca dwunastu inwestorów. To między innymi spółka Goodwater Capital, która w czasach koronawirusa zasiliła konta twórców Citizen kwotą 20 milionów dolarów.
Brak jakichkolwiek przychodów może dziwić, bo aplikacja ma potencjał, by stać się prawdziwą żyłą złota. Za wspomniane wcześniej udostępnianie bezpłatne materiały można by było pobierać opłaty, szczególnie wtedy, gdy komercyjnie wykorzystują je zarabiające miliony korporacje medialne. W Citizen nie trafimy też na żadne reklamy, które zapewniłyby stałe dochody.
Jednak jeszcze w tym roku twórcy aplikacji zamierzają zacząć na niej porządnie zarabiać. W planach jest wprowadzenie dobrowolnych subskrypcji, po wybraniu których użytkownik zyskałby dostęp do niedostępnych dla innych funkcji. Co dokładnie jest w planach? To na razie Citizen utrzymuje w tajemnicy.
Ostrzeżenia o przestępcach i zagrożeniach w polskim wydaniu
Każdy, kto podczas czytania tego artykułu próbował w Google Play czy App Storze znaleźć Citizen srogo się rozczaruje – aplikacja jest dostępna wyłącznie dla amerykańskich użytkowników. W Polsce mamy jednak kilka rozwiązań, które w sposobie działania przypominają w pewnym sensie omawianą aplikację.
Jednym z nich jest dostępny w internecie Krajowa Mapa Zagrożeń Bezpieczeństwa (KMZB). To wprowadzona przez policję strona, na której sprawdzimy, gdzie w naszej okolicy dochodzi do libacji alkoholowych, zażywania narkotyków czy wypadków drogowych. Użytkownicy mogą też sami poinformować służby, jeśli w ich okolicy dzieje się coś wartego interwencji.
Sprawdzałem na własnej skórze, to rzeczywiście działa. W drodze do pracy zauważyłem leżący na poboczu znak i dodałem tę informację do mapy KMZB. Jeszcze tego samego dnia służby postawiły go na miejscu.
ProtegoSafe – rządowa aplikacja do identyfikacji zagrożenia zarażeniem koronawirusem ( piszemy o technologii pandemii w innych artykułach) ale o tej aplikacji nie będziemy pisać. Wszystko już zostało chyba powiedziane na jej temat.
Coraz popularniejszy jest też wprowadzony przez Ministerstwo Sprawiedliwości internetowy Rejestr sprawców przemocy na tle seksualnym. Od momentu wprowadzenia w 2017 roku serwis odwiedzono cztery miliony razy [stan na: 19.08.2020].
Przeciwnicy rejestru przekonują, że stygmatyzuje on i utrudnia resocjalizację przestępców. Mimo kontrowersji strona z Rejestrem Sprawców okaże się niezwykle pomocna, gdy będziemy kogoś zatrudniać lub angażować w opiekę nad dziećmi.
I to chyba jeden z niewielu powodów, dla których można byłoby się zainteresować się takimi rozwiązaniami. Trudno nie ulec wrażeniu, że gdyby aplikację Citizen wprowadzono w Polsce wielu z nas zaczęłoby bać się własnego cienia i zaczęło żyć w ciągłym poczuciu zagrożenia.
Odnośnie „W drodze do pracy zauważyłem leżący na poboczu znak i dodałem tę informację do mapy KMZB. Jeszcze tego samego dnia służby postawiły go na miejscu.” to w Warszawie funkcjonuje Miejskie Centrum Kontaktu Urzędu m.st. Warszawy, zarówno jako bezpłatna aplikacja Warszawa 19115, pozwalająca przekazać zgłoszenie, jak też w formie telefonicznej pod tym numerem. Można zgłosić problem lub pomysł na usprawnienie funkcjonowania miasta. Można też otrzymywać powiadomienia o zagrożeniach czy utrudnieniach w wybranych przez siebie lokalizacjach (dzielnice). Sprawdziłem, też szybko reagują.