Premier Mateusz Morawiecki poinformował o częściowym zamknięciu galerii handlowych. To już drugi raz w tym roku. Właściciele galerii narzekają, że grozi im bankructwo i zapewniają, że potrafiliby utrzymać bezpieczeństwo epidemiczne oraz zabezpieczyć klientów przed wirusem. Które nowe technologie mogłyby im w tym pomóc i utrzymać galerie otwarte, ograniczając straty w gospodarce?
Najpierw zostały zamknięte restauracje i siłownie (oraz kluby fitness), teraz staje cała kultura (kina, teatry, muzea), reszta szkół i częściowo galerie handlowe (czynne będą tylko sklepy spożywcze, apteki i punkty usługowe oraz sklepy z materiałami budowlanymi i kioski z gazetami, ale kto do nich przyjdzie?).
To kolejna tura lockdownu na raty, który ma zwalczyć jesienną falę epidemii Covid-19. Pierwsza fala spowodowała zamknięcie galerii handlowych w kwietniu i trwało to półtora miesiąca. Teraz galerie mają być zamknięte do końca listopada.
Czy trzeba zamykać galerie handlowe? A może wystarczyłoby wprowadzić tam więcej technologii?
Tak samo, jak kilka miesięcy temu, ograniczona ma być również liczba klientów, którzy mogą przebywać w danym markecie jednocześnie: sklepy o powierzchni do 100m2 mogą przyjąć 1 osobę na każde 10m2, a te powyżej 100m2 – 1 osobę na każde 15m2.
Niewykluczone, że nie ma już innego wyjścia. W tym tekście Maciek Samcik podsumowuje stan gry jeśli chodzi o walkę z pandemią i zastanawia się nad tym, czy lockdown rzeczywiście jest konieczny. Straty dla gospodarki będą gigantyczne, państwo ma już coraz mniej pieniędzy na pomoc przedsiębiorcom, ale… wygląda na to, że liczba realnie zakażonych jest gigantyczna, zaś wskaźnik rozpowszechniania wirusa – znacznie powyżej 1. A miejsca w szpitalach już się skończyły (rezerwy lekarzy chyba też).
Czy naprawdę musimy z epidemią walczyć tak, jak w XIX wieku, izolowaniem ludzi od siebie? Mamy przecież 2020 r. i erę nowych technologii, które mogłyby wspomagać utrzymywanie dystansu między ludźmi, zachowując jednak galerie handlowe i sklepy otwarte i pozwalając gospodarce działać.
Oto kilka przykładów rozwiązań technologicznych, które ułatwiłyby utrzymanie branży handlowej przy życiu. Dlaczego latem nie przygotowano się do ich zastosowania na wypadek drugiej fali pandemii? Czy galerie mogły zrobić więcej, by nie „podkładać się” rządowi?
Kamery i oprogramowanie zliczające klientów. Galerie już to mają
Dystans społeczny jest w obecnej chwili już nie tylko formą zachowawczej ochrony, a wymaganym obostrzeniem. Jak sklepy i galerie handlowe mogą usprawnić proces wpuszczania określonej liczby osób do sklepu?
Rozwiązań obecnie dostępnych na rynku jest dużo, poniżej wymienię trzy spośród nich (kamery do montażu samodzielnego oraz usługi firm zewnętrznych):
- kamery lub „optyczne czujniki wizyjne” – wykorzystują zmiany koloru pikseli w czasie rzeczywistym, pomagając w ten sposób określić ruch na danym terenie, zidentyfikować liczbę osób w pomieszczeniu. Są od dawna wykorzystywane w handlu, biurach korporacyjnych, jako forma systemu monitoringu. Koszt najprostszej kamery zaczyna się od 5oo$,
- Traf-sys – usługa skierowana stricte do sklepów i obiektów handlowych, do tej pory zbierała dane dotyczące liczby osób wchodzących do obiektu w celach statystycznych (dla mierzenia czy oferta sklepów przyciąga klientów), teraz stała się niezwykle przydatna w czasie pandemii. Firma oferuje dobór sprzętu i oprogramowania pod indywidualne preferencje klienta.
- Camlytics (Camera Analytics) – oprogramowanie, które służy do gromadzenia danych ze strumienia wideo. Obejmuje liczenie osób, samochodów, wykrywanie ruchu, tras, map cieplnych. Nie rejestruje osób w czasie rzeczywistym, ale jest cennym narzędziem, które może posłużyć do badania zachowań klientów w określonych godzinach działania sklepu.
Technologia termowizyjna, czyli wykrywanie osób potencjalnie zakażonych
Wysoka temperatura to jeden z głównych symptomów, które mówią o możliwym zakażeniu koronawirusem. Pomiar kamerą termowizyjną jest najszybszą, najmniej inwazyjną formą sprawdzania stanu zdrowia osoby, która wchodzi do sklepu.
Wykrywanie osób z podejrzeniem koronawirusa z użyciem kamer termowizyjnych jako pierwszy wykorzystał Samsung w San Francisco podczas wydarzeń, które odbywały się w pierwszych dniach pandemii. Obecnie system ten jest używany m.in. na międzynarodowych lotniskach, przejściach granicznych i powoli wprowadzany jest również do szpitali.
Jak taki pomiar wygląda w praktyce?
W zależności od rodzaju kamery mamy węższy lub szerszy zakres mierzenia temperatury. Zazwyczaj mamy możliwość ustalenia poziomu, jaki uznajemy za potencjalnie niebezpieczny. Błąd pomiaru w tego typu urządzeniach to ok. ±0.5 stopnia C. Bardziej zaawansowane modele minimalizują ryzyko błędu poprzez wykrywanie twarzy i badanie temperatury tylko z obszaru czoła, co znacząco wpływa na zminimalizowanie ryzyka błędu. Chodzi o to, że kamera mogłaby uznać za fragment naszego ciała kubek z gorącym napojem lub rozgrzany telefon komórkowy w naszej kieszeni.
Minusem jest koszt urządzenia. Takie, które nadaje się do użytku w marketach, czy galeriach handlowych, zaczyna się od 22.000 zł
Jest też śliski temat związany z polityką prywatności RODO, bardziej zaawansowane kamery badają pomiar temperatury po ówczesnym wykryciu twarzy, do tego dochodzi rejestracja naszego wizerunku na kamerze wideo.
Z ciekawostek: firma Foresight, która specjalizuje się głównie w kreowaniu innowacji (kamery termiczne, sztuczna inteligencja) dla branży motoryzacyjnej, przeprowadza obecnie prace nad systemem, który będzie umożliwiał masowe, bezdotykowe badanie w formie przesiewowej, wykrywające objawy COVID-19.
Jak mówi sam Haim Siboni, prezes Foresight „Nasze bogate doświadczenie z obrazowaniem termicznym i sztuczną inteligencją może być nieocenione, gdy zastosujemy je w rozwiązaniu do wykrywania wczesnych objawów koronawirusa”. Dopingujemy.
Prosta i szybka dezynfekcja – bramki dezynfekcyjne
To rozwiązanie, które przypadkiem zobaczyłam w jednej z warszawskich restauracji. I przyznam, że budziło duże zainteresowanie, szczególnie że zamiast bramki restauracja zdecydowała się na zakup pełnej kabiny dezynfekcyjnej.
Kabina dezynfekcyjna służy do skutecznej i nieinwazyjnej (przynajmniej fizycznie) dezynfekcji wierzchniej odzieży i odkrytych części ciała. Używa się jej m.in. w zakładach produkcyjnych i przemysłowych, centrach handlowych, jak również na otwartych przestrzeniach itp. Kabina w zależności od wybranego modelu posiada również opcję np. odkażania obuwia. Skutecznie zastępuje nużąca dezynfekcję rąk przy każdym wejściu do sklepu czy też przymus zakładania foliowych rękawiczek. Bezdotykowa dezynfekcja podobno zapewnia 90% skuteczności.
Kabiny są mobilne i zapewniają oszczędność związaną z tym, że ograniczają konieczność używania płynów dezynfekujących, rękawiczek foliowych i innych szybko zużywanych artykułów na erę pandemii.
Pewną wadą jest duży rozmiar kabiny, przed sklepami mogłyby się tworzyć kolejki ludzi. Poza tym, w niektórych sklepach jest wiele wejść i wyjść, co podnosi koszty tego elementu ochrony przed wirusem.
Jak taka kabina wygląda? Ten model poniżej został zaprojektowany przez studentów Politechniki Śląskiej, jako forma zminimalizowania ryzyka zakażeń gości odwiedzających ponownie otwarte Muzeum Auschwitz.
Bardziej mobilną opcją do zastosowania w galeriach handlowych wydaje się tzw. bramka do dezynfekcji.
Jej koszt jest znacznie tańszy niż kabiny, cena zaczyna się od 10.000 zł.
Sklepy samoobsługowe i roboty humanoidalne
W trakcie trwania pierwszej fali pandemii odnotowano gwałtowny wzrost sprzedaży w kanałach online i sprzedaży łączonej. Wiele z firm wówczas skupiło się ze wzmożoną siłą na obsłudze cyfrowych zamówień i dostaw (fizyczny sklep stał się wyłącznie punktem odbioru zamówienia). Tyle, że ten sklep może być całkiem samoobsługowy, automatyczny. Niedawno pisałam artykuł, w którym pojawił się wątek sklepów autonomicznych, jakie wprowadził np. Amazon. Podobny sklep automatyczny, bez obsługi i kas manualnych, jest już zresztą w Poznaniu (zapraszam do tekstu na „Subiektywnie o finansach”)
Mówi się również o automatycznych restauracjach fast-food oraz o robotach humanoidanych, które zastąpią m.in. kasjerów. Jak się okazało, wspomniany przeze mnie w jednym z tekstów robot „Pepper” działa już na rynku polskim.
Być może sposobem na utrzymanie działania galerii handlowych byłoby wprowadzenie robotów humanoidalnych do pomocy w obsłudze klientów. Być może przeniesienie robota na front wraz z instalacją kas samoobsługowych i skupienie się personelu na obsłudze zamówień online byłoby lekarstwem na przetrwanie galerii handlowych w dzisiejszych czasach.
„Tricks or treats” – nagradzanie osób niskiego ryzyka
Niedawno Ministerstwo Rozwoju wpadło na pomysł, żeby oznaczać klientów na podstawie statusu epidemiologicznego. Jakby miało to wyglądać? Osoba, która zachorowała i wyzdrowiała byłaby oznaczona kolorem czerwonym. Osoby, które miały kontakt z zakażonym – kolorem żółtym, a klienci bez żadnych objawów – kolorem zielonym.
Ci ostatni mogliby swobodnie korzystać z zakupów zawsze i wszędzie, nawet jeśli w sklepie znajduje się już dozwolona liczba kupujących. Oczywiście klienci z oznaczeniem żółtym i czerwonym musieliby poczekać trochę dłużej na zrobienie zakupów. Oznaczenie miało się opierać na stworzonej specjalnie aplikacji. Pomysł umarł, gdy dotarł do opinii publicznej.
W międzyczasie powstało inne, bardziej bezpieczne dla naszego komfortu urządzenie, które mogłoby nam samym pomóc kontrolować stan zdrowia – pulsoksymetr.
Jak wskazał sam Minister Zdrowia Adam Niedzielski, urządzenie to może pomóc w wykryciu pacjentów skąpo lub bezobjawowych. Można byłoby więc wpuszczać do sklepów w czasie lockdownu ludzi wyposażonych w takie urządzenie (i oczywiście zdrowych).
Co to jest pulsoksymetr i jak działa? To urządzenie zakładane na rękę, podobne do smartwatcha, które mierzy poziom natlenienia krwi. Według pomysłu ministerstwa otrzymywać je mają jednak tylko osoby z dodatnim wynikiem koronawirusa, ale przechodzące chorobę lekko lub bezobjawowo.
Pulsoksymetr ma przesyłać w czasie rzeczywistym dane do specjalnie wyznaczonego centrum monitoringu w celu kontroli stanu pacjenta i ewentualnego zagrożenia dla osób wokół niego. Urządzenie to wyświetla prawidłową wartość natlenienia krwi na poziomie 99-95, jeśli poziom ten spadnie poniżej 94, oznacza to, że musimy zgłosić się do lekarza.
Takie urządzenie możemy również zakupić we własnym zakresie i mierzyć stan swojego natlenienia dla własnego bezpieczeństwa, jak również jako forma kontroli podczas przebywania w miejscach publicznych. Pulsoksymetr kosztuje od 150 zł. Podobna funkcjonalność jest również dostępna od niedawna w zegarkach typu Huawei Band 4 i Honor Band 5.
Czytaj też: Smartfon rozpozna Covid-19 na podstawie twojego… kaszlu. Przełom w walce z wirusem?
Galerie przejdą do internetu?
Wiele sieci handlowych wprowadziło tzw. omnichanneling (wielokanałowość), i to właśnie ta strategia – możliwość działania zarówno poprzez fizyczne sklepy, jak też przez internet (oraz pozwalanie klientom na „mieszanie” tych kanałów sprzedaży) to dzisiaj tak naprawdę podstawa przetrwania.
Pandemia zmieniła i nadal zmienia handel detaliczny. Czy wrócimy do galerii handlowych? Być może, ale gdyby zastosować wszystkie nowoczesne technologie i połączyć to z noszeniem maseczek – być może nie musielibyśmy w ogóle tych sklepów opuszczać na czas lockdownu. Jeśli macie jakieś pomysły na to, jak połączyć bezpieczeństwo z utrzymaniem działania sklepów w erze pandemii – podpowiadajcie w komentarzach!
Niestety ja uważam że rząd zapłacił za narzędzie z którego nie korzysta. Moim zdaniem rząd powinien zobligować telekomy do zdalnego zainstalowania oprogramowania zintegrowanego z firmware które będzie zbierało wzajemne interakcje bluetooth pomiędzy telefonami. Na tej podstawie będą w stanie prześledzić ścieżkę zakażeń i je ucinać zawczasu stosując celowane testy i kwarantanę na czas od kontaktu do negatywnego testu. Chiny tak robią i widać efekty chociaż zapewne jak zwykle nie o wszystkim mówią. Do Chin jest aktualnie bardzo ciężko wjechać. Patrząc na przeżywalność tego wirusa na różnych powierzchniach to pezajacy lockdown będzie do czasu wprowadzenia szczepionki.