Partnerem strategicznym Homodigital.pl jest
6 sierpnia 2021

Ekonomia pompy. Jak złe modele tworzą złą rzeczywistość

Co ma wspólnego cena wersalki z Eleonem Muskiem? Znacznie więcej niż sobie wyobrażasz. Współdzielony model ekonomiczny, który nie jest widoczny gołym okiem. Po części zrodzony z patologii kryptowalut.

Co ma wspólnego cena wersalki z Eleonem Muskiem? Znacznie więcej niż sobie wyobrażasz. Współdzielony model ekonomiczny, który nie jest widoczny gołym okiem. Po części zrodzony z patologii kryptowalut. Ekonomia nie zawsze jest racjonalna.

Efekt motyla w wersalce

Ale po kolei: dlaczego ceny mebli poszły w górę? Ponieważ absolutnie poszybowała cena drewna. Dlaczego? Oficjalnie – wzrósł popyt po pandemii COVID-19. Mniej oficjalnie – ponieważ tartaki wstrzymały sprzedaż na tak długo, jak to możliwe, napędzając cenę. Więc można zadać pytanie inaczej – czy są jakieś jasne przesłanki natury ekonomicznej do tego, żeby cena drewna wzrosła o kilkaset procent? Takimi mogło być np. spłonięcie ogromnej ilości lasów na świecie. Masowe wymarcie drwali. Bankructwo światowych koncernów zajmujących się wycinką. Nic takiego się nie wydarzyło.

Model jest prosty – irracjonalne podniesienie ceny w jak najkrótszym czasie w celu wygenerowania jak największego zysku. Oczywiście, narracja wiodąca będzie się opierała o nieprzewidzialne wzrosty sprzedaży. Zupełnie, jak byśmy byli w pierwszym roku ekonomii wolnego handlu i się uczyli, co jest z czym powiązane. Do tego, co chwila bylibyśmy zaskakiwani zachowaniem rynku. 200 lat temu to było możliwe, teraz jesteśmy w dobrze zaprojektowanej i wymodelowanej rzeczywistości.

Jeśli dalej pójdziemy w tym kierunku w ciągu kilku kolejnych lat będziemy zaskakiwani z miesiąca na miesiąc cenami towarów. Te będą szybować niebotycznie do góry… ale na krótko. Wzrosty cen po kilkaset procent, czy w niektórych przypadkach kilka tysięcy procent już dzisiaj nikogo nie dziwią. Dlaczego? Bo można. Bo ekonomia zaczyna być irracjonalna i odrywać się od filarów, na których stała. Nie bez powodu też się szuka innych modeli ekonomicznych – o czym pisał Rafał Pikuła tutaj.

Rynek krypto – kopalnia złych modeli

Jeśli inwestowałeś kiedykolwiek w akcje spółek notowanych na giełdzie, to mniej więcej wiesz jak działa ogólna matematyka inwestycyjna. Na niej świat bazował do tej pory i miał się nieźle. Jeśli dana spółka realizowała lepsze wyniki, jej kurs wzrastał. Nikt tu nie wierzy na słowo, potrzebne do tego są oczywiście raporty, wyniki finansowe sprawdzone przez wielu niezależnych audytorów. Jeśli przyszłoby ci do głowy kreatywnie popracować nad liczbami, zwyczajnie popełniałeś przestępstwo.

Kapitalizacja giełdowa danej spółki zawsze była bezpośrednio powiązana z wynikiem sprzedaży i wartością aktyw przedsiębiorstwa. Czasami wyceny zawodziły – jak w przypadku bańki dotcomów z 2001 roku. Ale poza tym to całkiem proste równanie. Dzięki temu świat inwestycyjny był racjonalny. Nie było sytuacji, kiedy kapitalizacja małej spółki sprzedającej np. ogniwa fotowoltaiczne była większa niż międzynarodowej spółki technologicznej. Albo całej branży motoryzacyjnej na świecie. A to jest chleb powszedni w świecie krypto.

No właśnie – na rynku krypto – walut jest zupełnie inaczej, jest dużo fajniej dla miliarderów. Brak regulacji, czy jak wolimy to nazywać pełna decentralizacja, pozwalają na czynienie rzeczy, przed którymi do tej pory byliśmy chronieni prawnie w tym starym świecie. A ten rynek, jak doskonale pokazał Eleon Musk, jest znacznie bardziej podatny na majstrowanie przy nim niż giełdy. Dla przypomnienia – za próby wpływu na kurs notowania Tesli na giełdzie papierów właściciel Tesli (w identyczny sposób nomen omen) miał sporo problemów prawnych.

No mens land

Tutaj problemów prawnych mieć nie można, bo w krypto nie ma regulacji. Do tego pełna decentralizacja. Nikt nie wie co ona tak na prawdę oznacza. Niezrozumiałym jest także to, jak świat krypto rozumie decentralizację. Bo owszem, waluta należy do wszystkich, ale wszyscy też są w kieszeni jednego faceta, a konkretnie jednego tweeta. To brzmi jak największa centralizacja w historii aktywów. Do tego, każdy też przecierał oczy ze zdumienia, że kurs Bitcoina był właściwie w momencie spadku odwzorowany jeden do jeden przez wszystkie inne coiny dostępne na giełdach.

Te na innych protokołach, zasadach, wyliczeniach, wzorach – jak jeden, co do joty – kopiowały kurs spadkowy rysując te same śliczne wykresy. To trochę tak, jakby Titanic był spięty linkami z każdym innym statkiem na morzu. Dziwna historia, ale wydarzyła się naprawdę. Część osób od tego momentu zaczęła się drapać po głowie i mówić: „no dobra, plus minus nam nie wyszło. Trzeba jeszcze 10 lat, żeby krypto stało się nieco pewniejszym środkiem wymiany”. Ale to były marginalne głosy, głównie osób związanych z tokenami. Internet w tym momencie przyjął kontrę i absolutnie oszalał podążając na pełnym gazie w kierunku ślepej uliczki. W sumie też nic nowego.

Problem pojawił się w innym miejscu. Właściciel Tesli przetarł pewien szlak w myśleniu. A ono wygląda tak: zróbmy coś z niczego i zaróbmy. Nowe tokeny więc nie muszą spełniać żadnych kryteriów, aby ich kurs poszybował w kosmos. Zwyczajnie na chwilę możemy się umówić – że nadmuchamy balonik, który sobie za dwa dni pęknie. Ktoś straci, ktoś zyska. Jak się załapiesz, zarobisz kilka tysięcy procent, jak nie – wypatruj innych baloników. Społeczność dość uporczywie więc wypatruje kolejnych DogeCoinów. Pomijając oczywiście fakt, że współtwórca DogeCoina, Jackson Palmer w wywiadach mówi – że zrezygnował z udziału w całym przedsięwzięciu. Bo po pierwsze token powstał do zabawy, nic za sobą nie niósł. A po drugie – jak powiedział w wywiadzie dla Forbesa – jest przekonany, że kryptowaluty są zabawkami dla miliarderów. A oni stale wpływają na ich kurs.

Miało być inaczej – wyszło jak zwykle

Wielu założycieli tokenów, które miały rewolucjonizować świat powiedziało to samo co Palmer. Rynek jest pełen manipulacji i absolutnie zgubił swoją pierwotną idee.

Manipulacja na wysokim poziomie odbywa się za pośrednictwem social mediów lub środków inwestycyjnych. Czasami wystarczy znaczny przelew tokenów na giełdę. Powiedzmy w przedziale 200-300 milionów dolarów, aby kurs zaczął szybować, a to się dzieje nagminnie. Jak to wytłumaczyć?

Wyobraź sobie, że prowadzisz restaurację w Sosnowcu, o której nikt nie słyszał. Pewnego dnia Beyonce pisze tweeta, że warto zrobić sieć z twojej knajpki i to właśnie rozważa. Możesz być pewnym, że plus minus milion nowych klientów się rzuci na rezerwację u ciebie. Zanim się wszyscy połapią, że Beyonce miała tam udziały. Ale już sprzedała. I już nie rozważa sieci. Proste? Proste, tam piętrzy się gotówka, tutaj zgaga.

Złe modele stworzyły toksyczne środowisko? Czy na odwrót?

Moglibyśmy się martwić o stan inwestycyjny rynku kryptowalut dla przeciętnego Kowalskiego. Że nie ma to pokrycia w wartości, że to jest czysta spekulacja, zabawa dla pomnażania pieniędzy. Szybko okazało się, że powtarzanie mechanizmów dmuchania baloników z niczego, stanie się nowym modelem krypto inwestycji. Powstają setki nowych tokenów opartych dokładnie o nic. Tylko po to, aby któregoś dnia z kursu 0,00000001 dolara wskoczyć o kilka przecinków bliżej. A później już prosto w przepaść.

Zresztą społeczność Reddita pokazała na przykładzie GameStop, że w jedności siła. Zastosowano mechanizm ten sam, jaki wybierają miliarderzy spekulanci. Teraz znalezienie grupy, która umawia się zrobienie pompy na wybranej kryptowalucie nie powinno ci zająć więcej niż kwadrans. Dwie pompy dziennie, od 20 do 80 procent i można liczyć swoje zyski. Każdy może zostać Eleonem Muskiem. Brzmi to całkiem nieźle.

Ten model inwestycyjny – krótki atak na notowanie, w celu maksymalizacji zysków, za chwilę stanie się modelem wiodącym współczesnej ekonomii. Ceny drzewa przez kilka miesięcy wzrosły o kilkaset procent. Ceny niektórych materiałów drewnopodobnych poszły miejscami o kilka tysięcy procent. Daleko nie szukać – to samo się stało z kontenerami. Jaka jest korelacja? Co się stało? Czemu? No więc nic się nie stało, ekonomia opiera się o wielkich producentów światowych i fundusze mające pakiety kontrolne w przemyśle. Miejscami – jak się okazuje, można nadmuchać balonik – na chwilę.

Wymień analityka na jutubera, dalej będzie już z górki

Krypto w zakresie analiz społecznościowych jest na poziomie materiałów z Tik-Toka o przepływie energii przez czakry podczas słuchania zakazanych częstotliwości. Rynek kryptowalut sam w sobie to pierwszy prawdziwie internetowy wynalazek będący kopią kondycji internetu. Śmiało można powiedzieć, że 98-99% kanałów YouTube, grup na Telegramie to część śmieciowego ekosystemu. Za 200-400 dolarów dostaniesz dowolną pozytywną recenzję swojego tokenu. Za 10 000 dolarów wprowadzisz swój token na jedną z giełd. Ta za dopłatą z przyjemnością założy mnożnik na dziennym wolumenie – taki, jaki potrzebujesz.

O ile jeszcze w przypadku czasów, kiedy ICO miało znaczenie – można było zweryfikować cokolwiek, o tyle, teraz, po tym co się wydarzyło na tak zwanych shitcoinach – możesz zrobić co chcesz. Wynająć osoby do zespołu do Twojego projektu za kilkaset dolarów, zamówić teksty, opinie. Cały wkład, który będzie potrzebny, żebyś spokojnie okradł z pieniędzy kolejnych domowych inwestorów. Nikt niczego nie sprawdza. Nikt nie zadaje pytań. Oczywiście, są jakieś rankingi, serwisy tematyczne, które przykładają nieco więcej uwagi na pisanie recenzji nowych projektów. Koniec końców są też tylko droże w zakresie obsługi – zwiększ budżet do 20-30 tysięcy dolarów i po problemie.

Ekonomia bzdur. Co dzisiaj w górę, co w dół?

To co się teraz dzieje na rynku krypto, w świecie jaki znamy jest karalne. Tam jest legalne przez brak regulacji. W porządku – zdecentralizowany system jest ciekawą opcją – ale po raz kolejny dochodzimy do tego samego miejsca – auto regulacja nie istnieje. Istnieje nieposkromiona chęć zarobienia pieniędzy w jak najkrótszym czasie kosztem innych. Widzimy jak przy ogromnych pieniądzach ten ekosystem wpływa na inne. My kopiujemy te wzorce. Miejmy jasność: nie bronię banków, funduszy inwestycyjnych; wszystkie mają swoje na sumieniu. Świat, który miał się wytworzyć jako alternatywa dla agresywnego kapitalizmu, stał się jego kopią do potęgi. Znowu nie chodzi o to, abyśmy nie byli okradani, chodzi o to, abyśmy my kradli. Ot cała filozofia.

Modele ekonomiczne jakie znamy, przy takim rozwarstwieniu, przestają działać. Zbyt duże środki ulokowane w zbyt małej grupie inwestorów poza wszelką kontrolą. Za duże sieci handlowe, za duże koncerny międzynarodowe. Zbyt duża globalizacja i nazbyt połączony system naczyń. Kapitalizm się coraz mniej sprawdza. A przed nami – coś czuję – nadchodzi nawałnica.

Tagi:
Home Strona główna Subiektywnie o finansach
Skip to content email-icon