Coraz głośniej słychać hasło „bank jak Netflix”. O szczegółach śledztwa czy bank może być jak platforma VOD przeczytacie więcej w na Subiektywnie o finansach w artykule Maciej Bednarka. Jednak jeśli ktoś posługuje się hasłem „jesteśmy jak”, to niech to będzie „jak” a nie „jak (prawie)” – bo jak wiemy „prawie robi wielką różnicę”. Przecież można powiedzieć, że Fiat 126 p był jak Ferrari (prawie). Miały przecież wiele wspólnego: silnik, kierownica, koła, mało miejsca na bagaż. I czas oczekiwania.
Czego pragną klienci (banku)
Zastanawialiście się czego pragniecie jako klienci banku? Pieniędzy, pieniędzy i jeszcze … pieniędzy. Nigel Percy w „Marketing. Strategiczna reorientacja firmy” stwierdził, że klienci banku właściwie potrzebują trzech usług od banku: konta dla swoich pieniędzy, możliwości ich pomnożenia i wzięcia kredytu. I tyle. Według Percy’ego banki mają więc trzy produkty. Reszta to warianty, mniej lub bardziej rozbudowane i skomplikowane. Autor „Marketingu…” opisuje też ciekawy przypadek, że gdy klient zmieniał bank, to doradca z tego nowego banku dzwonił do jego obecnego doradcy i pytał się co z tym klientem jest nie tak.
Bankowanie przez telefon – dla każdego
Postawię dosyć obrazoburczą tezę, że moim zdaniem ostatnia istotna zmiana w bankowości odbyła się dzięki wynalezieniu telefonu. A właściwie wprowadzeniem call center. Od tego czasu można powiedzieć obsługa klienta stawała się coraz bardziej niezależna od oddziału. Zresztą w Polsce, to był moment startu takich banków jak Lukas Bank czy Handlobank. Przez telefon można było założyć konto, wnioskować o kredyt czy zlecić założenie depozytu. A przy pomocy IVR zrealizować zdefiniowane przelewy. Dzwonisz i już. Potem pojawił się internet i coraz większe możliwości obsługi klient w tzw. kanale zdalnym.
Internet naszedł, ale nie od razu z sukcesem
W 1998 roku pojawił się egg.com, uznawany za pierwszy bezoddziałowy bank. Niestety było to za wcześnie. Ten bank spotkał się przede wszystkim z brakiem zaufania ze strony klientów, którzy nie wierzyli że może być bank bez „marmurowych” oddziałów. Wątpili w istnienie banku bez fizycznych doradców, z którymi się można spotkać i porozmawiać. Głównie na zachodzie Europy, gdzie właściwie każdą decyzję dotyczące swoich finansów klient konsultował z doradcą w oddziale banku.
Jednak przed bankowością elektroniczną nie było już ucieczki. Właściwie można powiedzieć, że „rozniosły” ją klasyczne banki, które chciały zapobiec potencjalnej ucieczce klientów do e-Banków (czym skutecznie straszyli tzw. konsultanci).
Na początku elektroniczna to była tak w 50%. W wielu przypadkach, to co klient robił na swoim komputerze, sztab ludzi przepisywał do bankowych systemów. A potem i tak jeszcze trzeba było drukować, aby być „zgodnym”. Taka „bankowość elektroniczna wspomagana” – oparta na systemie „człowiek inside.”
W Polsce w tamtych czasach startowało kilka e-banków. Mnie najbardziej zapadł w pamięci bank Inteligo. Nie ukrywam, że byłem pod wrażenie tzw. onboardingu. Bank bez oddziałów, tylko w Internecie. Umowa konta dostarczana do podpisu przez kuriera. Estetyczna i funkcjonalność tzw. bankowość internetowa. Tylko Internet nie nadążał (o tych czasach ciekawie pisze Marcin Ledworowski).
Appki, nowe appki, jeszcze szybsze appki
A potem kolejna ewolucja, czyli pojawiły się smartfony. I właściwie całe bankowanie (albo prawie) przeniosło się na ekran małego urządzenia. Od tego czasu właściwie trwa tylko wyścig, kto da w smartfonie więcej i szybciej. Właściwie z dnia na dzień pojawiają się pojawiają się nowe banki i fintechy, które krzyczą do nas, że one są bez oddziałów i są super, i całodobowe, i przyjazne, i konkurencje, i … tak dalej. A i jeszcze za darmo (prawie). I kuszą metalowymi kartami. Mamy ich używać jako broń, jak ninja?
Stare banki próbują przeżyć, przetransformować swoją sieć oddziałów którą mają z różnych powodów. Czasami wynika to tylko z tego, że posiadają jeszcze jakiś majątek w postaci placówek i to są budynki, z którymi coś muszą zrobić. Gdzie indziej to regulacje danego kraju, które powodują że nie jest łatwo zamknąć takie placówki.
Albo są to pewno przyzwyczajenia klientów, czyli element dotyczący zaufania. Pewność klienta, że bank istnieje, bo ma oddział. Nawet taki, w którym jest więcej technologii niż ludzi. W tej nowoczesnej bankowości mamy coraz więcej różnego rodzaju botów i automatyzacji. Ta technologia ma lepiej obsługiwać tego klienta, ale też służy optymalizacji kosztów funkcjonowania: co jest normalne w prowadzenie każdego biznesu. A w końcu bankowość to jest biznes.
Bank jak …Netflix. Czyli jaki?
Czy klienci faktycznie potrzebują banku jak Netflix? Co to zresztą ma znaczyć? Dla każdego to może być coś innego. Dla mnie, że w dowolnym momencie robię stop i nie korzystam. I nie płacę. Może dla ciebie, że oferta jest tak szeroka, że aż nie wiadomo z czego korzystać. Dla innych, że można współdzielić i jeszcze udostępniać komuś na jakiś czas. Bo przecież, że jest 24h na 7 dni przez 365 dni to już jest. I z każdego miejsca na świecie też.
Dla mnie bank to jednak zaufanie. I jakaś gwarancja, że moje pieniądze nie „wykasują się” z dnia na dzień. I bezpieczeństwo. A wszystko to nie może być za darmo. Bo w życiu nie ma nic za darmo. Za wszystko przyjdzie zapłacić. Prędzej czy później. Dlatego może potrzebny jest bank, który przestanie stosować „haczyki” a zacznie być przewidywalnym partnerem w długim okresie czasu.
Pan autor jawi się tu jako człowiek, który oszczędza czas bo ma w domu fax :). Tymczasem DeFi już tu, a za rogiem RealFi. Ing już bada grunt. Inne banki dołączą, albo zaczna przepraszać udziałowców za spadki.
Słabą obecnie stroną DeFi jest także fakt, iż system ten jest wciąż w fazie rozwojowej, co naraża go na ataki oszustów, a w przypadku wystąpienia problemów związanych z jego funkcjonowaniem bądź w sytuacji utraty środków poszkodowany nie ma do kogo skierować swych roszczeń.
P.S. Docinki z faxem nie zrozumiałem – ale pewnie dlatego, że nigdy nie miałem go w domu 😉
Compound, jeden z największych decentralizowanych „programów” finansowych działa od 2020. Umożliwia kredytodawstwo i biorstwo, człowiek do czlowieka (peer2peer). Na ten moment ~9.8 miliardów USD w środkach zdeponowanych (TVL). Jedyny problem w jego historii powstał z powodu korzystania ze scentralizowanego (zamiast decentralizowanego) źródła wiedzy o cenie stabilnej waluty – DAI. DeFi dziś to ponad 80 miliardów USD (za https://defipulse.com/) powierzonych inteligentnym, transparentnym i zabezpieczonym przed manipulacjom kontraktom. Powierzonych i przetwarzanych szybko, stale i bez licznych i ukrytych opłat czy prowizji. Wszystko to oparte o język programowania Solidity (w sieci Ethereum), który jest ledwie prekursorem bezpieczeństwa, które oferuje Plutus (sieci Cardano). Tak, decentralizowane w naturze działanie wymyka się naszej intuicji. Pisząc te słowa widzę że i mówie rodzimej (stawkowanie ADA w basenach stawki daje ~5% rocznego zwrotu :D). A przecież DAO torują drogę dla rządzów bez rządów (Project Catalyst). NFT redefiniują pojecie i utylitarność sztuki (Theos.fi). Stablecoiny w DeFi pokazują, że bezpieczny (trustless) świat nie ma granic, a banki monopolu na usługi finansowe. Przyszłość jest zdecentralizowana i nadchodzi znacznie, znacznie szybciej niż sądzimy.
Docinkę o dinozaurze z fax’em proszę wybaczyć – strach w obliczu zmiany dobrze wygląda jedynie żartem odziany ;).
Nie rozumiem w pełni odpowiedzi, pójdę zobaczyć czy gdzieś jest faks 🙂
Faktem jest, że to co się dzieje w bankowości to „tradycyjna bankowość w nowoczesnym wykonaniu”. Tak więc jest zmiana ewolucyjna. Może to o czym piszesz, to rewolucja. Pytanie jak powinno się wynagradzać dbających o to, aby nasze środki dobrze pracowały i były dobrze chronione.